30 września 2020

pierwsze odpowiedzi na nowe porównania. . .

                                                  Janinie O.

I

to co przychodzi na myśl
jak na mszę porównań

Poeta pyta:
do czego porównasz...

II

dzień porównam do złości
noc do strachu
jabłko do posiłku skazanej
królestwo do bólu
ciało do zwłok

ciszę nocy do bezdechu
usta
do końca

rękę w ciemności
do cienia wokół świecy

oko do ostatniej żywej rzeczy
pocałunek
do pierwszej rzeczy po śmierci

palce do odpuszczenia
oddech do minionego już progu

milczenie do moich pytań

poezję
- skoro pytasz -
do wahania
w świetle dnia do ślepej
w nocy pewności

Marzec-Maj 2019

                                                   Mateusz Hildebrandt

   

   

   

26 sierpnia 2020

naprawdę strasznie lubię takie usuwanie usterek. . .

   Ile razy powinno się poprawiać swój tekst? Trudno mi podać dokładną liczbę. Przed złożeniem książki w wydawnictwie poprawiam ją nieskończoną ilość razy, a kiedy dostaję złamany tekst, też poprawiam tak dużo. że wszyscy mają mnie dosyć. Pokrywam go tyloma uwagami, że robi się zupełnie czarny, odsyłam i proszę o naniesienie poprawek. Czystą wersję znowu poprawiam i tak w kółko.
   Jak wcześniej wspomniałem, jest to czynność wymagająca cierpliwości, ale mnie wcale nie męczy. Czytanie wiele razy tego samego zdania, żeby sprawdzić, czy odpowiednio brzmi, zmienianie szyku wyrazów, drobne zmiany wyrażeń — naprawdę strasznie lubię takie usuwanie usterek. Czuję wielką radość na widok pełnego poprawek tekstu i dziesięciu ołówków HB, które stają się coraz krótsze. Nie wiem dlaczego, ale dla mnie jest to bardzo ciekawa praca. Nigdy mnie nie nuży, choćbym zajmował się nią w nieskończoność.

Haruki Murakami (Zawód: powieściopisarz, 2015)
   
   
   

spokojnie i cicho, jak lokomotywa. . .

W sobotę, w tym samym tygodniu, kiedy zostałem wyciągnięty z dołu, zmarł Tomohiko Amada. Serce przestało bić po trzech dniach śpiączki, w którą zapadł w czwartek. Stanęło spokojnie i cicho, jak lokomotywa, która dojeżdża do końcowej stacji i powoli się zatrzymuje. Masahiko był przy nim przez cały czas.Po śmierci ojca zadzwonił do mnie.
   — Umarł bardzo spokojnie — powiedział. — Ja też chciałbym tak spokojnie umrzeć, kiedy przyjdzie mój czas. Na ustach miał nawet lekki uśmiech.
   — Uśmiech? — powtórzyłem.
   — Może, ściśle mówiąc, nie był to uśmiech. Ale w każdym razie wyglądało to na lekki uśmiech. Dla mnie wyglądało.

Haruki Murakami (Śmierć Komandora, Tom II, 2017)




upływał termin ważności systemów jego organizmu. . .

   Jakby na potwierdzenie słów Komandora po twarzy Tomohika Amady stopniowo rozlało się cierpienie. Znów czuł, jak starość gwałci, zżera jego ciało, które niebawem przestanie funkcjonować. Nijak nie dało się tego uniknąć. Niedługo upływał termin ważności systemów jego organizmu. Ciężko było się temu przyglądać. Może nie powinienem był się niepotrzebnie wtrącać, tylko pozwolić mu spokojnie wyzionąć ducha bez bólu i z zamgloną świadomością.
   — Ale pan Tomohiko Amada sam dokonał tego wyboru powiedział Komandor, jakby czytając w moich myślach. — Żal go, ale nie ma rady.

Haruki Murakami (Śmierć Komandora, Tom II, 2017)




pewnie nie odróżniłby własnych jaj od kurzych.. . .

   Po kolacji przenieśliśmy się do salonu i piliśmy dalej. Jesień dobiegała już końca, ale tamtego wieczoru nie było jeszcze na tyle chłodno, żeby palić w kominku.
   — A jak się ma twój ojciec? — zapytałem.
   Masahiko lekko westchnął.
   — Bez zmian. Głowa zupełnie nie działa. Pewnie nie odróżniłby własnych jaj od kurzych.
   — Jeśli spadną na podłogę i się rozbiją, to znaczy, że kurze — powiedziałem.
   Masahiko roześmiał się głośno.
   Ale jednak człowiek to przedziwne stworzenie. Jeszcze parę lat temu ojciec naprawdę był odporny i w pełni sił. Umysł też miał zupełnie jasny, jak zimowe niebo. Aż się nieprzyjemnie robiło. A teraz to jakby czarna dziura wspomnień. Jak nieokreślona dziura, która się nagle pojawiła w kosmosie — powiedział Masahiko i pokręcił głową. — Kto to powiedział, że„starość jest najbardziej niespodziewaną rzeczą, która nas w życiu spotyka*”?

Haruki Murakami (Śmierć Komandora, Tom II, 2017)



*Pamiętnik Lawa Trockiego

12 sierpnia 2020

prawdopodobieństwo ... wtedy nikt nie ponosi odpowiedzialności. . .

Prognoza pogody też była znośna. Nie miało być pięknie, lecz też nie jakoś strasznie. Cały dzień będzie lekkie zachmurzenie, ale chyba bez opadów. Chyba. Urzędnicy i ludzie mediów są inteligentni i absolutnie nie używają dwuznacznych słów w rodzaju„chyba”. W tym celu wymyślono wygodne wyrażenie „prawdopodobieństwo wystąpienia opadów” (wtedy nikt nie ponosi odpowiedzialności).
   Kiedy wiadomości i prognoza dobiegły końca, wyłączyłem radio, zmyłem po śniadaniu i schowałem naczynia do szafek.Potem usiadłem przy stole i zatopiłem się w rozmyślaniach,popijając drugą kawę. Normalny człowiek czytałby teraz poranne wydanie gazety, ale ja nie prenumerowałem gazet. Dlatego pijąc kawę, patrzyłem na wspaniałą wierzbę za oknem i rozmyślałem.

Haruki Murakami (Śmierć Komandora, Tom II, 2017)



jedynym przeznaczeniem było robienie dziur w ludziach. . .

   Następnie szkodliwe związki chemiczne kazały Hooverowi wyjąć spod poduszki nabity rewolwer kaliber 38 i włożyć sobie lufę do ust. Rewolwer to przyrząd, którego jedynym przeznaczeniem było robienie dziur w ludziach. Wyglądał tak:
   W tej części planety, gdzie mieszkał Hoover, każdy,kto chciał, mógł to kupić w najbliższym sklepie żelaznym. Mieli je policjanci. Mieli je przestępcy. Mieli je także ludzie, którzy znajdowali się pośrodku.
Przestępcy celowali z rewolwerów do ludzi, mówiąc: — Dawaj forsę — i ludzie zwykle dawali. Policjanci celowali do przestępców i mówili: — Stój!— albo coś innego, zależnie od sytuacji, i przestępcy zwykle słuchali. Czasem nie słuchali. Czasem żona była tak wściekła na męża, że dziurawiła go z rewolweru. Czasem mąż był tak wściekły na żonę, że robił w niej dziurę z rewolweru. I tak dalej.
   W tym samym tygodniu, kiedy oszalał Dwayne Hoover, czternastoletni chłopiec z Midland City podziurawił ojca i matkę, ponieważ nie chciał im po-kazać złej cenzurki. Jego adwokat przygotowywał wniosek o uznanie go za chwilowo niepoczytalnego,to znaczy, w momencie strzelania chłopiec stracił zdolność rozróżniania dobra i zła.


Kurt Vonnegut (Śniadanie mistrzów, czyli Żegnaj, czarny poniedziałku, 1973)
   
   
   

04 czerwca 2020

gdy brakuje pewnych, zawczasu ustalonych ról życiowych. . .

Doniosłe prace Carla Rogersa (np. 1951, 1961), a później Heinza Kohuta (np. 1971, 1977) tłumaczą niektóre implikacje powszechnego obecnie poszukiwania własnej tożsamości dla techniki terapeutycznej: ludzie muszą czuć się rozumiani, odzwierciedlani, akceptowani, uprawomocnieni w swoich subiektywnych doświadczeniach. Gdy brakuje pewnych, zawczasu ustalonych ról życiowych oferowanych przez kulturę, człowiek musi oprzeć poczucie własnej tożsamości w dużej mierze na swojej wewnętrznej integralności i autentyczności,zdolności do życia według swoich wartości oraz szczerego mówienia o swoich uczuciach, postawach i motywacjach. W dzisiejszych czasach określanie własnej tożsamości jedynie w odniesieniu do więzi istniejących poza Ja jest praktyką niebezpieczną, o czym mogą zaświadczyć ludzie, których stanowisko pracy zostało zlikwidowane przez firmę, z którą się identyfikowali, lub którzy niedawno wzięli rozwód z partnerem nadającym sens ich życiu. Gdy brakuje w miarę wspierającego otoczenia, ludzie często potrzebują pomocy terapeuty w swoich usiłowaniach przeżycia i zwerbalizowania tego, kim są,w co wierzą, co czują i czego pragną. Dążenie do rozwinięcia silnego i spójnego poczucia Ja może być głównym przedmiotem zainteresowania pacjenta w terapii lub może pozostawać w cieniu innych celów i trosk.

Nancy McWiliams (Opracowanie przypadku w psychoanalizie, 1999)
   
   
   

12 maja 2020

a jeden dzień był szczególnie straszny. . .

[środa 1958] Były to dni deszczowe i wietrzne, z okna widać było szczyt górski rozszarpany chmurami, czy też chmury rozszarpane szczytem. A jeden dzień był szczególnie straszny — nastał po całonocnej ulewie, niepodobny prawie do dnia, przemieniony w wodę, zimno, mgłę, wiatry i białą, wilgotną ciemność — ciągle widziałem przez okno jedno drzewo, które ociekało, zasnute, zamazane, niewyraźne, a wciąż tak samo ociekające i nudne... Tego dnia neurasteniczna rozpacz moja osiągnęła takie natężenie, że gdybym miał pod ręką jakiś sposób na śmierć gładką, kto wie czybym siebie nie zlikwidował. Wiedziałem, że choroba jest poza mną — ale wiedziałem,że zdrowie moje jest okropniejsze od choroby — doszedłem do stanu, w którym zdrowie jest nie mniej wstrętne, wstrętniejsze nawet, bo potwierdza istnienie już zakażone śmiercią i skazane.

Witold Gombrowicz (Dziennik 1961-1966)
   
   
   

14 kwietnia 2020

to nie my żyjemy w czasie, ale czas żyje w nas. . .

[...]pozostać w tym stanie, w stanie,kiedy ciało jest całkowicie zdane na to, co w nim instynktowne,zmysłowe i emocjonalne, i tracąc ze swojego ciężaru tyle, ile waży wyzwolona zeń energia, przestaje być ciałem, które jest źródłem udręki; pragnąłem przedłużyć ten stan, chciałem spędzić w nim najbliższe chwile, przełamać wszelkie opory i przyzwyczajenia,nawyki i maniery wpojone wychowaniem, to wszystko, co odbiera nam radość zwykłych codziennych chwil, nie pozwala ujawnić prawdy o sobie, sprawia, że to nie my żyjemy w czasie, ale czas żyje w nas, miarowy i pusty; niezdolny odezwać się zwyczajnym,normalnym głosem, z uporem i wytrwałością robiłem wszystko,by nic się nie zmieniło, a mimo to czułem, że on niewiele z tego wszystkiego rozumie, i aby zachować pozory cierpliwości i spokoju,musi mobilizować całą swoją duchową energię; stał tam niczym ściana, od której odbijało się i kruszyło w proch to wszystko, co płynęło ze mnie ku niemu, i nawet go nie dotknąwszy[...]

Péter Nádas (Księga wspomnień, 1986, wyd. polskie pt. Pamięć, 2017)
   
   
   

tak czy owak wolały mozarta. . .

Jedna grupa jajek była przez wiele godzin dziennie eksponowana na muzykę Mozarta, druga grupa - na atonalną muzykę Schoenberga. Kiedy już się wykluły, kurczaki stawiano pośrodku długiego korytarza - na jednym jego krańcu odtwarzana była muzyka Mozarta, na drugim muzyka Schoenberga. W którym kierunku podążały kurczęta? Ano te, które jako jajka słuchały Mozarta, zmierzały w kierunku jego muzyki, te zaś, które słuchały Schoenberga, zmierzały w kierunku głośnika z jego muzyką. Nieliczne jednak się myliły i tak czy owak wolały Mozarta.

Bogdan Wojciszke (Nie rób drugiemu, co tobie nie miłe, 2009)
   
   
   

cybernetyka senna. . .

[22 lipca]

   Podróże w czasie są dostępne we śnie, we wspomnieniach, w pomyleniach,w wariactwie, w sklerozie.
    Od pewnego czasu grasuje po moich snach ferajna rzezimieszków. Działają często systemem chytrego okrążania. Tak, że niby jest się w tłumie, a w pewnej chwili okazuje się, Że to naokoło oni. Ucieczka odcięta. Oni mają noże. Wtedy się przeważnie budzę. Nie wiem, jak ich się pozbyć, bo sny zarażają się od siebie. Wyrabia się cybernetyka senna.

Miron Białoszewski (Tajny dziennik wyd. 2012)
   
   
   

ja tak najpierw się nie zgodzę, poprzewracam oczyma, a potem podpiszę. . .

[20 marca]

Okazało się, Że tak. Światła nieraz zostawia specjalnie i spaceruje po placu. Niech się dobijają. Naczytał się różności. Ciągle mówi, że powinien napisać „wymądrzadło".
   — Może opowiem to wszystko, wpuszczę gości po dwudziestu latach. Tak jak Proust. To, co ja się dowiaduję, czym się zajmuję, to będzie maglowane za pięć, siedem lat. Zawsze o pięć, siedem lat uprzedzam. Stanisław August Poniatowski, jak jechał do Grodna na pierwszy rozbiór Polski, to mówił do pokojowca: „Ja tak najpierw się nie zgodzę, poprzewracam oczyma, a potem podpiszę", Kazimierz Wielki nie był wcale takim dobrym królem. Dał sobie tyle powydzierać. Mazowsze, Ruś, Śląsk. Przyjaźnił się z książętami śląskimi, a oni go mieli za nic, pozmieniali herby piastowskie, zhołdowali króla czeskiego. Piastowie nie znali się na wielkiej polityce, byli kłótliwi, jazgotliwi. Antoni Gołuchowski, namiestnik Galicji=, dostał od cesarza order, drugi order od cara, a jego polityka polegała na niedopuszczaniu do skłócenia się tych trzech państw.
   — To aż tak?
   — Tak! — wykrzykuje Le.
   Chodzi między łańcuchami górskimi z książek. Tu zagląda, tam odkłada. Wstawiam sobie na środku krzesło. Wstawiam wodę na herbatę
   — Herbatę masz?

Miron Białoszewski (Tajny dziennik wyd. 2012)
   
   
   

narzekanie na zanik liturgii, dobrych śpiewów, łaciny. . .

[15 września]

-   ale jest noc
-   ona postanowiła niczemu się nie dziwić.
   Zwierzała Ludwikowi, że kiedy umarł jej mąż, Zakrzewski, wyszła ze szpitala i ze zmartwienia oddała się na postoju czterem taksówkarzom.
   Mnie opowiadała, jak wynajęła sobie prywatnego impresario, eleganta wilniuka, który biorąc połowę zarobków, jeździł z nią i małą córką Wilgą po Polsce, zajmował się wszystkim, hotelem, Wilgą i organizowaniem nieraz czterech spotkań autorskich w ciągu jednego dnia. Kiedy Wilga trochę podrosła, szły obie trzy tygodnie piechotą ze Szczecina do Gdańska. Po drodze mówiły wiersze, prozy, felietony, monologi, do tego rysowały i rozdawały rysunki. Dostawały noclegi i jedzenie.

   Moja rozmowa z Anią o katolicyzmie. Wspólne narzekanie na zanik liturgii, dobrych śpiewów, łaciny. Uprotestancenie. We Francji nie umieją klękać.
   Ja o przesadzie z Matką Boską.
   Ania
   — jeżeliby wyrzucić Matkę Boską, to już by się w ogóle rozleciało.
   — Dawniej baba w kościele, godzinki, tu śpiewa, tu się ogląda, wyjdzie, i z pyskiem, albo obmowa po cichu. Ale i to się opłacało. Coraz tego wszystkiego mniej.
Ania
   — tak, zanik liturgii, nawet samej religii, mówi się raczej o etyce.

   Przypomniał mi się Egipt. Te piramidy Światła od latarń na szosie we mgle. Kiedy jechałem przez Egipt Górny, nabrałem pewności, że to te monumentalne krajobrazy natchnęły tak monumentalną sztukę, Że ta sztuka jest z Ziemi, stąd, nie z innych planet.

Miron Białoszewski (Tajny dziennik wyd. 2012)
   
   
   

jej matka oddała swą małą podłą duszę Bogu — a raczej nicości. . .

Claire też przeżyła swój melodramat, przeszła przez wiele lat burzliwych, nigdy nie zbliżywszy się do szczęścia, ale komu się to udaje? Na Zachodzie nikt już nie będzie szczęśliwy, myślała, nikt i nigdy, przyszła pora, by uznać szczęście za jakiś starożytny majak, do szczęścia nie ma już po prostu warunków historycznych.
   Niezadowolona, a w życiu osobistym wręcz zrozpaczona, Claire poznała jednak niezwykłe radości związane z nieruchomościami. Kiedy jej matka oddała swą małą podłą duszę Bogu — a raczej nicości — właśnie się rozpoczynało trzecie tysiąclecie i dla Zachodu, uprzednio określanego jako judeochrześcijański, było to być może o jedno tysiąclecie za dużo, w takim samym znaczeniu, w jakim się mówi o bokserach, że stoczyli o jedną walkę za dużo[...]

Michel Houellebecq (Serotonina, 2019)
   
   
   

mówiąc po polsku, herezji żadnej stworzyć się nie da. . .

Po hebrajsku wszystko jest skomplikowane, bo zawsze wieloznaczne. Ale po polsku to, co mówi Nachman śpiewnym głosem, jakby recytował z pamięci jakieś księgi, też trudno wysłowić. Brakuje słów na takie sprawy. Język polski jest w nich mało wprawiony i na teologii się nie zna. To dlatego w Polsce wszelka herezja jest przaśna i nijaka. Właściwie, mówiąc po polsku, herezji żadnej stworzyć się nie da. Język polski ze swej natury posłuszny jest wszelkiej ortodoksji.

Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe, 2014)
   
   
   

to jest znak końca świata, że to zapowiedź tego, iż zaraz. . .

Nie ulega wątpliwości, że to jest znak końca świata, że to zapowiedź tego, iż zaraz aniołowie zaczną go zwijać jak dywan. Koniec przedstawienia. Za horyzontem szykują się już wojska archaniołów. Jeżeli wytęży się słuch, słychać szczęk anielskiego oręża. I jest to znamię posłannictwa Jakuba oraz wszystkich, którzy idą za nim w tę trudną drogę. Ci, którzy się jeszcze wahali, którzy nie byli pewni, teraz muszą przyznać, że i niebo ma udział w tej wędrówce. W tych dniach staje się dla wszystkich w Iwaniu jasne, że ta oto kometa jest wywierconą w niebieskim firmamencie dziurą, przez którą sączy się do nas boska światłość i przez którą Bóg spogląda na świat.
   Mędrcy zaś uważają, że przez nią schodzi Szechina.

Dziwne to i niebywale, ale na Jencie ta kometa nie robi wrażenia. Gdy się opatrzy stąd, skąd spogląda na wszystko Jenta, bardziej pociągające wydają się sprawy drobne, te ludzkie[...]

Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe, 2014)
   
   
   

sen grobów. . .

                                     I’non so ben ridir com’io v’entrai:
                                     Tant’era pien di sonno in su quel punto,
                                     Che la verace via abbandonai.
                                      L’inferno Canto I. Dante

                                     Nie umiém dzisiaj dobrze opowiedzieć,
                                     Jak tam zaszedłem, — tak snu byłem pełny,
                                     Kiedy prawdziwą opuściłem drogę.
                                     Piekło Pieśń I. Dante (w przekładzie Antoniego Roberta Stanisławskiego)

 I.

W posępną nocy zaszedłem krainę,
Po śniegu, co się usuwał pode mną —
I przez powietrze zmrożone i sine,

Które zawisło nad przepaścią ciemną,
Rzucałem trwożne spojrzenia w pustkowie,
Bo czułem trwogę w mej piersi nikczemną.

Włos mi się jeżył, przymarzły na głowie;
Na duszę dziwna przerażeń zmartwiałość
Spadła i skrzydła rozpostarła sowie;

I oślepiała mnie ta śniegu białość,
I obłąkały mnie te nocne cienie,
I upajała mnie ta skamieniałość.

I to zamarłej pustyni milczenie
Zdało się łamać we mnie życia prawa:
Byłem, jak ciemność, rzucony w przestrzenie

I nie wiedziałem, czy to sen czy jawa...
O bycie własnym wątpiąc, znicestwiony,
W białym tumanie, jak znikomość mgława

Niknąc, leciałem tym wirem niesiony
Bez tchu, pamięci, w milczące otchłanie,
Spowity w śnieżnéj zamieci osłony.

Ani to blade poranku świtanie
Nadeszło ująć martwości złowrogiej,
Co z chłodnych puchów utkała posłanie

Zniknionej ziemi; ani wśród téj drogi,
Do zatracenia podobnéj odmętów,
Nie rozdarł ciszy żaden szmer ubogi,

I nawet echa dalekich lamentów
Nie biegły świadczyć o istnień ruinie,
Strąconych z życia powierzchni bez szczętów.

W tej niezmierzonej ciemności godzinie
Czasu już długa przeciekała wieczność,
A nieruchome nicestwa pustynie

Nie przyszła mierzyć codzienna słoneczność
Zwyczajnych światów: i noc nieskończona
Trwała — jak trwania ostatnia konieczność.

rękopis znaleziony we śnie. . .

Poezja nie ocala
nie pociesza
nie jest kraciastą chustką na otarcie łez
nie jest chlebem ani wodą
nie jest domem ani grobem
na rozprostowanie kości
ani snem w którym odbywa się zjazd rodzinny
żywych i umarłych

Nie zastąpi podania ręki
ani uczonego traktatu
ani prawdziwej modlitwy bez słów
nie jest świtem
ani zachodem słońca
ani kołem narysowanym na ziemi
ani wiatrem
ani macierzanką
ani pszczołą

Szkoda że nie jest tym wszystkim
że nie można jej pić z bliskiej dłoni jak ze studni
że nie jest nawet spojrzeniem
listem zaglądającym w oczy

Jest suchym
coraz dokładniej zarysowanym punktem
z podręcznika geometrii dla klasy trzeciej
punktem niekiedy podobnym jeszcze do kleksa
lub do bociana z długim dziobem i podkurczoną nogą
z każdym dniem coraz bardziej nagim
i bardziej kanciastym
punktem
uporczywie zbliżającym się do nicości
czasami prawie już idealnie niczym
naprawdę czystym środkiem samotności

Lecz dotkniesz
a wybuchnie nagle
całym światem jak płaczem

                                            Anna Kamieńska
                                            Wiersze z lat 1973-1975