Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
31 stycznia 2016
słabość do zwierząt faworytów. . .
Aby pocieszyć Agryppinillę, ofiarowałem jej w kilka dni później bardzo cenny
prezent, białego jak śnieg słowika. Był to pierwszy okaz tego rodzaju. Narcyz chcąc ją
przeprosić za swe szorstkie słowa ofiarował jej gadającego kosa. Kos wymawiał słowa równie
dobrze jak papuga, a słowik śpiewał nie gorzej niż jego brunatni krewniacy. Agryppinilla nie
ukrywała zadowolenia. Mówiąc nawiasem, rodzina nasza miała zawsze słabość do zwierząt
faworytów. August miał swego psa Tyfona, Tyberiusz swego jaszczura, Kaligula konia
Incitata, siostra moja Liwilla hodowała złośliwą i lubiącą kraść małpkę, Germanik miał
czarną wiewiórkę, a matka moja ulubionego wielkiego karpia. Karp ten nazywał się Lewiatan
i na wołanie przypływał ze swego schronienia wśród lilii wodnych, dawał się matce karmić i
głaskać. Dostała go w prezencie od Heroda Agryppy, który ofiarowując tę rybę przyczepił jej
do skrzeli wysadzane klejnotami kolczyki. Matka twierdziła, że karp rozmawia z nią,
otwierając i zamykając pyszczek, i że ona doskonale rozumie, co jej chce powiedzieć. Nie
miałem nigdy żadnego tego rodzaju faworyta. Uważałem, że w takich wypadkach zawsze się
więcej daje, niż otrzymuje, i że człowiek mimo woli skłonny jest uważać takie zwierzę za
bardziej przywiązane i inteligentne, niż jest w rzeczywistości.
o zgodę między filozofami. . .
Łatwiej o zgodę między filozofami niż między zegarami.
Tiberius Claudius Caesar Augustus Germanicus
Tiberius Claudius Caesar Augustus Germanicus
miłuję wolność, tyranii nienawidzę. . .
Miłuję wolność, tyranii nienawidzę,
Zawszem był dobrym rzymskim patriotą,
A Rzymu duch jest duchem republiki.
Jestem - ironio losu! - cesarzem
I władzą dzisiaj sprawuję monarszą.
Od trzech pokoleń nie ma republiki.
W domowych wojnach sczezła republika.
August wprowadził monarchiczny ustrój.
Ustrój, co miał być złem tylko przejściowym.
August już nie mógł złożyć później władzy.
W myślach Augusta zwałem hipokrytą
I pozostałem republikaninem.
Tyberiusz został cesarzem. Wbrew woli?
Czy bał się, aby wróg nie schwycił władzy?
Może go Liwia do rządów zmusiła?
Za jego rządów żyłem na uboczu,
Krwiożerczym dla mnie mój stryj był tyranem
I pozostałem republikaninem.
Wtem Kaligula czyni mnie konsulem.
Pragnąłem tylko do ksiąg swych powrócić.
Z despotów wschodnich brał wzór Kaligula.
że byłem dobrym rzymskim patriotą,
Więc powinienem zabić Kaligulę.
A grałem błazna, by ocalić skórę.
Kasjusz - ten może i był patriotą.
Złamał przysięgę, zabił Kaligulę.
Przynajmniej pragnął wskrzesić republikę.
Nie przywrócono rzeczypospolitej.
Nowego tylko wybrano cesarza,
Był nim Tyberiusz Klaudiusz - ja byłem.
Gdybym odmówił, zabito by mnie.
Odmową wojnę wznieciłbym domową.
Było to tylko koniecznością chwili.
Skazałem na śmierć Kasjusza Chereę,
Nie mogłem władzy raz przyjętej złożyć,
Zostałem drugim Augustem.
Jak August, ciężko, ciężko pracowałem,
Jak August, państwom wzmocnił i rozszerzył,
Jak August, byłem absolutnym władcą.
Świadomie nigdym nie był hipokrytą.
Łudziłem się, że działam w dobrej myśli,
W tym roku chciałem wskrzesić republikę.
Augusta pokonała hańba Julii.
“Obym bezżenny umarł i bezdzietny!”
A Messalina była karą dla mnie.
Trza było raczej paść niżeli rządzić.
I raczej umrzeć niźli słuchać namów.
W najlepszych chęciach zostałem tyranem.
Na Messaliny podłość byłem ślepy,
W moim imieniu niewinnych traciła.
Wszak nieświadomość zbrodni nie tłumaczy.
Lecz czyż ja jeden tylko byłem winny?
Czyli nie zgrzeszył równie cały naród,
Co o cesarską mą zabiegał łaskę?
Jeśli szlachetny plan wprowadzę w życie,
Jeżeli wskrzeszę teraz republikę,
Czyż rzeczywiście Rzym mi będzie wdzięczny?
“Wiesz, jak to jest, gdy mowa o wolności.
Wszystko się wtedy zda cudownie proste.
I wszystkie bramy zdają się otwarte.”
Z wyjątkiem tych, co sami pragną rządzić
Zadowoleni są wszyscy z mych rządów.
Nikt nie chce wskrzesić rzeczypospolitej.
O, jakąż słuszność miał Azyniusz Pollion:
“Musi być gorzej, nim może być lepiej.”
Postanowiłem, że wyrzeknę się planu.
żaby w sadzawce chciały raz mieć króla.
Jowisz im przeto zesłał króla Kija.
Byłem tak ślepy i głuchy jak patyk.
żaby w sadzawce chciały znów mieć króla.
Jowisz im zesłał tym razem bociana.
Zbyt krótko żył bociani Kaligula.
A jam był zbytnio dobry i łaskawy.
Ja naprawiłem błędy poprzedników
I pogodziłem Rzym i świat z monarchią.
Rzym musi znów się korzyć przed Cezarem
Szalonym, krwawym, kapryśnym, rozpustnym.
Król musi znowu być bocianim królem.
Ziem zrobił ostrze stępiając tyranii,
Pomyłka moja wymaga naprawy,
Gwałtownych środków gwałtowne zło żąda.
Lecz jam jest przecie starym królem Kijem,
Pływam bezwładnie po wodzie sadzawki,
Niech muł jad swojej zgnilizny wyzionie
Tiberius Claudius Caesar Augustus Germanicus
Zawszem był dobrym rzymskim patriotą,
A Rzymu duch jest duchem republiki.
Jestem - ironio losu! - cesarzem
I władzą dzisiaj sprawuję monarszą.
Od trzech pokoleń nie ma republiki.
W domowych wojnach sczezła republika.
August wprowadził monarchiczny ustrój.
Ustrój, co miał być złem tylko przejściowym.
August już nie mógł złożyć później władzy.
W myślach Augusta zwałem hipokrytą
I pozostałem republikaninem.
Tyberiusz został cesarzem. Wbrew woli?
Czy bał się, aby wróg nie schwycił władzy?
Może go Liwia do rządów zmusiła?
Za jego rządów żyłem na uboczu,
Krwiożerczym dla mnie mój stryj był tyranem
I pozostałem republikaninem.
Wtem Kaligula czyni mnie konsulem.
Pragnąłem tylko do ksiąg swych powrócić.
Z despotów wschodnich brał wzór Kaligula.
że byłem dobrym rzymskim patriotą,
Więc powinienem zabić Kaligulę.
A grałem błazna, by ocalić skórę.
Kasjusz - ten może i był patriotą.
Złamał przysięgę, zabił Kaligulę.
Przynajmniej pragnął wskrzesić republikę.
Nie przywrócono rzeczypospolitej.
Nowego tylko wybrano cesarza,
Był nim Tyberiusz Klaudiusz - ja byłem.
Gdybym odmówił, zabito by mnie.
Odmową wojnę wznieciłbym domową.
Było to tylko koniecznością chwili.
Skazałem na śmierć Kasjusza Chereę,
Nie mogłem władzy raz przyjętej złożyć,
Zostałem drugim Augustem.
Jak August, ciężko, ciężko pracowałem,
Jak August, państwom wzmocnił i rozszerzył,
Jak August, byłem absolutnym władcą.
Świadomie nigdym nie był hipokrytą.
Łudziłem się, że działam w dobrej myśli,
W tym roku chciałem wskrzesić republikę.
Augusta pokonała hańba Julii.
“Obym bezżenny umarł i bezdzietny!”
A Messalina była karą dla mnie.
Trza było raczej paść niżeli rządzić.
I raczej umrzeć niźli słuchać namów.
W najlepszych chęciach zostałem tyranem.
Na Messaliny podłość byłem ślepy,
W moim imieniu niewinnych traciła.
Wszak nieświadomość zbrodni nie tłumaczy.
Lecz czyż ja jeden tylko byłem winny?
Czyli nie zgrzeszył równie cały naród,
Co o cesarską mą zabiegał łaskę?
Jeśli szlachetny plan wprowadzę w życie,
Jeżeli wskrzeszę teraz republikę,
Czyż rzeczywiście Rzym mi będzie wdzięczny?
“Wiesz, jak to jest, gdy mowa o wolności.
Wszystko się wtedy zda cudownie proste.
I wszystkie bramy zdają się otwarte.”
Z wyjątkiem tych, co sami pragną rządzić
Zadowoleni są wszyscy z mych rządów.
Nikt nie chce wskrzesić rzeczypospolitej.
O, jakąż słuszność miał Azyniusz Pollion:
“Musi być gorzej, nim może być lepiej.”
Postanowiłem, że wyrzeknę się planu.
żaby w sadzawce chciały raz mieć króla.
Jowisz im przeto zesłał króla Kija.
Byłem tak ślepy i głuchy jak patyk.
żaby w sadzawce chciały znów mieć króla.
Jowisz im zesłał tym razem bociana.
Zbyt krótko żył bociani Kaligula.
A jam był zbytnio dobry i łaskawy.
Ja naprawiłem błędy poprzedników
I pogodziłem Rzym i świat z monarchią.
Rzym musi znów się korzyć przed Cezarem
Szalonym, krwawym, kapryśnym, rozpustnym.
Król musi znowu być bocianim królem.
Ziem zrobił ostrze stępiając tyranii,
Pomyłka moja wymaga naprawy,
Gwałtownych środków gwałtowne zło żąda.
Lecz jam jest przecie starym królem Kijem,
Pływam bezwładnie po wodzie sadzawki,
Niech muł jad swojej zgnilizny wyzionie
Tiberius Claudius Caesar Augustus Germanicus
prawdę w swej piersi. . .
Z mówców największym wstrętem taki mnie przenika,
który prawdę w swej piersi dusi i zamyka
Homer
który prawdę w swej piersi dusi i zamyka
Homer
kiedy filozofia grecka rozpowszechniła się w rzymie, dał się odczuć wyraźny upadek ducha religijnego. . .
Po podboju Grecji, kiedy filozofia grecka rozpowszechniła się w Rzymie, dał się odczuć
wyraźny upadek ducha religijnego. Filozofowie, nie zaprzeczając istnieniu bóstwa, robili zeń
tak odległą abstrakcję, że naród praktycznie myślący, jak Rzymianie, zaczął dowodzić: “Więc
dobrze, bogowie są nieskończenie potężni i mądrzy, ale również nieskończenie dalecy.
Zasługują na naszą cześć i będziemy ich czcić z całego serca, będziemy im wznosić świątynie
i składać ofiary, ale oczywistym nieporozumieniem byłoby sądzić, że są bezpośrednio obecni,
że zadają sobie trud uśmiercenia grzesznika lub ukarania całego miasta za winy jednego
obywatela; albo że zjawiają się w ludzkiej postaci. Popełnialiśmy błąd biorąc poetycką fikcję
za prozę rzeczywistości. Musimy zrewidować nasze poglądy.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
kult jezusa ... podpada pod zarządzenia dotyczące spelunek pijackich i tajnych związków
Co się tyczy Joszui, czyli Jezusa, jak go zwą jego greccy wyznawcy, to i teraz
Betlejem uchodzi za miejsce jego urodzenia, choć nie wiem, na jakiej podstawie, gdyż
miejscowość ta nie leży przecież w Galilei. Kult Joszui dotarł już do Rzymu, gdzie zdaje się
rozkrzewiać, choć w ukryciu. Do obrzędów należy między innymi biesiada miłosna, w której
biorą udział mężczyźni i kobiety, spożywając w symboliczny sposób ciało Pomazańca i pijąc
jego krew. Opowiadano mi, że podczas tego obrzędu dochodzi często do burzliwych
histerycznych scen. Czegóż innego można się spodziewać po wyznawcach, którzy rekrutują
się przeważnie z niewolników i ludzi należących do najniższych sfer? Zanim wolno im wziąć
udział w biesiadzie, muszą wobec całego zgromadzenia wyspowiadać się z grzechów, i to tak
szczegółowo, że się zbiera na mdłości. Ta rywalizacja w poniżaniu samego siebie dostarcza
im pewnej rozrywki. Arcykapłanem tego kultu (jeśli można użyć tak poważnego tytułu), jest
pewien rybak z Galilei, ów Szymon, o którym pisze Herod. Jego prawo do tego stanowiska
zdaje się opierać głównie na tym, że kiedy Joszuę, czyli Jezusa, uwięziono, opuścił go i zaparł
się swej wiary, lecz następnie szczerze żałował tego postępku. Zgodnie bowiem z etyką tej
mizernej sekty im większy jest grzech, tym większe przebaczenie!
Kult Jezusa, nie będąc uznaną religią (przyzwoitsi żydzi energicznie go odrzucają), podpada pod zarządzenia dotyczące spelunek pijackich i tajnych związków, a należy do tych najniebezpieczniejszych, które wzrastają skutkiem zakazów.
Kult Jezusa, nie będąc uznaną religią (przyzwoitsi żydzi energicznie go odrzucają), podpada pod zarządzenia dotyczące spelunek pijackich i tajnych związków, a należy do tych najniebezpieczniejszych, które wzrastają skutkiem zakazów.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
joszua ben józef. . .
Pytasz, czy ktoś obecnie identyfikuje się z Mesjaszem. Nie słyszałem dość dawno o
żadnym pretendencie. Ostatnim, pamiętam, był niejaki Joszua ben Józef, pochodzący z
Galilei. Kiedy byłem urzędnikiem w Tyberiadzie (za czasów mego stryja Antypasa), ów
Joszua posiadał wielkie wzięcie u prostaków i wygłaszał do tłumu kazania nad brzegiem
jeziora. Człowiek ten w swoim wyglądzie miał coś, co zwracało uwagę, a choć ojcem jego
był prosty rzemieślnik, utrzymywał, że pochodzi z rodu Dawida. Swego czasu był
«cudownym dzieckiem» (zjawisko dość pospolite - wśród żydów) i znał Pismo Święte lepiej
niż większość doktorów. W swych dociekaniach religijnych doszedł do wniosku, że judaizm
jest wyznaniem bardzo kłopotliwym i niedostatecznie zaspokajającym zwykłe potrzeby
ludzkie, z tego punktu widzenia zaczął go też krytykować. Usiłował w naiwny sposób
dokonać tego, co kunsztownie przeprowadził Filon: pogodzić objawienie żydowskie z
filozofią grecką.
[...]
Wreszcie jednak udowodniono mu
herezję i nasz stary przyjaciel, Piłat Poncki, ówczesny namiestnik Judei i Samarii, kazał go
uwięzić za zakłócanie spokoju publicznego, a sprawę przekazać najwyższemu duchownemu
sądowi żydowskiemu w Jerozolimie. Joszua, oskarżony o bluźnierstwo, został skazany na
śmierć.
[...]
Cała rzecz, niestety, w tym, że choć rozsądni ludzie mogą «parskać
śmiechem» na widok obrazu przedstawiającego Kobietę z rybim ogonem, to motłoch,
rozdziawiwszy gębę, uzna w niej boginię, której trzeba oddać cześć.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
jelenie idąc gęsiego w ciemnym lesie. . .
Każdy z ludzi zawiesił sobie na plecach tarczę, na której uprzednio nagryzmolił
kredą koło. Dzięki temu żołnierze bez nawoływań mogli utrzymać łączność. Białe koła było
całkiem nieźle widać. Na pomysł ten wpadł Aulus, który zauważył, że jelenie idąc gęsiego w
ciemnym lesie kierują się białym futrem na zadzie poprzednika.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
mistyka i szaleńca, jana chrzciciela. . .
(...)pokazali mi list Salome, córki Herodiady, obecnie żony swego brata ciotecznego, syna
Heroda Polliona. List brzmiał, jak następuje:
[...]
Doprawdy, atmosfera
staje się tu za bardzo religijna. To kiepski znak. Przypominają mi się słowa, które
powiedziałaś, kiedyśmy kazały ściąć tego mistyka i szaleńca, Jana Chrzciciela: «Religijny
fanatyzm jest najniebezpieczniejszą formą szaleństwa. »
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
świdryga i midryga. . .
To nie konie tak cwałują i uszami strzygą,
Jeno tańczą dwaj opoje — Świdryga z Midrygą.
A nie stęka tak stodoła pod cepów bijakiem,
Jak ta łąka, źgana stopą srożej, niż kułakiem!
Zaskoczyła ich na słońcu Południca blada
I Świdrydze i Midrydze i tańcowi rada.
Zaglądała im do oczu chciwie, jak do żłobu.
— „Który w tańcu mię wyhula, bom jedna dla obu?” —
— „Moja będzie — rzekł Świdryga — ta pierś i ta szyja!” —
A Midryga pięścią przeczy: „Moja, lub niczyja!”
Ten ją porwał za dłoń jedną, a tamten za wtórą.
— „Musisz obu nam nastarczyć, skąpico–dziewczuro!”
A ona im prosto w usta dyszy bez oddechu,
A ona im prosto w oczy śmieje się bez śmiechu.
I rozdwaja się porównu, rozszczepia się żwawo
Na dwie dziewki, na siostrzane — na lewą i prawą.
— „Dosyć ciała dwoistego mamy tu na łące!
Tańcz–że z nami południami, dopóki jarzące!
Jedna dziewka rąk ma czworo i cztery ma łydy!
Niech upoją nas do reszty twe słodkie bezwstydy!”
Nasrożyli się do tańca, jak gdyby do boju, —
Przysporzyli kwiatom zgiełku, łące — niepokoju.
Więc Świdryga pląsał z prawą, więc Midryga — z lewą,
Ten obcasem kurz zamiatał, a tamten — cholewą.
Na odsiebkę, na odkrętkę i znów na odwrotkę, —
Podeptali macierzankę, błyszczkę i tymotkę!
Jeden wrzeszczał: „Konaj żywcem!” a drugi: „Wciornaści!”
Tańcowali aż do zdechu i aż do upaści!
Aż poczuli, że dziewczyna życie w tańcu traci,
I umarła jednocześnie we dwojej postaci.
„Pochowajmy owo ciało nie bardzo samotne,
Bo podwójne w tańcowaniu, a w śmierci dwukrotne.
Pochowajmy na cmentarzu, gdzie za drzewem — drzewo,
Zmówmy pacierz obopólny — za prawą i lewą.”
W dwóch ją trumnach ułożyli, ale w jednym grobie, —
A już huczy echo ziemne — tańczą trumny obie!
Tańczą, ciałem nakarmione, syte i hulaszcze,
Ukazując co raz w tańcu niedomkniętą paszczę.
Tańczą, skaczą i wirują, klepką dzwonią w klepkę,
Na odkrętkę, na odwrotkę i znów na odsiebkę!
Aż się kręci razem z nimi śmierć w skocznych lamentach,
Aż się wzdryga wnętrznościami przerażony cmentach!
Aż się w sobie zatraciło błędne tańca koło,
Aż się stało popod ziemią huczno i wesoło!
Aż zmąciły się rozumy Świdrydze—Midrydze,
Jakby wicher je rozhulał na wiatraka śmidze!
I rozwiała się w ich głowach ta wiedza pomglona.
Gdzie jest prawa strona świata, a gdzie lewa strona?
W jakiej trumnie lewa dziewka, w jakiej prawa leży?
I która z nich i do kogo po śmierci należy?
Tak im w oczach opętanych świat się cały miga,
Że nie wiedzą, kto Świdryga, a kto z nich Midryga?
Jeno ujrzą otchłań śmierci czarną od ogromu:
— „A bądźcie tu, ludzie dobrzy, jak u siebie w domu!
Jedna trumna dla jednego, dla drugiego — druga,
W jednej wieczność prawem okiem, w drugiej lewem mruga!”
Obłąkani nad przepaścią poklękali wzajem
I na klęczkach zatańczyli tuż, tuż nad jej skrajem.
Tańcowali na czworakach, tańcowali płazem,
Tak i nie tak — i na opak — razem i nie razem!
Aż wwichrzeni w mrok dwóch trumien, jak dwa błędne wióry,
Powpadali w otchłań śmierci nogami do góry!
Bolesław Leśmian
Jeno tańczą dwaj opoje — Świdryga z Midrygą.
A nie stęka tak stodoła pod cepów bijakiem,
Jak ta łąka, źgana stopą srożej, niż kułakiem!
Zaskoczyła ich na słońcu Południca blada
I Świdrydze i Midrydze i tańcowi rada.
Zaglądała im do oczu chciwie, jak do żłobu.
— „Który w tańcu mię wyhula, bom jedna dla obu?” —
— „Moja będzie — rzekł Świdryga — ta pierś i ta szyja!” —
A Midryga pięścią przeczy: „Moja, lub niczyja!”
Ten ją porwał za dłoń jedną, a tamten za wtórą.
— „Musisz obu nam nastarczyć, skąpico–dziewczuro!”
A ona im prosto w usta dyszy bez oddechu,
A ona im prosto w oczy śmieje się bez śmiechu.
I rozdwaja się porównu, rozszczepia się żwawo
Na dwie dziewki, na siostrzane — na lewą i prawą.
— „Dosyć ciała dwoistego mamy tu na łące!
Tańcz–że z nami południami, dopóki jarzące!
Jedna dziewka rąk ma czworo i cztery ma łydy!
Niech upoją nas do reszty twe słodkie bezwstydy!”
Nasrożyli się do tańca, jak gdyby do boju, —
Przysporzyli kwiatom zgiełku, łące — niepokoju.
Więc Świdryga pląsał z prawą, więc Midryga — z lewą,
Ten obcasem kurz zamiatał, a tamten — cholewą.
Na odsiebkę, na odkrętkę i znów na odwrotkę, —
Podeptali macierzankę, błyszczkę i tymotkę!
Jeden wrzeszczał: „Konaj żywcem!” a drugi: „Wciornaści!”
Tańcowali aż do zdechu i aż do upaści!
Aż poczuli, że dziewczyna życie w tańcu traci,
I umarła jednocześnie we dwojej postaci.
„Pochowajmy owo ciało nie bardzo samotne,
Bo podwójne w tańcowaniu, a w śmierci dwukrotne.
Pochowajmy na cmentarzu, gdzie za drzewem — drzewo,
Zmówmy pacierz obopólny — za prawą i lewą.”
W dwóch ją trumnach ułożyli, ale w jednym grobie, —
A już huczy echo ziemne — tańczą trumny obie!
Tańczą, ciałem nakarmione, syte i hulaszcze,
Ukazując co raz w tańcu niedomkniętą paszczę.
Tańczą, skaczą i wirują, klepką dzwonią w klepkę,
Na odkrętkę, na odwrotkę i znów na odsiebkę!
Aż się kręci razem z nimi śmierć w skocznych lamentach,
Aż się wzdryga wnętrznościami przerażony cmentach!
Aż się w sobie zatraciło błędne tańca koło,
Aż się stało popod ziemią huczno i wesoło!
Aż zmąciły się rozumy Świdrydze—Midrydze,
Jakby wicher je rozhulał na wiatraka śmidze!
I rozwiała się w ich głowach ta wiedza pomglona.
Gdzie jest prawa strona świata, a gdzie lewa strona?
W jakiej trumnie lewa dziewka, w jakiej prawa leży?
I która z nich i do kogo po śmierci należy?
Tak im w oczach opętanych świat się cały miga,
Że nie wiedzą, kto Świdryga, a kto z nich Midryga?
Jeno ujrzą otchłań śmierci czarną od ogromu:
— „A bądźcie tu, ludzie dobrzy, jak u siebie w domu!
Jedna trumna dla jednego, dla drugiego — druga,
W jednej wieczność prawem okiem, w drugiej lewem mruga!”
Obłąkani nad przepaścią poklękali wzajem
I na klęczkach zatańczyli tuż, tuż nad jej skrajem.
Tańcowali na czworakach, tańcowali płazem,
Tak i nie tak — i na opak — razem i nie razem!
Aż wwichrzeni w mrok dwóch trumien, jak dwa błędne wióry,
Powpadali w otchłań śmierci nogami do góry!
Bolesław Leśmian
30 stycznia 2016
druid ... dębiarz ... egzamin z kompozycji poetyckiej. . .
Wyraz druid znaczy tyle
mniej więcej co “dębiarz” - dąb bowiem jest świętym drzewem. Rok obrzędowy druidów
zaczyna się w porze pączkowania dębów, a kończy z opadającymi liśćmi.
[...]
Między innymi zdają
na przykład egzamin z kompozycji poetyckiej. Kandydat musi całą noc przeleżeć nago w
podobnej do trumny skrzyni; skrzynię napełniają lodowatą wodą, tak że leżący może tylko
nozdrza utrzymać nad powierzchnią. Pierś ma przywaloną kamieniami. W tej pozycji musi
ułożyć pokaźnych rozmiarów poemat w szczególnie trudnym metrum. (A trzeba wiedzieć, że
metryka poezji bardów jest w ogóle nadzwyczaj trudna i bogata.) Temat podają mu z chwilą,
kiedy kładzie się do skrzyni. Nazajutrz rano kandydat wyszedłszy z wody musi swój utwór
odśpiewać przy wtórze harfy w takt melodii, którą równocześnie z poematem miał
skomponować.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
orzeł nie ugania się za muchami. . .
Znacie wszyscy stare przysłowie nobilów: Aquila non captat muscas. Orzeł nie ugania
się za muchami, to znaczy, że szlachetny człowiek nie dąży do małych celów i nie zbacza z
drogi, żeby wziąć odwet na mizernych, małych ludziach, którzy go obrazili. Lecz pozwólcie,
że zacytuję to powiedzenie, tak jak je przed daty uzupełnił mój szlachetny brat Germanik:
(W przekładzie dystych powyższy brzmi: Orzeł nie ugania się za muchami, lecz jeśli
jakaś bezczelna mucha z własnej woli wpadnie w dostojne gardło, zginie w nim.)
Captat non muscas aquila; at quaeque advolat ultra
Faucibus augustis, musca
proterva pent.
jakaś bezczelna mucha z własnej woli wpadnie w dostojne gardło, zginie w nim.)
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
okazję, aby się obłowić na pobojowisku. . .
- Równie dobrze można powiedzieć, że ludność cywilna ma czasem dobrą okazję, aby
się obłowić na pobojowisku, że może nazbierać różnego żelaziwa, obedrzeć padłe konie i ze
szczątków połamanych wozów sporządzić sobie nowe. Ale czymże są te korzyści w
porównaniu ze spalonymi gospodarstwami i zabranym bydłem?
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
ceteris paribus. . .
- Pozwalam wam - rzekłem - przyjmować prezenty, ale zabraniam ich się domagać.
Nie chcę was krzywdzić przypuszczeniem, że możecie, przekupieni, sfałszować jakiś
dokument lub popełnić innego rodzaju przestępstwa służbowe. Nie widzę też powodu, dla
którego nie mielibyście być wynagradzani za usługi, które oddajecie ludziom, poświęcając dla
nich swój czas i energię i dając, ceteris paribus,[bez szkody dla innych] pierwszeństwo
ich sprawom.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
jedynym rozumnym usprawiedliwieniem władcy. . .
Nie, wciąż jeszcze nie mogłem złożyć władzy. Było mi wstyd przed samym sobą,
kiedy musiałem skazać na śmierć przywódców nieudanej antymonarchicznej rewolty. Ale cóż
innego mogłem uczynić? Przetrawiałem w myślach cały problem. Czy to nie Platon
przypadkiem napisał, że jedynym rozumnym usprawiedliwieniem władcy jest chęć uniknięcia
rządów ludzi mniej utalentowanych niż on sam? Coś z prawdy tkwi w tym powiedzeniu.
Mnie jednak, przeciwnie, gnębiła myśl, że gdybym ustąpił, władzę objąłby ktoś bardziej
uzdolniony (choć pochlebiałem sobie, nie pracowitszy), na przykład Galba lub Gabiniusz,
strzegący nadreńskiej granicy, a wtedy ustrój monarchiczny umocniłby się i republika nigdy
by nie wróciła.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
nie mogli tego ranka przystroić swoich orłów. . .
W pięć dni później przyszedł od Skryboniana rozkaz wymarszu. żołnierze w pełnym
rynsztunku, zaopatrzeni w żywność, mieli wyruszyć do portu i tam bezzwłocznie wsiąść na
okręty. Nagle i równocześnie chorążowie siódmego i jedenastego pułku zaraportowali swoim
dowódcom, że nie mogli tego ranka przystroić swoich orłów, jak zwyczaj kazał, w
wawrzynowe girlandy. Ledwie je uwiązali, spadały i w oczach więdły. Za chwilę przybiegli
znowu z udanym przerażeniem: nowy cud się zdarzył, drzewc orłów wbitych w ziemię nie
można wyrwać. Oficerowie z radością wysłuchiwali złowróżbnych raportów i zawiadomili
Skryboniana. Skrybonian wpadł we wściekłość i ruszył pędem do obozu jedenastego pułku.
- Powiadacie, że drzewc orłów nie można wyrwać - ryczał. - Łgarstwo wierutne! Odwagi wam zabrakło, psy tchórzliwe! Zaraz wam tu pokażę. Kto śmie twierdzić, że tego drzewca nie da się wyciągnąć?
Z tymi słowami przyskoczył do najbliższego orła i chwycił z całej siły za drzewce: ciągnął, szarpał, rwał, aż mu żyły na czole nabrzmiały niby postronki, a drzewce ani drgnęło, było bowiem jak u wszystkich innych orłów, w tę samą jeszcze noc, w którą odbyło się zebranie, wpuszczone w cement, a cement z wierzchu przysypano ziemią. Przez pięć dni cement stwardniał na kamień.
- Powiadacie, że drzewc orłów nie można wyrwać - ryczał. - Łgarstwo wierutne! Odwagi wam zabrakło, psy tchórzliwe! Zaraz wam tu pokażę. Kto śmie twierdzić, że tego drzewca nie da się wyciągnąć?
Z tymi słowami przyskoczył do najbliższego orła i chwycił z całej siły za drzewce: ciągnął, szarpał, rwał, aż mu żyły na czole nabrzmiały niby postronki, a drzewce ani drgnęło, było bowiem jak u wszystkich innych orłów, w tę samą jeszcze noc, w którą odbyło się zebranie, wpuszczone w cement, a cement z wierzchu przysypano ziemią. Przez pięć dni cement stwardniał na kamień.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
kwestia seksualna. . .
Pomimo wszystko kwestia seksualna nie jest w miłości najważniejsza, jeżeli
tylko istnieją inne silne więzy łączące kochanków, na przykład wspólne dążenie do ideałów,
piękna i doskonałości. Pod tym względem zgadzam się z Platonem, który uważał płeć wprost
za przeszkodę w miłości.
- Miał na myśli miłość homoseksualną - zwróciłem jej uwagę starając się, żeby w głosie mym nie było znać przygnębienia.
- Właśnie, najdroższy - zaszczebiotała beztrosko. - Ja przecież pracuję tak jak mężczyzna, tak samo jak ty, więc to na jedno wychodzi. Nieprawdaż? A co się tyczy wspólnych ideałów, to doprawdy musimy być idealistami, żeby dążąc do pewnego politycznego ideału przebrnąć przez cały ten gąszcz nonsensów.
- Miał na myśli miłość homoseksualną - zwróciłem jej uwagę starając się, żeby w głosie mym nie było znać przygnębienia.
- Właśnie, najdroższy - zaszczebiotała beztrosko. - Ja przecież pracuję tak jak mężczyzna, tak samo jak ty, więc to na jedno wychodzi. Nieprawdaż? A co się tyczy wspólnych ideałów, to doprawdy musimy być idealistami, żeby dążąc do pewnego politycznego ideału przebrnąć przez cały ten gąszcz nonsensów.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
o trzech głównych kolumnach w świątyni miłości. . .
- Mówiłem, że świątynia miłości wspiera się na trzech filarach: na serdeczności,
szczerości i wzajemnym zrozumieniu. Jest to właściwie powiedzenie filozoficzne Mnasalka,
którego zacytowałem.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
ojcze gwa-gwa, ofiarujemy ci piwo ... niebo i nocnik. . .
Cesarz kazał mi dostosowywać taktykę do okolicy - przypomniał sobie Geta. -
Powiedz mi, jak trzeba się zwracać do tego Ojca Gwa-Gwa, a pójdę za twoją radą. - Ordynans
wyjaśnił, że trzeba zakopać w piasku aż po szyjkę dzbanek napełniony piwem i
wypowiedzieć przy tym słowa: “Ojcze Gwa-Gwa, ofiarujemy ci piwo.” Następnie żołnierze
muszą wszystkie naczynia do picia napełnić wodą, zostawiając jej w miechach tyle, żeby
zamaczać palce i strząsnąć po kilka kropel na ziemię. Wszyscy potem piją, tańczą, śpiewają
pieśni na cześć Ojca Gwa-Gwa i kropią wodą piasek, aż wypiją wszystko do ostatniej kropli.
Sam Geta przez ten czas musi śpiewać: “Jak kropimy ziemię tą wodą, tak niech nas skropi
deszcz. Wypiliśmy ostatnią kroplę, Ojcze. Nic nam nie pozostało. Dlaczegoś tak nam
uczynił? Pij piwo, Ojcze Gwa-Gwa, a siknij w zamian deszczem, bo pomrą dzieci twoje.”
Trzeba pamiętać, że piwo jest bardzo skutecznym środkiem moczopędnym. Na deszcz
plemiona pustynne mają podobny pogląd jak pierwotni Grecy, którzy, kiedy padało, mówili,
że to Zeus opróżnia pęcherz. (Nawet to samo słowo z różnym tylko rodzajnikiem oznacza u
Greków niebo i nocnik.) Nomadzi uważają, że ofiarowując ich bogu piwo zachęca się go do
oddania moczu w postaci deszczu. Pryskanie wodą podobnie jak przy naszych ofiarach
oczyszczalnych ma mu przypominać, jak deszcz pada, na wypadek gdyby o tym zapomniał.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
wskazówki higieniczne, których mi udzielił ksenofont:. . .
Póki pamiętam, muszę zapisać dwie cenne wskazówki higieniczne, których mi udzielił
Ksenofont: “Głupi jest - zwykł mawiać - człowiek, który dobre maniery stawia wyżej od
zdrowia. Nigdy nie zatrzymuj w sobie wiatrów, kiedy ci dokuczają. Przynosi to wielką szkodę
żołądkowi. Znałem człowieka, który omal nie skończył życia wstrzymując się od
wypuszczenia wiatrów. Jeżeli z jakiegoś powodu, na przykład w czasie mowy w senacie lub
składania ofiary, nie wypada ci odejść na stronę, to bez żadnego wstydu pozwól sobie czknąć
albo pierdnąć. Lepiej sprawić otoczeniu drobną nieprzyjemność niż stale szkodzić sobie
samemu. Podobnie, jeśli masz katar, nie wycieraj ciągle nosa. Powiększa to tylko wydzieliną i
przyczynia się do zapalenia delikatnych błon nosowych. Pozwól, niech śluz ci kapie. Chodź
zasmarkany, a nie wycieraj!” Słuchałem zawsze rad Ksenofonta, przynajmniej w sprawie
wycierania nosa, i nigdy katar nie trwał tak długo jak dawniej. Oczywiście był to
niewyczerpany temat dla karykaturzystów i satyryków, którzy mnie przedstawiali zawsze z
kapką wiszącą u nosa. Lecz czyż miałem się tym przejmować? Zdaniem Messaliny,
postępowałem bardzo rozsądnie, troszcząc się o swoje zdrowie.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
jako środki lecznicze modlitwy. . .
Herod się roześmiał.
- Po raz pierwszy, odkąd cię znam, słyszę, że podzielasz zdanie starego Katona. Mam na myśli jego Uwagi nad medycyną, pisane dla syna, któremu zakazuje szukania porady u greckich lekarzy. Poleca natomiast jako środki lecznicze modlitwy, postępowanie wedle zdrowego rozsądku i liście kapusty. Są one, jego zdaniem, wystarczająco skuteczne we wszystkich fizycznych dolegliwościach.
- Po raz pierwszy, odkąd cię znam, słyszę, że podzielasz zdanie starego Katona. Mam na myśli jego Uwagi nad medycyną, pisane dla syna, któremu zakazuje szukania porady u greckich lekarzy. Poleca natomiast jako środki lecznicze modlitwy, postępowanie wedle zdrowego rozsądku i liście kapusty. Są one, jego zdaniem, wystarczająco skuteczne we wszystkich fizycznych dolegliwościach.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
roma via appia antica. . .
- Czy widzisz? - spytałem wskazując palcem na drugą stronę doliny. - Oto część
największego dzieła, jakie kiedykolwiek zbudowano. A chociaż władcy, jak August i
Tyberiusz, przyłożyli do niego ręki i dbali o jego naprawę, to początek swój zawdzięcza
wolnemu narodowi. Przetrwa niewątpliwie równie długo jak piramidy, oddając wszystkim
nieskończenie więcej korzyści.
- Nie wiem, co masz na myśli? Wskazujesz, zdaje się, na pałac?
- Wskazuję na Drogę Appijską - odrzekłem uroczystym tonem. - Początek jej przypada na czasy cenzury mojego wielkiego przodka Appiusza Klaudiusza Ślepego. Gościniec rzymski jest największym pomnikiem, jaki szlachetny i wspaniałomyślny naród zbudował na użytek wolności ludzkiej. Biegnie przez góry, błota i rzeki. Jest szeroki, mocny i pewny. Łączy miasto z miastem, a naród z narodem. Ciągnie się tysiącami mil, a roi się na nim od wdzięcznych podróżnych. A kiedy Wielka Piramida, na paręset stóp wysoka i szeroka, nakazuje patrzącemu na nią milczenie - chociaż jest tylko grobowcem obrabowanym z nikczemnych zwłok i pomnikiem ucisku i nędzy, tak że patrząc na nią można jeszcze słyszeć trzask bicza dozorców i jęki lub westchnienia biedaków usiłujących ustawić na właściwym miejscu olbrzymie kamienne bloki... - W nagłym porywie elokwencji zapomniałem początku zdania. Przerwałem zmieszany, a Witeliusz pospieszył mi z pomocą. Podniósł dłonie do góry, przymknął oczy i zadeklamował: - Słów mi braknie, senatorowie. Nic nie jest w stanie wyrazić głębi moich uczuć. - Roześmieliśmy się obydwaj.
- Nie wiem, co masz na myśli? Wskazujesz, zdaje się, na pałac?
- Wskazuję na Drogę Appijską - odrzekłem uroczystym tonem. - Początek jej przypada na czasy cenzury mojego wielkiego przodka Appiusza Klaudiusza Ślepego. Gościniec rzymski jest największym pomnikiem, jaki szlachetny i wspaniałomyślny naród zbudował na użytek wolności ludzkiej. Biegnie przez góry, błota i rzeki. Jest szeroki, mocny i pewny. Łączy miasto z miastem, a naród z narodem. Ciągnie się tysiącami mil, a roi się na nim od wdzięcznych podróżnych. A kiedy Wielka Piramida, na paręset stóp wysoka i szeroka, nakazuje patrzącemu na nią milczenie - chociaż jest tylko grobowcem obrabowanym z nikczemnych zwłok i pomnikiem ucisku i nędzy, tak że patrząc na nią można jeszcze słyszeć trzask bicza dozorców i jęki lub westchnienia biedaków usiłujących ustawić na właściwym miejscu olbrzymie kamienne bloki... - W nagłym porywie elokwencji zapomniałem początku zdania. Przerwałem zmieszany, a Witeliusz pospieszył mi z pomocą. Podniósł dłonie do góry, przymknął oczy i zadeklamował: - Słów mi braknie, senatorowie. Nic nie jest w stanie wyrazić głębi moich uczuć. - Roześmieliśmy się obydwaj.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
w takich momentach miło jest być władcą. . .
Muszę przyznać, że w takich
momentach miło jest być władcą: móc dokonywać wielkich czynów i jednym słowem
zamykać usta głupiej opozycji. Ciągle jednak pamiętałem, żeby władzą sprawować w ten
sposób, aby nie opóźnić ewentualnego wskrzeszenia rzeczypospolitej. Starałem się zachęcić
ludzi do swobodnego wypowiadania poglądów i do odwagi politycznych przekonań, a
unikałem traktowania mych zachcianek jako prawa, któremu musi ulegać cały Rzym. Było to
bardzo trudne zadanie. W rezultacie wytworzyła się komiczna sytuacja: wolność słowa,
odwaga przekonań, republikański idealizm stały się czymś narzuconym przez mój kaprys.
- Rzeczpospolita nigdy nie potrafi przeprowadzić robót publicznych na tak wielką skalę jak monarcha. Największe budowle świata, jak mury i wiszące ogrody Babilonu, mauzoleum w Halikarnasie, piramidy, wznieśli królowie lub królowe. Nie byłeś nigdy w Egipcie, nieprawdaż?(...) Pierwszy widok Alp jest niczym w porównaniu z tym. Tak białe, tak gładkie, tak bezlitośnie nieśmiertelne... Taki przeraźliwy pomnik ludzkiego wzlotu...
- I głupoty, i okrucieństwa, i tyranii - przerwałem. - Król Cheops, który zbudował największą piramidę, zrujnował swój bogaty kraj, wytoczył z niego wszystką krew, pozbawił ostatniego tchu - po to, żeby zadowolić swoją bezsensowną próżność, by móc zaimponować bogom swoją nadludzką mocą. I jakiż był użytek z tej piramidy? Miała skryć w sobie zwłoki Cheopsa na całą wieczność. Tymczasem, jak czytałem, ten bezsensownie imponujący kurhan stał długi czas pustką. Królowie Hyksosów, którzy najechali kraj, odkryli tajne wejście, zrabowali wewnętrzną komnatę, a mumię dumnego Cheopsa podpalili.
[...]
W związku z budową portu Witeliusz powiedział kiedyś:- Rzeczpospolita nigdy nie potrafi przeprowadzić robót publicznych na tak wielką skalę jak monarcha. Największe budowle świata, jak mury i wiszące ogrody Babilonu, mauzoleum w Halikarnasie, piramidy, wznieśli królowie lub królowe. Nie byłeś nigdy w Egipcie, nieprawdaż?(...) Pierwszy widok Alp jest niczym w porównaniu z tym. Tak białe, tak gładkie, tak bezlitośnie nieśmiertelne... Taki przeraźliwy pomnik ludzkiego wzlotu...
- I głupoty, i okrucieństwa, i tyranii - przerwałem. - Król Cheops, który zbudował największą piramidę, zrujnował swój bogaty kraj, wytoczył z niego wszystką krew, pozbawił ostatniego tchu - po to, żeby zadowolić swoją bezsensowną próżność, by móc zaimponować bogom swoją nadludzką mocą. I jakiż był użytek z tej piramidy? Miała skryć w sobie zwłoki Cheopsa na całą wieczność. Tymczasem, jak czytałem, ten bezsensownie imponujący kurhan stał długi czas pustką. Królowie Hyksosów, którzy najechali kraj, odkryli tajne wejście, zrabowali wewnętrzną komnatę, a mumię dumnego Cheopsa podpalili.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
ulubionym wyrażeniem augusta. . .
“Szybko jak gotuje się szparag” - było ulubionym wyrażeniem Augusta. Miał takich
kilka: “Łatwo jak psu kucać”, albo: “Kto chce psa uderzyć, kij znajdzie”; “Każdy sobie
rzepką skrobie”; “Postaram się, żeby było gotowe na greckie kalendy” (to znaczy - nigdy) lub
“Bliższe kolano niż goleń” (czyli: własne sprawy przede wszystkim). Jeżeli ktoś usiłował
spierać się z nim o jakąś kwestię literacką, zwykł mówić: “Rzodkiew nie umie po grecku, ale
ja umiem.” Chcąc zachęcić kogoś do cierpliwego przetrwania przykrej sytuacji mawiał:
“Spróbujmy być zadowoleni z tego Katona.”
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
brak pasztetów ze słowiczych języków. . .
Nie podano wprawdzie wyszukanych smakołyków, lecz dobór potraw był
starannie obmyślony, wino porządne, a pieczyste doskonałe. Nie słyszałem też, żeby się
skarżono na brak pasztetów ze słowiczych języków, antylopich nóżek w galarecie lub
omletów ze strusich jaj.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
ilekroć ... zaczynało braknąć pieniędzy. . .
- Ilekroć - mówił - w moim życiu przychodziły ciężkie chwile i zaczynało braknąć
pieniędzy, zawsze pamiętałem o tym, żeby poświęcić resztkę na osobiste stroje; na
pierścienie, ubranie i piękne nowe trzewiki. To podnosiło mój kredyt i pozwalało pożyczać na
nowo. Radzę wam, trzymajcie się tej samej zasady.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
koń kaliguli, incitatus. . .
Drugim z czołowych senatorów, którego usunąłem, był koń Kaliguli, Incitatus,
który za trzy lata miał zostać konsulem. Napisałem do senatu, że wprawdzie nie wysuwam
żadnych zarzutów przeciw obyczajom tego senatora ani nie kwestionuję kwalifikacji do
piastowania przeznaczonego mu urzędu, lecz nie posiada on przepisanego prawem majątku.
Przyznaną mu bowiem przez Kaligulę pensję obciąłem do dziennej racji kawaleryjskiego
konia, zwolniłem wszystkich jego stajennych, a samego Incitata umieściłem w zwykłej stajni,
w której stał żłób nie z kości słoniowej, lecz z drewna, ścian zaś nie pokryto freskami, lecz
tylko pobielono. Nie rozdzieliłem go jednak z żoną Penelopą - to byłoby zbyt
niesprawiedliwe.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
dziękczynne święto narodowe. . .
Senat postanowił też zbezcześcić pamięć Kaliguli wszelkimi sposobami. Uchwalono,
że dzień jego śmierci ma być obchodzony jako dziękczynne święto narodowe.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
27 stycznia 2016
ofiarować temu staremu rębaczowi drewniany miecz. . .
- Najwyższy to już czas - zauważył beztrosko podczas przejażdżki Herod - ofiarować
temu staremu rębaczowi drewniany miecz. - Mówiąc to miał na myśli Tyberiusza i robił
aluzję do zwyczaju ofiarowywania na arenie wysłużonym gladiatorom drewnianego miecza.
Był to symbol honorowego przeniesienia na emeryturę. - I wybacz mi, mój drogi - dodał - bo
wygląda to na pochlebstwo, ale jestem święcie przekonany, że na igrzyskach popiszesz się
lepiej niż on kiedykolwiek.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
taenarum. . .
- A ty mnie wystrychnąłeś na dudka w moim własnym trybunale! - pienił się Flakkus.
- Między nami wszystko skończone. Ruszaj do stu diabłów, i to najkrótszą drogą!
- Obawiam się, że będzie to droga taenaryjska. Nie mam bowiem nawet obola, żeby opłacić Charona. - (Taenarum jest najbardziej na południe wysuniętym cyplem Peloponezu. Można się stamtąd dostać do podziemi drogą na przełaj, omijając Styks. Tamtędy to właśnie wyciągnął Herkules na ziemię Cerbera. Sprytni tubylcy grzebiąc swoich zmarłych nie wkładają im do ust tradycyjnej monety; wiedzą bowiem, że nie będą musieli opłacać przewozu.)
- Obawiam się, że będzie to droga taenaryjska. Nie mam bowiem nawet obola, żeby opłacić Charona. - (Taenarum jest najbardziej na południe wysuniętym cyplem Peloponezu. Można się stamtąd dostać do podziemi drogą na przełaj, omijając Styks. Tamtędy to właśnie wyciągnął Herkules na ziemię Cerbera. Sprytni tubylcy grzebiąc swoich zmarłych nie wkładają im do ust tradycyjnej monety; wiedzą bowiem, że nie będą musieli opłacać przewozu.)
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
z wytwornym gestem przepu ści. . .
Kiedy zwróci em matce uwagę, że może
jest zbyt szczodrobliwa dla Heroda. Odparł a z gniewem,że je li pieniądze maj i na marne,
to niech je raczej z wytwornym gestem przepuści Herod, niżbym ja mia je przegrywa w
ko ci do swych podejrzanych przyjaciół w trzeciorzędnych knajpach.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
25 stycznia 2016
spłynąć w zawsze wzburzone morze. . .
- Rzeko! O! Rzeko! Należy ona do mnie tak, jak ja do niej. Odpowiednia to dla
mnie i mnie podobnych towarzyszka. I ona wypływa tam spośród pól zielonych,
świeżych, by się zgubić w ciasnych, brudnych ulicach i spłynąć w zawsze wzburzone
morze. Taka i moja dola.
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
ścieżki pańskie. . .
Snem - przybycie ich wraz z Dorą, snem - kobieta, co nam nasze wskazywała
miejsca. Myślałem przy tym pamiętam, dlaczego otwieranie kościelnych ławek jest
specjalnością bab, i to jakich bab! Myślałem, dlaczego ścieżki Pańskie takimi porastać
mają chwastami.
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
w tym znów mam głos. . .
- Siostro! Lawinio! - odparła starsza. - Wiąże się to z obecną naszą rozmową. W
to, co do ciebie należy i w czym wprawni ej sza jesteś ode mnie, mieszać się nie myślę,
ale w tym znów mam głos swój i zdanie. Otóż[...]
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
nie zlewać w jedno fizycznego kalectwa z moralnym. . .
- Młody jesteś - rzekła potrząsając głową - i dobra rada, nawet karlicy, przydać
się może. Postaraj się tedy, mój przyjacielu, nie zlewać w jedno fizycznego kalectwa z
moralnym, chybabyś miał na to dowody.
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
24 stycznia 2016
próbowałem nawet wiązanej bogów mowy. . .
[...]ze sześć podarłem listów. Raz zacząłem: Czy potrafią
kiedy, droga moja Agnieszko, zatrzeć w twej pamięci wrażenie... Po chwili podarłem
ćwiartkę papieru z tym początkiem i zacząłem na nowo: Szekspir zauważył już, jak
często człowiek własnym bywa wrogiem... I to mnie nie zadowolniło. Próbowałem
nawet wiązanej bogów mowy: Wykreśl z pamięci i serca!... Nie, nie szło mi jakoś.
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
ktoś się potknął, stoczył się. . .
Po ciemku drzwi niełatwo dały się znaleźć. Uchylałem ciągle firanki u okna, aż
wreszcie Steerforth ujął mię pod ramię i wywiódł. Schodziliśmy tak ze schodów jeden
za drugim. Na dole już prawie ktoś się potknął, stoczył się. Ktoś inny zauważył, że to
pewno Copperfield. Rozgniewałem się za oszczerstwo, lecz czując, że leżę na ziemi,
zacząłem przypuszczać, że jest w tym może nieco prawdy.
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
pozostawiając żal. . .
Jednym słowem, odjeżdżaliśmy w porę,
pozostawiając żal po sobie.
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
znajdzie się zawsze praca u szatana. . .
- [...] Jak to tam mówi doktor Watts? - spytał patrząc na mnie i kiwając głową w
chwili, gdy cytował mądre słowa: „Dla rąk próżnujących znajdzie się zawsze praca u
szatana”.
- Słusznie, doktorze! - potwierdził prawnik. - Gdyby jednak doktor Watts lepiej znał świat i ludzi, mógłby równie trafnie powiedzieć, że i „dla rąk zajętych znajdzie się praca u szatana”. Ileż złego od dwóch już niemal stuleci czynią i nie próżnujący ludzie!
- Słusznie, doktorze! - potwierdził prawnik. - Gdyby jednak doktor Watts lepiej znał świat i ludzi, mógłby równie trafnie powiedzieć, że i „dla rąk zajętych znajdzie się praca u szatana”. Ileż złego od dwóch już niemal stuleci czynią i nie próżnujący ludzie!
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
koń nasz ... pozwala sobie parskając wyrazić jakieś w tym względzie uwagi. . .
Koń nasz był najleniwszym ze wszystkich koni, jakie kiedykolwiek widziałem, i
przez całą drogę wlókł się ze spuszczoną w dół głową, jakby naumyślnie ociągając się z
przybyciem na miejsce przeznaczenia. Wyobrażałem sobie nawet, że pozwala sobie
parskając wyrazić jakieś w tym względzie uwagi, lecz woźnica upewnił mnie, że jest to
tylko zwykły kaszel.
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
urocze uosobienie obowiązków. . .
- Jest to Davy.
- Davy? Jaki Davy? Jones, co?
- Copperfield - odrzekł pan Murdstone.
- Ach, tak - zawołał nieznajomy - jest to więc urocze uosobienie obowiązków pani Copperfield, owej ładnej wdówki, co?
- Davy? Jaki Davy? Jones, co?
- Copperfield - odrzekł pan Murdstone.
- Ach, tak - zawołał nieznajomy - jest to więc urocze uosobienie obowiązków pani Copperfield, owej ładnej wdówki, co?
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
biegły w katechizmie. . .
Ham Peggotty, uczęszczający do szkółki i biegły w katechizmie, a co za tym
idzie - wiarygodny świadek[...]
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
pogrobowcem. . .
Jestem pogrobowcem,
gdyż ujrzałem światło dzienne w sześć miesięcy po zaniknięciu na zawsze powiek
mego ojca. Nie mogłem się nigdy pogodzić z myślą, że mój ojciec nie widział mnie
nawet.
Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
23 stycznia 2016
eheu fugaces, postume,postume. . .
II 14
Eheu fugaces, Postume, Postume
(Strofa alcejska)
Szybko, niestety, Postumie, Postumie,
mijają lata i nawet pobożność
zmarszczek nie wstrzyma i ani starości
ni rychłej śmierci drogi nie zagrodzi,
i choćbyś z trzystu co dzień składał wołów
ofiarę, przyjacielu, nie przebłagasz
nieczułego Plutona, co potrójnie
olbrzymów Geriona i Tityosa
smętną opasał strugą, tak nam wszystkim,
co ziemi hojne spożywamy dary,
pisana ta żegluga, czyśmy możni,
czy los nam przypadł ubogiego kmiotka.
Próżno nam stronić od Marsa krwawego,
od Adriatyku ryczących bałwanów
i próżno zgnilą jesienią unikać
Austra, co zdrowiu niechybnie zaszkodzi:
zjawi się czarny i falą leniwą
Kocyt płynący, i Danaa córy,
i potępiony Syzyf Eolida,
co w pohańbieniu na wieki się trudzi,
przyjdzie porzucić ziemię i dom własny,
i wdzięczną żonę, a z drzew, które sadzisz,
żadne prócz tylko cyprysów ponurych
za tobą nie podąży, panem chwili.
Godniejszy dziedzic cekuby wypije,
choć strzeże ich sto zamków, a posadzkę
spłucze wytrawnym winem, znakomitszym
niż podawane na ucztach kapłanów.
Horacy
w tłumaczeniu Andrzeja Lama
Eheu fugaces, Postume, Postume
(Strofa alcejska)
Szybko, niestety, Postumie, Postumie,
mijają lata i nawet pobożność
zmarszczek nie wstrzyma i ani starości
ni rychłej śmierci drogi nie zagrodzi,
i choćbyś z trzystu co dzień składał wołów
ofiarę, przyjacielu, nie przebłagasz
nieczułego Plutona, co potrójnie
olbrzymów Geriona i Tityosa
smętną opasał strugą, tak nam wszystkim,
co ziemi hojne spożywamy dary,
pisana ta żegluga, czyśmy możni,
czy los nam przypadł ubogiego kmiotka.
Próżno nam stronić od Marsa krwawego,
od Adriatyku ryczących bałwanów
i próżno zgnilą jesienią unikać
Austra, co zdrowiu niechybnie zaszkodzi:
zjawi się czarny i falą leniwą
Kocyt płynący, i Danaa córy,
i potępiony Syzyf Eolida,
co w pohańbieniu na wieki się trudzi,
przyjdzie porzucić ziemię i dom własny,
i wdzięczną żonę, a z drzew, które sadzisz,
żadne prócz tylko cyprysów ponurych
za tobą nie podąży, panem chwili.
Godniejszy dziedzic cekuby wypije,
choć strzeże ich sto zamków, a posadzkę
spłucze wytrawnym winem, znakomitszym
niż podawane na ucztach kapłanów.
Horacy
w tłumaczeniu Andrzeja Lama
16 stycznia 2016
gdzie mam się podziać w tym styczniu przeklętym?. . .
Gdzie mam się podziać w tym styczniu przeklętym?
Otwarte miasto czepia się obrzydle...
Może mnie upił widok drzwi zamkniętych?
- Wyć się chce: wszędzie zasuwy i rygle.
I te pończochy rozszczekanych przecznic,
I te spiżarnie wykrzywionych ulic:
Zza wszystkich rogów wrogów niebezpiecznych
I w każdym kącie końca oczekuję.
I w dół porosły brodawkami mroku,
Ślizgam się, brnąc ku pompie oblodzonej,
I łykam martwe powietrze w rytm kroków,
I gorączkują się gwarne gawrony.
A ja na ziemi jęczę i złorzeczę,
Potknąwszy się o czyjś zgubiony chodak:
- Niech ktoś przeczyta! doradzi! uleczy!
Niech choć zagadnie na kolczastych schodach!
Osip Mandelsztam
Otwarte miasto czepia się obrzydle...
Może mnie upił widok drzwi zamkniętych?
- Wyć się chce: wszędzie zasuwy i rygle.
I te pończochy rozszczekanych przecznic,
I te spiżarnie wykrzywionych ulic:
Zza wszystkich rogów wrogów niebezpiecznych
I w każdym kącie końca oczekuję.
I w dół porosły brodawkami mroku,
Ślizgam się, brnąc ku pompie oblodzonej,
I łykam martwe powietrze w rytm kroków,
I gorączkują się gwarne gawrony.
A ja na ziemi jęczę i złorzeczę,
Potknąwszy się o czyjś zgubiony chodak:
- Niech ktoś przeczyta! doradzi! uleczy!
Niech choć zagadnie na kolczastych schodach!
Osip Mandelsztam
zmierzch wolności. . .
Wolności zmierzch uczcijmy pieniem bratnim,
Rok zmierzchu, wielki rok zaćmienia.
Już zapadają ciężkie pętle matni
W kipiel wód nocnych, w czeluść cienia.
Słońce - lud, sędzi nasz ostatni -
Wychynie z głębi wśród milczenia.
Brzmienia przemożnego sławę głośmy,
Co z bólem dźwignie ludu wódz na barkach.
Wysławmy uścisk władzy, mus nieznośny,
I ciężar, który legnie nam na karkach.
Kto serce ma, ten pojmie znak bezgłośny -
To na dno idzie wieku barka.
Nawet jaskółek mimolotne stada
Sprzęgliśmy w huf, w kohorty wojownicze
I już nie widać słońca, bo gromada
Rwie się do lotu, kwili, krzyczy.
Słońce w tę sieć, jak mrok zapada
I glob urywa się z kotwicy.
Spróbujmy więc. Szeroki, nieporadny,
Skrzypliwy obrót rudla. Byle dalej.
I ziemia płynie już, otchłanie radląc.
Odwagi, bracia. I w letejskiej fali
Wspomnimy przecie, że to nam wypadło,
Byśmy za ziemię dziesięć niebios dali.
MOSKWA, MAJ 1918
Osip Mandelsztam
Rok zmierzchu, wielki rok zaćmienia.
Już zapadają ciężkie pętle matni
W kipiel wód nocnych, w czeluść cienia.
Słońce - lud, sędzi nasz ostatni -
Wychynie z głębi wśród milczenia.
Brzmienia przemożnego sławę głośmy,
Co z bólem dźwignie ludu wódz na barkach.
Wysławmy uścisk władzy, mus nieznośny,
I ciężar, który legnie nam na karkach.
Kto serce ma, ten pojmie znak bezgłośny -
To na dno idzie wieku barka.
Nawet jaskółek mimolotne stada
Sprzęgliśmy w huf, w kohorty wojownicze
I już nie widać słońca, bo gromada
Rwie się do lotu, kwili, krzyczy.
Słońce w tę sieć, jak mrok zapada
I glob urywa się z kotwicy.
Spróbujmy więc. Szeroki, nieporadny,
Skrzypliwy obrót rudla. Byle dalej.
I ziemia płynie już, otchłanie radląc.
Odwagi, bracia. I w letejskiej fali
Wspomnimy przecie, że to nam wypadło,
Byśmy za ziemię dziesięć niebios dali.
MOSKWA, MAJ 1918
Osip Mandelsztam
09 stycznia 2016
żyją w świecie surowszym, niż był ten radziecki. . .
Młodzi żyją w
świecie surowszym, niż był ten radziecki... [Milknie]. Czuję,
jakby życie już nie było dla nas, nie dla takich jak my, ono
jest gdzieś tam... Gdzieś... Coś się dzieje, ale nie z nami... Nie
chodzę do drogich sklepów, bo się krępuję - stoją tam
ochroniarze i patrzą na mnie z pogardą, bo mam ubranie z
bazaru. Noszę chińską tandetę. Jeżdżę metrem, boję się
śmiertelnie, ale jeżdżę. Ci bogatsi nie jeżdżą. Metro jest dla
ubogich, nie dla wszystkich. Znowu mamy książąt, bojarów
i lud roboczy. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio siedziałam w
kawiarni, od dawna mnie na to nie stać. Teatr też stał się
luksusem, a kiedyś nie opuszczałam żadnej premiery. To
przykre... bardzo przykre... Czuję jakiś niesmak, kiedy nie
dopuszczają nas do tego nowego świata. Mąż przynosi w
torbach książki z biblioteki, to jedyna rzecz, która jest dla
nas dostępna jak dawniej.
Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
02 stycznia 2016
małe, skulone otwory odbytowe. . .
- To jest okropne! Okropne! One mają takie małe, skulone otwory odbytowe! Takie śmieszne małe tyłki!
- Baby, a co jest w tym takiego okropnego, co? Przycisnęła serwetkę do ust, wstała i wybiegła do łazienki. Wymiotowała, a ja z kuchni darłem się jak opętany:
- A CO TY MOŻESZ MIEĆ PRZECIWKO TYŁKOM I DUPOM! TY MASZ TYŁEK, I JA GO TEŻ MAM! ŁAZISZ PO TYCH SKLEPACH I KUPUJESZ STEKI, ONE TEŻ KIEDYŚ MIAŁY DUPY I TO JAKIE! TE DUPIASTE STWORZENIA POKRYWAJĄ CAŁY GLOB! NIE JEST KŁAMSTWEM NAWET I TO, ŻE I DRZEWA MAJĄ DUPY! MAJĄ! TYLKO MY ICH NIE POTRAFIMY ODNALEŹĆ! JESIEŃ BYŁABY NAJLEPSZĄ PORĄ, BO WTEDY GUBIĄ ONE LIŚCIE! TWÓJ TYŁEK, MOJA DUPA, CAŁY ŚWIAT SKŁADA SIĘ TYLKO Z TAKICH UDUPIONYCH I Z TYŁKAMI!!! PREZYDENT TEŻ MA TYŁEK I ŚMIECIARZ TEŻ! SĘDZIA I MORDERCA TEŻ MUSZĄ MIEĆ PO JEDNYM... NAWET TEN Z CZERWONĄ SZPILKĄ DO KRAWATA TEŻ MA, A JAKŻE!!!
Charles Bukowski
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści
Listonosz, 1971)
01 stycznia 2016
widząc roznoszącego pocztę listonosza. . .
Ludzie, widząc roznoszącego pocztę listonosza, reagowali zawsze w ten sam sposób. Zawsze.
- Trochę się dziś spóźniamy, co?
- A gdzie jest ten listonosz, który zawsze tu przychodził?
- Hej, wuj Sam!
- Listonosz! Listonosz! To nie do mnie!
Ulice kłębiły się od nudnych i skretyniałych typów. Tacy mieszkali najczęściej w pięknych domach, nie chodzili codziennie do pracy - zastanawiałem się często, jak to robili.
Charles Bukowski
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści
Listonosz, 1971)
ulubionym listonoszem. . .
Ulubionym listonoszem Stone'a był Mathew Bettles.
[...]
A Mathew stał przed tym swoim pulpitem rozdzielczym, dniami, a często i nocami, wyprostowany i czysty, w uroczyście i odświętnie lśniących butach, pełen animuszu i niepojętej radości wpychał przesyłki w odpowiednie przegródki.
[...]
- Mathew został wczoraj aresztowany!
- Aresztowany?
- No, wybierał pieniądze. Otwierał listy kierowane do świątyni Nekalayla i wyciągał gotówkę. I to przez piętnaście lat.
- Jak go przyskrzynili? Kto na to wpadł?
- Te stare ciotki. Te szajbuski wysyłały banknoty w listach i nigdy nie otrzymywały słów podzięki ani żadnej informacji zwrotnej o nadejściu datku.
Charles Bukowski
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści
Listonosz, 1971)
listonoszu! — targnij się na krew pańską ... nago w rzymskokatolickim kościele. . .
Po obiedzie niewiele już mi zostało, mała kupka listów adresowanych do kościoła. Niestety, brakowało numeru posesji, na kopertach widniało tylko jakieś święte imię i nazwa ulicy, przy której jakoby miał stać ten kościół.
[...]
W dali dostrzegłem parę palących się świec, a także małe pojemniczki na święconą wodę. Nagle, nad głową pojawiła się ambona. Sprawiała wrażenie jakby wytrzeszczała na mnie swoje święte gały, a głębiej stały statuy(...)
[...]
Idąc dalej wlazłem do jakiegoś pomieszczenia, w którym stał stół, a na nim porozkładane różnokolorowe kapłańskie szaty. Przy nodze stała butelka wina.
Do kurwy nędzy - pomyślałem sobie - dlaczego muszę zawsze wdepnąć w taki grząski teren? Przechyliłem butelkę, i to chyba nieraz, rzuciłem listy na te kolorowe szmatki i wróciłem do tych znajomych mi już kiblów i natrysków. Zgasiłem światło i w ciemności ulokowałem się na jednym ze sraczy. Czerwone wino przyspiesza przemianę materii - to nie było odkrywcze, ale za to zgodne z chwilowymi potrzebami mojej ciasnej powłoki. Zapaliłem papierosa i pomyślałem sobie o przyjemności i rozkoszy stania pod prysznicem. I dopiero wtedy odkryłem napis na podłodze, pod moimi stopami: LISTONOSZU! - TARGNIJ SIĘ NA KREW PAŃSKĄ I ZMYJ SZYBKO TEN GRZECH KĄPIĄC SIĘ NAGO W RZYMSKOKATOLICKIM KOŚCIELE.
Charles Bukowski
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści
Listonosz, 1971)
czy macie coś dla mnie ... skąd ja mam wiedzieć, kim pani jest. . .
I te wąskie korytarze, oświetlone małymi, matowymi żarówkami. Szeregami stały w nich jakieś nadszarpnięte wiekiem stare ciotki, ciągle pytające o to samo i w ten sam sposób, jakby była to jedna i ta sama osoba, ale w wielu egzemplarzach. „Listonoszu, czy macie coś dla mnie”. Najchętniej wydarłbym się wtedy: „A skąd ja mam wiedzieć, kim pani jest, a kim ta obok, kim ja jestem, a w ogóle po co tak tu od lat sterczycie?”.
Charles Bukowski
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści
Listonosz, 1971)
upychaliśmy te pierdolone przesyłki do pocztowych worków. . .
Chlałem zawsze do północy, a potem, od piątej rano siedzieliśmy wszyscy w urzędzie, czekając na jakąś robotę, a może raczej na telefon od kogoś z tych etatowych, co to właśnie zachorowali. Chorowali zawsze wtedy, kiedy padało albo żar walił z nieba, albo w następnym dniu po jakimś tam urzędowo - państwowym święcie. Wtedy zalewała nas podwójna porcja poczty.
[...]
System rozdziału nadchodzącej do urzędu poczty ciągle się zmieniał, niczego nie można było się nauczyć, do niczego nawet przyzwyczaić. Wyszukiwało się z tych ton przesyłek listy i paczki do własnego rewiru; posortowane lądowały w torbie, która nie przestawała obijać miednicy.
[...]
Jonstone zawsze dbał, żeby odbywało się to bardzo punktualnie. Chłopaki musieli więc kończyć sortowanie na ulicy, nie mieli czasu, żeby coś przegryźć, zdychali z pośpiechu i tej pierdolonej nerwicy. Dziś mieliśmy opróżniać skrzynki pocztowe.
[...]
I mimo że wszyscy dobrze wiedzieli, że samochód nie może lak szybko rozwieźć nas po rewirach, a potem pozbierać wszystkich do kupy, byczy kark upierał się jednak zawsze przy tym niemożliwym do wykonania rozkładzie jazdy. Opuszczaliśmy więc niektóre skrzynki, które jednak opróżniane następnego dnia, wypełnione były po brzegi; pot lał się z nas, a my, cuchnąc nim i klnąc, upychaliśmy te pierdolone przesyłki do pocztowych worków.
Charles Bukowski
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści
Listonosz, 1971)
tłuste dupiszcze i worowate cyce. . .
Myślę, że było to drugiego dnia mojej pracy jako pomocniczego listonosza, w gorącym dla poczty okresie, jakim zawsze i wszędzie są święta Bożonarodzeniowe. Wtedy właśnie zobaczyłem tę tłustą damę wychodzącą z własnego ogródka. Mówiąc „tłusta” mam na myśli jej bardzo tłuste dupiszcze i worowate cyce, a także te wszystkie inne bardzo ważne miejsca na ciele każdej kobiety. Wydawała mi się lekko zwariowana i po zlustrowaniu tych jej wszystkich „tłuszczów” oddałem się zupełnie i beznamiętnie mojej pracy.
Charles Bukowski
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści
Listonosz, 1971)
Subskrybuj:
Posty (Atom)