Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
30 czerwca 2014
człowiek stanie się coś wart. . .
Zanim człowiek stanie się coś wart, robi się własnym
pomnikiem. Uważam to za zbyt nudne i męczące.
28 czerwca 2014
pierdnął krótko. . .
- Pernobilis et pewetusta familia [Nader znakomita i starodawna rodzina] - powiedział Tempie do Stefana.
Tęgi student, który stał na niższym stopniu, pierdnął krótko.
Dixon obrócił się ku niemu i rzekł łagodnie:
- Czy to anioł przemówił?
Cranly obejrzał się również i rzekł ostro, lecz bez gniewu:
- Goggins, jesteś najpaskudniejszą świnią pod słońcem, rozumiesz?
- Właśnie chciałem to samo powiedzieć - odparł stanowczym tonem Goggins. - Wywrócił się ktoś od tego?
- Miejmy nadzieję - powiedział słodko Dixon - iż nie było to czymś, co nauka określa jako paulo post futurum [to, co wkrótce ma się stać ].
Tęgi student, który stał na niższym stopniu, pierdnął krótko.
Dixon obrócił się ku niemu i rzekł łagodnie:
- Czy to anioł przemówił?
Cranly obejrzał się również i rzekł ostro, lecz bez gniewu:
- Goggins, jesteś najpaskudniejszą świnią pod słońcem, rozumiesz?
- Właśnie chciałem to samo powiedzieć - odparł stanowczym tonem Goggins. - Wywrócił się ktoś od tego?
- Miejmy nadzieję - powiedział słodko Dixon - iż nie było to czymś, co nauka określa jako paulo post futurum [to, co wkrótce ma się stać ].
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
sanguinarmm globum. . .
Pax super totum sanguinarmm globum [Pokój na całym cholernym świecie (łac.)]
James Joyce (wynotowane z powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
pewnego razu ryczykrówka. . .
"Za dawnych dobrych czasów była sobie pewnego razu ryczykrówka, co chodziła po ulicy. Więc ta
ryczykrówka, co chodziła sobie po ulicy, spotkała raz cacanego chłopczyka, a chłopczykowi temu
było na imię Papudzidzi..."
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
jak gdyby serafowie owiewali go swym tchnieniem. . .
Obudził się o świcie. Ach, cóż za rozkoszne tony! Dusza ocieka rosą. Nad uśpionym ciałem
przelały się świetlne fale, mgliste i chłodne. Leży w ciszy, a dusza unosi się niby pośrodku
chłodnych wód, wsłuchana w przepiękną melodię. W umyśle wolno budzi się chwiejna
świadomość przedporanna, przedporanne natchnienie. Przepełnia go jakiś duch, przezroczysty jak
najczystsza woda, słodki jak rosa, lotny jak muzyka. A tak lekko go przenika, tak beznamiętnie, jak gdyby serafowie owiewali go swym tchnieniem! Dusza budzi się powoli i lęka pełnego
przebudzenia. Nastała owa bezwietrzna godzina przedświtu, kiedy wstaje obłęd i przedziwne
rośliny otwierają się do światła, a ćma odlatuje cichutko.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
obraz estetyczny naprzód jasno ukazuje się naszemu poznaniu jako twór ograniczony i zwarty w sobie na niezmierzonym, tle przestrzeni czy czasu, które nie są tym obrazem. . .
(...)w sterze zmysłowej musi zatem zgadzać się z nieodzownymi stopniami artystycznego
poznawania. Odkryj je, a odkryjesz przymioty powszechnego piękna. Tomasz z Akwinu powiada:
Ad pulchritudinem tria requiruntur: integritas, consonantia,claritas. Ja tłumaczę to tak: Trzech
rzeczy wymaga piękno: zwartości, harmonii i promienności. Chodzi o to, czy te cechy zgadzają się ze stopniami poznawania. Podążasz za moją myślą?
- Naturalnie, że podążam - rzekł Lynch. - Jeśli sądzisz, że posiadam zasraną inteligencję, to skocz po Donovana, niech on cię słucha.
Stefan wskazał na koszyk, który chłopak od rzeźnika nasadził sobie na głowę dnem do góry.
- Przyjrzyj się temu koszykowi - powiedział.
- Już mu się przyjrzałem.
- Aby zobaczyć ten koszyk - rzekł Stefan - umysł twój przede wszystkim wydziela koszyk z reszty widzialnego wszechświata nie będącego koszykiem. Pierwszy stopień poznania znajduje wyraz w przeciągnięciu linii odgraniczającej wokół przedmiotu podlegającego poznaniu. Obraz estetyczny objawia nam się albo w przestrzeni, albo w czasie. To, co się słyszy, objawia się w czasie, to, co się widzi, objawia się w przestrzeni. Bez względu jednak na swą czasowość czy przestrzenność obraz estetyczny naprzód jasno ukazuje się naszemu poznaniu jako twór ograniczony i zwarty w sobie na niezmierzonym, tle przestrzeni czy czasu, które nie są tym obrazem. Poznajesz go jako jedną rzecz. Widzisz go jako jedną całość. Poznajesz jego zwartość. To jest integritas.
- Trafił! - rzekł śmiejąc się Lynch. - Dalej!
- Następnie - rzekł Stefan - idziesz od punktu do punktu, wzdłuż linii kompozycji tego obrazu; poznajesz, że każda jego cząstka jest zrównoważona w odniesieniu do innej w obrębie tej całości; odczuwasz strukturalną rytmikę tego obrazu. Innymi słowy, po syntezie bezpośredniego wrażenia następuje analiza poznawania. Twoje poprzednie odczucie, że widzisz jedną rzecz, ustępuje teraz odczuciu, że widzisz rzecz jako taką. Poznajesz, że jest złożona, wielokrotna, podzielna, rozłączna, powstała z części, że jest wynikiem tych części i ich sumą, że jest harmonijna. To jest consonantia.
- Znowu trafił! - rzekł dowcipkujący Lynch. - Teraz powiedz jeszcze, co to jest claritas, a wygrasz cygaro. - Treść pojęciowa tego słowa - odparł Stefan - jest dosyć niewyraźna. (...) Ja i pojmuję to tak. Kiedy poznałeś, że ten koszyk jest jedną rzeczą, a potem przeanalizowałeś go zgodnie z jego formą i poznałeś, że jest rzeczą jako taką, przechodzisz do syntezy jedynie dopuszczalnej z logicznego i estetycznego punktu widzenia. Pojmujesz wówczas, że jest to ta właśnie, a nie jakaś inna rzecz. Promienność, o której mówi Tomasz z Akwinu, jest to owa scholastyczna quidditas, istota wewnętrzna rzeczy. Tę najwyższą właściwość odczuwa artysta przy pierwszym poczęciu się obrazu estetycznego w jego wyobraźni.
- Naturalnie, że podążam - rzekł Lynch. - Jeśli sądzisz, że posiadam zasraną inteligencję, to skocz po Donovana, niech on cię słucha.
Stefan wskazał na koszyk, który chłopak od rzeźnika nasadził sobie na głowę dnem do góry.
- Przyjrzyj się temu koszykowi - powiedział.
- Już mu się przyjrzałem.
- Aby zobaczyć ten koszyk - rzekł Stefan - umysł twój przede wszystkim wydziela koszyk z reszty widzialnego wszechświata nie będącego koszykiem. Pierwszy stopień poznania znajduje wyraz w przeciągnięciu linii odgraniczającej wokół przedmiotu podlegającego poznaniu. Obraz estetyczny objawia nam się albo w przestrzeni, albo w czasie. To, co się słyszy, objawia się w czasie, to, co się widzi, objawia się w przestrzeni. Bez względu jednak na swą czasowość czy przestrzenność obraz estetyczny naprzód jasno ukazuje się naszemu poznaniu jako twór ograniczony i zwarty w sobie na niezmierzonym, tle przestrzeni czy czasu, które nie są tym obrazem. Poznajesz go jako jedną rzecz. Widzisz go jako jedną całość. Poznajesz jego zwartość. To jest integritas.
- Trafił! - rzekł śmiejąc się Lynch. - Dalej!
- Następnie - rzekł Stefan - idziesz od punktu do punktu, wzdłuż linii kompozycji tego obrazu; poznajesz, że każda jego cząstka jest zrównoważona w odniesieniu do innej w obrębie tej całości; odczuwasz strukturalną rytmikę tego obrazu. Innymi słowy, po syntezie bezpośredniego wrażenia następuje analiza poznawania. Twoje poprzednie odczucie, że widzisz jedną rzecz, ustępuje teraz odczuciu, że widzisz rzecz jako taką. Poznajesz, że jest złożona, wielokrotna, podzielna, rozłączna, powstała z części, że jest wynikiem tych części i ich sumą, że jest harmonijna. To jest consonantia.
- Znowu trafił! - rzekł dowcipkujący Lynch. - Teraz powiedz jeszcze, co to jest claritas, a wygrasz cygaro. - Treść pojęciowa tego słowa - odparł Stefan - jest dosyć niewyraźna. (...) Ja i pojmuję to tak. Kiedy poznałeś, że ten koszyk jest jedną rzeczą, a potem przeanalizowałeś go zgodnie z jego formą i poznałeś, że jest rzeczą jako taką, przechodzisz do syntezy jedynie dopuszczalnej z logicznego i estetycznego punktu widzenia. Pojmujesz wówczas, że jest to ta właśnie, a nie jakaś inna rzecz. Promienność, o której mówi Tomasz z Akwinu, jest to owa scholastyczna quidditas, istota wewnętrzna rzeczy. Tę najwyższą właściwość odczuwa artysta przy pierwszym poczęciu się obrazu estetycznego w jego wyobraźni.
(...)
Obraz estetyczny, co jest zrozumiałe,
musi znaleźć się między umysłem lub zmysłami artysty i między umysłem lub zmysłami innych
ludzi. Mając to na uwadze, zobaczymy, że sztuka dzieli się na trzy rodzaje wynikające jeden z
drugiego. Rodzajami tymi są: forma liryczna, czyli forma, w której artysta przedstawia swój obraz w
bezpośrednim stosunku do siebie; forma epiczna, czyli forma, w której przedstawia swój obraz w
pośrednim stosunku do siebie i do innych ludzi; forma dramatyczna, czyli forma, w której
przedstawia swój obraz w bezpośrednim stosunku do innych ludzi. (...) W rzeczywistości forma liryczna jest najprostszym słownym wcieleniem chwilowego
wzruszenia, okrzykiem rytmicznym, który przed wiekami pobudzał człowieka pociągającego za
wiosła lub wlokącego kamienie na stok wzgórza. Człowiek wydający ten okrzyk bardziej odczuwa
to chwilowe wzruszenie niż samego siebie, podmiot tego wzruszenia. Najprostsza forma epicka
wyłania się z literatury lirycznej, gdy artysta zatrzymuje się i rozmyśla nad sobą jako nad
ośrodkiem epickiego i zdarzenia. Formą ta rozwija się, póki środek uczuciowej ciężkości nie
znajdzie się w równej odległości od artysty i jego otoczenia. Narracja przestaje być czysto
osobista. Osobowość artysty przechodzi w samą narrację, opływającą postacie i akcję jak żywotne
morze.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
do osiągnięcia estetycznego celu. . .
- Sztuka - rzekł Stefan - jest to dokonany przez człowieka układ odczuwalnej zmysłami czy
umysłem materii, zmierzający do osiągnięcia estetycznego celu.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
o nowej ludzkości i o nowej ewangelii życia. . .
MacCann zaczął płynnie i z siłą mówić o carskim ukazie, o Steadzie, o arbitrażu w sporach
międzynarodowych dotyczących powszechnego rozbrojenia, o duchu czasu, o nowej ludzkości i o
nowej ewangelii życia, w myśl której społeczeństwo będzie musiało zabezpieczyć możliwie
najtańszym sposobem możliwie największe szczęście możliwie największej liczbie ludzi.
Student o wyglądzie Cygana zareagował na zakończenie orać j i okrzykiem:
- Po trzykroć niech żyje powszechne braterstwo!
- Po trzykroć niech żyje powszechne braterstwo!
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
między pięknem a wzniosłością. . .
- Pytanie, które ksiądz zadał mi niedawno, wydaje się ciekawsze: Czym jest piękno, które artysta
sili się ukształtować z materii ziemskiej? - rzeki Stefan chłodno.
(...)
- Chodzi też o ustalenie różnicy między pięknem a wzniosłością - dorzucił dziekan. - O ustalenie
różnicy między pięknem duchowym i materialnym. Należałoby także dociec, który rodzaj piękna
odpowiada każdej sztuce z osobna.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
lekkim fałszem. . .
Układność jego trąciła lekkim fałszem(...)
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
wyrozumował, że kradzież leży w charakterze złodzieja. . .
- Epiktet także posiadał lampę - rzekł dziekan - którą po jego zgonie sprzedano za fantastyczną
sumę. Była to lampa, przy której pisał swoje filozoficzne rozprawy. Zna pan Epikteta?
- Stary jegomość - odparł Stefan niedelikatnie - który powiada, że dusza jest bardzo podobna do wiadra wody.
- Opowiada on na swój prosty sposób - mówił dalej dziekan - że postawił żelazną lampę przed posągiem jednego z bóstw i że lampę tę ukradł złodziej. Cóż uczynił filozof? Wyrozumował, że kradzież leży w charakterze złodzieja, i postanowił kupić na drugi dzień glinianą lampę na miejsce żelaznej.
- Stary jegomość - odparł Stefan niedelikatnie - który powiada, że dusza jest bardzo podobna do wiadra wody.
- Opowiada on na swój prosty sposób - mówił dalej dziekan - że postawił żelazną lampę przed posągiem jednego z bóstw i że lampę tę ukradł złodziej. Cóż uczynił filozof? Wyrozumował, że kradzież leży w charakterze złodzieja, i postanowił kupić na drugi dzień glinianą lampę na miejsce żelaznej.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
lascia ch'io pianga. . .
Pozwól mi płakać
Nad moim okrutnym losem,
i wzdychać do Wolności.
Może smutek rozerwie łańcuch
Mojego cierpienia, na litość Boską.
Nad moim okrutnym losem,
i wzdychać do Wolności.
Może smutek rozerwie łańcuch
Mojego cierpienia, na litość Boską.
Aria Lascia ch'io pianga
z opery Almira (1705)
z muzyką Georga Friedricha Händela
i librettem Friedricha Christiana Feustkinga
(przekład własny)
27 czerwca 2014
cel, dla którego przyszedł na świat, powiódł go ukrytą ścież ką na wolność. . .
Uniwersytet! Wydostał się zatem poza kordon cerberów, którzy stali na straż y jego młodości,
usiłując zatrzymać go, uczynić zen powolnego sługę i wykorzystać do swych celów. Najpierw zadowolenie, a potem duma ponosiły go niby długie, powolne
fale. Niewidoczny jeszcze cel, dla którego przyszedł na świat, powiódł go ukrytą ścież ką na
wolność, a obecnie znów go wabi i nowa przygoda wyłania się przed nim.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
26 czerwca 2014
z radością spowiadającego się zbrodniarza. . .
(...)obrzydliwe, długie listy pisane z radością
spowiadającego się zbrodniarza, z którymi nosił się całymi dniami, by pod osłoną nocy móc je
cisnąć w trawę na skraju jakiegoś pola albo podrzucić pod czyjeś zapadłe drzwi, czy też wsunąć w
zagłębienie żywopłotu, w nadziei, że jakaś dziewczyna znajdzie je przechodząc tamtędy i
przeczyta w ukryciu. Oszalał! Zmysły postradał! Czy to możliwe, aby on dopuścił się takich rzeczy?
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
archanioł michał. . .
Archanioł
Michał, książę zastępów niebieskich, zjawia się promienny i straszliwy na tle niebios. Postawił
jedną nogę na morzu, a drugą na ziemi i dmie z archanielskiej trąby spiżową śmierć czasu.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
zimna ciemność wypełniła chaos. . .
Równanie na kartce jego brulionu przybrało kształt rozłożystego ogona o pawich oczach i
gwiazdkach, a po wyłączeniu oczu i gwiazdek wykładników potęgi zaczęło zwijać się z wolna.
Pojawiające się i znikające wskaźniki podobne były do otwierających się i zamykających oczu.
Otwierające się i przymykające oczy podobne były do gwiazd rodzących się i gasnących.
Niezmierne koło gwiezdnego życia prowadziło jego zmęczony umysł na zewnątrz do swego krańca
i do swego środka, a odległa melodia towarzyszyła mu tu i tam. Cóż to za melodia? Melodia stała
się bardziej uchwytna. Przypomniały mu się słowa fragmentu Shelleya o księżycu błąkającym się
samotnie, bladym ze znużenia. Gwiazdy poczęły rozpadać się i mgławica gwiezdnego pyłu
spłynęła w przestwór.
Mdłe światło słabiej już oświetlało kartkę, na której inne równanie zaczęło z wolna rozwierać się i szeroko roztaczać w przestrzeń rozłożysty ogon. To jego własna dusza wychodząca na spotkanie doświadczeniu, rozwierająca się coraz bardziej przez każdy grzech, roztaczająca w przestrzeń pożogę płonących gwiazd i zamykająca się potem w sobie, blednąca z wolna i tłumiąca własne światła i ognie. Zgasły wszystkie i zimna ciemność wypełniła chaos.
Mdłe światło słabiej już oświetlało kartkę, na której inne równanie zaczęło z wolna rozwierać się i szeroko roztaczać w przestrzeń rozłożysty ogon. To jego własna dusza wychodząca na spotkanie doświadczeniu, rozwierająca się coraz bardziej przez każdy grzech, roztaczająca w przestrzeń pożogę płonących gwiazd i zamykająca się potem w sobie, blednąca z wolna i tłumiąca własne światła i ognie. Zgasły wszystkie i zimna ciemność wypełniła chaos.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
wycie rozpaczy ... echem sprośnych gryzmołów. . .
Wydarło się zeń jakby wycie rozpaczy piekielnych potępieńców
i zamarło skomleniem oszalałego błagania, skargą niesłusznego opuszczenia, skargą będącą tylko echem sprośnych gryzmołów wyczytanych na ociekającej ścianie wychodka
dla mężczyzn.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
nie przerzucił też mostu nad nurtującym go wstydem i gniewem. . .
Jakże niedorzeczne były jego dążenia! Z porządku i wykwintu chciał wznieść falochron mający
chronić go przed wysoką i brudną falą życia docierającą z zewnątrz, a z uregulowanych postępków, z czynnego zainteresowania i ze zrewidowanego
stosunku do rodziców pragnął 'zbudować tamę przeciw potężnej powrotnej fali w sobie. Daremnie.
Zarówno z zewnątrz, jak i z. wewnątrz wody przewaliły się przez zapory: odmęt znów począł kłębić
się dziko ponad rozbitym falochronem.
Ujrzał jasno również i swoje bezużyteczne odosobnienie. Ani krokiem nie zbliżył się do ludzi, z którymi pragnął 'zbliżenia, nie przerzucił też mostu nad nurtującym go wstydem i gniewem,(...)
Ujrzał jasno również i swoje bezużyteczne odosobnienie. Ani krokiem nie zbliżył się do ludzi, z którymi pragnął 'zbliżenia, nie przerzucił też mostu nad nurtującym go wstydem i gniewem,(...)
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
unosi się więc na fali życia jak jałowa skorupa księżyca. . .
Stefan wpatrzył się w podniesione z kontuaru trzy kieliszki, z których ojciec ze swymi kompanami
pił za dawne czasy. Los czy też usposobienie dzieliły go od nich przepaścią. Zdawało mu się, że
pod względem umysłowym jest starszy od nich i że umysł jego rzuca zimne światło na ich walkę,
radości i żale, jak Księżyc na młodszą od siebie Ziemię. W nim tak nie kipi życie i młodość, jak
niegdyś w nich kipiały. Nie zaznał ani rozkoszy koleżeństwa, ani poczucia siły płynącego ze
zwierzęcego, męskiego zdrowia, ani miłości synowskiej. Nic nie porusza mu duszy prócz zimnego,
okrutnego i bezmiłosnego pożądania. Dziecięctwo jego umarło czy zatraciło się, a z nim i dusza
zdolna do prostej radości. Unosi się więc na fali życia jak jałowa skorupa księżyca,
Powtórzył szeptem ten fragment wiersza Shelleya. Smutna ludzka bezcelowość, przeplatająca się w wierszu z olbrzymim, cyklicznym, nadludzkim trudom, przejęła go dreszczem, więc zapomniał o własnej swej ( ludzkiej i bezcelowej udręce.
Czy ze znużenia jesteś taki blady,
Bo piąć się musisz po niebie, na ziemię spoglądać,
Bez towarzysza błąkać się samotnie?...
Powtórzył szeptem ten fragment wiersza Shelleya. Smutna ludzka bezcelowość, przeplatająca się w wierszu z olbrzymim, cyklicznym, nadludzkim trudom, przejęła go dreszczem, więc zapomniał o własnej swej ( ludzkiej i bezcelowej udręce.
stąpał starannie po płytach chodnika, wróżąc sobie z tego. . .
Pisemne wypracowanie 'z literatury stanowiło dlań 'główną pracę w tygodniu, toteż co wtorek idąc
z domu do szkoły starał się wywróżyć sobie wynik wypracowania ze zdarzeń po drodze: więc
rzucał się za idącym w przodzie człowiekiem i przyspieszał kroku, by go prześcignąć, zanim dojdą
do jakiegoś określonego miejsca; albo też stąpał starannie po płytach chodnika, wróżąc sobie z
tego, czy napisze najlepsze, czy nie najlepsze tygodniowe wypracowanie.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
myśl o takim wyjściu z kręgu istnienia. . .
Umarł Parnell. Za tego nieboszczyka nie odprawiono mszy w
kaplicy ani nikt nie szedł za nim w kondukcie. Nie umarł bowiem, lecz wyblakł jak błona
fotograficzna na słońcu. Zatracił się gdzieś, wyszedł z kręgu istnienia, przestał po prostu istnieć.
Nieswojo robi się na myśl o takim wyjściu z kręgu istnienia nie przez śmierć, lecz przez
wyblakniecie na słońcu lub przez zatratę i zapomnienie gdzieś we wszechświecie!
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
jak gdyby opanowany myślą, by łup mu się nie wymknął. . .
Teraz, gdy
przedstawienie się skończyło, nerwy wołały w nim o dalszą przygodę. Rzucił się przed siebie, jak
gdyby chciał ją dopędzić. Wszystkie drzwi teatru stały otworem, a publiczność opuściła już
budynek. Na sznurach, będących przedtem w jego wyobraźni linami kotwicznymi arki, kilka
lampionów, smętnie migocąc, kołysało się na wieczornym wietrzyku. Stefan spiesznie wchodził na
stopnie wiodące z ogrodu do sieni, jak gdyby opanowany myślą, by łup mu się nie wymknął(...)
Gdy wyszedł na schody, ujrzał swoją rodzinę oczekującą go pod pierwszym lampionem. W
mgnieniu oka zauważył, że zna każdą postać w tej grupie, i zbiegł gniewnie po schodach.
- Mam do oddania list 'na George's Street - rzekł szybko do ojca. - Przyjdę do domu trochę później.
Nie czekając na pytania ojca przebiegł przez szosę i popędził na złamanie karku z pagórka. Nie
zdawał sobie sprawy, dokąd biegnie. Duma, nadzieja i pożądanie leżały niby pokruszone ziele na
dnie jego serca i przed oczami duszy unosiły się z nich opary oszałamiającego kadzidła. Schodził
więc z pagórka ogarnięty chaosem unoszących się nieoczekiwanie oparów obrażonej dumy,
zawiedzionej nadziei i niezaspokojonego pożądania. Unosiły się one przed jego udręczonymi
oczami gęstym i oszałamiającym dymem i znikały w górze, aż w 'końcu powietrze znów było
czyste i chłodne.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
24 czerwca 2014
znaczenie "wieży z kości słoniowej". . .
Eileen także ma długie, szczupłe, chłodne i białe dłonie, bo jest dziewczynką. Jej ręce są jak kość
słoniowa, tylko miękkie. Takie jest znaczenie "wieży z kości słoniowej", lecz protestanci nie mogą
'zrozumieć tego wyrażenia i stroją sobie 'z niego żarty.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
bo ziemia wciąż się obraca. . .
Siedząc w sali wykładowej podniósł wieko ławki i zmienił naklejoną wewnątrz liczbę z
siedemdziesięciu siedmiu na siedemdziesiąt sześć. Do wakacji Bożego Narodzenia bardzo
jeszcze daleko, muszą jednak w końcu nadejść, bo Ziemia wciąż się obraca.
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
kto zwycięży?. . .
- Nuże, kto zwycięży? Ruszaj, Yorku! Ruszaj, Lancastrze!
James Joyce (fragment powieści Portret artysty z czasów młodości, 1916)
22 czerwca 2014
tylko z rozpaczy, utraty złudzeń i smutku może narodzić się radość. . .
- Mówisz, że tutaj nie ma
nienawiści, walki ani pożądania. Pięknie. Gdybym miał więcej siły, chętnie bym ci zaklaskał.
Ale to oznacza, że nie ma tutaj również przeciwieństw tych rzeczy. Czyli radości, szczęścia i
miłości. Tylko z rozpaczy, utraty złudzeń i smutku może narodzić się radość. Nie istnieje
prawdziwe szczęście bez rozpaczy. To naturalna kolej rzeczy(...)
Haruki Murakami (fragment powieści Koniec Świata i Hard-Boiled Wonderland, 1985)
moje cierpienie to tylko chwilowa pamięć. . .
Ciemność rozpierzchła się przed moimi oczami i zacząłem się
wkręcać w spiralną szczelinę między przestrzenią i czasem. To był straszny ból. Pomyślałem,
że na pewno złamałem, nadkruszyłem albo wgniotłem sobie czaszkę. Albo że mój mózg
wydostał się na zewnątrz. Jednym słowem, że już nie żyję, a moje cierpienie to tylko
chwilowa pamięć, ogon nieistniejącej już świadomości.
Haruki Murakami (fragment powieści Koniec Świata i Hard-Boiled Wonderland, 1985)
21 czerwca 2014
pur ti miro. . .
Pur ti miro, pur ti stringo,
pur ti godo, pur t’annodo
più non peno, più non moro,
o mia vita, o mio tesoro.
Io son tua, tuo son io.
Speme mia, dillo dí,
l’idol mio, tu sei pur.
Si mio ben, si mio cor, mia vita, si.
Ubóstwiam cię, Obejmuję cię,
Pragnę cię, Ujarzmiam cię,
nigdy już żałoby, Nigdy już smutku,
O moja najdroższa, O mój ukochany.
Jestem twój, Ty moją miłością,
Mów tak wciąż, jesteś mój,
Moja wyłącznie, O mój miły.
Poczuj moje serce, zobacz mą miłość, zobacz.
pur ti godo, pur t’annodo
più non peno, più non moro,
o mia vita, o mio tesoro.
Io son tua, tuo son io.
Speme mia, dillo dí,
l’idol mio, tu sei pur.
Si mio ben, si mio cor, mia vita, si.
Pragnę cię, Ujarzmiam cię,
nigdy już żałoby, Nigdy już smutku,
O moja najdroższa, O mój ukochany.
Jestem twój, Ty moją miłością,
Mów tak wciąż, jesteś mój,
Moja wyłącznie, O mój miły.
Poczuj moje serce, zobacz mą miłość, zobacz.
Duet Pur ti miro
z opery L'incoronazione di Poppea (1643)
z muzyką Claudio Monteverdiego
i librettem Giovanni Francesco Busenello
(przekład własny)
królem beznadziei ubranym w szaty trudności. . .
Będę spał, dopóki nie przyjdzie odpowiednia pora. I nikt mi w tym nie przeszkodzi. Jestem
królem beznadziei ubranym w szaty trudności. Będę spał, dopóki nie przyjdzie do mnie żaba
wielkości volkswagena golfa i nie pocałuje mnie w usta
Haruki Murakami (fragment powieści Koniec Świata i Hard-Boiled Wonderland, 1985)
siedmiocentymetrowym nożem. . .
Człowiek to nie niedźwiedź, ciało ma miękkie jak brzoskwinia i dobrym
siedmiocentymetrowym nożem można z nim zrobić prawie wszystko.
Haruki Murakami (fragment powieści Koniec Świata i Hard-Boiled Wonderland, 1985)
najbardziej lubię właśnie tę krótką chwilę przed zaśnięciem. . .
(...)nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności pożegnania
dnia. W całym dniu najbardziej lubię właśnie tę krótką chwilę przed zaśnięciem. Biorę ze
sobą coś do picia i czytam książkę albo słucham muzyki. Jedni lubią zachody słońca, inni
świeże powietrze, a ja właśnie takie chwile.
Haruki Murakami (fragment powieści Koniec Świata i Hard-Boiled Wonderland, 1985)
stworzyły w panu jakąś inną rzecz. . .
- Co pani czuje, kiedy chwalę jej włosy?
- Nie wiem - popatrzyła na mnie, wsadziwszy obie ręce do kieszeni płaszcza. -
Rozumiem, że pan chwali moje włosy. Ale to chyba nie wszystko. Moje włosy stworzyły w
panu jakąś inną rzecz i pan mówi właśnie o tej rzeczy, prawda?
Haruki Murakami (fragment powieści Koniec Świata i Hard-Boiled Wonderland, 1985)
nie wolno zatrzymywać w sercu. . .
- Zmęczenia nie wolno zatrzymywać w sercu - powiedziała. - Moja matka zawsze tak
mówiła: „Zmęczenie może zawładnąć twoim ciałem, ale serce zachowaj dla siebie".
Haruki Murakami (fragment powieści Koniec Świata i Hard-Boiled Wonderland, 1985)
20 czerwca 2014
w pedantycznych mózgach. . .
Łatwo można naprawić szkody w pedantycznych mózgach. Powstają w sposób ścisły, w sposób ścisły leczy się je.
Elias Canetti (fragment powieści Auto da fé, 1936)
czego nie ma, tego nie można ani zastąpić ani nie zastąpić. . .
Czy kiedykolwiek pokonamy płeć, tak jak termity? Wierzę w naukę codziennie więcej, a codziennie mniej wierzę w to, że miłość jest czym niezastąpionym.
- Nie ma miłości! A czego nie ma, tego nie można ani zastąpić ani nie zastąpić.
- Nie ma miłości! A czego nie ma, tego nie można ani zastąpić ani nie zastąpić.
Elias Canetti (fragment powieści Auto da fé, 1936)
niby zamknięte twierdze wędrują po świecie. . .
Człowiek wrażliwy z każdego spotkania wynosi jakąś korzyść lub szkodę, ponieważ budzi ono w nim uczucia i wspomnienia. Ludzie zrównoważeni są chodzącymi stanami, nic ku nim nie spływa, nic z nich nie wypływa, niby zamknięte twierdze wędrują po świecie. Dlaczego się poruszają? Co ich porusza? - Przypadkiem żyją jako zwierzęta, bo właściwie są roślinami.
Elias Canetti (fragment powieści Auto da fé, 1936)
17 czerwca 2014
strzec się przed masą. . .
Zawsze i bez wyjątku należy strzec się przed masą, poleca nam mistrz [Mong] w tych sowach. Jest niebezpieczna ponieważ, nie ma rozumu.
Elias Canetti (fragment powieści Auto da fé, 1936)
człowiekowi potrzeba ojczyzny, nie takiej w rozumieniu prymitywnych patriotów pięści ani też religii. . .
Kien rozejrzał się i odetchnął, wypuszczony z wiezienia na wolność.
Tak, to jego ojczyzna.(...) Każdemu człowiekowi potrzeba ojczyzny, nie takiej w rozumieniu prymitywnych patriotów pięści ani też religii, młodego przedsmaku ojczyzny na tamtym świecie, nie, ojczyzny, która ziemię, pracę, przyjaciół, wytchnienie i duchowe przestrzenie łączyłaby w naturalną, składaną całość, we własny kosmos. Najdoskonalszą definicją ojczyzny jest biblioteka.
Tak, to jego ojczyzna.(...) Każdemu człowiekowi potrzeba ojczyzny, nie takiej w rozumieniu prymitywnych patriotów pięści ani też religii, młodego przedsmaku ojczyzny na tamtym świecie, nie, ojczyzny, która ziemię, pracę, przyjaciół, wytchnienie i duchowe przestrzenie łączyłaby w naturalną, składaną całość, we własny kosmos. Najdoskonalszą definicją ojczyzny jest biblioteka.
Elias Canetti (fragment powieści Auto da fé, 1936)
po jej najbardziej zawiłym imieniu. . .
Poezją można wszystko najlepiej wyrazić. Wiersze nadają się do każdej sytuacji. Nazywają rzecz po jej najbardziej zawiłym imieniu, a jednak są zrozumiałe.
Elias Canetti (fragment powieści Auto da fé, 1936)
16 czerwca 2014
muzykomatematyka. . .
Właśnie numery, liczby. Kiedy się nad tym zastanowić, to cała muzyka. Dwa pomnożone
przez dwa podzielone przez pół równa się dwa razy jeden. Wibracje: to właśnie akordy.
Jeden plus dwa plus sześć równa się siedem. Można zrobić, co się zechce, żonglując cyframi.
Zawsze stwierdzisz, że to równa się tamtemu. Symetria pod cmentarnym murem. Nie
zauważył mojej żałoby. Niewrażliwy. Tylko własny kałdun go obchodzi.
Muzykomatematyka. A sądzisz, że słuchasz sfer niebiańskich. Ale przypuśćmy, że
powiedziałbyś to tak: Marta, siedem razy dziewięć minus x równa się trzydzieści pięć tysięcy.
Nic nie da. Dźwięki mają znaczenie.
Na przykład to, co gra teraz. Improwizuje. Może być czymkolwiek, póki nie usłyszysz słów. Trzeba wsłuchiwać się uważnie. Trudne.
Na przykład to, co gra teraz. Improwizuje. Może być czymkolwiek, póki nie usłyszysz słów. Trzeba wsłuchiwać się uważnie. Trudne.
James Joyce (fragment powieści Ulisses, 1922)
życie dawno za sobą. . .
Konfucjusz wyszedł doń z przeciwległej ściany, spokojny i zrównoważony - co nie jest żadną zasługą, gdy ma się życie dawno za sobą.
Elias Canetti (fragment powieści Auto da fé, 1936)
chęć udania się miedzy ludzi. . .
Również miał chwile, kiedy znużony swoimi wyczynami odczuwał skrytą chęć udania się miedzy ludzi na dłużej, niż pozwałam mu jego charakter.
Elias Canetti (fragment powieści Auto da fé, 1936)
do prawdy, gdy odgradzał się od ludzi. . .
Człowiek zbliżał się do prawdy, gdy odgradzał się od ludzi. Dzień powszedni był powierzchowną gmatwaniną kłamstw. Ilu przechodniów, tylu kłamców. Dlatego wcale nie patrzył na nich.
Elias Canetti (fragment powieści Auto da fé, 1936)
osiem godzin. . .
Żeby móc osiem godzin spać i osiem godzin nic nie robić, oddawali się przez resztę czasu jakiejś znienawidzonej robocie. Nie brzuch, lecz ciało całe podnieśli do rangi boga.
Elias Canetti (fragment powieści Auto da fé, 1936)
atmosfera pełna mądrości, mroku, przytłumienia. . .
Mali chłopcy powinni by dorastać w wybitnej bibliotece. Codzienne obcowanie wyłączone z poważnymi umysłami, atmosfera pełna mądrości, mroku, przytłumienia, nieustępliwe wdrażanie do ścisłego ładu zarówno w przestrzeni, jak w czasie(...)
Elias Canetti (fragment powieści Auto da fé, 1936)
15 czerwca 2014
książką bankructwa, dokumentem zawodności. . .
Rozkład jazdy, mówi Deuth, służy kolei w ogóle tylko do tego, aby obliczać spóźnienia.(...) Przy planach jazdy chodzi tylko o zamysł, chodzi o wyłączenie o zamiar. Wszystkie te plany nie są niestety urzeczywistniane anie realizowane ani wprowadzane w czyn. Rozkład jazdy jest według Deutha obszernym wyjaśnieniem zamiarów(...)
(...)
Rozkład jazdy jest dla Deutha genialnym szkicem, ale czystą utopią, utopijnym projektem, który daleko wyprzedza prozaiczną rzeczywistość.
(...)
Koleje federalne mają do swego rozkładu jazdy podobnie wypaczony stosunek jak Kościół do Biblii. Rozkład jazdy mówi Deuth, jest właściwie książką bankructwa, dokumentem zawodności.
Alois Brandstetter (fragment powieści Na konto listonoszy, 1974)
kto odsuwa się. . .
Kto odsuwa się daleko od ludzi, całkiem wyraźnie chce być sam, jest indywidualistą, prawdopodobnie uważa się za coś niezwykłego.
Alois Brandstetter (fragment powieści Na konto listonoszy, 1974)
14 czerwca 2014
do ireny. . .
Muszę iść do Ireny, bo ona chce coś napisać, ale nie wie o czym. - Tadusz Boy Żeleński
13 czerwca 2014
nie należało ku swej rozpaczy i na zgubę swą. . .
Sam moment obudzenia się nie przyniósł jeszcze niczego strasznego, był to rzeczywiście moment, chwila najkrótsza z możliwych jeszcze przed otwarciem powiek i dalej druga, równie krótka chwila otwierania ich, ale właśnie wtedy, gdy powieki były już otwarte, gdy świat już był stworzony, Piotr przypomniał sobie, że nie zależało ich otwierać, nie należało ku swej rozpaczy i na zgubę swą bezmyślnie i nieodpowiedzialnie stwarzać świata.
Rafał Wojaczek (fragment prozy Sanatorium, 1969)
prośba. . .
Dać mi miotłę bym zamiótł publiczny plac
Albo kobietę bym ją kochał i zapładniał
Dać mi ojczyznę abym opiewał
Pejzaż lub ustrój lżył czy chwalił rząd
Przedstawić mi człowieka bym ujrzał jego wielkość
Czy nędzę i opisał w ciekawych słowach
Wskazać mi zakochanych bym się wzruszył
Posłać mnie do szpitala Na komunalny cmentarz
Urządzić mi teatr igrzyska sportowe
Wojnę żniwa na wsi festyn w mieście
Albo nauczyć mnie prowadzić samochód pisać na maszynie
Zmusić do nauki języków czytania gazet
A ostatecznie dać mi choć wódki żebym pił
I potem rzygał bo poetów należy usuwać
Albo kobietę bym ją kochał i zapładniał
Dać mi ojczyznę abym opiewał
Pejzaż lub ustrój lżył czy chwalił rząd
Przedstawić mi człowieka bym ujrzał jego wielkość
Czy nędzę i opisał w ciekawych słowach
Wskazać mi zakochanych bym się wzruszył
Posłać mnie do szpitala Na komunalny cmentarz
Urządzić mi teatr igrzyska sportowe
Wojnę żniwa na wsi festyn w mieście
Albo nauczyć mnie prowadzić samochód pisać na maszynie
Zmusić do nauki języków czytania gazet
A ostatecznie dać mi choć wódki żebym pił
I potem rzygał bo poetów należy usuwać
1969
Rafał Wojaczek (z tomu Nie skończona krucjata, 1972)
dotknąć. . .
Dotknąć deszczu ,by stwierdzić, że pada
Nie deszcz, tylko pył z Księżyca spada
Dotknąć ściany, by stwierdzić , że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur
Ugryść kromkę, by stwierdzić, że studnia
Wyschła oraz wszystkie inne źródła
Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi
Nie deszcz, tylko pył z Księżyca spada
Dotknąć ściany, by stwierdzić , że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur
Ugryść kromkę, by stwierdzić, że studnia
Wyschła oraz wszystkie inne źródła
Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi
Rafał Wojaczek (z tomu Inna bajka, 1970)
na jednym rymie. . .
Ile kwiatów tyle światów na tym świecie jednym
Ile oczu tyle światła na tym świecie ciemnym
Ile dzwonów tyle głosu na tym świecie niemym
Ile trwogi tyle wiary na świecie niewiernym
Ile wierszy tyle prawdy na świecie niepewnym
Ile męki tyle chwały na świecie doczesnym
Ile klęski tyle pętli na świecie śmiertelnym
Ile śmierci tyle szczęścia na tym świecie nędznym
Ile oczu tyle światła na tym świecie ciemnym
Ile dzwonów tyle głosu na tym świecie niemym
Ile trwogi tyle wiary na świecie niewiernym
Ile wierszy tyle prawdy na świecie niepewnym
Ile męki tyle chwały na świecie doczesnym
Ile klęski tyle pętli na świecie śmiertelnym
Ile śmierci tyle szczęścia na tym świecie nędznym
Rafał Wojaczek (z tomu Inna bajka, 1970)
11 czerwca 2014
mrok na schodach. . .
Mrok na schodach. Pustka w domu.
Nie pomoże nikt nikomu.
Ślady twoje śnieg zaprószył.
Żal się w śniegu zawieruszył.
Trzeba teraz w śnieg uwierzyć
I tym śniegiem się ośnieżyć –
I ocienić się tym cieniem,
I pomilczeć tym milczeniem.
Bolesław Leśmian
Nie pomoże nikt nikomu.
Ślady twoje śnieg zaprószył.
Żal się w śniegu zawieruszył.
Trzeba teraz w śnieg uwierzyć
I tym śniegiem się ośnieżyć –
I ocienić się tym cieniem,
I pomilczeć tym milczeniem.
Bolesław Leśmian
10 czerwca 2014
nie-uchem. . .
Jesteś nie-okiem, nie-uchem, nie-głową.
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
bunt przeciw kondycji ludzkiej. . .
"Jedyną rzeczą, jaka nam pozostaje, jest bunt przeciw kondycji ludzkiej, której nie wybieraliśmy!"
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
w dupie nieba. . .
"Dziurka w dupie nieba jako oko boskiej kamery!"
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
sto trzydzieści osiem nut ułożonych w jedną melodię. . .
Sposób, w jaki są opowiedziane Dzieje współczesne, przypomina wielki koncert, podczas którego by przedstawiono, jedno po drugim, sto trzydzieści osiem dzieł Beethovena, odgrywając przy tym tylko osiem pierwszych taktów każdego z nich. Gdyby powtórzono koncert po dziesięciu latach, z każdego działa odegrano by już tylko jedną nutę, a zatem podczas całego koncertu sto trzydzieści osiem nut ułożonych w jedną melodię. A po dwudziestu latach cała muzyka Beethovena bu się ścieśniła w jednej, bardzo długiej, piskliwej nicie, podobnej do nieskończonej i bardzo wysokiej nuty, którą usłyszał pierwszego dnia swej głuchoty.
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
dziurka w dupie. . .
I znienacka, nie wiedząc nawet, jak to się stało, wyobraża sobie dziurkę w dupie. Z nagła, niespodziewanie zjawił się ten obraz(...)
Ach, wyzwoleńcza dziurka w dupie!
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
najsłabszy głos zostaje wysłuchany. . .
Istnieje bowiem okoliczność, w której nawet najsłabszy głos zostaje wysłuchany. Dzieje się tak wtedy, gdy wypowiada on myśli, które nas drażnią.
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
pomniku mojej durnoty, śmieciu moich wspomnień. . .
- Odpierdol się, stara dziwko z twoimi chorymi sąsiadkami, odpierdol się, ptaku nocy, nocny strachu na wróble, nocny koszmarze, pamiątko mojej głupoty, pomniku mojej durnoty, śmieciu moich wspomnień, śmierdząca uryno mojej młodości...
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
stopień szybkości jest wprost proporcjonalny do siły zapomnienia. . .
W egzystencjalnej matematyce doświadczenie to przybiera formę dwóch podstawowych równań: stopień powolności jest wprost proporcjonalny do siły pamięci; stopień szybkości jest wprost proporcjonalny do siły zapomnienia.
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
umie milczeć tak wielkopańsko. . .
Pontevin umie milczeć tak wielkopańsko, że nawet Droga Mleczna pod wrażeniem jego milczenia czeka niecierpliwie na odpowiedź.
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
wystarczy jednak, że pojawi się ktoś trzeci. . .
(...) przesadny podziw, jaki żywi dla Pontevina. Ale nawet w tej przyjaźni jest coś urzekającego. Ponieważ rozmawiają na mnóstwo porywających go tematów, o filozofii, o polityce, o książkach, Vincent jest szczęśliwy, kiedy jest z nim sam; rzuca ciekawe i prowokacyjne myśli, i Pontevin, również urzeczony, poprawia swego ucznia, inspiruje go, zachęca. Wystarczy jednak, że pojawi się ktoś trzeci, i już Vincent czuje się nieszczęśliwy, gdyż Pontevin natychmiast się odmienia: mówi głośniej i staje się zabawny, przesadnie(...)
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
zaleca jedynie przyjemności ostrożne i skromne. . .
Epikur, pierwszy wielki teoretyk przyjemności, pojmował życie szczęśliwe w sposób nadzwyczaj sceptyczny: przyjemności doznaje ten, kto nie cierpi. Podstawowym pojęciem hedonizmu jest zatem cierpienie: jesteśmy szczęśliwi o tyle, o ile umiemy odsunąć od siebie cierpienie; a że przyjemności przynoszą często więcej nieszczęść niż szczęścia, Epikur zaleca jedynie przyjemności ostrożne i skromne. Mądrość epikurejska ma tło melancholijne: rzucony w nędzę tego świata, człowiek stwierdza, że jedyną oczywistą i pewną wartością jest przyjemność, którą może odczuć, jakkolwiek niewielką by była: łyk zimnej wody, spojrzenie w niebo (w okna dobrego Pana Boga), pieszczota.
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
człowiek bezczynny jest sfrustrowany. . .
Dlaczego niknęła przyjemność powolności? Ach, gdzież są niegdysiejsi włóczędzy? Gdzież są owi niespieszni bohaterowie ludowych pieśni, łaziki wędrujący od jednego młyna do drugiego i śpiący pod gołym niebem? (...) Czeskie przysłowie określa ich słodkie nieróbstwo metaforą: wpatrują się w okna dobrego Boga. Ten, kto wpatruje się w okna dobrego Boga, nie nudzi się; jest szczęśliwy. W naszym świcie nieróbstwo przemieniło się w bezczynność, która jest czymś zupełnie innym: człowiek bezczynny jest sfrustrowany, nudzi się, wciąż poszukuje brakującego mu ruchu.
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
źródło strachu leży w przyszłości. . .
Cóż powiedzieć? Może to: człowiek pochylony nad motocyklem może się skupić jedynie na danej sekundzie swego lotu; chwyta się cząstki czasu odciętej i od przeszłości, i od przyszłości; est wyrwany z ciągłości czasu; jest poza czasem; mówiąc inaczej, jest w stanie ekstazy wstanie tym nie wie, ile ma lat, nie wie nic o swej żonie, o swych dzieciach, o swych troskach, przeto się nie boi, gdyż źródło strachu leży w przyszłości, a ten, kto jest wony od przyszłości, nie ma się czego obawiać.
Milan Kundera (fragment powieści Powolność, 1997)
09 czerwca 2014
życie jest ciągle odkrywane i kochane, chociaż staniolowy mózg płodzi pokraczne obraz. . .
Teraz często widzę wielką gwiazdę i myślę, że to gwiazda wieczorna.
A to jest języczek palnika spawarki, niebieski i tęskny płomyczek,
zstąpienie Ducha Świętego, które czerwienieje przy zetknięciu z
metalem. Uchylam okienko baraku i patrzę na faceta, który stoi na
stercie złomu wojennego, zaciska w palcach jutrzenkę i ciągnie za sobą
przewody, a z palnika pryskają świąteczne choinki. W hucie Poldi ludzie
bez nadziei dźwigają zabłocone pozory. Dziwne, że życie jest ciągle
odkrywane i kochane, chociaż staniolowy mózg płodzi pokraczne
obrazy, a rozdeptana klatka piersiowa wypluwa nieszczęście. Nadal jest to jeszcze piękne, kiedy człowiek zostawia jadłospis, listę lokatorów i
rodziny, i rusza za wspaniałą gwiazdą. Ciągle jeszcze życie jest
cudowne, gdy człowiek ma iluzję, że jest zdolny na metrze
kwadratowym stworzyć, cały świat. Kiedy do końca brygady brakuje sto
dni, kupuje się żółty składany metr i każdego dnia odetnie się jeden
centymetr, a gdy wypadnie z palców ten ostatni, człowiek przejdzie
szyjką butelki gdzieś indziej, naprzeciw innym przygodom.
Bohumil Hrabal
(z tomu Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać;
Piękna Poldi, 1966)
gdyby miał charakter, to by skoczył z tego okna dzwonnicy jak z trampoliny. . .
A potem się wychylił i patrzył w dół, na podwórze składnicy i
pomyślał, że gdyby miał charakter, to by skoczył z tego okna dzwonnicy
jak z trampoliny, z rozbiegiem, z głową uniesioną, by wszyscy robotnicy
na wszystkich piętrach konstrukcji widzieli, że to nie jest wypadek ani
przypadek, a potem by poszybował głową w dół, z wyprostowanymi
rękami, spadałby na podwórze, roztrzaskałby się w przegrodzie na stare
żelazo o tablice generalissimusowych alej i ulic, i placów, i parków, a
gdyby miał szczęście, to by się doczołgał do sterty starego papieru i tam
skonał między tymi siedmioma metrami listów, które pisały praskie
dzieci na konkurs radiowy: Jak upiększyć ojczyznę.
Bohumil Hrabal
(z tomu Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać;
Zdrada luster, 1966)
wznieć między moimi nogami płonącą ofiarę. . .
Pamiętam, Polu, kiedy mi powiedziałaś: Ciebie nienawidzę najmniej. W
twojej ślinie czuję nieskończoną dziurę, którą drążyła miłość, w twoich
zębach dotykam ściany, po której ścieka smutek. Kochany, jadłeś na
kolację kiełbasę, bo na ustach mam kawałek mięsa, ale to nie szkodzi,
całuj mnie ciągle, ciągle. I powtarzaj, że nawet Salomon w całej swej
chwale nie był tak ubrany, że nawet ptactwo niebieskie, nawet polne
kwiaty nie są tak piękne jak ja. Mów to ciągle, wznieć między moimi
nogami płonącą ofiarę i rozniecaj żar w moich biodrach. I kiedy
pójdziesz rano do domu i zobaczysz wiszącą w oknie suknię kobiecą, nic
się nie przejmuj. To ja obejmuję przepełniony słodkim wspomnieniem
dom. Podobno w balustradach można wyczuć dotykiem zagubione
szpilki słońca.
To powiedziała mi wtedy Pola i zeszła ku rzece, w której miasto chodzi na rękach. Dziwiłem się wtedy, dlaczego odwrócone samochody jeżdżą po rzece kołami do góry, jakby sunęły na płozach przymocowanych do dachów, dlaczego przechodnie kłaniają się sobie, jakby kapeluszami czerpali wodę.
— Człowieku, gdzie znalazłeś tyle siły, by oferować te zwariowane zabawki, te szczoteczki i grzebienie, a przy tym tak obłędnie marzyć?
A ja powiedziałem: — Polu, ty jedna zrozumiałaś słowa, którymi zatopiłem twoje usta, włosy, powietrze twoich płuc, słówka jak z popołudniówki. Polu, ty jedna zawsze odgadywałaś, kiedy skraca się knot w moich oczach, i ty jedyna zrozumiesz, co pozostanie, gdy odejdę z twarzą blaszaną i głuchą, bo tak jak ty, także i ja nigdy nie chciałem się cieszyć według recepty, nigdy, tak samo jak ty, nie chciałem nie mieć prawa do bólu i cierpienia... Ale, Polu, ty łotrzyco łotrowska i wyuzdana, dlaczego wprowadzasz w moje życie panikę, tak jak stalaktyt, jak nietoperz?
To powiedziała mi wtedy Pola i zeszła ku rzece, w której miasto chodzi na rękach. Dziwiłem się wtedy, dlaczego odwrócone samochody jeżdżą po rzece kołami do góry, jakby sunęły na płozach przymocowanych do dachów, dlaczego przechodnie kłaniają się sobie, jakby kapeluszami czerpali wodę.
— Człowieku, gdzie znalazłeś tyle siły, by oferować te zwariowane zabawki, te szczoteczki i grzebienie, a przy tym tak obłędnie marzyć?
A ja powiedziałem: — Polu, ty jedna zrozumiałaś słowa, którymi zatopiłem twoje usta, włosy, powietrze twoich płuc, słówka jak z popołudniówki. Polu, ty jedna zawsze odgadywałaś, kiedy skraca się knot w moich oczach, i ty jedyna zrozumiesz, co pozostanie, gdy odejdę z twarzą blaszaną i głuchą, bo tak jak ty, także i ja nigdy nie chciałem się cieszyć według recepty, nigdy, tak samo jak ty, nie chciałem nie mieć prawa do bólu i cierpienia... Ale, Polu, ty łotrzyco łotrowska i wyuzdana, dlaczego wprowadzasz w moje życie panikę, tak jak stalaktyt, jak nietoperz?
Bohumil Hrabal
(z tomu Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać;
Zupełny Kafka, 1966)
gdyby pana nie ogarnęła ta chmura, piękne rzeczy by pan tworzył. . .
Mówię do starej:
— Czy znała pani Franciszka Kafkę?
— Matko Święta — powiedziała — ja jestem Kafkowa Franciszka. A mój tatuś był rzeźnikiem i nazywał się Franciszek Kafka. Poza tym znałam jednego kelnera z restauracji dworcowej — powiedziała i nachyliła się, a jedyny ząb świecił jej w ustach jak wiedźmie — ale panie, jakby pan chciał coś ekstra, pan i tak nie umrze naturalną śmiercią, niech się pan każe spopielić i zapisze mi ten swój popiół, a ja będę panem czyścić widelce i noże, żeby się z panem coś ciekawego działo, tak jak z darem, jak z nieszczęściem, jak z miłością... hehehehe...— powiedziała i obracała widelcem skwierczące i pryskające tłuszczem kiełbaski.
— Wróżę też z kart — ciągnęła dalej. — Panie, gdyby pana nie ogarnęła ta chmura, piękne rzeczy by pan tworzył... ale zmykaj, zmykaj, znowu tu jest! — wołała i otrzepywała spódnicę, i odpychała coś spod nóg.
— Czy znała pani Franciszka Kafkę?
— Matko Święta — powiedziała — ja jestem Kafkowa Franciszka. A mój tatuś był rzeźnikiem i nazywał się Franciszek Kafka. Poza tym znałam jednego kelnera z restauracji dworcowej — powiedziała i nachyliła się, a jedyny ząb świecił jej w ustach jak wiedźmie — ale panie, jakby pan chciał coś ekstra, pan i tak nie umrze naturalną śmiercią, niech się pan każe spopielić i zapisze mi ten swój popiół, a ja będę panem czyścić widelce i noże, żeby się z panem coś ciekawego działo, tak jak z darem, jak z nieszczęściem, jak z miłością... hehehehe...— powiedziała i obracała widelcem skwierczące i pryskające tłuszczem kiełbaski.
— Wróżę też z kart — ciągnęła dalej. — Panie, gdyby pana nie ogarnęła ta chmura, piękne rzeczy by pan tworzył... ale zmykaj, zmykaj, znowu tu jest! — wołała i otrzepywała spódnicę, i odpychała coś spod nóg.
Bohumil Hrabal
(z tomu Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać;
Zupełny Kafka, 1966)
rembrandt wstawał z martwych. . .
Potem acetylenowa lampa oświetlała tę staruchę, a Rembrandt
wstawał z martwych. Ręce babiny leżały na jej brzuchu, jakby dotykały pleców utraconego syna. Jedyny ząb świecił jej z ust.
Bohumil Hrabal
(z tomu Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać;
Zupełny Kafka, 1966)
06 czerwca 2014
dobrze jest doprowadzić życie do zagłady i rano na powrót je zacząć. . .
Nocna latarenka goniła cień, by go roztrzaskać o lakierowane drzwi. A ja
pytałem siebie, czy przyczyna cienia była sama, czy była tam z kimś?
Drżałem wtedy, bo nocą deszcz pada zimno i ślady nikną w błotnistej
ulewie. Jednak dobrze jest mieszkać w lęku i poprzez strach słyszeć
swoje zęby, dobrze jest doprowadzić życie do zagłady i rano na powrót
je zacząć. Dobrze jest też żegnać się na zawsze i wychwalać nieszczęście
jak cwaniak Hiob.
Bohumil Hrabal
(z tomu Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać;
Zupełny Kafka, 1966)
nieumiejętność postrzegania. . .
Negację można rozumieć
także jako nieumiejętność postrzegania.
Zresztą daję ogłoszenie o sprzedaży domu,
w którym już nie chcę mieszkać.
Viola Fischer
także jako nieumiejętność postrzegania.
Zresztą daję ogłoszenie o sprzedaży domu,
w którym już nie chcę mieszkać.
Viola Fischer
05 czerwca 2014
absurdalnej rzeczy, której by człowiek nie zrobił. . .
Nie ma takiej absurdalnej rzeczy,
której by człowiek nie zrobił, próbując nadać życiu jakiś sens.
William Wharton (fragment powieści Ptasiek, 1978)
rzeczy dzieją się bez najmniejszego powodu i nie mają żadnego znaczenia. . .
— Posłuchaj, Al. Zdaje się, że tak naprawdę chodzi mi o to, że obaj jesteśmy stuknięci. Jesteśmy
stuknięci, bo nie możemy pogodzić się z tym, że rzeczy dzieją się bez najmniejszego powodu i nie mają żadnego
znaczenia. Nie podoba nam się obraz życia jako biegu przez płotki, które jakoś tam trzeba pokonać. Wydaje mi
się, że każdy, kto nie jest wariatem, po prostu za wszelką cenę prze dalej. Żyją z dnia na dzień, tylko dlatego, że
po jednym dniu przychodzi następny, a jak już skończą im się dni, zamykają powieki i mówią, że umarli.
William Wharton (fragment powieści Ptasiek, 1978)
do głębi realnego istnienia dzielonego. . .
Poprzez iluzję tożsamości dochodzę do głębi realnego istnienia dzielonego na pół.
William Wharton (fragment powieści Ptasiek, 1978)
04 czerwca 2014
jego samego musieli gdzieś tam po drodze splugawić. . .
Jak
starej daty Sycylijczyk, któremu zgwałcili żonę; nawet jak wie, że to nie jej wina, nawet jak widać, że się
broniła, on już nie będzie dla niej taki jak kiedyś. (...)
Patrzę na Ptaśka: siedzi w kucki, obserwuje mnie, bezbronny, cały miękki, oczy puste. Zaczynam się domyślać, że i jego samego musieli gdzieś tam po drodze splugawić. I on już teraz siebie nie chce.
Patrzę na Ptaśka: siedzi w kucki, obserwuje mnie, bezbronny, cały miękki, oczy puste. Zaczynam się domyślać, że i jego samego musieli gdzieś tam po drodze splugawić. I on już teraz siebie nie chce.
William Wharton (fragment powieści Ptasiek, 1978)
w najlepszym razie słuchają cię, żebyś ty potem musiał ich wysłuchać. . .
Niewielu jest ludzi, którzy się interesują tym, co kto inny myśli albo co ma do powiedzenia. W
najlepszym razie słuchają cię, żebyś ty potem musiał ich wysłuchać. I wszyscy nawzajem wciskają sobie tony
kitu. Czasami trafi się ktoś, kto wygląda, jakby słuchał, ale w końcu się wydaje, że tylko czai się na jedno twoje
słowo, takie, od którego będzie mógł odbić z własną opowieścią.
William Wharton (fragment powieści Ptasiek, 1978)
02 czerwca 2014
sra sobie w garść i rzuca gównem. . .
— Matko święta! To on naprawdę ma pierdolca! Nie umie sam jeść?
— On to jeszcze nic. Tam po drugiej stronie holu jest facet, który za skarby świata nie da się ubrać. Kuca na środku izby, tak samo jak ten tu pana przyjaciel, a jak tylko ktoś próbuje wejść, sra sobie w garść i rzuca gównem. Jego nakarmić — to jest dopiero zabawa! Na tym oddziale to więcej zoo niż szpital.
— On to jeszcze nic. Tam po drugiej stronie holu jest facet, który za skarby świata nie da się ubrać. Kuca na środku izby, tak samo jak ten tu pana przyjaciel, a jak tylko ktoś próbuje wejść, sra sobie w garść i rzuca gównem. Jego nakarmić — to jest dopiero zabawa! Na tym oddziale to więcej zoo niż szpital.
William Wharton (fragment powieści Ptasiek, 1978)
jestem zgłodniały poznania. . .
Ale muszę. Jestem głodny; jestem zgłodniały poznania. Mój mózg wiruje w jałowych obszarach
wiedzy. Wszystko za poznanie.
William Wharton (fragment powieści Ptasiek, 1978)
poznanie — koniec wiedzy. . .
Wdzieram się w środek samotności, tam gdzie poznanie — koniec wiedzy; falowanie prądu powietrza;
ruch w stronę konieczności
William Wharton (fragment powieści Ptasiek, 1978)
są ślady ptasich lotów w niebie. . .
Są ślady ptasich lotów w niebie
I nic więcej;
Coś było, coś odeszło,
Pozostało coś.
I nic więcej;
Coś było, coś odeszło,
Pozostało coś.
William Wharton
jeśli nie powiedział, to jako poeta mógł i powinien był powiedzieć. . .
- Cóż? Nie w smak ci to? - przerwał Bazarow. - Nie, bracie! Jeśli postanowiłeś wszystko
kosić, walże i siebie po nogach!... Dosyć jednak tej filozofii. „Przyroda tchnie milczeniem snu" - powiedział Puszkin.
- Nigdy Puszkin nie powiedział nic podobnego - rzekł Arkadiusz.
- Więc jeśli nie powiedział, to jako poeta mógł i powinien był powiedzieć. Ale wiesz, on na pewno służył w wojsku.
- Puszkin nigdy nie był w wojsku!
- Zlituj się, przecież znajdziesz u niego na każdej stronicy: Na bój, na bój! za honor Rosji!
- Cóż ty za bajdy zmyślasz! Przecież to po prostu oszczerstwo.
- Nigdy Puszkin nie powiedział nic podobnego - rzekł Arkadiusz.
- Więc jeśli nie powiedział, to jako poeta mógł i powinien był powiedzieć. Ale wiesz, on na pewno służył w wojsku.
- Puszkin nigdy nie był w wojsku!
- Zlituj się, przecież znajdziesz u niego na każdej stronicy: Na bój, na bój! za honor Rosji!
- Cóż ty za bajdy zmyślasz! Przecież to po prostu oszczerstwo.
Iwan Turgieniew (fragment powieści Ojcowie i dziecin, 1868)
bardzo długa droga i nie ma żadnego celu. . .
- Mam za sobą już tyle wspomnień: (...) tak jak to jest przyjęte... Mnóstwo wspomnień,
i nic, co warto by wspominać... A przede mną długa, bardzo długa droga i nie ma żadnego
celu... Nie chcę iść tą drogą.
Iwan Turgieniew (fragment powieści Ojcowie i dziecin, 1868)
01 czerwca 2014
*** / dotknąć. . .
Dotknąć deszczu, by stwierdzić, że pada
Nie deszcz, tylko pył z Księżyca spada
Dotknąć ściany, by stwierdzić, że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur
Ugryźć kromkę, by stwierdzić, że studnia
Wyschła oraz wszystkie inne źródła
Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi
Nie deszcz, tylko pył z Księżyca spada
Dotknąć ściany, by stwierdzić, że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur
Ugryźć kromkę, by stwierdzić, że studnia
Wyschła oraz wszystkie inne źródła
Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi
1969
Rafał Wojaczek
pewna komoda, czyli. . .
Ile śmierć ma szuflad! - W pierwszej
Składa sobie moje wiersze,
Którymi ją sobie skarbię.
W drugiej szufladzie najpewniej
Przechowuje kosmyk włosów
Z czasów, gdy miałem pięć lat.
W trzeciej znowu prześcieradło
Z moją pierwszą nocną zmazą
I świadectwo maturalne.
Zaś w czwartej zbiera rachunki,
Upomnienia i sentencje
"W imieniu Rzeczpospolitej".
W piątej recenzje, opinie,
Które, by się pośmiać, czyta,
Kiedy jest melancholijna.
Musi też mieć wielce skrytą,
Gdzie spoczywa, rzecz najświętsza:
Akt mojego urodzenia.
A najniższa i największa
- samej już wysunąć trudno -
Będzie dla mnie w sam raz trumną.
Składa sobie moje wiersze,
Którymi ją sobie skarbię.
W drugiej szufladzie najpewniej
Przechowuje kosmyk włosów
Z czasów, gdy miałem pięć lat.
W trzeciej znowu prześcieradło
Z moją pierwszą nocną zmazą
I świadectwo maturalne.
Zaś w czwartej zbiera rachunki,
Upomnienia i sentencje
"W imieniu Rzeczpospolitej".
W piątej recenzje, opinie,
Które, by się pośmiać, czyta,
Kiedy jest melancholijna.
Musi też mieć wielce skrytą,
Gdzie spoczywa, rzecz najświętsza:
Akt mojego urodzenia.
A najniższa i największa
- samej już wysunąć trudno -
Będzie dla mnie w sam raz trumną.
1970
Rafał Wojaczek
apocalypsis cum figuris. . .
Sól w nasze rany, cały wagon soli
By nie powiedział kto, że go nie boli
Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku
By nie powiedział kto, że widzi jasno
Głód w nasze trzewia, suche kromki głodu
By nie powiedział kto, że nie wie, co głód
But w nasze krocza, kopniaków choć tysiąc
By nie powiedział kto, że spłodziłby co
Knut w nasze głowy, sto pałek umyślnych
By nie powiedział kto, że sobie myśli
Strach w nasze serca, tyle grozy gęstej
By nie powiedział kto, że nie zna lęku
I salwę w płuca czy też sznur na szyję
By nie powiedział kto, że jeszcze żyje
By nie powiedział kto, że go nie boli
Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku
By nie powiedział kto, że widzi jasno
Głód w nasze trzewia, suche kromki głodu
By nie powiedział kto, że nie wie, co głód
But w nasze krocza, kopniaków choć tysiąc
By nie powiedział kto, że spłodziłby co
Knut w nasze głowy, sto pałek umyślnych
By nie powiedział kto, że sobie myśli
Strach w nasze serca, tyle grozy gęstej
By nie powiedział kto, że nie zna lęku
I salwę w płuca czy też sznur na szyję
By nie powiedział kto, że jeszcze żyje
listopad 1969
Rafał Wojaczek
rozumiałbym każdego. . .
Myślę, że byłbym najgorszym z możliwych psychiatrów, gdyż rozumiałbym każdego z moich pacjentów i przyznawałbym mu rację.
Emil Cioran
poeci myślą o śmierci. . .
To bardzo interesujące, że młodzi poeci myślą o śmierci, a stare pierdoły o nieletnich dziewczynkach.
Bohumil Hrabal
Subskrybuj:
Posty (Atom)