31 stycznia 2016

słabość do zwierząt faworytów. . .

   Aby pocieszyć Agryppinillę, ofiarowałem jej w kilka dni później bardzo cenny prezent, białego jak śnieg słowika. Był to pierwszy okaz tego rodzaju. Narcyz chcąc ją przeprosić za swe szorstkie słowa ofiarował jej gadającego kosa. Kos wymawiał słowa równie dobrze jak papuga, a słowik śpiewał nie gorzej niż jego brunatni krewniacy. Agryppinilla nie ukrywała zadowolenia. Mówiąc nawiasem, rodzina nasza miała zawsze słabość do zwierząt faworytów. August miał swego psa Tyfona, Tyberiusz swego jaszczura, Kaligula konia Incitata, siostra moja Liwilla hodowała złośliwą i lubiącą kraść małpkę, Germanik miał czarną wiewiórkę, a matka moja ulubionego wielkiego karpia. Karp ten nazywał się Lewiatan i na wołanie przypływał ze swego schronienia wśród lilii wodnych, dawał się matce karmić i głaskać. Dostała go w prezencie od Heroda Agryppy, który ofiarowując tę rybę przyczepił jej do skrzeli wysadzane klejnotami kolczyki. Matka twierdziła, że karp rozmawia z nią, otwierając i zamykając pyszczek, i że ona doskonale rozumie, co jej chce powiedzieć. Nie miałem nigdy żadnego tego rodzaju faworyta. Uważałem, że w takich wypadkach zawsze się więcej daje, niż otrzymuje, i że człowiek mimo woli skłonny jest uważać takie zwierzę za bardziej przywiązane i inteligentne, niż jest w rzeczywistości.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   


o zgodę między filozofami. . .

Łatwiej o zgodę między filozofami niż między zegarami.

                                                                    Tiberius Claudius Caesar Augustus Germanicus
 
 
 

miłuję wolność, tyranii nienawidzę. . .

Miłuję wolność, tyranii nienawidzę,
Zawszem był dobrym rzymskim patriotą,
A Rzymu duch jest duchem republiki.

Jestem - ironio losu! - cesarzem
I władzą dzisiaj sprawuję monarszą.
Od trzech pokoleń nie ma republiki.

W domowych wojnach sczezła republika.
August wprowadził monarchiczny ustrój.
Ustrój, co miał być złem tylko przejściowym.

August już nie mógł złożyć później władzy.
W myślach Augusta zwałem hipokrytą
I pozostałem republikaninem.

Tyberiusz został cesarzem. Wbrew woli?
Czy bał się, aby wróg nie schwycił władzy?
Może go Liwia do rządów zmusiła?

Za jego rządów żyłem na uboczu,
Krwiożerczym dla mnie mój stryj był tyranem
I pozostałem republikaninem.

Wtem Kaligula czyni mnie konsulem.
Pragnąłem tylko do ksiąg swych powrócić.
Z despotów wschodnich brał wzór Kaligula.

że byłem dobrym rzymskim patriotą,
Więc powinienem zabić Kaligulę.
A grałem błazna, by ocalić skórę.

Kasjusz - ten może i był patriotą.
Złamał przysięgę, zabił Kaligulę.
Przynajmniej pragnął wskrzesić republikę.

Nie przywrócono rzeczypospolitej.
Nowego tylko wybrano cesarza,
Był nim Tyberiusz Klaudiusz - ja byłem.

Gdybym odmówił, zabito by mnie.
Odmową wojnę wznieciłbym domową.
Było to tylko koniecznością chwili.

Skazałem na śmierć Kasjusza Chereę,
Nie mogłem władzy raz przyjętej złożyć,
Zostałem drugim Augustem.

Jak August, ciężko, ciężko pracowałem,
Jak August, państwom wzmocnił i rozszerzył,
Jak August, byłem absolutnym władcą.

Świadomie nigdym nie był hipokrytą.
Łudziłem się, że działam w dobrej myśli,
W tym roku chciałem wskrzesić republikę.

Augusta pokonała hańba Julii.
“Obym bezżenny umarł i bezdzietny!”
A Messalina była karą dla mnie.

Trza było raczej paść niżeli rządzić.
I raczej umrzeć niźli słuchać namów.
W najlepszych chęciach zostałem tyranem.

Na Messaliny podłość byłem ślepy,
W moim imieniu niewinnych traciła.
Wszak nieświadomość zbrodni nie tłumaczy.

Lecz czyż ja jeden tylko byłem winny?
Czyli nie zgrzeszył równie cały naród,
Co o cesarską mą zabiegał łaskę?

Jeśli szlachetny plan wprowadzę w życie,
Jeżeli wskrzeszę teraz republikę,
Czyż rzeczywiście Rzym mi będzie wdzięczny?

“Wiesz, jak to jest, gdy mowa o wolności.
Wszystko się wtedy zda cudownie proste.
I wszystkie bramy zdają się otwarte.”

Z wyjątkiem tych, co sami pragną rządzić
Zadowoleni są wszyscy z mych rządów.
Nikt nie chce wskrzesić rzeczypospolitej.

O, jakąż słuszność miał Azyniusz Pollion:
“Musi być gorzej, nim może być lepiej.”
Postanowiłem, że wyrzeknę się planu.

żaby w sadzawce chciały raz mieć króla.
Jowisz im przeto zesłał króla Kija.
Byłem tak ślepy i głuchy jak patyk.

żaby w sadzawce chciały znów mieć króla.
Jowisz im zesłał tym razem bociana.
Zbyt krótko żył bociani Kaligula.

A jam był zbytnio dobry i łaskawy.
Ja naprawiłem błędy poprzedników
I pogodziłem Rzym i świat z monarchią.

Rzym musi znów się korzyć przed Cezarem
Szalonym, krwawym, kapryśnym, rozpustnym.
Król musi znowu być bocianim królem.

Ziem zrobił ostrze stępiając tyranii,
Pomyłka moja wymaga naprawy,
Gwałtownych środków gwałtowne zło żąda.

Lecz jam jest przecie starym królem Kijem,
Pływam bezwładnie po wodzie sadzawki,
Niech muł jad swojej zgnilizny wyzionie

                                         Tiberius Claudius Caesar Augustus Germanicus
 
 
 

prawdę w swej piersi. . .

Z mówców największym wstrętem taki mnie przenika,
który prawdę w swej piersi dusi i zamyka

                                                                                         Homer
 
 
 

kiedy filozofia grecka rozpowszechniła się w rzymie, dał się odczuć wyraźny upadek ducha religijnego. . .

Po podboju Grecji, kiedy filozofia grecka rozpowszechniła się w Rzymie, dał się odczuć wyraźny upadek ducha religijnego. Filozofowie, nie zaprzeczając istnieniu bóstwa, robili zeń tak odległą abstrakcję, że naród praktycznie myślący, jak Rzymianie, zaczął dowodzić: “Więc dobrze, bogowie są nieskończenie potężni i mądrzy, ale również nieskończenie dalecy. Zasługują na naszą cześć i będziemy ich czcić z całego serca, będziemy im wznosić świątynie i składać ofiary, ale oczywistym nieporozumieniem byłoby sądzić, że są bezpośrednio obecni, że zadają sobie trud uśmiercenia grzesznika lub ukarania całego miasta za winy jednego obywatela; albo że zjawiają się w ludzkiej postaci. Popełnialiśmy błąd biorąc poetycką fikcję za prozę rzeczywistości. Musimy zrewidować nasze poglądy.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   


kult jezusa ... podpada pod zarządzenia dotyczące spelunek pijackich i tajnych związków

   Co się tyczy Joszui, czyli Jezusa, jak go zwą jego greccy wyznawcy, to i teraz Betlejem uchodzi za miejsce jego urodzenia, choć nie wiem, na jakiej podstawie, gdyż miejscowość ta nie leży przecież w Galilei. Kult Joszui dotarł już do Rzymu, gdzie zdaje się rozkrzewiać, choć w ukryciu. Do obrzędów należy między innymi biesiada miłosna, w której biorą udział mężczyźni i kobiety, spożywając w symboliczny sposób ciało Pomazańca i pijąc jego krew. Opowiadano mi, że podczas tego obrzędu dochodzi często do burzliwych histerycznych scen. Czegóż innego można się spodziewać po wyznawcach, którzy rekrutują się przeważnie z niewolników i ludzi należących do najniższych sfer? Zanim wolno im wziąć udział w biesiadzie, muszą wobec całego zgromadzenia wyspowiadać się z grzechów, i to tak szczegółowo, że się zbiera na mdłości. Ta rywalizacja w poniżaniu samego siebie dostarcza im pewnej rozrywki. Arcykapłanem tego kultu (jeśli można użyć tak poważnego tytułu), jest pewien rybak z Galilei, ów Szymon, o którym pisze Herod. Jego prawo do tego stanowiska zdaje się opierać głównie na tym, że kiedy Joszuę, czyli Jezusa, uwięziono, opuścił go i zaparł się swej wiary, lecz następnie szczerze żałował tego postępku. Zgodnie bowiem z etyką tej mizernej sekty im większy jest grzech, tym większe przebaczenie!
   Kult Jezusa, nie będąc uznaną religią (przyzwoitsi żydzi energicznie go odrzucają), podpada pod zarządzenia dotyczące spelunek pijackich i tajnych związków, a należy do tych najniebezpieczniejszych, które wzrastają skutkiem zakazów.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   


joszua ben józef. . .

    Pytasz, czy ktoś obecnie identyfikuje się z Mesjaszem. Nie słyszałem dość dawno o żadnym pretendencie. Ostatnim, pamiętam, był niejaki Joszua ben Józef, pochodzący z Galilei. Kiedy byłem urzędnikiem w Tyberiadzie (za czasów mego stryja Antypasa), ów Joszua posiadał wielkie wzięcie u prostaków i wygłaszał do tłumu kazania nad brzegiem jeziora. Człowiek ten w swoim wyglądzie miał coś, co zwracało uwagę, a choć ojcem jego był prosty rzemieślnik, utrzymywał, że pochodzi z rodu Dawida. Swego czasu był «cudownym dzieckiem» (zjawisko dość pospolite - wśród żydów) i znał Pismo Święte lepiej niż większość doktorów. W swych dociekaniach religijnych doszedł do wniosku, że judaizm jest wyznaniem bardzo kłopotliwym i niedostatecznie zaspokajającym zwykłe potrzeby ludzkie, z tego punktu widzenia zaczął go też krytykować. Usiłował w naiwny sposób dokonać tego, co kunsztownie przeprowadził Filon: pogodzić objawienie żydowskie z filozofią grecką.
[...]
Wreszcie jednak udowodniono mu herezję i nasz stary przyjaciel, Piłat Poncki, ówczesny namiestnik Judei i Samarii, kazał go uwięzić za zakłócanie spokoju publicznego, a sprawę przekazać najwyższemu duchownemu sądowi żydowskiemu w Jerozolimie. Joszua, oskarżony o bluźnierstwo, został skazany na śmierć.
[...]
Cała rzecz, niestety, w tym, że choć rozsądni ludzie mogą «parskać śmiechem» na widok obrazu przedstawiającego Kobietę z rybim ogonem, to motłoch, rozdziawiwszy gębę, uzna w niej boginię, której trzeba oddać cześć.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   


jelenie idąc gęsiego w ciemnym lesie. . .

Każdy z ludzi zawiesił sobie na plecach tarczę, na której uprzednio nagryzmolił kredą koło. Dzięki temu żołnierze bez nawoływań mogli utrzymać łączność. Białe koła było całkiem nieźle widać. Na pomysł ten wpadł Aulus, który zauważył, że jelenie idąc gęsiego w ciemnym lesie kierują się białym futrem na zadzie poprzednika.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   


mistyka i szaleńca, jana chrzciciela. . .

(...)pokazali mi list Salome, córki Herodiady, obecnie żony swego brata ciotecznego, syna Heroda Polliona. List brzmiał, jak następuje:
[...]
Doprawdy, atmosfera staje się tu za bardzo religijna. To kiepski znak. Przypominają mi się słowa, które powiedziałaś, kiedyśmy kazały ściąć tego mistyka i szaleńca, Jana Chrzciciela: «Religijny fanatyzm jest najniebezpieczniejszą formą szaleństwa. »

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   


świdryga i midryga. . .

To nie konie tak cwałują i uszami strzygą,
Jeno tańczą dwaj opoje — Świdryga z Midrygą.
A nie stęka tak stodoła pod cepów bijakiem,
Jak ta łąka, źgana stopą srożej, niż kułakiem!

Zaskoczyła ich na słońcu Południca blada
I Świdrydze i Midrydze i tańcowi rada.
Zaglądała im do oczu chciwie, jak do żłobu.
— „Który w tańcu mię wyhula, bom jedna dla obu?” —
— „Moja będzie — rzekł Świdryga — ta pierś i ta szyja!” —

A Midryga pięścią przeczy: „Moja, lub niczyja!”
Ten ją porwał za dłoń jedną, a tamten za wtórą.
— „Musisz obu nam nastarczyć, skąpico–dziewczuro!”
A ona im prosto w usta dyszy bez oddechu,
A ona im prosto w oczy śmieje się bez śmiechu.

I rozdwaja się porównu, rozszczepia się żwawo
Na dwie dziewki, na siostrzane — na lewą i prawą.
— „Dosyć ciała dwoistego mamy tu na łące!
Tańcz–że z nami południami, dopóki jarzące!
Jedna dziewka rąk ma czworo i cztery ma łydy!

Niech upoją nas do reszty twe słodkie bezwstydy!”
Nasrożyli się do tańca, jak gdyby do boju, —
Przysporzyli kwiatom zgiełku, łące — niepokoju.
Więc Świdryga pląsał z prawą, więc Midryga — z lewą,
Ten obcasem kurz zamiatał, a tamten — cholewą.

Na odsiebkę, na odkrętkę i znów na odwrotkę, —
Podeptali macierzankę, błyszczkę i tymotkę!
Jeden wrzeszczał: „Konaj żywcem!” a drugi: „Wciornaści!”
Tańcowali aż do zdechu i aż do upaści!
Aż poczuli, że dziewczyna życie w tańcu traci,

I umarła jednocześnie we dwojej postaci.
„Pochowajmy owo ciało nie bardzo samotne,
Bo podwójne w tańcowaniu, a w śmierci dwukrotne.
Pochowajmy na cmentarzu, gdzie za drzewem — drzewo,
Zmówmy pacierz obopólny — za prawą i lewą.”

W dwóch ją trumnach ułożyli, ale w jednym grobie, —
A już huczy echo ziemne — tańczą trumny obie!
Tańczą, ciałem nakarmione, syte i hulaszcze,
Ukazując co raz w tańcu niedomkniętą paszczę.
Tańczą, skaczą i wirują, klepką dzwonią w klepkę,

Na odkrętkę, na odwrotkę i znów na odsiebkę!
Aż się kręci razem z nimi śmierć w skocznych lamentach,
Aż się wzdryga wnętrznościami przerażony cmentach!
Aż się w sobie zatraciło błędne tańca koło,
Aż się stało popod ziemią huczno i wesoło!

Aż zmąciły się rozumy Świdrydze—Midrydze,
Jakby wicher je rozhulał na wiatraka śmidze!
I rozwiała się w ich głowach ta wiedza pomglona.
Gdzie jest prawa strona świata, a gdzie lewa strona?
W jakiej trumnie lewa dziewka, w jakiej prawa leży?

I która z nich i do kogo po śmierci należy?
Tak im w oczach opętanych świat się cały miga,
Że nie wiedzą, kto Świdryga, a kto z nich Midryga?
Jeno ujrzą otchłań śmierci czarną od ogromu:
— „A bądźcie tu, ludzie dobrzy, jak u siebie w domu!

Jedna trumna dla jednego, dla drugiego — druga,
W jednej wieczność prawem okiem, w drugiej lewem mruga!”
Obłąkani nad przepaścią poklękali wzajem
I na klęczkach zatańczyli tuż, tuż nad jej skrajem.
Tańcowali na czworakach, tańcowali płazem,

Tak i nie tak — i na opak — razem i nie razem!
Aż wwichrzeni w mrok dwóch trumien, jak dwa błędne wióry,
Powpadali w otchłań śmierci nogami do góry!

                                                                                                    Bolesław Leśmian
 
 
 

30 stycznia 2016

druid ... dębiarz ... egzamin z kompozycji poetyckiej. . .

Wyraz druid znaczy tyle mniej więcej co “dębiarz” - dąb bowiem jest świętym drzewem. Rok obrzędowy druidów zaczyna się w porze pączkowania dębów, a kończy z opadającymi liśćmi.
[...]
Między innymi zdają na przykład egzamin z kompozycji poetyckiej. Kandydat musi całą noc przeleżeć nago w podobnej do trumny skrzyni; skrzynię napełniają lodowatą wodą, tak że leżący może tylko nozdrza utrzymać nad powierzchnią. Pierś ma przywaloną kamieniami. W tej pozycji musi ułożyć pokaźnych rozmiarów poemat w szczególnie trudnym metrum. (A trzeba wiedzieć, że metryka poezji bardów jest w ogóle nadzwyczaj trudna i bogata.) Temat podają mu z chwilą, kiedy kładzie się do skrzyni. Nazajutrz rano kandydat wyszedłszy z wody musi swój utwór odśpiewać przy wtórze harfy w takt melodii, którą równocześnie z poematem miał skomponować.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

orzeł nie ugania się za muchami. . .

   Znacie wszyscy stare przysłowie nobilów: Aquila non captat muscas. Orzeł nie ugania się za muchami, to znaczy, że szlachetny człowiek nie dąży do małych celów i nie zbacza z drogi, żeby wziąć odwet na mizernych, małych ludziach, którzy go obrazili. Lecz pozwólcie, że zacytuję to powiedzenie, tak jak je przed daty uzupełnił mój szlachetny brat Germanik:

Captat non muscas aquila; at quaeque advolat ultra 
Faucibus augustis, musca proterva pent.

(W przekładzie dystych powyższy brzmi: Orzeł nie ugania się za muchami, lecz jeśli
jakaś bezczelna mucha z własnej woli wpadnie w dostojne gardło, zginie w nim.)


Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

okazję, aby się obłowić na pobojowisku. . .

   - Równie dobrze można powiedzieć, że ludność cywilna ma czasem dobrą okazję, aby się obłowić na pobojowisku, że może nazbierać różnego żelaziwa, obedrzeć padłe konie i ze szczątków połamanych wozów sporządzić sobie nowe. Ale czymże są te korzyści w porównaniu ze spalonymi gospodarstwami i zabranym bydłem?

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

ceteris paribus. . .

   - Pozwalam wam - rzekłem - przyjmować prezenty, ale zabraniam ich się domagać. Nie chcę was krzywdzić przypuszczeniem, że możecie, przekupieni, sfałszować jakiś dokument lub popełnić innego rodzaju przestępstwa służbowe. Nie widzę też powodu, dla którego nie mielibyście być wynagradzani za usługi, które oddajecie ludziom, poświęcając dla nich swój czas i energię i dając, ceteris paribus,[bez szkody dla innych] pierwszeństwo ich sprawom.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 


jedynym rozumnym usprawiedliwieniem władcy. . .

   Nie, wciąż jeszcze nie mogłem złożyć władzy. Było mi wstyd przed samym sobą, kiedy musiałem skazać na śmierć przywódców nieudanej antymonarchicznej rewolty. Ale cóż innego mogłem uczynić? Przetrawiałem w myślach cały problem. Czy to nie Platon przypadkiem napisał, że jedynym rozumnym usprawiedliwieniem władcy jest chęć uniknięcia rządów ludzi mniej utalentowanych niż on sam? Coś z prawdy tkwi w tym powiedzeniu. Mnie jednak, przeciwnie, gnębiła myśl, że gdybym ustąpił, władzę objąłby ktoś bardziej uzdolniony (choć pochlebiałem sobie, nie pracowitszy), na przykład Galba lub Gabiniusz, strzegący nadreńskiej granicy, a wtedy ustrój monarchiczny umocniłby się i republika nigdy by nie wróciła.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

nie mogli tego ranka przystroić swoich orłów. . .

   W pięć dni później przyszedł od Skryboniana rozkaz wymarszu. żołnierze w pełnym rynsztunku, zaopatrzeni w żywność, mieli wyruszyć do portu i tam bezzwłocznie wsiąść na okręty. Nagle i równocześnie chorążowie siódmego i jedenastego pułku zaraportowali swoim dowódcom, że nie mogli tego ranka przystroić swoich orłów, jak zwyczaj kazał, w wawrzynowe girlandy. Ledwie je uwiązali, spadały i w oczach więdły. Za chwilę przybiegli znowu z udanym przerażeniem: nowy cud się zdarzył, drzewc orłów wbitych w ziemię nie można wyrwać. Oficerowie z radością wysłuchiwali złowróżbnych raportów i zawiadomili Skryboniana. Skrybonian wpadł we wściekłość i ruszył pędem do obozu jedenastego pułku.
   - Powiadacie, że drzewc orłów nie można wyrwać - ryczał. - Łgarstwo wierutne! Odwagi wam zabrakło, psy tchórzliwe! Zaraz wam tu pokażę. Kto śmie twierdzić, że tego drzewca nie da się wyciągnąć?
   Z tymi słowami przyskoczył do najbliższego orła i chwycił z całej siły za drzewce: ciągnął, szarpał, rwał, aż mu żyły na czole nabrzmiały niby postronki, a drzewce ani drgnęło, było bowiem jak u wszystkich innych orłów, w tę samą jeszcze noc, w którą odbyło się zebranie, wpuszczone w cement, a cement z wierzchu przysypano ziemią. Przez pięć dni cement stwardniał na kamień.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 


kwestia seksualna. . .

Pomimo wszystko kwestia seksualna nie jest w miłości najważniejsza, jeżeli tylko istnieją inne silne więzy łączące kochanków, na przykład wspólne dążenie do ideałów, piękna i doskonałości. Pod tym względem zgadzam się z Platonem, który uważał płeć wprost za przeszkodę w miłości.
   - Miał na myśli miłość homoseksualną - zwróciłem jej uwagę starając się, żeby w głosie mym nie było znać przygnębienia.
   - Właśnie, najdroższy - zaszczebiotała beztrosko. - Ja przecież pracuję tak jak mężczyzna, tak samo jak ty, więc to na jedno wychodzi. Nieprawdaż? A co się tyczy wspólnych ideałów, to doprawdy musimy być idealistami, żeby dążąc do pewnego politycznego ideału przebrnąć przez cały ten gąszcz nonsensów.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

o trzech głównych kolumnach w świątyni miłości. . .

   - Mówiłem, że świątynia miłości wspiera się na trzech filarach: na serdeczności, szczerości i wzajemnym zrozumieniu. Jest to właściwie powiedzenie filozoficzne Mnasalka, którego zacytowałem.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 


ojcze gwa-gwa, ofiarujemy ci piwo ... niebo i nocnik. . .

Cesarz kazał mi dostosowywać taktykę do okolicy - przypomniał sobie Geta. - Powiedz mi, jak trzeba się zwracać do tego Ojca Gwa-Gwa, a pójdę za twoją radą. - Ordynans wyjaśnił, że trzeba zakopać w piasku aż po szyjkę dzbanek napełniony piwem i wypowiedzieć przy tym słowa: “Ojcze Gwa-Gwa, ofiarujemy ci piwo.” Następnie żołnierze muszą wszystkie naczynia do picia napełnić wodą, zostawiając jej w miechach tyle, żeby zamaczać palce i strząsnąć po kilka kropel na ziemię. Wszyscy potem piją, tańczą, śpiewają pieśni na cześć Ojca Gwa-Gwa i kropią wodą piasek, aż wypiją wszystko do ostatniej kropli. Sam Geta przez ten czas musi śpiewać: “Jak kropimy ziemię tą wodą, tak niech nas skropi deszcz. Wypiliśmy ostatnią kroplę, Ojcze. Nic nam nie pozostało. Dlaczegoś tak nam uczynił? Pij piwo, Ojcze Gwa-Gwa, a siknij w zamian deszczem, bo pomrą dzieci twoje.” Trzeba pamiętać, że piwo jest bardzo skutecznym środkiem moczopędnym. Na deszcz plemiona pustynne mają podobny pogląd jak pierwotni Grecy, którzy, kiedy padało, mówili, że to Zeus opróżnia pęcherz. (Nawet to samo słowo z różnym tylko rodzajnikiem oznacza u Greków niebo i nocnik.) Nomadzi uważają, że ofiarowując ich bogu piwo zachęca się go do oddania moczu w postaci deszczu. Pryskanie wodą podobnie jak przy naszych ofiarach oczyszczalnych ma mu przypominać, jak deszcz pada, na wypadek gdyby o tym zapomniał.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

wskazówki higieniczne, których mi udzielił ksenofont:. . .

   Póki pamiętam, muszę zapisać dwie cenne wskazówki higieniczne, których mi udzielił Ksenofont: “Głupi jest - zwykł mawiać - człowiek, który dobre maniery stawia wyżej od zdrowia. Nigdy nie zatrzymuj w sobie wiatrów, kiedy ci dokuczają. Przynosi to wielką szkodę żołądkowi. Znałem człowieka, który omal nie skończył życia wstrzymując się od wypuszczenia wiatrów. Jeżeli z jakiegoś powodu, na przykład w czasie mowy w senacie lub składania ofiary, nie wypada ci odejść na stronę, to bez żadnego wstydu pozwól sobie czknąć albo pierdnąć. Lepiej sprawić otoczeniu drobną nieprzyjemność niż stale szkodzić sobie samemu. Podobnie, jeśli masz katar, nie wycieraj ciągle nosa. Powiększa to tylko wydzieliną i przyczynia się do zapalenia delikatnych błon nosowych. Pozwól, niech śluz ci kapie. Chodź zasmarkany, a nie wycieraj!” Słuchałem zawsze rad Ksenofonta, przynajmniej w sprawie wycierania nosa, i nigdy katar nie trwał tak długo jak dawniej. Oczywiście był to niewyczerpany temat dla karykaturzystów i satyryków, którzy mnie przedstawiali zawsze z kapką wiszącą u nosa. Lecz czyż miałem się tym przejmować? Zdaniem Messaliny, postępowałem bardzo rozsądnie, troszcząc się o swoje zdrowie.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

jako środki lecznicze modlitwy. . .

   Herod się roześmiał.
   - Po raz pierwszy, odkąd cię znam, słyszę, że podzielasz zdanie starego Katona. Mam na myśli jego Uwagi nad medycyną, pisane dla syna, któremu zakazuje szukania porady u greckich lekarzy. Poleca natomiast jako środki lecznicze modlitwy, postępowanie wedle zdrowego rozsądku i liście kapusty. Są one, jego zdaniem, wystarczająco skuteczne we wszystkich fizycznych dolegliwościach.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

roma via appia antica. . .

   - Czy widzisz? - spytałem wskazując palcem na drugą stronę doliny. - Oto część największego dzieła, jakie kiedykolwiek zbudowano. A chociaż władcy, jak August i Tyberiusz, przyłożyli do niego ręki i dbali o jego naprawę, to początek swój zawdzięcza wolnemu narodowi. Przetrwa niewątpliwie równie długo jak piramidy, oddając wszystkim nieskończenie więcej korzyści.
   - Nie wiem, co masz na myśli? Wskazujesz, zdaje się, na pałac?
   - Wskazuję na Drogę Appijską - odrzekłem uroczystym tonem. - Początek jej przypada na czasy cenzury mojego wielkiego przodka Appiusza Klaudiusza Ślepego. Gościniec rzymski jest największym pomnikiem, jaki szlachetny i wspaniałomyślny naród zbudował na użytek wolności ludzkiej. Biegnie przez góry, błota i rzeki. Jest szeroki, mocny i pewny. Łączy miasto z miastem, a naród z narodem. Ciągnie się tysiącami mil, a roi się na nim od wdzięcznych podróżnych. A kiedy Wielka Piramida, na paręset stóp wysoka i szeroka, nakazuje patrzącemu na nią milczenie - chociaż jest tylko grobowcem obrabowanym z nikczemnych zwłok i pomnikiem ucisku i nędzy, tak że patrząc na nią można jeszcze słyszeć trzask bicza dozorców i jęki lub westchnienia biedaków usiłujących ustawić na właściwym miejscu olbrzymie kamienne bloki... - W nagłym porywie elokwencji zapomniałem początku zdania. Przerwałem zmieszany, a Witeliusz pospieszył mi z pomocą. Podniósł dłonie do góry, przymknął oczy i zadeklamował: - Słów mi braknie, senatorowie. Nic nie jest w stanie wyrazić głębi moich uczuć. - Roześmieliśmy się obydwaj.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

w takich momentach miło jest być władcą. . .

Muszę przyznać, że w takich momentach miło jest być władcą: móc dokonywać wielkich czynów i jednym słowem zamykać usta głupiej opozycji. Ciągle jednak pamiętałem, żeby władzą sprawować w ten sposób, aby nie opóźnić ewentualnego wskrzeszenia rzeczypospolitej. Starałem się zachęcić ludzi do swobodnego wypowiadania poglądów i do odwagi politycznych przekonań, a unikałem traktowania mych zachcianek jako prawa, któremu musi ulegać cały Rzym. Było to bardzo trudne zadanie. W rezultacie wytworzyła się komiczna sytuacja: wolność słowa, odwaga przekonań, republikański idealizm stały się czymś narzuconym przez mój kaprys.
[...]
W związku z budową portu Witeliusz powiedział kiedyś:
   - Rzeczpospolita nigdy nie potrafi przeprowadzić robót publicznych na tak wielką skalę jak monarcha. Największe budowle świata, jak mury i wiszące ogrody Babilonu, mauzoleum w Halikarnasie, piramidy, wznieśli królowie lub królowe. Nie byłeś nigdy w Egipcie, nieprawdaż?(...) Pierwszy widok Alp jest niczym w porównaniu z tym. Tak białe, tak gładkie, tak bezlitośnie nieśmiertelne... Taki przeraźliwy pomnik ludzkiego wzlotu...
    - I głupoty, i okrucieństwa, i tyranii - przerwałem. - Król Cheops, który zbudował największą piramidę, zrujnował swój bogaty kraj, wytoczył z niego wszystką krew, pozbawił ostatniego tchu - po to, żeby zadowolić swoją bezsensowną próżność, by móc zaimponować bogom swoją nadludzką mocą. I jakiż był użytek z tej piramidy? Miała skryć w sobie zwłoki Cheopsa na całą wieczność. Tymczasem, jak czytałem, ten bezsensownie imponujący kurhan stał długi czas pustką. Królowie Hyksosów, którzy najechali kraj, odkryli tajne wejście, zrabowali wewnętrzną komnatę, a mumię dumnego Cheopsa podpalili.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 


ulubionym wyrażeniem augusta. . .

“Szybko jak gotuje się szparag” - było ulubionym wyrażeniem Augusta. Miał takich kilka: “Łatwo jak psu kucać”, albo: “Kto chce psa uderzyć, kij znajdzie”; “Każdy sobie rzepką skrobie”; “Postaram się, żeby było gotowe na greckie kalendy” (to znaczy - nigdy) lub “Bliższe kolano niż goleń” (czyli: własne sprawy przede wszystkim). Jeżeli ktoś usiłował spierać się z nim o jakąś kwestię literacką, zwykł mówić: “Rzodkiew nie umie po grecku, ale ja umiem.” Chcąc zachęcić kogoś do cierpliwego przetrwania przykrej sytuacji mawiał: “Spróbujmy być zadowoleni z tego Katona.”

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

brak pasztetów ze słowiczych języków. . .

Nie podano wprawdzie wyszukanych smakołyków, lecz dobór potraw był starannie obmyślony, wino porządne, a pieczyste doskonałe. Nie słyszałem też, żeby się skarżono na brak pasztetów ze słowiczych języków, antylopich nóżek w galarecie lub omletów ze strusich jaj.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

ilekroć ... zaczynało braknąć pieniędzy. . .

   - Ilekroć - mówił - w moim życiu przychodziły ciężkie chwile i zaczynało braknąć pieniędzy, zawsze pamiętałem o tym, żeby poświęcić resztkę na osobiste stroje; na pierścienie, ubranie i piękne nowe trzewiki. To podnosiło mój kredyt i pozwalało pożyczać na nowo. Radzę wam, trzymajcie się tej samej zasady.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

koń kaliguli, incitatus. . .

Drugim z czołowych senatorów, którego usunąłem, był koń Kaliguli, Incitatus, który za trzy lata miał zostać konsulem. Napisałem do senatu, że wprawdzie nie wysuwam żadnych zarzutów przeciw obyczajom tego senatora ani nie kwestionuję kwalifikacji do piastowania przeznaczonego mu urzędu, lecz nie posiada on przepisanego prawem majątku. Przyznaną mu bowiem przez Kaligulę pensję obciąłem do dziennej racji kawaleryjskiego konia, zwolniłem wszystkich jego stajennych, a samego Incitata umieściłem w zwykłej stajni, w której stał żłób nie z kości słoniowej, lecz z drewna, ścian zaś nie pokryto freskami, lecz tylko pobielono. Nie rozdzieliłem go jednak z żoną Penelopą - to byłoby zbyt niesprawiedliwe.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

dziękczynne święto narodowe. . .

Senat postanowił też zbezcześcić pamięć Kaliguli wszelkimi sposobami. Uchwalono, że dzień jego śmierci ma być obchodzony jako dziękczynne święto narodowe.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
 

27 stycznia 2016

ofiarować temu staremu rębaczowi drewniany miecz. . .

- Najwyższy to już czas - zauważył beztrosko podczas przejażdżki Herod - ofiarować temu staremu rębaczowi drewniany miecz. - Mówiąc to miał na myśli Tyberiusza i robił aluzję do zwyczaju ofiarowywania na arenie wysłużonym gladiatorom drewnianego miecza. Był to symbol honorowego przeniesienia na emeryturę. - I wybacz mi, mój drogi - dodał - bo wygląda to na pochlebstwo, ale jestem święcie przekonany, że na igrzyskach popiszesz się lepiej niż on kiedykolwiek.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
   

taenarum. . .

   - A ty mnie wystrychnąłeś na dudka w moim własnym trybunale! - pienił się Flakkus. - Między nami wszystko skończone. Ruszaj do stu diabłów, i to najkrótszą drogą!
   - Obawiam się, że będzie to droga taenaryjska. Nie mam bowiem nawet obola, żeby opłacić Charona. - (Taenarum jest najbardziej na południe wysuniętym cyplem Peloponezu. Można się stamtąd dostać do podziemi drogą na przełaj, omijając Styks. Tamtędy to właśnie wyciągnął Herkules na ziemię Cerbera. Sprytni tubylcy grzebiąc swoich zmarłych nie wkładają im do ust tradycyjnej monety; wiedzą bowiem, że nie będą musieli opłacać przewozu.)

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
   

z wytwornym gestem przepu ści. . .

Kiedy zwróci em matce uwagę, że może jest zbyt szczodrobliwa dla Heroda. Odparł a z gniewem,że je li pieniądze maj i na marne, to niech je raczej z wytwornym gestem przepuści Herod, niżbym ja mia je przegrywa w ko ci do swych podejrzanych przyjaciół w trzeciorzędnych knajpach.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)
   
   
   

25 stycznia 2016

spłynąć w zawsze wzburzone morze. . .

   - Rzeko! O! Rzeko! Należy ona do mnie tak, jak ja do niej. Odpowiednia to dla mnie i mnie podobnych towarzyszka. I ona wypływa tam spośród pól zielonych, świeżych, by się zgubić w ciasnych, brudnych ulicach i spłynąć w zawsze wzburzone morze. Taka i moja dola.

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
   

ścieżki pańskie. . .

Snem - przybycie ich wraz z Dorą, snem - kobieta, co nam nasze wskazywała miejsca. Myślałem przy tym pamiętam, dlaczego otwieranie kościelnych ławek jest specjalnością bab, i to jakich bab! Myślałem, dlaczego ścieżki Pańskie takimi porastać mają chwastami.

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
   

w tym znów mam głos. . .

   - Siostro! Lawinio! - odparła starsza. - Wiąże się to z obecną naszą rozmową. W to, co do ciebie należy i w czym wprawni ej sza jesteś ode mnie, mieszać się nie myślę, ale w tym znów mam głos swój i zdanie. Otóż[...]

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
   

nie zlewać w jedno fizycznego kalectwa z moralnym. . .

   - Młody jesteś - rzekła potrząsając głową - i dobra rada, nawet karlicy, przydać się może. Postaraj się tedy, mój przyjacielu, nie zlewać w jedno fizycznego kalectwa z moralnym, chybabyś miał na to dowody.

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
   

24 stycznia 2016

próbowałem nawet wiązanej bogów mowy. . .

[...]ze sześć podarłem listów. Raz zacząłem: Czy potrafią kiedy, droga moja Agnieszko, zatrzeć w twej pamięci wrażenie... Po chwili podarłem ćwiartkę papieru z tym początkiem i zacząłem na nowo: Szekspir zauważył już, jak często człowiek własnym bywa wrogiem... I to mnie nie zadowolniło. Próbowałem nawet wiązanej bogów mowy: Wykreśl z pamięci i serca!... Nie, nie szło mi jakoś.

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
   

ktoś się potknął, stoczył się. . .

Po ciemku drzwi niełatwo dały się znaleźć. Uchylałem ciągle firanki u okna, aż wreszcie Steerforth ujął mię pod ramię i wywiódł. Schodziliśmy tak ze schodów jeden za drugim. Na dole już prawie ktoś się potknął, stoczył się. Ktoś inny zauważył, że to pewno Copperfield. Rozgniewałem się za oszczerstwo, lecz czując, że leżę na ziemi, zacząłem przypuszczać, że jest w tym może nieco prawdy.

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
    

pozostawiając żal. . .

Jednym słowem, odjeżdżaliśmy w porę, pozostawiając żal po sobie.

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
   

znajdzie się zawsze praca u szatana. . .

   - [...] Jak to tam mówi doktor Watts? - spytał patrząc na mnie i kiwając głową w chwili, gdy cytował mądre słowa: „Dla rąk próżnujących znajdzie się zawsze praca u szatana”.
   - Słusznie, doktorze! - potwierdził prawnik. - Gdyby jednak doktor Watts lepiej znał świat i ludzi, mógłby równie trafnie powiedzieć, że i „dla rąk zajętych znajdzie się praca u szatana”. Ileż złego od dwóch już niemal stuleci czynią i nie próżnujący ludzie!

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
   

koń nasz ... pozwala sobie parskając wyrazić jakieś w tym względzie uwagi. . .

Koń nasz był najleniwszym ze wszystkich koni, jakie kiedykolwiek widziałem, i przez całą drogę wlókł się ze spuszczoną w dół głową, jakby naumyślnie ociągając się z przybyciem na miejsce przeznaczenia. Wyobrażałem sobie nawet, że pozwala sobie parskając wyrazić jakieś w tym względzie uwagi, lecz woźnica upewnił mnie, że jest to tylko zwykły kaszel.

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
   

urocze uosobienie obowiązków. . .

   - Jest to Davy.
   - Davy? Jaki Davy? Jones, co?
   - Copperfield - odrzekł pan Murdstone.
   - Ach, tak - zawołał nieznajomy - jest to więc urocze uosobienie obowiązków pani Copperfield, owej ładnej wdówki, co?

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
   

biegły w katechizmie. . .

Ham Peggotty, uczęszczający do szkółki i biegły w katechizmie, a co za tym idzie - wiarygodny świadek[...]

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
   

pogrobowcem. . .

Jestem pogrobowcem, gdyż ujrzałem światło dzienne w sześć miesięcy po zaniknięciu na zawsze powiek mego ojca. Nie mogłem się nigdy pogodzić z myślą, że mój ojciec nie widział mnie nawet.

Charles Dickens (fragment powieści Dawid Copperfield, 1850)
   
   
   

23 stycznia 2016

eheu fugaces, postume,postume. . .

II 14

Eheu fugaces, Postume, Postume

(Strofa alcejska)

Szybko, niestety, Postumie, Postumie,
mijają lata i nawet pobożność
   zmarszczek nie wstrzyma i ani starości
      ni rychłej śmierci drogi nie zagrodzi,

i choćbyś z trzystu co dzień składał wołów
ofiarę, przyjacielu, nie przebłagasz
   nieczułego Plutona, co potrójnie
      olbrzymów Geriona i Tityosa

smętną opasał strugą, tak nam wszystkim,
co ziemi hojne spożywamy dary,
   pisana ta żegluga, czyśmy możni,
      czy los nam przypadł ubogiego kmiotka.

Próżno nam stronić od Marsa krwawego,
od Adriatyku ryczących bałwanów
   i próżno zgnilą jesienią unikać
      Austra, co zdrowiu niechybnie zaszkodzi:

zjawi się czarny i falą leniwą
Kocyt płynący, i Danaa córy,
   i potępiony Syzyf Eolida,
      co w pohańbieniu na wieki się trudzi,

przyjdzie porzucić ziemię i dom własny,
i wdzięczną żonę, a z drzew, które sadzisz,
   żadne prócz tylko cyprysów ponurych
      za tobą nie podąży, panem chwili.

Godniejszy dziedzic cekuby wypije,
choć strzeże ich sto zamków, a posadzkę
   spłucze wytrawnym winem, znakomitszym
      niż podawane na ucztach kapłanów.

                                                                       Horacy
                                                                       w tłumaczeniu Andrzeja Lama
   
   
   

16 stycznia 2016

gdzie mam się podziać w tym styczniu przeklętym?. . .

Gdzie mam się podziać w tym styczniu przeklętym?
Otwarte miasto czepia się obrzydle...
Może mnie upił widok drzwi zamkniętych?
- Wyć się chce: wszędzie zasuwy i rygle.

I te pończochy rozszczekanych przecznic,
I te spiżarnie wykrzywionych ulic:
Zza wszystkich rogów wrogów niebezpiecznych
I w każdym kącie końca oczekuję.

I w dół porosły brodawkami mroku,
Ślizgam się, brnąc ku pompie oblodzonej,
I łykam martwe powietrze w rytm kroków,
I gorączkują się gwarne gawrony.

A ja na ziemi jęczę i złorzeczę,
Potknąwszy się o czyjś zgubiony chodak:
- Niech ktoś przeczyta! doradzi! uleczy!
Niech choć zagadnie na kolczastych schodach!

                                                                      Osip Mandelsztam
 
 
 

zmierzch wolności. . .

Wolności zmierzch uczcijmy pieniem bratnim,
Rok zmierzchu, wielki rok zaćmienia.
Już zapadają ciężkie pętle matni
W kipiel wód nocnych, w czeluść cienia.
Słońce - lud, sędzi nasz ostatni -
Wychynie z głębi wśród milczenia.

Brzmienia przemożnego sławę głośmy,
Co z bólem dźwignie ludu wódz na barkach.
Wysławmy uścisk władzy, mus nieznośny,
I ciężar, który legnie nam na karkach.
Kto serce ma, ten pojmie znak bezgłośny -
To na dno idzie wieku barka.

Nawet jaskółek mimolotne stada
Sprzęgliśmy w huf, w kohorty wojownicze
I już nie widać słońca, bo gromada
Rwie się do lotu, kwili, krzyczy.
Słońce w tę sieć, jak mrok zapada
I glob urywa się z kotwicy.

Spróbujmy więc. Szeroki, nieporadny,
Skrzypliwy obrót rudla. Byle dalej.
I ziemia płynie już, otchłanie radląc.
Odwagi, bracia. I w letejskiej fali
Wspomnimy przecie, że to nam wypadło,
Byśmy za ziemię dziesięć niebios dali.

MOSKWA, MAJ 1918

                                                            Osip Mandelsztam
 
 
 

09 stycznia 2016

żyją w świecie surowszym, niż był ten radziecki. . .

Młodzi żyją w świecie surowszym, niż był ten radziecki... [Milknie]. Czuję, jakby życie już nie było dla nas, nie dla takich jak my, ono jest gdzieś tam... Gdzieś... Coś się dzieje, ale nie z nami... Nie chodzę do drogich sklepów, bo się krępuję - stoją tam ochroniarze i patrzą na mnie z pogardą, bo mam ubranie z bazaru. Noszę chińską tandetę. Jeżdżę metrem, boję się śmiertelnie, ale jeżdżę. Ci bogatsi nie jeżdżą. Metro jest dla ubogich, nie dla wszystkich. Znowu mamy książąt, bojarów i lud roboczy. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio siedziałam w kawiarni, od dawna mnie na to nie stać. Teatr też stał się luksusem, a kiedyś nie opuszczałam żadnej premiery. To przykre... bardzo przykre... Czuję jakiś niesmak, kiedy nie dopuszczają nas do tego nowego świata. Mąż przynosi w torbach książki z biblioteki, to jedyna rzecz, która jest dla nas dostępna jak dawniej.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
      

02 stycznia 2016

małe, skulone otwory odbytowe. . .

   -  To  jest  okropne!  Okropne!  One  mają  takie  małe,  skulone  otwory  odbytowe!  Takie śmieszne  małe  tyłki!
   -  Baby,  a  co  jest  w  tym  takiego  okropnego,  co?  Przycisnęła  serwetkę  do  ust,  wstała  i  wybiegła do  łazienki.  Wymiotowała,  a  ja  z  kuchni  darłem  się  jak  opętany:
   -  A  CO  TY  MOŻESZ  MIEĆ  PRZECIWKO  TYŁKOM  I  DUPOM!  TY  MASZ  TYŁEK,  I  JA  GO TEŻ  MAM!  ŁAZISZ  PO  TYCH  SKLEPACH  I  KUPUJESZ  STEKI,  ONE  TEŻ  KIEDYŚ  MIAŁY DUPY  I  TO  JAKIE!  TE  DUPIASTE  STWORZENIA  POKRYWAJĄ  CAŁY  GLOB!  NIE  JEST KŁAMSTWEM  NAWET  I  TO,  ŻE  I  DRZEWA  MAJĄ  DUPY!  MAJĄ!  TYLKO  MY  ICH  NIE POTRAFIMY  ODNALEŹĆ!  JESIEŃ  BYŁABY  NAJLEPSZĄ  PORĄ,  BO  WTEDY  GUBIĄ  ONE LIŚCIE!   TWÓJ  TYŁEK,  MOJA  DUPA,  CAŁY  ŚWIAT  SKŁADA  SIĘ  TYLKO  Z  TAKICH UDUPIONYCH  I  Z  TYŁKAMI!!!  PREZYDENT  TEŻ  MA  TYŁEK  I  ŚMIECIARZ  TEŻ!  SĘDZIA  I MORDERCA  TEŻ  MUSZĄ  MIEĆ  PO  JEDNYM...  NAWET  TEN  Z  CZERWONĄ  SZPILKĄ  DO KRAWATA TEŻ MA, A JAKŻE!!!

Charles Bukowski 
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści 
Listonosz, 1971)
   
   
  

01 stycznia 2016

widząc roznoszącego pocztę listonosza. . .

Ludzie,  widząc  roznoszącego  pocztę  listonosza,  reagowali  zawsze  w  ten  sam  sposób.  Zawsze.
   -  Trochę  się  dziś  spóźniamy,  co?
   -  A gdzie  jest  ten  listonosz,  który  zawsze  tu  przychodził?
   -  Hej,  wuj  Sam!
   -  Listonosz!  Listonosz!  To  nie  do  mnie! 
   Ulice  kłębiły  się  od  nudnych  i  skretyniałych  typów.  Tacy  mieszkali  najczęściej  w  pięknych domach,  nie  chodzili  codziennie  do  pracy  -  zastanawiałem  się  często,  jak  to  robili.

Charles Bukowski 
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści 
Listonosz, 1971)
   
   
  

ulubionym listonoszem. . .

   Ulubionym  listonoszem  Stone'a  był  Mathew  Bettles.
[...]
A  Mathew  stał  przed  tym  swoim  pulpitem  rozdzielczym,  dniami,  a  często  i  nocami, wyprostowany  i  czysty,  w  uroczyście  i  odświętnie  lśniących  butach,  pełen  animuszu  i  niepojętej radości  wpychał  przesyłki  w  odpowiednie  przegródki.
[...]
   -  Mathew  został  wczoraj  aresztowany!
   -  Aresztowany?
   -  No,  wybierał  pieniądze.  Otwierał  listy  kierowane  do  świątyni  Nekalayla  i  wyciągał  gotówkę. I  to  przez  piętnaście  lat.
   -  Jak  go  przyskrzynili?  Kto  na  to  wpadł?
   -  Te  stare  ciotki.  Te  szajbuski  wysyłały  banknoty  w  listach  i  nigdy  nie  otrzymywały  słów podzięki  ani  żadnej  informacji  zwrotnej  o  nadejściu  datku.

Charles Bukowski 
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści 
Listonosz, 1971)
   
   
  

listonoszu! — targnij się na krew pańską ... nago w rzymskokatolickim kościele. . .

Po  obiedzie  niewiele  już  mi  zostało,  mała  kupka  listów  adresowanych  do  kościoła.  Niestety, brakowało  numeru  posesji,  na  kopertach  widniało  tylko  jakieś  święte  imię  i  nazwa  ulicy,  przy której  jakoby  miał  stać  ten  kościół.
[...]
   W  dali  dostrzegłem  parę  palących  się  świec,  a  także  małe pojemniczki  na  święconą  wodę.  Nagle,  nad  głową  pojawiła  się  ambona.  Sprawiała  wrażenie jakby   wytrzeszczała   na   mnie   swoje  święte   gały,   a  głębiej   stały   statuy(...)
[...]
   Idąc  dalej  wlazłem  do  jakiegoś pomieszczenia,  w  którym  stał  stół,  a  na  nim  porozkładane  różnokolorowe  kapłańskie  szaty. Przy  nodze  stała  butelka  wina.
   Do kurwy  nędzy  -  pomyślałem  sobie  -  dlaczego  muszę  zawsze  wdepnąć  w  taki  grząski  teren? Przechyliłem  butelkę,  i  to  chyba  nieraz,  rzuciłem  listy  na  te  kolorowe  szmatki  i  wróciłem  do tych  znajomych  mi  już  kiblów  i  natrysków.  Zgasiłem  światło  i  w  ciemności  ulokowałem  się  na jednym  ze  sraczy.  Czerwone  wino  przyspiesza  przemianę  materii  -  to  nie  było  odkrywcze,  ale  za to  zgodne  z  chwilowymi  potrzebami  mojej  ciasnej  powłoki.  Zapaliłem  papierosa  i  pomyślałem sobie  o  przyjemności  i  rozkoszy  stania  pod  prysznicem.  I  dopiero  wtedy  odkryłem  napis  na podłodze,  pod  moimi  stopami:  LISTONOSZU!  -  TARGNIJ  SIĘ  NA  KREW  PAŃSKĄ  I  ZMYJ SZYBKO TEN GRZECH KĄPIĄC SIĘ NAGO W RZYMSKOKATOLICKIM KOŚCIELE.

Charles Bukowski 
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści 
Listonosz, 1971)
   
   
  

czy macie coś dla mnie ... skąd ja mam wiedzieć, kim pani jest. . .

   I  te  wąskie  korytarze,  oświetlone  małymi, matowymi  żarówkami.  Szeregami  stały  w  nich  jakieś  nadszarpnięte  wiekiem  stare  ciotki,  ciągle pytające  o  to  samo  i  w  ten  sam  sposób,  jakby  była  to  jedna  i  ta  sama  osoba,  ale  w  wielu egzemplarzach.  „Listonoszu,  czy  macie  coś  dla  mnie”.  Najchętniej  wydarłbym  się  wtedy:  „A skąd  ja  mam  wiedzieć,  kim  pani  jest,  a  kim  ta  obok,  kim  ja  jestem,  a  w  ogóle  po  co  tak  tu  od  lat sterczycie?”.

Charles Bukowski 
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści 
Listonosz, 1971)
   
   
  

upychaliśmy te pierdolone przesyłki do pocztowych worków. . .

   Chlałem  zawsze  do  północy,  a  potem,  od  piątej  rano  siedzieliśmy  wszyscy  w  urzędzie, czekając  na  jakąś  robotę,  a  może  raczej  na  telefon  od  kogoś  z  tych  etatowych,  co  to  właśnie zachorowali.  Chorowali  zawsze  wtedy,  kiedy  padało  albo  żar  walił  z  nieba,  albo  w  następnym dniu  po  jakimś  tam  urzędowo  -  państwowym  święcie.  Wtedy  zalewała  nas  podwójna  porcja poczty.
[...]
   System rozdziału  nadchodzącej  do  urzędu  poczty  ciągle  się  zmieniał,  niczego  nie  można  było  się nauczyć,  do  niczego  nawet  przyzwyczaić.  Wyszukiwało  się  z  tych  ton  przesyłek  listy  i  paczki  do własnego  rewiru;  posortowane  lądowały  w  torbie,  która  nie  przestawała  obijać  miednicy.
[...]
   Jonstone  zawsze  dbał,  żeby  odbywało  się  to  bardzo  punktualnie.  Chłopaki  musieli  więc kończyć  sortowanie  na  ulicy,  nie  mieli  czasu,  żeby  coś  przegryźć,  zdychali  z  pośpiechu  i  tej pierdolonej  nerwicy.  Dziś  mieliśmy  opróżniać  skrzynki  pocztowe.
[...]
I  mimo  że  wszyscy  dobrze  wiedzieli,  że samochód  nie  może  lak  szybko  rozwieźć  nas  po  rewirach,  a  potem  pozbierać  wszystkich  do kupy,  byczy  kark  upierał  się  jednak  zawsze  przy  tym  niemożliwym  do  wykonania  rozkładzie jazdy.   Opuszczaliśmy  więc  niektóre  skrzynki,  które  jednak  opróżniane  następnego  dnia, wypełnione  były  po  brzegi;  pot  lał  się  z  nas,  a  my,  cuchnąc  nim  i  klnąc,  upychaliśmy  te pierdolone  przesyłki  do  pocztowych  worków.


Charles Bukowski 
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści 
Listonosz, 1971)
   
   
  

tłuste dupiszcze i worowate cyce. . .

Myślę,  że  było  to  drugiego  dnia  mojej  pracy  jako  pomocniczego  listonosza,  w  gorącym  dla poczty   okresie,   jakim   zawsze   i   wszędzie   są   święta   Bożonarodzeniowe.   Wtedy   właśnie zobaczyłem  tę  tłustą  damę  wychodzącą  z  własnego  ogródka.  Mówiąc  „tłusta”  mam  na  myśli  jej bardzo  tłuste  dupiszcze  i  worowate  cyce,  a  także  te  wszystkie  inne  bardzo  ważne  miejsca  na ciele  każdej  kobiety.  Wydawała  mi  się  lekko  zwariowana  i  po  zlustrowaniu  tych  jej  wszystkich „tłuszczów”  oddałem  się  zupełnie  i  beznamiętnie  mojej  pracy.

Charles Bukowski 
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści 
Listonosz, 1971)