27 października 2012

krzyk. . .

Zbudził się oblany potem z sercem w krtani. Zrazu nie mógł się zorientować gdzie jest. Ciemność go zewsząd ogarniała. Cisza była, lecz w nim samym kotłował się i rwał zdławiony chrypliwy krzyk. Słyszał go tak wyraźnie, jakby obok w głębi mroku krzyczał człowiek. Usiadł i głowę pełną jątrzącego wrzasku ścisnął dłońmi, lecz krzyk nie ścichł, skowyczał pod czaszką; cała ciemność nim szczekała. Mocniej, aż do bólu ścisnął czoło. Skronie miał zlepione chłodnym potem, dłonie również zimne i lepkie. Przejmujący dreszcz zatrząsł nim od wewnątrz. Odruchowo poszukał obok siebie nakrycia. Poczuł pod palcami najpierw sztywność świeżego prześcieradła, dalej jedwab kołdry. Naciągnął ją na ramiona, i w tym dopiero momencie zdał sobie sprawę, że jest w domu.(...) Na stoliku nocnym kołatał budzik. Teraz go dopiero usłyszał. Przez moment ogarnęło go zdumienie. Jakiż spokój mógł być większy; noc, uśpiony dom(...), zegar cyka. Oto czas się nagle cofnął i zatrzymał wśród jakiejś bardzo odległej, zagubionej godziny. Nieraz się tak zdarzało, że obudzony w środku nocy nie starał się zasnąć natychmiast, lubił tę chwilę samotności niemającej nic z osamotnienia.(...) Wniknął w mrok jak w bezgłośną pustkę, przestał nagle drżeć. O niczym nie myślał. Oparł głowę o podkurczone kolana. Spokój, cisza. Wtem drgnął, ktoś w ciemnościach krzyknął. Wyprostował się i cały się zamienił w słuch. Koło domu rozległ się ten głos, na ulicy. Zrazu wydało mu się, że się przesłyszał. Po chwili się zorientował - to w nim na pewno czaił się i wzrastał ten krzyk.

Jerzy Andrzejewski (fragment powieści Popiół i diament, 1947)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz