29 grudnia 2014

oboje patrzymy na ten sam księżyc. . .

Siadam w łóżku i czekam na kolejny dzwonek. Opieram się o ścianę, wbijam wzrok w jeden punkt w przestrzeni przed sobą i oddycham powoli, bezgłośnie. Sprawdzam złącza spajające jedną chwilę z następną. Telefon nie dzwoni. W powietrzu wisi bezwarunkowa cisza. Ale mi się nie śpieszy. Nie ma pośpiechu. Jestem gotowy. Mogę iść dokądkolwiek.
   Jasne?
   Jasne!
   Wstaję z łóżka. Odciągam starą, spłowiałą zasłonę i otwieram okno. Wystawiam głowę na zewnątrz i spoglądam w górę na niebo. A jakże, wisi na nim półksiężyc barwy pleśni. Dobrze. Oboje patrzymy na ten sam księżyc, w tym samym świecie. Tą samą nicią jesteśmy połączeni z rzeczywistością. Muszę tylko po cichu przyciągnąć ją do siebie.
   Rozkładam palce i patrzę na obie tonie, szukając plam krwi. Nie ma ani jednej. Żadnego zapachu krwi, żadnego śladu. Zapewne już cicho wsiąkła.

Haruki Murakami (fragment powieści Sputnik Sweetheart, 1999)
   
   
   

coraz bardziej zbliżamy się do kresu czasu, żegnamy z życiem. . .

A więc to tak wygląda nasze życie. Nieważne, jak ogromna i straszna była strata, jak ważna rzecz, którą nam skradziono - wyrwano wprost z rąk - nawet jeżeli nas to całkowicie zmieniło, jeżeli pozostała z nas tylko wierzchnia warstwa skóry, nadal żyjemy tak samo - w milczeniu. Coraz bardziej zbliżamy się do kresu czasu, żegnamy z życiem, które zostaje w tyle za nami. Powtarzamy, często dość pomysłowo, niekończące się codzienne czynności. Za nami jest już tylko uczucie niezmierzonej pustki.

Haruki Murakami (fragment powieści Sputnik Sweetheart, 1999)
   
   
   

w ostatecznym rozrachunku istoty ludzkie muszą sobie radzić same. . .

Książki i muzyka stały się moimi najlepszymi przyjaciółmi. W szkole miałem kilku dobrych kolegów, ale nigdy nie poznałem nikogo, przed kim mógłbym otworzyć serce. Rozmawialiśmy tylko o błahostkach, graliśmy w piłkę nożną. Kiedy coś mnie martwiło, nikomu się z tego nie zwierzałem. Sam wszystko roz- wiązywałem, dochodziłem do pewnego wniosku i samo- dzielnie podejmowałem działanie. Nie chodzi o to, że czułem się samotny. Uważałem, że tak to już jest. W ostatecznym rozrachunku istoty ludzkie muszą sobie radzić same.

Haruki Murakami (fragment powieści Sputnik Sweetheart, 1999)
   
   
   

28 grudnia 2014

kreślić niewidzialną granicę między sobą a innymi ludźmi. . .

Skończyło się na tym, że we wczesnej młodości zacząłem kreślić niewidzialną granicę między sobą a innymi ludźmi. Nieważne, z kim miałem do czynienia, zawsze zachowywałem pewien dystans, starannie obserwując nastawienie ludzi, więc nie mogli się do mnie zbliżyć. Nie przyjmowałem zbyt łatwo tego, co mówili mi inni. Moją jedyną pasją były muzyka i książki. Jak się pewnie domyślacie, wiodłem życie samotnika.

Haruki Murakami (fragment powieści Sputnik Sweetheart, 1999)
   
   
   

a dobre serce rozdaje się pospiesznie. . .

Przed wiosną umiera zawsze sporo ludzi. Albo doczekują się nowej wiosny i żyją kolejny rok, albo też się jej wcale nie doczekują. Tak właśnie umarł mój tatuś, tak samo umarł Hubert. A wcale nie byli starzy, mieli zamiar czegoś jeszcze dokonać, a dopiero potem trochę odpocząć. Jednakże byli zmęczeni, mieli dobre serca, a dobre serce rozdaje się pospiesznie, aż nic z niego nie pozostaje...

Ota Pavel
   
   
   

dziesiątki razy chciałem odebrać sobie życie. . .

Kiedy tam tak powoli umierałem, widziałem przede wszystkim rzekę, która w moim życiu znaczyła najwięcej i którą kochałem. Kochałem ją do tego stopnia, że zawsze przed łowieniem nabierałem jej wody w muszlę dłoni i całowałem ją, jak się całuje kobietę. Potem resztę wody rozbryzgiwałem po twarzy i dopiero wtedy składałem wędkę. Przede mną płynęła rzeka. Niebo człowiek widzi, las może przepatrzeć, ale prawdziwej rzeki nigdy się nie przejrzy. Do prawdziwej rzeki zagląda się jedynie wędką.
(...) 
   Dziesiątki razy chciałem odebrać sobie życie, gdy już nie mogłem dłużej wytrzymać, ale nigdy tego nie zrobiłem. Pewnie w podświadomości pragnąłem jeszcze jeden raz pocałować usta rzeki i łowić srebrne ryby. To właśnie jako rybak nauczyłem się cierpliwości, a wspomnienia pomagały mi żyć.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

pięknie jest być błogosławiącym chrystusem. . .

Epilog

   Dostałem pomieszania zmysłów na zimowej olimpiadzie w Innsbrucku.
(...) 
   Ten pierwszy okres nie był dla mnie osobiście straszny, był straszny dla moich bliskich, którzy mnie obserwowali. Właściwie to czułem się błogo i wykonywałem wszystko z pasją i przekonaniem. Czasem to nawet było przyjemne, pięknie jest być błogosławiącym Chrystusem.
   Najgorzej, gdy za pomocą proszków doprowadzą człowieka do stanu, w którym zdaje sobie sprawę, że jest wariatem. Oczy zasnuwa smutek, człowiek już wie, że nie jest Chrystusem, ale biedakiem, któremu brak zdrowych zmysłów, czyniących z człowieka człowieka. Siedzieć trzeba za wzmocnionymi kratami, choć nikogo się nie zabiło i nikogo nie skrzywdziło. Jest się skazanym bez sądu. Ludzie na zewnątrz sobie żyją i zaczyna się im zazdrościć.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

pęka firmament i sypie się ciemność. . .

Na starym kościele Świętego Wawrzyńca w Nezabudicach dzwoniono na południe. Bim! Bam! Była dwunasta. Bim! Bam! Spektakl się rozpoczyna. Pęka firmament i sypie się ciemność. I zaświtało mi: święci schodzą na ziemię! Na lasy i rzeki spadają błyskawice prosto ze strzelb nieznanych strzelców niebieskich. Któryś tam grzmoci w miedziane talerze. Z nieba runęły strugi. Wzburzyła się rzeka, po wodzie płyną bąble wielkie jak pięści. Drzewa się chwieją, oblatuje je strach, że mogą się złamać i umrzeć.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

w prima sort gospodzie na kółkach. . .

Karp został owinięty mokrą szmatą i spowity pieluszką, którą nabyliśmy od wieśniaczki. Mnie się widzi, że jest już kompletnie urżnięty i że najchętniej wyskoczyłby na młyńskie podwórze, by zatańczyć na ogonie i zaśpiewać: "Jam ci jest ten karp z rzeki Neżarki."
(...)
"Jam ci jest ten karp z rzeki Neżarki." Kiedy dopłynął na miejsce, rozpowiadał wśród karpi, że był w prima sort gospodzie na kółkach, gdzie dawano za darmo śliwowicę, a także rum.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

pięć lat spędziłem w zakładzie dla chorych psychicznie. . .

A później przez długi czas już w ten sposób z braciszkami nie wypuszczałem się na ryby. Horoskop się sprawdził. Pomieszania zmysłów dostałem ja, pięć lat spędziłem w zakładzie dla chorych psychicznie.
Ryb tam nie ma.
Jedynie królowie, cesarze, Napoleony, Chrystusy, Afrodyty, księżne Libusze i Dziewice Orleańskie.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

rzecz, co jest wspaniała, a przy tym gówno warta. . .

   - To jest pumperdentlich. Tatuś nigdy dokładnie nie wiedział, co to słowo znaczy, ale z lubością się nim posługiwał. Jest to podobno coś takiego, jakby szła piękna dama w sukni balowej lub fantastycznym futrze i wszystkim gały na wierzch wychodzą, a ona naraz wdepnie w gówno.
(...)
   Mnie cała ta historia przyniosła tę jedyną korzyść, że cokolwiek zrozumiałem znaczenie słowa pumperdent1ich. To taka rzecz, co jest wspaniała, a przy tym gówno warta.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

głupcy i ubodzy duchem. . .

Milczałem. Który to już raz pomyliłem się w życiu. Najwspanialsi ludzie są zawsze najskromniejsi. Jedynie głupcy i ubodzy duchem czują potrzebę mówienia o sobie, żeby urosnąć we własnych oczach.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

żółtą pigułką od niebiańskich psychiatrów. . .

Dopiero słońce przywróciło nam dobry humor. Można powiedzieć, że słońce jest często wielką żółtą pigułką od niebiańskich psychiatrów, która rozpędza smutek i wytwarza różowy nastrój. Słońce działa niekiedy skuteczniej niż szwajcarskie proszki noveril czy amerykański aventyl HCl. Słońce jest także żółtym ręcznikiem frotte, który nas samoczynnie wyciera, do sucha. Słońce również dostaje się nam do krwi, by ogrzać nasze serca, kiedy są zimne jak psi nochal.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

znalazł sobie na świecie kącik. . .

Był do swojego miejsca przywiązany. Kiedy przepływaliśmy tędy w rok później, siedział na tym samym miejscu, nie przesunął się nawet o piędź. I znów jazgotała i klekotała aparatura i pachniała kawa, a hebanowi Brazylijczycy uwijali się na plantacjach. I tak się to powtarzało. Siedzi tam pewnie do dziś, znalazł sobie na świecie kącik; gdzie jest szczęśliwy, gdy tymczasem inni wierzą, że ten kącik czeka ich w niebie.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

na mogiłach zamordowanych mężczyzn i chłopców. . .

Rosły tu wszędzie kartofle, kwitły drobne białe kwiatuszki. Kartofle rosły i na mogiłach zamordowanych mężczyzn i chłopców, a gdy kobiety je wykopały, bulwy były podobne do ludzkich serc. Nikt tych kartofli nie brał do domu. Każdy się bał.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

do nieba według innego porządku. . .

Od tego dnia przeszło kawał czasu. Co też porabia Hugo? Pewnie zamiast chleba wozi na wózku umarłych na spalenie, a ci umarli mają wytatuowane numery, które już nie przydadzą się ani na ziemi ani w niebie. Pan Bóg podobno bierze do nieba według innego porządku.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

pójdę, wszystko będzie z nami kwit. . .

Kiedy stąd, kochanie, pójdę, wszystko będzie z nami kwit,
ale nigdy nie zapomnę, żem aż tak ci szybko zbrzydl.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

śmierć pięknych saren. . .

Na kępie nad rzeką pięło się w górę zbocze i było to zbocze niezwykłe: nie leżał tu ani jeden kamień, jakich mnóstwo bywa na takim stoku, ale na polankach pomiędzy potężnymi dębami rosła soczysta miękka murawa; tu przychodziła zwierzyna paść się, tędy biegła do wodopoju. Właściwie był to piękny ogród czy też park zamkowy, ale tak naprawdę był to ogród śmierci, można tam było umieścić napis: "Śmierć pięknych saren."

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

26 grudnia 2014

bo tylko ten świat bólu. . .

Bo tylko ten świat bólu, tylko ta
kula spłaszczona w lodowym imadle,
wychłostana burzami, łamana kołami
południków, trzeszcząca w granicach
grubymi nićmi szytych, tylko ta
cienka skóra skorupy ziemskiej, popękana
rzekami, wydzielająca z siebie po mórz słonych
między ciosami lawy i ciosami słońca,

bo tylko ten świat bólu, tylko to
ciało w imadle ziemi i powietrza,
wychłostane kulami, łamane wpół ciosem
pięści, trzeszczące pod pałką
w kostnych szwach czaszki, tylko ta
cienka skorupa skóry ludzkiej, popękana
krwawo, tocząca z siebie słone morza potu
pomiędzy ciosem narodzin i śmierci,

bo tylko ten świat bólu; bo tylko ten świat
jest bólem; bo światem jest tylko ten ból.

                                         Stanisław Barańczak (z tomu Jednym tchem / Na jedną kartę, 1970)
 
 
 

braliśmy się do czytania. . .

W każdej wolnej chwili zaszywaliśmy się gdzieś w kącie i bez końca przewracaliśmy stronę po stronie. Powieści japońskie, zagraniczne, klasyka, od awangardy aż po bestsellery jeżeli tylko w książce było coś intelektualnie stymulującego, braliśmy się do czytania.

Haruki Murakami (fragment powieści Sputnik Sweetheart, 1999)
   
   
   

w dziczy cokolwiek niewesołej rzeczywistości. . .

Gdyby macocha się za nią nie wstawiła, Sumire prawdopodobnie znalazłaby się bez pieniędzy, bez umiejętności życia w społeczeństwie w dziczy cokolwiek niewesołej rzeczywistości. Bo Ziemia nie po to z takim trudem krąży wokół Słońca, by ludzie beztrosko się na niej bawili.

Haruki Murakami (fragment powieści Sputnik Sweetheart, 1999)
   
   
   

na co mógł ten pies patrzeć. . .

imię, jakie Sumire wymyśliła dla Miu, brzmiało Sputnik Sweetheart. Sumire uwielbiała jego brzmienie. Przypominało jej o Łajce. O wykonanym przez człowieka satelicie mknącym bezszelestnie w mroku przestrzeni kosmicznej. O ciemnych, lśniących oczach psa wyglądającego przez maleńkie okienko. Na co mógł ten pies patrzeć w bezmiernej samotności kosmosu?

Haruki Murakami (fragment powieści Sputnik Sweetheart, 1999)
   
   
   

25 grudnia 2014

ze strachu zesrał się w autobusie. . .

A najsmutniejsza była opowieść o tym, jak podczas wojny wiózł naszego psa Burka i kota starej pani Lowy autobusem do Pragi, aby je tam oddać, bo Żydzi nie mogli posiadać zwierząt. Kot ze strachu zesrał się w autobusie i tatuś musiał wysiąść i umyć go w śniegu - autobus, oczywiście, odjechał!. Przez cale przedpołudnie nosił zwierzęta po Pradze i wyciągał je z pudelka, aby pokazać im Zamek i miejsce na Rynku Staromiejskim, gdzie ścięto dwudziestu siedmiu czeskich panów. Oddał również Burkowi i temu kotu swój podwieczorek i był potem głodny.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

z przodu fintifluszka, a z tyłu dupę. . .

(...)znalazła mojego niezrównanego tatuńcia wśród prosiąt. Właśnie je karmił. Wyszczerzył do mamusi zęby, niewiele się już różnił od tych swoich wychowanków. Mamusia wyciągnęła go z chlewa, wyszorowała w szafliku do parzenia prosiąt, umyła mu wszystko - z przodu fintifluszka, a z tyłu dupę.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

posyłam do was proroków, mędrców i uczonych. . .

34 Dlatego oto Ja posyłam do was proroków, mędrców i uczonych. Jednych z nich zabijecie i ukrzyżujecie; innych będziecie biczować w swych synagogach i przepędzać z miasta do miasta. 35 Tak spadnie na was wszystka krew niewinna, przelana na ziemi, począwszy od krwi Abla sprawiedliwego aż do krwi Zachariasza, syna Barachiasza, którego zamordowaliście między przybytkiem a ołtarzem.

(Mt 23, 34-35)
Natchnieni Duchem Świętym 
(fragment Biblii, około XI wiek p.n.e. - II wiek n.e.)
   
   
   

23 grudnia 2014

cudownie jasne, a więc niedobrze. . .

Ale noce były cudownie jasne, a więc niedobrze. Księżyc świecił pełnym blaskiem, czyli raczej dla poetów, a węgorze, nocne drapieżniki, bały się i nie brały.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

być bambasem. . .

A żyli w tamtych stronach wspaniali ludzie, jak na przykład włóczęga Bambas. Od wiosny do zimy nie pracował, łowił ryby przy Diabelskiej Skale. Na każdy dzień miał w płóciennym woreczku przygotowaną porcję: pięć kostek cukru z zimowych miesięcy, kiedy trochę pracował. Jego życie urzekało mnie nawet w późniejszych latach; kiedy inni życzyli mi, abym został pisarzem albo lotnikiem, ja chciałem być Bambasem.

Ota Pavel (fragment powieści Śmierć pięknych saren, 1971)
   
   
   

katarynka XI

Ty myślisz, że to pada śnieg,
a to się tylko sypie czas.
Odpływa w mgłę zimową wiek,
unosząc w białym kurzu nas.

Upada dąb i laur, i wiąz,
kruszy się kość i twardy mur,
i pęka spiż i stal, i brąz,
i z ruin wstaje ludzki chór.

                                         Paweł Hertz
  
  
  

21 grudnia 2014

pozbawionym stałego miejsca w życiu. . .

(...)społeczna izolacja stanowi dużo silniejszą zachętę do samobójstwa niż, jak to określił [Peter Sainsbury], "lokalne ubóstwo".
(...)
(...)gdyby udało się przełamać ten krąg samotności, gdyby wyprowadzić samotników z ich mrocznych pokojów ku cokolwiek pogodniejszemu centrum społeczności, to może oznaczałoby to początek rozwiązania całego "problemu". Niewątpliwie jest w tym dużo prawdy. Z pewnością część winy spoczywa na społeczeństwie, które ludziom starszym, chorym, niezrównoważonym, obcym i pozbawionym stałego miejsca w życiu poświęca tak mało uwagi, jak tylko pozwalają na to granice przyzwoitości.

Al Alvarez (Bóg Bestia. Studium samobójstwa, 1972)
   
   
 

ludzie. . .

‘Chodźcie tu ludzie!’, a kiedy się zbiegli odpędził ich kijem mówiąc: ‘Ludzi wołałem a nie wyrzutków!

 
 

aby żyć. . .

Aby żyć, trzeba albo mieć rozum, albo trzymać w pogotowiu stryczek.

                                                                                                            Diogenes.
 
 
 

dźwięk pieniądza. . .

   Właściwym problemem nie jest to, że na dźwięk pieniądza, jak to się mówi, słabną "honor" kobiety i "słowo" mężczyzny. Skandal zaczyna się tam, gdzie pieniądz jako kapitał systematycznie zakłada w celu swojego funkcjonowania słabość kobiet i mężczyzn, którzy zmuszeni są sprzedawać siebie na rynku. W swej kalkulacji system ten uwzględnia zawsze położenie jednostek słabszych. Nieustanna cyrkulacja zysków opiera się na istnieniu wielkich grup, które nie mają wyboru, jak tylko pracować albo zgnić. Kapitalistyczny porządek społeczny spoczywa na barkach tych, którzy są podatni na wymuszanie i ciągle żyją w aktualnej lub potencjalnej sytuacji wyjątkowej.
   Ludziach, którzy jutro będą głodni, jeśli dziś nie pracują, i którzy jutro nie będą mieli pracy, jeśli nie pójdą na to, czego się od nich dziś żąda.

Peter Sloterdijk (fragment książki Krytyka cynicznego rozumu, 1983)
   
   
   

16 grudnia 2014

los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt. . .

19 Los bowiem synów ludzkich jest ten sam,
co i los zwierząt;
los ich jest jeden:
jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego,
i oddech życia ten sam.
W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt,
bo wszystko jest marnością.
20 Wszystko idzie na jedno miejsce:
powstało wszystko z prochu
i wszystko do prochu znów wraca.
21 Któż pozna, czy siła życiowa synów ludzkich idzie w górę,
a siła życiowa zwierząt zstępuje w dół, do ziemi(...)

(Koh 3, 19-21)
Natchnieni Duchem Świętym 
(fragment Biblii, około XI wiek p.n.e. - II wiek n.e.)
   
   
   

dużej liczby samobójstw. . .

(...) kraje wysoko uprzemysłowione i zamożne mają oczywistą skłonność do stosunkowo dużej liczby samobójstw(...)

Al Alvarez (Bóg Bestia. Studium samobójstwa, 1972)
   
   
   

15 grudnia 2014

zamiast odmiany człowiek widzi bezruch. . .

(...) chęć odebrania sobie życia narasta wiosną nie z racji jakichś tajemniczych przemian biologicznych, ale właśnie na skutek ich braku. Zamiast odmiany człowiek widzi bezruch(...)

   Samobójcza depresja, to coś na kształt duchowej zimy - coś zmrożonego, jałowego i nieruchomego. Im bogatsza, subtelniejsza i bardziej urokliwa staje się przyroda, tym głębsza wydaje się wewnętrzna zima, tym szarzej rozwiera się przepaść między światem wewnętrznym a zewnętrznym. (...) wiosna, uwydatnia cały rozziew między ciepłem i  świątecznością dookoła a ich własnym lodowatym nieszczęściem.

Al Alvarez (Bóg Bestia. Studium samobójstwa, 1972)
   
   
   

14 grudnia 2014

skoro ... groza życia przewyższa grozę śmierci, człowiek kładzie kres swemu życiu. . .

   Ogólnie biorąc stwierdzimy, iż skoro tylko dociera się do punktu, w którym groza życia przewyższa grozę śmierci, człowiek kładzie kres swemu życiu. Opór tej ostatniej jest jednak znaczący; niejako czuwa ona niczym strażnik u bramy wyjściowej. Nie ma być może nikogo z żyjących, kto by nie skończył już z życiem, gdyby ów koniec był czymś czysto negatywnym, nagłym ustaniem istnienia. - Jednakże zachodzi przy tym coś pozytywnego: zniszczenie ciała. Jest to odstraszające i to właśnie dlatego, że ciało jest zjawiskiem woli życia.
   Tymczasem (...) intensywne cierpienia duchowe sprawiają, że stajemy się nieczuli na bóle cielesne; gardzimy wręcz nimi. Ba, gdy te ostatnie zyskują przypadkiem przewagę, fakt ów jest dla nas dobroczynnym wytchnieniem, pauzą w cierpieniu duchowym. To właśnie jest czynnikiem ułatwiającym samobójstwo
   Gdy w ciężkich koszmarnych marzeniach sennych wzmaga się w najwyższym stopniu trwoga, to sama ona właśnie przywodzi nas do przebudzenia, dzięki któremu znikają wszystkie te nocne okropności. To samo dzieje się we śnie życia, kiedy to najwyższy stopień zatrwożenia zmusza nas do przerwania owego snu.
   Samobójstwo można też uważać za eksperyment, pytanie, które zadaje się naturze, chcąc wymóc na niej odpowiedź; mianowicie, jakiej zmiany doznaje przez śmierć ludzkie istnienie i poznanie. Ale jest to eksperyment niezręczny; znosi bowiem tożsamość świadomości, która miałaby posłyszeć odpowiedź.

Artur Schopenhauer
   
   
   

11 grudnia 2014

to prędzej czy później ... samobójstwo. . .

(...) gdyby człowiek miał na ramieniu jakiś mały przełącznik, po którego naciśnięciu umierałoby się natychmiast i bez bólu, to prędzej czy później wszyscy popełniliby samobójstwo.

Al Alvarez (Bóg Bestia. Studium samobójstwa, 1972)
   
   
   

wysiłku ... aby oczyścić umysł. . .

(...) człowiek celowo stawia się w sytuacji wymagającej szczegółowego wysiłku i skupienia, aby oczyścić umysł ze spraw nieistotnych.
(...)
   Myślę, że są ludzie, którzy tak właśnie popełniają samobójstwo, po to, żeby zdobyć spokój i opanowanie, jakiego nie mogą odnaleźć w życiu.

Al Alvarez (Bóg Bestia. Studium samobójstwa, 1972)
   
   
   

10 grudnia 2014

po śmierci już nic. . .

Człowiek wybiera życie, bo nie ma innego wyjścia, bo wie, że po śmierci już nic więcej go nie czeka.

Al Alvarez (Bóg Bestia. Studium samobójstwa, 1972)
   
   
   

życie samobójcy jest wyjątkowo bezlitosne. . .

(...) z zamkniętego świata samobójstwa nie ma ucieczki: rany zadane w przeszłości (..) nie chcą się zagoić (...) - lecz nieustannie pchają się ku powierzchni, by zniszczyć wszelkie teraźniejsze zmiany, przyjemności i chwile pogodzenia ze światem. Życie samobójcy jest wyjątkowo bezlitosne.

Al Alvarez (Bóg Bestia. Studium samobójstwa, 1972)
   
   
   

powietrze nikogo nie odtrąca. . .

A kiedy widzę, że coś nie jest możliwe, to czuję się odtrącony. Pewnie tak mi się tylko wydaje: tego czegoś po prostu nie ma. Przecież powietrze nikogo nie odtrąca, tylko mówi, że jest puste.

Al Alvarez (Bóg Bestia. Studium samobójstwa, 1972)
   
   
   

nie może znieść ... własnej osoby. . .

(...) być może nie dlatego człowiek popełnia samobójstwo, iż chce umrzeć, ale ponieważ nie może znieść jakiegoś pojedynczego aspektu własnej osoby.

Al Alvarez (Bóg Bestia. Studium samobójstwa, 1972)
   
   
   

zaklinowawszy się w skałach, mógł patrzeć. . .

Postanowił umrzeć na Land's End, ponieważ było to miejsce najbardziej wysunięte w stronę Ameryki. Zaklinowawszy się w skałach, mógł patrzeć ku Stanom, dopóki nie stracił przytomności.

Al Alvarez (Bóg Bestia. Studium samobójstwa, 1972)
   
   
    

04 grudnia 2014

świat drwi z szalonych. . .

(...)-  Nie lękam się, jeżeli będę uchodził za szalonego. Świat drwi z szalonych, a więc niech drwi ze mnie - będę podobny do Jezusa u Heroda. Niech mnie biją i niech mi urągają, przypnę sobie do kapelusza ten bukiet wspaniały, którym świat gardzi, bukiet szaleństwa, i będę - jak to poucza nas nasz ojciec święty, święty Ignacy - wzbudzał szyderstwa i gniew ludzi świata, i prześladowanie niezasłużone - a jeden ja tylko będę wiedział, jaka to jest ofiara i jaki jej skutek...

Jarosław Iwaszkiewicz (fragment opowiadania Matka Joanna od Aniołów, 1942)
   
   
   

03 grudnia 2014

one wykrzykiwały jak spłoszone wiewiórki i powdrapywały się na ławy. . .

   Gdy umilkły organy, księża poczęli na głos odmawiać jakieś łacińskie modlitwy, siostry zaniepokoiły się, ale stały na miejscu. Ta jedna tylko kręciła się bez ustanku. Mały chłopak podał ojcu Laktancjuszowi wodę święconą w misie i kropidło. Ksiądz Laktancjusz oznaczył znakiem krzyża świętego zakonnice i pokropił je obficie wodą. Wówczas stała się rzecz niespodziewana. Siostry wrzasnęły wszystkie razem przeraźliwym głosem, aż się wszyscy wstrząsnęli, i rozbiegły po prezbiterium. Zrobił się tumult i zamieszanie, nogi zakonnic tupotały, same one wykrzykiwały jak spłoszone wiewiórki i powdrapywały się na ławy, na siedzenia, poukrywały się w festonach zasłon. Niektóre wlazły wysoko na rzeźbione stalle i usiadły na dębowych ornamentach jak na krzesłach, fajtając nogami, inne pochowały się za panów z orszaku królewicza, którzy się bardzo przestraszyli; jedna usiadła na oparciu ponad Wołodkowiczem, a mała Bielska schowała się za zasłonę tronu królewicza i stamtąd wyzierała od czasu do czasu, strojąc okropne i pocieszne miny. Jedna matka Joanna od Aniołów stała nieruchomo pośrodku posadzki przed ołtarzem i odważnie i wyzywająco patrzyła w oczy ojcu Laktancjuszowi.
(...) 
   - Szatanie, nakazuję ci - wołał ksiądz Laktancjusz - wynijdź z ciała przewielebnej matki od Aniołów, wynijdź, wynijdź!
(...) 
   Matka Joanna wyprostowała się gwałtownie, aż kości jej trzasnęły, i jednym ruchem padła na twarz, rozkrzyżowując ramiona, jakby z drewna były uczynione. Bliżej stojący ujrzeli, jak z ust jej wyszedł ogromny, siny język i jak poczęła nim lizać marmurowe stopnie ołtarza. Strach szeroko otworzył oczy panów dworskich. Jeden królewicz zachowywał się ciągle obojętnie. Przywołał pazia i kazał sobie nogi przykryć purpurową, puchową pierzynką. Zawsze marzł w nogi w kościele. Inne siostry poczęły powoli opuszczać swoje pozycje po ścianach prezbiterium kościoła i krok za krokiem zbliżać się do matki opętanej. Z ust Joanny wychodziły jakieś dziwne dźwięki, podobne do mlaskania i mruczenia niedźwiedzi. Księża żegnali się i modlili.
   Ksiądz Laktancjusz ciągnął:
   - Odpowiadaj! Balaamie, Isaakaronie, Asmodeuszu, Grezylu, Amanie, Begerycie! Któryś jest?
   - To ja jestem, Zapaliczka - zawołała nagle cienkim głosem matka Joanna prostując się i powstając ze swej pozycji bez zginania kolan. - Do twoich usług(...)

Jarosław Iwaszkiewicz (fragment opowiadania Matka Joanna od Aniołów, 1942)
   
   
   

gorzkie żale / część 3 / hymn. . .

   1. Duszo oziębła, czemu nie gorejesz?
       Serce me, czemu całe nie truchlejesz?
       Toczy twój Jezus z ognistej miłości
       Krew w obfitości.

   2. Ogień miłości, gdy Go tak rozpala,
       Sromotne drzewo na ramiona zwala;
       Zemdlony Jezus pod krzyżem uklęka,
       Jęczy i stęka.

   3. Okrutnym katom posłuszny się staje,
       Ręce i nogi przebić sobie daje,
       Wisi na krzyżu, ból ponosi srogi
       Nasz Zbawca drogi!

   4. O słodkie drzewo, spuśćże nam już Ciało,
       Aby na tobie dłużej nie wisiało!
       My je uczciwie w grobie położymy,
       Płacz uczynimy.

   5. Oby się serce we łzy rozpływało,
       Że Cię, mój Jezu, sprośnie obrażało!
       Żal mi, ach, żal mi ciężkich moich złości,
       Dla Twej miłości!

   6. Niech Ci, mój Jezu, cześć będzie w wieczności
       Za Twe obelgi, męki, zelżywości,
       Któreś ochotnie, Syn Boga jedyny,
       Cierpiał bez winy!
 
 
 

dziewięć demonów. . .

   - Postaram się wygnać owego demona...
   Matka Joanna szybko zareagowała na to powiedzenie.
   - Ja mam w sobie dziewięć demonów: Behemot, Balaam, Isaakaron, Grezyl, Aman, Asmodeusz, Begerit, Lewiatan i Zapaliczka - wyrecytowała jednym tchem i zamilkła nagle, jak gdyby przestraszona.

Jarosław Iwaszkiewicz (fragment opowiadania Matka Joanna od Aniołów, 1942)
   
   
   

siano zapachniało. . .

   - Czy to siano zapachniało? -spytał Wołodkowicza.
   - A ówdzie, przecie leżą pokosy otawy - małym, czarnym palcem pokazał szlachetka łączki, które mijali. Na łąkach stały kopki, leżały pokosy matowe w świetle błyszczącego słońca i pachniały tak mocno księdzu Surynowi, jak we śnie albo na jawie za dawnych bardzo lat.

Jarosław Iwaszkiewicz (fragment opowiadania Matka Joanna od Aniołów, 1942)