12 maja 2020

a jeden dzień był szczególnie straszny. . .

[środa 1958] Były to dni deszczowe i wietrzne, z okna widać było szczyt górski rozszarpany chmurami, czy też chmury rozszarpane szczytem. A jeden dzień był szczególnie straszny — nastał po całonocnej ulewie, niepodobny prawie do dnia, przemieniony w wodę, zimno, mgłę, wiatry i białą, wilgotną ciemność — ciągle widziałem przez okno jedno drzewo, które ociekało, zasnute, zamazane, niewyraźne, a wciąż tak samo ociekające i nudne... Tego dnia neurasteniczna rozpacz moja osiągnęła takie natężenie, że gdybym miał pod ręką jakiś sposób na śmierć gładką, kto wie czybym siebie nie zlikwidował. Wiedziałem, że choroba jest poza mną — ale wiedziałem,że zdrowie moje jest okropniejsze od choroby — doszedłem do stanu, w którym zdrowie jest nie mniej wstrętne, wstrętniejsze nawet, bo potwierdza istnienie już zakażone śmiercią i skazane.

Witold Gombrowicz (Dziennik 1961-1966)