06 listopada 2023

o muchach na rynku. . .

 Uciekaj, przyjacielu, do samotni twej. Widzę, żeś ogłuszony hałasem wielkich ludzi i żądłem małych.

Godnie umieją milczeć wraz z tobą las i skała. Upodobnij się znów drzewu, które ukochałeś, drzewu gałęzistemu: ciche i zasłuchane zawisło oto nad morzem.

Gdzie samotność się kończy, tam się zaczyna targ, a gdzie się targi poczynają, tam się wszczyna hałas wielkich aktorów i rojne bzykanie much jadowitych.

Niczym są na świecie najlepsze nawet rzeczy bez tego, który je na widownię wywiedzie: wielkimi ludźmi zwie lud tych wystawców.

Mało pojmuje lud wszystko, co wielkie, to jest: twórcze. Ma on jednak zmysł ku wszelkim wystawcom i aktorom rzeczy wielkich.

Wokół odkrywców nowych wartości obraca się świat ten: — obraca się niewidocznie. Jednakże wokół aktorów krąży lud i sława: takie są „koleje świata tego”.


Fryderyk Nietzsche 

(Tako rzecze Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo, 1885)



   

22 października 2023

towarzyszu podróży. . .

Stary urzędniku, mój towarzyszu podróży, nigdy nikt nie otworzył ci drzwi do wolności i nie ty odpowiadasz za to. Zbudowałeś swój spokój zalewając cementem, jak termity, wszystkie wyloty i wzloty do światła. Zwinąłeś się w kłębek w swoim bezpieczeństwie mieszczańskim, w swoich nawykach, w dławiącym rytuale życia na prowincji, wzniosłeś ten skromny szaniec przeciwko wiatrom, przypływom i gwiazdom. Nie chcesz przejmować się wielkimi problemami, dość trudu kosztuję cię już wysiłek, by zapomnieć swoją kondycję człowieka. Nie jesteś mieszkańcem wędrownej planety, nie zadajesz sobie pytań, na które nie ma odpowiedzi: jesteś mieszczuchem z Tuluzy. Nikt nie ujął cię za ramiona, zanim jeszcze nie było za późno. Teraz glina, z której powstałeś, wyschła i stwardniała, nikt już nie dobudzi się w tobie muzyka, poety czy astronoma, którzy cię może zamieszkiwali kiedyś.


Antoine de Saint-Exupéry (Ziemia, planeta ludzi, 1939)


Towarzyszu podróży! Zbudowałeś byt swój zasklepiając, jak termit, wyloty ku światłu i zwinąłeś się w kłębek w kokonie nawyków, w dławiącym rytuale codziennego życia. I choć przyprawia cię on co dzień o szaleństwo, mozolnie wzniosłeś szaniec z tego rytuału przeciw wichrom, przypływom, gwiazdom i uczuciu. Dość trudu cię kosztuje, by co dnia zapomnieć swej kondycji człowieka. Teraz glina z której zostałeś utworzony wyschła i stwardniała. Nikt już się nie dobudzi w tobie astronoma, muzyka, altruisty, poety, człowieka, którzy zamieszkiwali może ciebie kiedyś. 


Marek Koterski (z filmu Dzień świra, 2002)

   

   

   

13 sierpnia 2023

możliwość sprawowania większej kontroli nad emocjami. . .

13.3. Regulacja emocji koncertowych - modele w skali makro

    Biologiczne dojrzewanie struktur mózgowych (zwłaszcza obszarów płatów przedczołowych), wzrost doświadczenia i refleksja nad nim dają możliwość sprawowania większej kontroli nad emocjami — efektywnej regulacji emocji. O potrzebie regulacji emocji wspominamy szczególnie przy okazji emocji nieprzyjemnych, intensywnych, nieadekwatnych do wydarzenia (a raczej naszych oczekiwań co do reakcji w tej sytuacji). Utrzymując się, mogą one przybrać postać nawykowych, zautomatyzowanych reakcji na sytuację (np. w postaci obowiązkowego lęku scenicznego) i prowadzić do zakłócenia wykonania utworu lub nawet rezygnacji z zawodu muzyka. Według wyników niektórych badań taką dezadaptacyjną, demobilizującą (por. Wolfe, 1989) tremę odczuwa 21% muzyków na poziomie podstawowej szkoły muzycznej (Kaleńska-Rodzaj, 2019),8% muzyków na poziomie szkoły II stopnia (Kaleńska-Rodzaj, 2018b),20% studentów akademii muzycznej (Paliaukiene, Kazlauskas, Eimontas, Skeryte-Kazlauskiene, 2018), 56% muzyków orkiestrowych (Kenny, Driscoll, Ackermann, 2012) i około 50% solistów (Kenny, Davis,Oates, 2004).

Chełkowska-Zacharowicz, M., Kaleńska-Rodzaj, J. (red.). (2020). Psychologia muzyki. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

   

   

   

o operacjonalizacji pomiaru samoświadomości u zwierząt. . .

Przełomem w operacjonalizacji pomiaru samoświadomości u zwierząt był pomysł Gordona Gallupa polegający na wykorzystaniu lustra do stworzenia szczególnej stymulacji zwierzęcia (Gallup, 1968, 1977). Większość badanych zwierząt reaguje na swoje odbicie w lustrze, tak jakby widziały inne zwierzę (Gallup, 1968). Oprócz człowieka, u którego zdolność rozpoznania siebie w lustrze pojawia w wieku 2 lat, pierwszym zbadanym wyjątkiem był szympans (Pan troglodytes) (Gallup, 1970). Do dzisiaj rozszerzono grupę zwierząt rozpoznających się w lustrze o inne małpy człekokształtne (oprócz goryla), a także delfiny (Tursiops truncatus) (Reiss i Marino,2001), słonie (Elephas maximus) (Płotnik, deWaal i Reiss, 2006) oraz jeden z gatunków ptaków — srokę (Pica) (Prior, Schwarz i Gunttirktin, 2008).

Neckar, J. (2018). Ewolucyjna psychologia osobowości. O Psychologicznej naturze człowieka w ujęciu darwinowskim. Warszawa: Wydawnictwo Akademickie SEDNO.

   

   

   

którzy by nie wiedzieli, że umierają. . .

    Nie ma takich umierających, którzy by nie wiedzieli, że umierają. I nie ma znaczenia, czy mają lat pięć czy dziewięćdziesiąt pięć. Kwestia nie dotyczy pytania: „Czy powiedzieć jej/jemu, że jest umierająca/umierający?”. Chodzi o to, czy potrafimy wysłuchać i wsłuchać się w to, co pacjent mówi.

    Pacjentka mówi na przykład: „Nie dożyję twoich urodzin w lipcu”. Trzeba umieć wysłuchać takiego stwierdzenia, nie zaprzeczając: „Ależ skąd, nie mów tak! Zobaczysz, wszystko będzie dobrze!”. Taka odpowiedź zerwałaby kontakt. Pacjentka zrozumiałaby, że jeszcze nie jesteś gotowy jej wysłuchać. W ten sposób zamykasz jej usta i będzie się czuła bardzo samotna.

    Ale jeżeli temat śmierci i umierania nie przeraża cię, jeżeli potrafisz dostrzec, że ta oto kobieta jest umierająca, możesz usiąść koło niej, wziąć ją za rękę i zapytać: „Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?” — albo coś podobnego.


Kübler-Ross, E. (2021). Życiodajna śmierć. O życiu, śmierci i życiu po śmierci. Poznań: Media Rodzina.

   

   

   

01 sierpnia 2023

dno głębokiego oceanu, ciche i martwe. . .

    Nagle podniosłem głowę i zobaczyłem twarz Izumi. Siedziała w taksówce, która zatrzymała się tuż przede mną. Patrzyła na mnie przez boczne okno. Taksówka stała na czerwonym świetle; moją twarz od twarzy Izumi dzielił najwyżej metr. Już nie była tą siedemnastolatką, z którą się kiedyś przyjaźniłem, lecz rozpoznałem ją natychmiast. To ta dziewczyna, którą trzymałem w ramionach przed dwudziestoma laty, pierwsza dziewczyna, z którą się całowałem. Dziewczyna, która w tamto jesienne popołudnie tak dawno temu zdjęła ubranie i zgubiła podwiązkę. Ludzie zmieniają się w ciągu dwudziestu lat, ale wiedziałem, że to ona. — Dzieci się jej boją — powiedział mi stary znajomy. Kiedy to usłyszałem, nie rozumiałem, co ma namyśli. Nie mogłem pojąć znaczenia tych słów. Ale teraz, widząc Izumi, zrozumiałem. Jej twarz była pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. Nie, to niezupełnie odpowiednie słowa. Ujmę to w następujący sposób: jak pokój, z którego usunięto wszystkie, najmniejsze nawet meble, tak jej twarz została pozbawiona wyrazu i stała się całkowicie pusta. Ani śladu uczucia; jej oblicze przypominało dno głębokiego oceanu, ciche i martwe. Zwróciła ku mnie tę kompletnie obojętną twarz. Przynajmniej wydaje mi się, że na mnie patrzyła. Jej oczy spoglądały prosto w moją stronę, lecz twarz nie zdradzała żadnej reakcji. Czy też raczej ukazywała tylko jedno: nieskończoną pustkę.

Haruki Murakami 

(Na południe od granicy, na zachód od słońca, 

国境の南、太陽の西, 1992)

   

   

   

więc tak wygląda śmierć. . .

     Nic nie mówiłem. Pewnie lubiła to robić w ten sposób. Patrzyłem na ruchy jej warg i języka i powolne ruchy ręki pod sukienką. Nagle przypomniała mi się ta Shimamoto z parkingu na kręgielni — sztywna i biała jak prześcieradło. Dobrze pamiętałem, co wtedy zobaczyłem głęboko w jej oczach. Ciemną przestrzeń, skostniałą jak podziemny lodowiec. Ciszę tak głęboką, że pochłaniała wszystkie dźwięki, nie wypuszczając ich na powierzchnię. Absolutną, całkowitą ciszę.

    Wtedy po raz pierwszy stanąłem twarzą w twarz ze śmiercią. Przedtem nie miałem o niej jasnego wyobrażenia. Ale wówczas ujrzałem ją na własne oczy, zaledwie parę centymetrów od mojej twarzy. „A więc tak wygląda śmierć”— pomyślałem. I śmierć przemówiła do mnie, oznajmiła, że pewnego dnia i na mnie przyjdzie czas. Ostatecznie każdego wchłonie ta bezdennie samotna głębia, źródło wszelkiego mroku, cisza bez echa. Kiedy patrzyłem w tę bezkresną, mroczną otchłań, czułem dławiący, duszący strach.


Haruki Murakami 

(Na południe od granicy, na zachód od słońca, 

国境の南、太陽の西, 1992)

   

   

   

jak prowadzisz, niekiedy mam ochotę chwycić kierownicę i gwałtownie skręcić. . .

 Hajime — powiedziała po chwili. — Kiedy patrzę, jak prowadzisz, niekiedy mam ochotę chwycić kierownicę i gwałtownie skręcić. Zabilibyśmy się, prawda?

— Na pewno. Jedziemy sto trzydzieści na godzinę.

— Wolałbyś ze mną nie umierać? 

— Wyobrażam sobie o wiele przyjemniejsze rodzaje śmierci — roześmiałem się. — A poza tym jeszcze nie przesłuchaliśmy tej płyty. Po to tu jesteśmy, prawda?

— Nie martw się. Nie zrobię tego. Po prostu czasami taka myśl przychodzi mi do głowy.


Haruki Murakami 

(Na południe od granicy, na zachód od słońca, 

国境の南、太陽の西, 1992)

   

   

   

zmiana kierunku: od otwartego stylu, życia. . .

    Była to zasadnicza zmiana kierunku: od otwartego stylu, życia, jakie prowadziliśmy przez siedem lat, do życia bardziej zamkniętego. Myślę, że taka otwartość przez chwilę jest dobra. W tamtym czasie odebrałem wiele ważnych nauk. To była prawdziwa szkoła. Ale nie da się prowadzić takiego życia bez końca. Tego rodzaju egzystencja jest jak szkoła — rozpoczyna się ją, można się w niej czegoś nauczyć, ale w końcu trzeba ją opuścić.

    Rozpocząłem więc nowe, proste, regularne życie.


Haruki Murakami 

(O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, 

走ることについて語るときに僕の語ること, 2007)

   

   

   

   

pełen obaw, że sam, jako osoba jest niczym. . .

Trudzi się więc pełen obaw, że sam, jako osoba jest niczym, że to dopiero jego wytwory przydadzą mu wartości— i że ten sposób zdobywania wartości jest winą, nawet jeżeli owe wytwory okażą się, w co należy wątpić, niewinne. Jeżeli człowiek jako taki nie jest wartością i chce osiągnąć wartość w taki sposób, że wartością będą jego wytwory, to winny... że nie on sam, nie osobiście jest wartością. Nad całą tą kulturą ludzi wytwarzających, produkujących, fabrykujących wisi klątwa nihilizmu albo tragizmu. albo człowiek nie jest wartością — albo jest wartością ułomną, winną... grzeszną. 

    Kultura, w której żyjemy, nie przyznaje się do podejrzenia, że człowiek jest niczym, że nie jest wartością, choć w XX wieku wielka część i zbrodni, i najwybitniejszych osiągnięć czy myśli, czy sztuki miała tę myśl na uwadze, przymierzając się jakby do niej i jej konsekwencji. A jednak człowiek wytwórca, co dzień zabijany w innym swoim niż wytwórcy człowieczeństwie, kamienowany wymaganiami, jakie stawia przed nim konieczność wytwarzania, fabrykowania, ma coraz większe wątpliwości, czy jest wartością i coraz większe trudności z ocenieniem samego siebie.


Maria Janion (Transgresje. Osoby, 1984)

   

   

   

rozebrałem się do naga, stanąłem przed dużym lustrem i obejrzałem się. . .

 Rozdział dziewiąty

I PAŹDZIERNIKA 2006 MURAKAMI CITY, PREFEKTURA NIIGATA

Który nigdy nie szedł

    Kiedyś, gdy miałem jakieś szesnaście lat i nikogo niebyło w domu, rozebrałem się do naga, stanąłem przed dużym lustrem i obejrzałem się od stóp do czubka głowy. Oglądając siebie w taki sposób, sporządziłem listę wszystkich swoich niedoskonałości, a przynajmniej tego, co za nie uznawałem. Na przykład (a to tylko przykład), miałem za gęste brwi i dziwny kształt paznokciu rąk — były to tego rodzaju rzeczy. Gdy, o ile dobrze pamiętam, doszedłem do dwudziestej siódmej niedoskonałości, zrobiło mi się niedobrze i zrezygnowałem. Oto, co wówczas pomyślałem: Jeśli tyle widocznych części mojego ciała odbiega od tego, co jest normą, kiedy zacznę roztrząsać inne swoje atrybuty — charakter, inteligencję, wytrzymałość i tym podobne — lista będzie nieskończenie długa.

    Bycie szesnastolatkiem to bardzo kłopotliwy stan. Człowiek zamartwia się drobiazgami i nie potrafi określić obiektywnie, gdzie się akurat znajduje; staje się biegły w dziwnych, bezsensownych rzemiosłach i popada w niewolę niewytłumaczalnych kompleksów. Dorastając, uczy się metodą prób i błędów dostać to, czego chce, i odrzucać to, co niepotrzebne. Gdy zaczyna się rozpoznawać własne wady i godzić z faktem niemal nieskończonej liczby niedoskonałości, najlepiej zająć się swoimi mocnymi stronami i nauczyć żyć z tym, co się ma.

    Ale to nieprzyjemne uczucie, które mi towarzyszyło, gdy jako szesnastolatek stałem przed lustrem, sporządzając listę swoich fizycznych mankamentów, jest dla mnie do tej pory czymś w rodzaju kamienia probierczego. Smutnym arkuszem kalkulacyjnym mojego życia, ukazującym, jak bardzo straty przewyższają zyski.

Haruki Murakami 

(O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, 

走ることについて語るときに僕の語ること, 2007)

   

   

   

   

25 stycznia 2023

może zniknąć, przepaść kultura „głębokiego czytania”. . .

[...] na naszych oczach może zniknąć, przepaść kultura „głębokiego czytania”, której główną oznaką jest umiejętność znajdowania w książce nie fabuły, nie charakterystyk bohaterów, nie zestawu cytatów na Instagrama i co tam jeszcze jest wedle standardów Wikipedii potrzebne - ale portretu człowieka na tle historii, bo tylko za pośrednictwem takiego portretu możemy naprawdę odczuć bieg historii i postęp. Ta właśnie umiejętność korzystanie z książki jako narzędzia komunikacji poprzez czas - zanika obecnie z dnia na dzień, topnieje jak śnieg na słońcu, przechodzi do działu umiejętności przestarzałych, „rzemieślniczych” i paniczne uczucie, że ci, którzy jeszcze ją posiadają, muszą się pospieszyć, by zdążyć przekazać ją dalej, jak kiedyś wróżbici wiedzę tajemną po przyjściu nowej religii, popycha mnie do odkładania raz po raz na bok innych planów i zabierania się do kolejnego eseju wychodzącego od książki - rozmowy z czytelnikiem o naszych czasach, prowadzonej w obecności innego tekstu.


Oksana Zabużko (ukr. Окса́на Стефа́нівна Забу́жко)

(Planeta Piołun, 2019)

   

 

   

dość dokładnie zdiagnozować kurczenie się terytorium wolności. . .

    Wedle moich obserwacji właśnie dlatego można dość dokładnie zdiagnozować kurczenie się terytorium wolności na długo przed widocznymi dla wszystkich sygnałami ostrzegawczymi (takimi jak skręcanie mediów w stronę populizmu, przyjmowanie dyskryminacyjnych ustaw czy - niech nas wszystkich Bóg broni! pojawianie się autorytarnych i psychopatycznych liderów) na podstawie kurczenia się „terytorium książki”. Tam, gdzie literatura jest marginalizowana, gdzie biblioteki są zamykane, programy nauczania przestawiane na „nieprzeciążanie” dzieci nadmiarem lektur, gdzie politycy nie wstydzą się na głos oznajmiać, że nie czytają książek - tam mój wewnętrzny „czujnik Winstona Smitha” zaczyna piszczeć jak dozymetr w strefie czarnobylskiej: ostrożnie, ludzie, tu się szykuje jakaś pułapka!... I tak właśnie zazwyczaj bywa.


Oksana Zabużko (ukr. Окса́на Стефа́нівна Забу́жко)

(Planeta Piołun, 2019)

   

 

   

wchodzimy w pasmo gęstej mentalnej mgły. . .

    Gdzieś za rogiem naszą cywilizację czeka Wielki Rozłam na rzeczywistość fizyczną i cyfrową — coś w rodzaju zinstytucjonalizowanej schizofrenii, którą chętnie wykorzystają O'Brienowie nowego pokolenia. Jak samolot w strefę turbulencji wchodzimy w pasmo gęstej mentalnej mgły, gdzie w słuchawkach nieustannie rozlega się metaliczny głos — najpierw rozsiewając w powietrzu, jak zapach benzyny po kabinie, strach i agresję, a potem, na pewnym etapie, proponując nam, za przykładem Rosji, „wolność w zamian za bezpieczeństwo”.


Oksana Zabużko (ukr. Окса́на Стефа́нівна Забу́жко)

(Planeta Piołun, 2019)

   

 

   

kryptoamnezja - zastępowanie ludziom w mózgu ich własnej pamięci wspomnieniami „wyreżyserowanymi”. . .

Jednak ani oni, ani autor Roku 1984 nawet sobie nie wyobrażali, jakie diabelskie możliwości gry z pamięcią zbiorową otworzy przed nowymi eksperymentatorami społecznymi epoka technologii cyfrowych (dyktatorzy poprzednich epok płakaliby z zazdrości!), nie wiedzieli, że tak zwana kryptoamnezja — zastępowanie ludziom w mózgu ich własnej pamięci wspomnieniami „wyreżyserowanymi”, wirtualnymi, jak nadpisywanie w komputerze jednego pliku innym — może stać się sposobem na przejmowanie i niszczenie całych państw od środka [...]


Oksana Zabużko (ukr. Окса́на Стефа́нівна Забу́жко)

(Planeta Piołun, 2019)

   

 

   

o prawdopodobieństwie ześlizgiwania się europy w dół pętli czasu. . .

    Rzecz jasna, jest to powszechna choroba cywilizacyjna, nie tylko polska czy ukraińska. O prawdopodobieństwie ześlizgiwania się Europy w dół pętli czasu (co za cios zadany resztkom wiary mojego pokolenia w linearność postępu!), do toksycznych populizmów rodem z lat trzydziestych, z rehabilitacją postaci w rodzaju Stalina i Mussoliniego i odkurzaniem nie do koń-ca wcielonych niegdyś w życie doktryn panowania nadświatem, ostrzegał jeszcze Umberto Eco; o tym, że głównym teatrem działań bojowych w wojnach przyszłości stanie się terytorium pamięci, uprzedzał wspomniany już Orwell, do którego wszyscy powinniśmy wrócić [...]


Oksana Zabużko (ukr. Окса́на Стефа́нівна Забу́жко)

(Planeta Piołun, 2019)

   

 

   

lawinowa dezintelektualizacja. . .

[...] metodą "na gotowanie żaby” (jeśli wodę podgrzewa się powoli, wrzucona do niej żaba nie zauważy, że słabnie, aż wreszcie się ugotuje). Zmiany systemowe wprowadzane w kraju od środka, regularnie, w małych dawkach nie wydają się alarmujące, społeczeństwo zdąża do nich przywyknąć. Dopiero długofalowe skutki są wstrząsające: niedawno, podczas sprzątania zakamarków mojego archiwum, natknęłam się na zapomniany rulon polskich gazet sprzed dziesięciu lat, zabrany niegdyś z samolotu „na później” - i prawie się popłakałam: Boże wielki, gdzie, gdzie jest teraz tamta Polska, w której można było w sobotę czytać w jednej gazecie esej Kołakowskiego, w drugiej wspomnienia o Giedroyciu, a w trzeciej dyskusję o narracjach w pamięci narodowej (o tym, czy Katyń ma szansę stać się mitem „ogólnonarodowym”, czy jest skazany na pozostanie mitem „pańskim”, dla „chłopskich dzieci”, stanowiących przecież większość, jednak nie do końca „swoim”). Jak, chciałoby się spytać, w tak dobrze sobie radzącym, kulturalnym kraju mogła w ciągu dziesięciu zaledwie lat nastąpić tak lawinowa dezintelektualizacja, że dziś te same gazety pod względem poziomu niczym już nie różnią się od ukraińskich? Jeszcze bardziej dramatycznie zmieniła się telewizja - na początku lat dwutysięcznych kupiłam antenę satelitarną z „polskim pakietem” ze względu na dobre filmy i mądre audycje - a dziś na tych samych kanałach, obok oper mydlanych, dominuje nad podziw prowincjonalna mieszanina niemal histerycznej, na rosyjską modłę, „obrony wartości” (jakby Polska też szykowała się do wojny, tylko jeszcze nie umiała zdecydować z kim!)i prymitywnej, la PRL, ludowości w stylu „lud pracujący z entuzjazmem przyjmuje decyzje partii i rządu”...Kurczy się finansowanie kultury (ach, jak myśmy przez ćwierć wieku zazdrościli Polakom, że we wszystkich miastach odbywają się u nich pierwszorzędne, światowej rangi festiwale artystyczne, jak wzdychaliśmy do polityki ich Ministerstwa Kultury, Instytutu Polskiego, Instytutu Książki itd. - jak nastoletnia ja nad PRL-owskimiczasopismami myślałam: to dopiero Europa!...). I oto ten Złoty Wiek też zdaje się już należeć do przeszłości: wedle wzorów putinowskiej (orbanowskiej, berlusconiowskiej - nazwisk na tej mapie wciąż przybywa) demokracji kierowanej rząd kosztem kultury zaczyna „karmić własne zaplecze wyborcze, tłamsząc rozwiązania alternatywne... A potem, rzecz jasna, powoli zaczną usychać i zanikać również ukraińsko-polskie kontakty kulturalne - w miarę tego, jak państwo polskie będzie ograniczać "datki na popularyzację swojej kultury za granicą[...]


Oksana Zabużko (ukr. Окса́на Стефа́нівна Забу́жко)

(Planeta Piołun, 2019)

   

 

   

w splecionych w jedno żyłach sny i baśnie ... lech, czech i rus. . .

Jak krew niosąca w splecionych w jedno żyłach sny i baśnie stamtąd, gdzie trzej bracia, Lech, Czech i Rus, rozchodzą się, jeden do Krakowa, drugi do Pragi, trzeci do Kijowa, gdzie tym samym blaskiem płoną freski lubelskiej kaplicy Świętej Trójcy i wołyńskie ikony z muzeum w Łucku, a słynne jarmarki berdyczowskie - trzystuletnia rozrywka moich przodków po kądzieli - rozbrzmiewają różnojęzycznym gwarem i pachną jak w Księgach Jakubowych Olgi Tokarczuk... My wszyscy, potomkowie plemion Jagiełłowej korony, od Bałtyku po Morze Czarne niesiemy w sobie echo tego świata, w którym przez wieki bił, wyczuwalny jak przez ciemiączko niemowlęcia, puls europejskiej historii — jeden z do dziś niezagasłych.


Oksana Zabużko (ukr. Окса́на Стефа́нівна Забу́жко)

(Planeta Piołun, 2019)

   

 

   

polska się zamyka. . .

    I oto od 2015 roku raz po raz łapię się na wznowie tego uczucia. Ten sam, bezbłędnie rozpoznawalny, lepki ciężar żalu i bezradności (bo znów nic nie mogę!) daje mi, nieważne, że w zupełnie innych dekoracjach historycznych, ten sam sygnał: Polska się zamyka. Gazety i czasopisma nie przestają przychodzić, ale niczego już człowiekowi „z ulicy” nie wyjaśniają - raczej przeciwnie, mącą i plączą, mnożąc pytania bez odpowiedzi. Wszyscy moi polscy przyjaciele bezładnie wymachują rękami nad wodą, a niektórzy już nawet planują emigrację. Stoję na brzegu i z mojego gardła - jak w wierszu Wasyla Stusa - tryska miłość.


Oksana Zabużko (ukr. Окса́на Стефа́нівна Забу́жко)

(Planeta Piołun, 2019)

   

 

   

tylko stać na brzegu razem ze wszystkimi i patrzeć, jak tonie. . .

    W 2014 roku doświadczaliśmy podobnych uczuć wobec zajętego przez Rosjan Krymu — przypływ tak samo trudnej do wytrzymania (dotknij tylko, a popłyną łzy!)miłości do krainy, która tonie na oczach całego świata, a ty nic nie możesz zrobić, tylko stać na brzegu razem ze wszystkimi i patrzeć, jak tonie, tylko kochać ją ze wszystkich sił, kiedy znika (już jej nie ma —choć nie, tam jeszcze coś widać... — a potem będą już tylko reportaże organizacji zajmujących się prawami człowieka, jak bąbelki powietrza na wodzie...) — tak jakby twoja miłość mogła jej w czymś pomóc. Ale ten pierwszy raz, pierwsze takie uczucie — pierwszy raz był właśnie z Polską: na odległość, przez granicę, co w niczym nie odbierało temu uczuciu siły.


   

Oksana Zabużko (ukr. Окса́на Стефа́нівна Забу́жко)

(Planeta Piołun, 2019)

   

 

   

pada raz śnieg, raz sadza. polska to. . .

    Podczas gdy Kluge szamoce się z silnikiem, Dred przemyka na tył autobusu, gdzie na podłodze, uważając na potłuczone szkło, przycupnęła Spinka. Obok niej siedzi miejscowa dziewczyna, jej branka, a z nią niesamowicie umorusany i śmierdzący chłopiec w przydługiej koszulinie w kratę.

    — Cały zoolog sobie nazbierałaś, Spinka — mówi Dred. Nie szukał zaczepki, ale i tak mu się udało. — Jak my mamy walczyć, wlokąc taki tabor, nie wiesz czasem?

    — A mamy walczyć? — pyta Spinka obojętnie. — O co tymrazem?

    — O to, co zawsze. Wolny kraj, zasobny i bez obcych. Kraj, gdzie wysoko nosimy sztandar wiary i państwowości. Mamci przypomnieć rotę?

    — Zamknij wreszcie ryja.

    — Bo co? — pyta zaskoczony Dred. — Ja mówię o Polsce!

    — Nie wiesz, o czym mówisz. Z tego nieba pada raz śnieg, raz sadza. Polska to które z nich?

    — Sama się zamknij.


Piotr Siemion (Bella, ciao, 2022)

   

   

   


pedalskie to. jakieś brudne ... to szostakowicz. . .

    Tugarin czyta chyba w jego myślach, bo w połowie melodii hamuje nagle Siniuchina.

    — Dość rzępolenia! Pedalskie to. Jakieś brudne — pouczył.

    — To Szostakowicz...— broni się pianista. — On nasz!

    — Nasz, nie nasz, nie kładź chłopakom w uszy takiego barachła, Siniuchin, bo cię tu zostawię i chrzan zobaczysz a nie kraj rodzinny i dom.

    — Wypierdolić im instrument za okno, komendancie? Profilaktycznie? — pyta starszyna Achmatow.


Piotr Siemion (Bella, ciao, 2022)

   

   

   

24 stycznia 2023

las ... złudnie pusty ... po umarłych ... molekuły już myślą o nowej strukturze. . .

[...] tylko las. Wychłodzony, złudnie pusty. Złudnie, bo pełen żywej zwierzyny i martwych ludzi, jak każdy teraz. Oto polanka, nad którą wirują wrony, jej mieszkańcy, upiory. Lis wlokący ludzki gnat w spiczastym pysku. Zbyt zielona kępa chwastu w szkielecie spalonego auta. Pilne żuki, wędrujące w głąb zasypanego okopu, znikające jeden po drugim w bramie czyichś żeber. Rozrzucone po zaroślach ludzkie trupy, które łuszczą się szarobiałymi warstwicami jak wielkie podłużne grzyby. Za rok, dwa zostaną po umarłych tylko sprzączki, czaszka z figlarną dziurką, potrącana przez kuny i wiewiórki smyrgające w poszyciu. Miedziowane noski nabojów śniedzieją już po tygodniu, brudząc palce kwaśną zielenią. Ale to nie jest śmierć, to nie kres. Nie będzie kresu. Nie tutaj, w lesie. Te kości jeszcze bieleją, świecą — coraz słabiej — ale ich tlejący proch już po cichu zwiera szyk, molekuły już myślą o nowej strukturze, nowej wspinaczce ku górze, niechby i w łodydze durnej roślinki. Dlatego woń rozkładu i butwienia nie jest złem. Ani w połowie takim jak swąd płonącej strzechy, wiew kloaki za więziennym barakiem, metaliczny odór ciepłej krwi na posadzce. 

    Świeżą śmierć przełknąć najtrudniej, dławią się nią przerażone zmysły. Co innego butwienie, rozpad: niespieszne fazowe przejścia, a za nimi pociecha i spokój.


Piotr Siemion (Bella, ciao, 2022)

   

   

   

duch nieżyjącego ojca ... kocie oczy rozpływają się w mroku. . .

Dlaczego nigdy nieudało ci się zarazić mnie swoim poczuciem sprawiedliwości, tato? W głowie rezonują urywane pełne gniewu okrzyki ojca kierowane do zabójcy przez te wszystkie lata, wracają przysięgi i groźby. Mieszają się ze wspomnieniami z tamtej fatalnej nocy, drażnią od środka. Kotka wydaje w tej chwili delikatne miauknięcie, coś w rodzaju pozdrowienia, a on czuje, że jego ciało zaczyna się śmiać, choć śmiech nie wydobywa mu się z gardła, jakby przyczaił się w żołądku i Szarpał nim w głuchych spazmach, choć może dusza ojca kryje się w ciele kotki i pilnuje wyegzekwowania zemsty. I w końcu śmiech wykwita na jego ustach, przyjmując formę grymasu, kiedy Bosco przypomina sobie, że w szkole średniej kazali mu wystąpić w sztuce teatralnej, której bohatera do zbrodni pchnął duch nieżyjącego ojca, Być albo nie być. Tak właśnie. Tak, duch ciągle dawał popalić bohaterowi, aż ten zabił zdrajcę. Tyle że tamten zdrajca nie otrzymał wcześniej kary, Angel owszem. Siedział w więzieniu i to nie jest już ten sam człowiek. Tamtego Angela już nie ma, tato. Kocie oczy rozpływają się w mroku. Znów słychać odgłosy tarantuli i bzyczenie much. Bosco zrywa w zamyśleniu liść z drzewa i wsuwa go do ust. W tej chwili myśl, by zabić kogoś, kto nie istnieje, żeby zadowolić inną osobę, która już nie żyje, wydaje mu się równie absurdalna jak strzelanie w niebo, żeby zemścić się na Bogu za tak fatalny los.


Eduardo Antonio Parra (Parabole milczenia, 2006)