14 września 2011

odwet pozorów. . .

Kamień, odrzucony przy budowie domu,
stanie się kamieniem węgielnym
jeszcze wspanialszego przedsięwzięcia.

Niesforny student wydalony z uczelni,
leniwy, choć żywy jak iskra,
stanie się wielkim wynalazcą.

Niezdolny do służby wojskowej marzyciel
stworzy własną, wielką armię
i podbije wiele narodów.

Mierny poeta, którego wierszy
nikt nie chciał drukować,
zostanie wieszczem.

Rady, jakich udzielał nieznany włóczęga,
pozostaną tymi zbawiennymi
w pamięci potomnych.

Człowiek, którym pogardzano,
stanie na czele narodu,
a jego słowa będą jak balsam na ranę.

To, co uważano za nierealne,
stanie się rzeczywiste,
i taki jest właśnie odwet pozorów.

                                             Jan Rybowicz

12 września 2011

albatros. . .

Czasami dla zabawy uda się załodze
Pochwycić albatrosa, co śladem okrętu
Polatuje, bezwiednie towarzysząc w drodze,
Która wiedzie przez fale gorzkiego odmętu.

Ptaki dalekolotne, albatrosy białe,
Osaczone, niezdarne, zhańbione głęboko,
Opuszczają bezradnie swe skrzydła wspaniałe
I jak wiosła zbyt ciężkie po pokładzie wloką

O jakiż jesteś marny, jaki szpetny z bliska,
Ty, niegdyś piękny w locie, wysoko, daleko!
Ktoś ci fajką w dziób stuka, ktoś dla pośmiewiska
Przedrzeźnia twe podrygi, skrzydlaty kaleko!

Poeta jest podobny księciu na obłoku,
Który brata się z burzą, a szydzi z łucznika;
Lecz spędzony na ziemię i szczuty co kroku
Wiecznie się o swe skrzydła olbrzymie potyka

                                                                Charles Baudelaire
                                                                tłum. Wisława Szymborska


11 września 2011

fotografia z 11 września. . .

Skoczyli z płonących pięter w dół
- jeden, dwóch, jeszcze kilku
wyżej, niżej.
Fotografia powstrzymała ich przy życiu,
a teraz przechowuje
nad ziemią ku ziemi.
Każdy to jeszcze całość
z osobistą twarzą
i krwią dobrze ukrytą.
Jest dosyć czasu,
żeby rozwiały się włosy,
a z kieszeni wypadły
klucze, drobne pieniądze.
Są ciągle jeszcze w zasięgu powietrza,
w obrębie miejsc,
które się właśnie otwarły.
Tylko dwie rzeczy mogę dla nich zrobić
- opisać ten lot
i nie dodawać ostatniego zdania.

                            Wisława Szymborska (z tomu Chwila, 2003)

10 września 2011

samobójca. . .

Nie zostanie wśród nocy ani jedna gwiazda.
Nie zostanie noc.
Umrę, a wraz ze mną cały ciężar
nie dającego się znieść wszechświata.
Unicestwię piramidy, stare monety,
kontynenty i twarze.
Unicestwię pokłady przeszłości.
Obrócę w proch historię, w pył obrócę pył.
Patrzę na ostatni zachód słońca.
Słucham ostatniego ptaka.
Zapisuję nicość – nikomu.

                             Jorge Luis Borges


 

06 września 2011

chrystus na krzyżu. . .

Chrystus na krzyżu. Stopy tuż nad ziemią.
Trzy krzyże drewniane, jednako wysokie.
Chrystus to nie ten w środku, lecz trzeci.
Z czarną brodą zwieszoną nad piersią.
Ta twarz nie ma rysów znanych z rycin.
Jest ostra i żydowska. Nigdy nie widzianej
będę szukał niestrudzenie, aż do ostatniego
dnia moich kroków na ziemi.
Umęczony cierpi bez słowa.
Kaleczy go cierniowa korona.
Nie dosięgają go szyderstwa tłumu,
który patrzył już tyle razy, jak umiera.
On, albo ktoś inny. Cóż to za różnica.
Chrystus na krzyżu. Bezładnie
myśli o królestwie, co może nań czeka,
myśli o kobiecie, która nie była jego.
Nie dane jest mu poznać teologię,
niepojętą Trójcę, gnostyków,
katedry, brzytwę Ockhama,
purpurę, mitrę i liturgie,
nawrócenie mieczem Guthruma,
Inkwizycję, krew męczenników,
srogie krucjaty i Joannę d'Arc,
Watykan, który błogosławi armie.
Wie, że nie jest bogiem, lecz człowiekiem
konającym o zmierzchu. I nie to go nęka.
Nęka go ostre żelazo tych gwoździ.
Nie jest Rzymianinem. Ani Grekiem. Jęczy.
Pozostawił nam pełne blasku metafory
i doktrynę o przebaczeniu, które może
wymazać przeszłość (tę sentencję
zapisał pewien Irlandczyk w więzieniu).
Dusza pośpiesznie zbliża się do kresu.
Ściemniło się nieco. Właśnie skonał.
Mucha łazi po spokojnym już ciele.
I cóż przyjdzie mi z tego, że ów człowiek
tyle wycierpiał, gdy ja cierpię teraz?

                                          Jorge Luis Borges


 

francesca. . .

Weszłaś prosto z nocy
I miałas w dłoniach kwiaty,
Teraz przyjdziesz z ludzkiego zamętu,
Ze zgiełku słów mówionych o tobie.

Mnie,co widziałem cie wsród rzeczy pierwszych,
Gniew ogarniał,gdy wymawiano twe imię
W miejscach pospolitych.
Chciałbym,żeby chłodne fale opłynęły mój umysł,
I żeby świat usechł jak zwiedły liść
Bym cie znów mógł odnaleźć -
Samą.

                               Ezra Weston Loomis Pound
 
 

05 września 2011

poeci nie zjawiają się przypadkiem. . .

Poeci nie zjawiają się przypadkiem
Z niebieskich do nas przybywają stron
Na zawsze niezgłębioną jest zagadką
Dlaczego z nami los swój dzielić chcą
W źrenicach tych posłańców prosto z nieba
Istnienia smutek i marzenia blask
W chaosie ziemskich spraw ich serca wiecznie płoną dając znak
Tym którzy zabłądzili w mgle

Odchodzą tak jak przyszli niespodzianie
Zbyt prędko wypełniają się ich dni
I znów na długo zostajemy sami
Być może trochę lepsi dzięki nim
Bezbronni, samotni w naszym świecie
Tak, jakby niepotrzebni byli już
Odchodzą komedianci, muzykanci i poeci
Sternicy zagubionych naszych dusz

Ich pieśni ptaki w lasach wciąż śpiewają
I wieniec ziół rozsiewa po nich wiatr
Odchodzą stąd, lecz nie, nie umierają
Sumieniem naszym niespokojnym są 
 
                                                           n/n
 
wyk. E. G.