26 lipca 2014

podniósłbym rękę. . .

PODNIÓSŁBYM RĘKĘ
jak to Boże Dziecię
i błogosławił wszystkie wioski z miastami
które są pod moim oknem
i się przesypują
ale co z tego - skoro nade mną
tylko ci jedni
biją, pukają, rżną drzewo
jak ten Adam i Ewa
rano i wieczorem
i chcę ich kochać, i nie mogę,
chcę być pod nimi
a muszę uciekać

                         Miron Białoszewski (z cyklu Trynkowanie mrówkowca w tomie Odczepić się, 1978)
   
   
   

ofelia. . .

Ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w siei wodorostów,
zanim wreszcie uwierzę,
że mnie nie kochano, po prosu.

                         Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
   
   

piekłem innej planety. . .

Może ten świat jest piekłem innej planety.

                                                   Aldous Huxley
  
  
  

częścią deszczu uderzającego w okno. . .

   Zamykam oczy, rozluźniam się, daję odpocząć naprężonym mięśniom. Nasłuchuję monotonnego dźwięku pociągu. Prawie bez uprzedzenia z okna płynie mi łza. Czuję na policzku jej ciepło. Wylewa się z oka, płynie po policzku, zatrzymuje się przy ustach i nieśpiesznie wysycha. Nie szkodzi, mówię sobie. To tylko łza. Wydaje mi się nawet, że nie jest moja. Mam wrażenie, że jest częścią deszczu uderzającego w okno.

Haruki Murakami (fragment powieści Kafka nad morzem, 2002)
   
   
   

wszystkie podziałki przesunęły się o jedno oczko. . .

   Pan Oshima kiwnął głową. - Oczywiście. To się zdarza. Doświadczamy  c z e g o ś  i od tego  c o ś  się w nas zmienia. To jak reakcja chemiczna. Potem sprawdzamy swój własny stan i odkrywamy, że wszystkie podziałki przesunęły się o jedno oczko. Nasz świat się poszerzył. 

Haruki Murakami (fragment powieści Kafka nad morzem, 2002)
   
   
   

25 lipca 2014

niszczejemy i gniemy, bo świat opiera się na niszczeniu i stracie. . .

- Różne rzeczy nie są twoją winą. Ani moją. Ani winą przepowiedni czy klątwy. Nie jest to wina DNA, ani wina absurdu, ani wina strukturalizmu, ani wina trzeciej rewolucji przemysłowej. Wszyscy niszczejemy i gniemy, bo świat opiera się na niszczeniu i stracie. Nasza egzystencja to jedynie cień, odbicie tej zasady. Wieją wiatry. Jedynie silne, gwałtowne, inne przyjemne jak powiewy. Lecz wszystkie kiedyś zginą i znikną. Nie mają materialnej postaci. Wiatr to tylko nazwa ruchu powietrza. Wytęż słuch. Zrozumiesz metaforę.

Haruki Murakami (fragment powieści Kafka nad morzem, 2002)
   
   
   

gdybym chciał, mógłbym być jednym z nich. . .

   Popijając herbatę po jedzeniu, przyglądam się ludziom na dworcu spieszącym w różnych kierunkach. Wszyscy gdzieś podążają. Gdybym chciał, mógłbym być jednym z nich. Mógłbym wsiąść teraz do jakiegoś pociągu i pojechać gdzieś indziej, myślę. Mógłbym wszystko rzucić, zostawić, pojechać do nieznanego miasta i zacząć wszystko jeszcze raz od początku. (...)
   Lecz dobrze wiem, że nie mogę nigdzie pojechać.

Haruki Murakami (fragment powieści Kafka nad morzem, 2002)
   
   
   

tylko czasami sobie popierdolimy. . .

- Ale skoro o tym mowa, to chyba każdy z nas jest mniej lub bardziej pusty. Żremy, sramy, mamy beznadziejne prace, zarabiamy grosze i tylko czasami sobie popierdolimy. Poza tym nic w życiu nie ma.

Haruki Murakami (fragment powieści Kafka nad morzem, 2002)
   
   
   

bóg jest wyjątkowo elastycznym pojęciem. . .

Bóg istnieje tylko w ludzkiej świadomości. Szczególnie w Japonii, nie wiem, czy to źle, czy dobrze, bóg jest wyjątkowo elastycznym pojęciem. Dowodem na to jest fakt, że kiedy cesarz, który przed wojną był bogiem, dostał polecenie od dowódcy amerykańskich sił okupacyjnych, generała Douglasa MacArthura rozkaz: "Przestań być bogiem", odpowiedział: "Dobrze, już jestem zwykłym człowiekiem", i od 1946 roku nie jest bogiem. (...) [Bogowie] Są aż tak postmodernistyczni. Jeśli myślisz, że istnieją, istnieją. A jeżeli myślisz, że ich nie ma, to nie ma. Nie ma potrzeby się ciągle kimś takim przejmować.

Haruki Murakami (fragment powieści Kafka nad morzem, 2002)
   
   
   

wszelkie doznania są już wspomnieniami. . .

   - "Czysta teraźniejszość to nieuchwytny postęp w przeszłości pożerającej przyszłość. W rzeczywistości wszelkie doznania są już wspomnieniami".
   Chłopak podniósł głowę i spojrzał na kobietę z otwartymi ustami. Co to?
   - Henri Bergson - powiedziała, przykładając wargi do żołędzia i zlizując resztki nasienia. - Mateaypameń.
   - Nie rozumiem.
   - Materia i pamięć. Nie czytałeś?

Haruki Murakami (fragment powieści Kafka nad morzem, 2002)
   
   
   

24 lipca 2014

czytał tony książek i słuchał muzyki. . .

W tamtym okresie nie chodził do szkoły, nie pracował, siedział sam w domu, czytał tony książek i słuchał muzyki. Prawie nie miał przyjaciół, jeśli nie liczyć osób, z którymi korespondował e-mailem.

Haruki Murakami (fragment powieści Kafka nad morzem, 2002)
   
   
   

23 lipca 2014

jak się nie umie czytać, to nie bardzo rozumie się telewizję. . .

- Nie, Nakata nie ogląda telewizji. Wszyscy w telewizji szybko mówią i Nakata nie nadąża. Nakata jest głupi i nie umie czytać. A jak się nie umie czytać, to nie bardzo rozumie się telewizję. Czasami słucha radia, ale tam też szybko mówią i się męczy. Dużo przyjemniej mu wyjść na dwór(...)

Haruki Murakami (fragment powieści Kafka nad morzem, 2002)
   
   
   

w zakres ... opcji życiowych. . .

- Wrabianie kogoś w umieranie dla towarzystwa nie wchodzi w zakres pana opcji życiowych.

Haruki Murakami (fragment powieści Kafka nad morzem, 2002)
   
   
   


od deski do deski. . .

Po szkole jeździłem rowerem do pobliskiej biblioteki dzielnicowej. W wolne dni także spędzałem tam dużo czasu. Czytałem wszystko, co mi wpadło w ręce: legendy, powieści, biografie, książki historyczne. Kiedy przeczytałem już wszystkie książki dla dzieci, przeniosłem się do działu dla dorosłych. Nawet książki, które nie całkiem rozumiałem, czytałem od deski do deski.

Haruki Murakami (fragment powieści Kafka nad morzem, 2002)
   
   
   

21 lipca 2014

automatyczne zachowania w naszym życiu. . .

   - Dlaczego wszyscy jecie lewą ręką?
   Chłopcy spojrzeli po sobie. Knox postanowił zabrać głos w imieniu całej grupy.
   - Pomyśleliśmy, że dobrze jest zmieniać stare nawyki - wyjaśnił zwięźle.
   - A cóż jest złego w starych nawykach, Overstreet? - zdziwił się dr Hager.
   - Utrwalają automatyczne zachowania w naszym życiu - kontynuował Knox. - I ograniczają swobodę myślenia.

Nancy Horowitz Kleinbaum (fragment powieści Stowarzyszenie umarłych poetów, 1989)
   
   
   

większość ludzi wiedzie życie w milczącej beznadziei. . .

   - Jeśli jesteście czegoś bardzo pewni - powiedział, kiedy przed biurkiem czekało na swoją kolej dwóch ostatnich uczniów - to spróbujcie pomyśleć o tym z innego punktu widzenia, nawet jeśli wiecie, że to śmieszne albo głupie. Kiedy czytacie książkę, nie bierzcie pod uwagę tylko tego, co mówi autor, weźcie pod uwagę również to, co myślicie wy. Musicie starać się odnaleźć swój własny głos, chłopcy. Im dłużej będziecie zwlekać z rozpoczęciem tych poszukiwań, tym mniej możecie liczyć na to, że będą uwieńczone sukcesem. Thoreau powiedział tak: „Większość ludzi wiedzie życie w milczącej beznadziei”. Dlaczego tak strasznie siebie zubażać? Zaryzykujcie, postawcie stopę na ziemi nieznanej.

Nancy Horowitz Kleinbaum (fragment powieści Stowarzyszenie umarłych poetów, 1989)
   
   
   

jesteśmy tylko pokarmem dla robactwa. . .

   - Uwaga, czytam - Pitts chrząknął z powagą.

Rwijcie pąki swoich róż, póki jeszcze możecie 
Bo czas uleci, choć stary swym wiekiem. 
Kwiat co dziś uśmiechem się ukłoni 
Umrze jutro w waszej dłoni. 

   Pitts przerwał.
   - Rwijcie pąki swoich róż... - powtórzył Keating.
   - Po łacinie myśl tę można wyrazić zwrotem „carpe diem”. Czy ktoś wie, co ten zwrot znaczy?
   - Carpe diem - wyrwał się natychmiast Meeks, mistrz w łacinie - znaczy tyle, co „chwytaj dzień”.
   - Doskonale, panie...?
   - Meeks.
   - Doskonale, panie Meeks. Zatem „chwytaj dzień” - powtórzył Keating. - Jak myślicie, dlaczego poeta napisał te słowa?
   - Pewnie mu było spieszno - rzucił ktoś z tyłu.
   Chłopcy parsknęli śmiechem.
   - Nie, nie, nie! - powiedział w uniesieniu Keating. - Napisał tak, ponieważ jesteśmy tylko pokarmem dla robactwa. Ponieważ jest nam dane ujrzeć tylko kilka wiosen i kilka jesieni. Ponieważ któregoś dnia, choć trudno w to uwierzyć, każdy z nas przestanie oddychać, zrobi się zimny, umrze!

Nancy Horowitz Kleinbaum (fragment powieści Stowarzyszenie umarłych poetów, 1989)
   
   
   

20 lipca 2014

nieuchronna samotność i chłodna rozkosz przedstawiania świata. . .

Pozostała mu jego sztuka, której nigdy nie był pewien jak teraz. Pozostała mu pociacha outsidera, któremu nigdy nie było dane przyciągnąć ku sobie i wypić do dna kielicha życia. Pozostała mu osobliwa, zimna, choć nieposkromiona namiętność patrzenia obserwowania i potajemnie dumnego pół tworzenia. Taki był wynik, taka była wartość jego nieudanego życia. Nieuchronna samotność i chłodna rozkosz przedstawiania świata. A podążać niewzruszenie za tą gwiazdą było jego losem. Zaczerpnął wilgotnego, gorzko pachnącego powietrza...

Hermann Hesse (fragment powieści Rosshalde, 1914)
   
   
   

19 lipca 2014

cyjanek, wino i to wszystko byłoby niepotrzebne. . .

- Widzisz mój drogi, cyjanek, wino i to wszystko byłoby niepotrzebne, gdyby ktoś chciał mi trochę pomóc. Dlaczego pozwoliłeś mi się stoczyć, tak nisko, że muszę teraz, jak żebrak błagać o odrobinę zrozumienia i miłości?

Hermann Hesse (fragment powieści Rosshalde, 1914)
   
   
   

18 lipca 2014

przeżywa to co wypadnie mu przeżyć, z całą wyrazistością i na świeżo. . .

Tylko w pierwszej młodości, tak gdzieś do trzynastego, czternastego roku, człowiek przeżywa to co wypadnie mu przeżyć, z całą wyrazistością i na świeżo i potem karmi się tym przez całe życie.

Hermann Hesse (fragment powieści Rosshalde, 1914)
   
   
   

17 lipca 2014

not how to get cured, but how to live. . .

   — There is only one remedy! One thing alone can cure us from being ourselves!...
   — Yes: strictly speaking, the question is not how to get cured, but how to live.

   — Tylko jeden jest na to środek. Jedna jedyna rzecz może uleczyć nas od samych siebie.
   — Tak — rzekłem — ale ściśle biorąc nie o to chodzi, jak się wyleczyć, tylko jak żyć.

Joseph Conrad (fragment powieści Lord Jim, 1900)
   
   
  

byłem szczęśliwy, kiedy nie wiedziałem. . .

— Och, jakiż byłem szczęśliwy, kiedy nie wiedziałem nic! — jęknął Fleurissoire. — Ach, nigdy już teraz nie będę mógł nie wiedzieć!

André Gide (fragment powieści Lochy Watykanu, 1914)
   
   
   

obecność człowieka na ulicy. . .

Niepokoję się, kiedy na mnie patrzą, a kiedy nie patrzą, mam wrażenie, iż oni umyślnie udają, że mnie nie widzą. Nie zdawałem sobie sprawy, jak rzadko usprawiedliwiona jest obecność człowieka na ulicy.

André Gide (fragment powieści Lochy Watykanu, 1914)
   
   
   

16 lipca 2014

szukają jęcząc. . .

Mogę pochwalić jedynie tych, którzy szukają jęcząc.

                                                                            Blaise Pascal

wybitny wstręt do wdzięczności. . .

— Panie hrabio, muszę pana na wstępie ostrzec: mam wybitny wstręt do wdzięczności, tak samo jak do długów; i co bądź by pan dla mnie uczynił, nie sprawi pan, abym mu się czuł zobowiązany.

André Gide (fragment powieści Lochy Watykanu, 1914)
   
   
   

abym się zorientował w moim apetycie. . .

   — A potem co zamierzasz uczynić, teraz, kiedy jesteś bogaty?
    — Och, proszę pana, wczoraj jeszcze zaledwie miałem co jeść, niech mi pan zostawi czas, abym się zorientował w moim apetycie.

André Gide (fragment powieści Lochy Watykanu, 1914)
   
   
   

jeszcze jedna wyższość do ukrycia. . .

“Pochodźmy najpierw trochę albo ulecę w powietrze — pomyślał. — I trzymajmy się środka ulicy! jeżeli się do nich zbliżę, ci przechodnie spostrzegą, że ich przerastam o parę głów. Jeszcze jedna wyższość do ukrycia. Nigdy człowiek nie przestaje się kształcić".

André Gide (fragment powieści Lochy Watykanu, 1914)
   
   
   

14 lipca 2014

jesteśmy obolałą materią, wyjącym ciałem, kośćmi drążonymi przez krzyki. . .

Wyniesieni do rangi nieuleczalnie chorych, jesteśmy obolałą materią, wyjącym ciałem, kośćmi drążonymi przez krzyki; nawet nasze milczenia są tylko zduszonymi szlochami. My, ludzie, cierpimy o wiele bardziej niż wszystkie pozostałe istoty łącznie, i nasza udręka, nakładając się na rzeczywistość, zastępuje ją i utożsamia się z nią w naszych oczach. Stąd człowiek, który by cierpiał absolutnie, miałby też absolutną świadomość, niósłby zatem absolutną winę wobec tego, co bezpośrednie i co realne. A owo bezpośrednie i realne to korelaty dla siebie wzajem, tak jak cierpienie i świadomość.

Emil Cioran (fragment pisma filozoficznego Upadek w czas, 1964)
   
   
   

z owego cudownego materiału, z którego bóg robi swoich męczenników. . .

Dusza Małgorzaty sporządzona jest z owego cudownego materiału, z którego Bóg robi swoich męczenników. Wie o tym i łaknie cierpienia. Nieszczęściem życie nie przynosi jej nic złego: mając od życia samo dobre, jej zdolność mężnego znoszenia cierpień zmuszona jest szukać pokarmu w małych przeciwnościach; korzysta z najdrobniejszych rzeczy, aby zyskać jakąś rankę; zaczepia się i kaleczy o wszystko. Niewątpliwie, umie się urządzić tak, aby jej uchybiano; ale Julius coraz mniej daje pokarmu jej cnocie: jak się tu dziwić, że Małgorzata staje się coraz bardziej markotna i zgryźliwa? Z mężem takim, jak Antym, cóż za wspaniały los!

André Gide (fragment powieści Lochy Watykanu, 1914)
   
   
   

a portretu pana boga nie masz?. . .

    — O, to jest święta Julia, moja patronka; to jest Najświętsze Serce z...
    — A portretu Pana Boga nie masz? — pyta głupawo Antym.
    — Nie; Pana Boga nie robią... Ale to jest najładniejszy: to Matka Boska z Lourdes, dała mi go ciocia Fleurissoire, przywiozła go z Lourdes, włożyłam go na szyję w dniu, w którym papuś i mamusia ofiarowali mnie Najświętszej Pannie. (...)
   — Więc nie chciała cię Najświętsza Panna, skoro jesteś jeszcze z nami?

André Gide (fragment powieści Lochy Watykanu, 1914)
   
   
   

poetą się jest. . .

   Zaprawdę powiadam ci, poetą się jest. Jest się nim, żyjąc. Zaś bywa się czasem skrybą, czyli grafomanem. Bywa się nim wtedy, kiedy braknie siły, by dźwigać ciężar swojego życia. Wtedy ucieka się do ogródka sztucznym sposobem ogrodzonego i sadzi się smętne kwiatki na schludnej grządce. Jeszcze dobrze, gdy temu procederowi towarzyszy ironia. Ale najczęściej ogrodnikowi wydaje się, że kwiatek pieczołowicie przez niego hodowany dorównuje urodą niebieskiej róży. W przypadku bardziej zaawansowanego obłędu taki działkowicz całkiem zatraca poczucie rzeczywistości. Oto on wyhodował różę!
   Biedny! Nie mógł znieść widoku zwykłego drzewa, zwykłej trawy, żółtego mlecza w trawie. Natychmiast musiał pobiec i zasadzić swoje drzewo, zasiać swoją trawę, upstrzyć ją swoimi mleczami. Dopiero po dokonaniu tego smutnego dzieła odważa się wyjść na przechadzkę pod drzewami, w cieniu rzucanym przez prawdziwe drzewa odważa się położyć w prawdziwej trawie i zerwać prawdziwy żółty mlecz. Nie mógł tego zrobić wcześniej, musiał najpierw zagłuszyć wyrzuty sumienia.

Rafał Wojaczek (fragment prozy Sanatorium, 1969)
   
   
   

12 lipca 2014

papieros stał się symbolem. . .

Papieros stał się symbolem wszystkiego co pokojowe na świecie(...)

Erich Maria Remarque (fragment powieści Cienie w raju, 1971)
   
   
   

10 lipca 2014

toczy się moje życie. . .

(...) dzień po dniu, toczy się moje życie. Tak będzie do chwili, kiedy Atropos przetnie nić i znów otoczy mnie mrok nieświadomości.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Dom marzeń, 1920)
   
   
   

gdzie ja teraz jestem?. . .

   Milczenie dłużyło się jak wszystkie drobne deszcze padające na wszystkie trawniki świata. Przez cały ten czas stałem z zamkniętymi oczami i czołem przyciśniętym do szyby. Wreszcie Midori się odezwała. - Gdzie teraz jesteś? - zapytała cicho.
   Gdzie ja teraz jestem?
   Ze słuchawką w ręce podniosłem głowę i rozejrzałem się wokół budki telefonicznej.
   G d z i e   j a   t e r a z   j e s t e m? Nie wiedziałem. Nie miałem pojęcia. Co to za miejsce? Widziałem jedynie niezliczone postacie ludzi zmierzających nie wiadomo dokąd. Wzywałem Midori z samego środka nikąd.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

za pomocą listów. . .

Tamtej wiosny napisałem naprawdę dużo listów. Raz w tygodniu pisałem do Naoko, czasem do Reiko, wysłałem też kilka listów do Midori. Pisałem w salach wykładowych, przy biurku, z Mewą na kolanach, przy stoliku we włoskiej restauracji podczas przerwy w pracy. Zupełnie jakbym za pomocą listów próbował posklejać swoje rozsypujące się na kawałki życie.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

o takich rzeczach rozmawiać. . .

   W pracy poznałem bliżej jednego z kelnerów - studenta w moim wieku, miał na nazwisko Ito. Czasami gawędziliśmy. Studiował malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych, był poważny i małomówny, więc zaczęliśmy ze sobą rozmawiać dopiero po pewnym czasie, a wkrótce po pracy już chodziliśmy na piwo do pobliskiego baru i gadaliśmy na różne tematy. On też lubił czytać i słuchać muzyki, toteż zwykle o tym rozmawialiśmy. Ito był szczupły, przystojny. Jak na studenta akademii w tamtych czasach włosy nosił krótko ostrzyżone i był schludny. Nie mówił o sobie zbyt wiele, lecz miał wyraźnie zdefiniowane gusty i poglądy. Lubił francuskie powieści i z przyjemnością czytywał Georges'a Bataille'a i Borisa Viana, często słuchał Mozarta i Ravela. I tak jak ja szukał przyjaciela, z którym mógłby o takich rzeczach rozmawiać.
   Raz zaprosił mnie do siebie. Mieszkał w nietypowym parterowym budynku na tyłach parku Inokashira. Pokój wypełniały farby, pędzle i płótna. Powiedziałem, że chciałbym zobaczyć jego obrazy, ale nie pokazał mi, mówiąc, że mu głupio. Piliśmy Chivas Regal - wyniósł butelkę z domu bez wiedzy ojca - piekliśmy stynki na piecyku na węgiel drzewny i słuchaliśmy koncertu fortepianowego Mozarta w wykonaniu Roberta Casadesusa.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

głębokim, grząskim, gęstym mokradłem. . .

Rok tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty dziewiąty zawsze kojarzy mi się z trzęsawiskiem. Z głębokim, grząskim, gęstym mokradłem. Przy każdym kroku z trudem wyciągałem but. Brnąłem przez ten rok z ogromnym wysiłkiem. Nie widziałem nic przed sobą ani za sobą. Wszędzie ciągnęło się jedynie ciemne bagno.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

08 lipca 2014

odgłosy penisa poruszającego się w waginie. . .

   - Słuchaj, Watanabe, jak oglądasz coś takiego, to ci staje? - zapytała Midori.
   - No, czasami tak. Przecież po to te filmy są robione.
   - To znaczy, że kiedy zaczyna się taka scena, wszystkim nagle stają? Trzydzieści czy czterdzieści w jednej chwili? Nie uważasz, że to trochę niesamowite, jak się nad tym zastanowić?
   Powiedziałem, że to rzeczywiście niesamowite.
   Drugi film był normalniejszy, ale za to jeszcze nudniejszy od poprzedniego. Było w nim wiele seksu oralnego. Za każdym razem przy takiej scenie albo przy sześć na dziewięć po całej sali niosły się echem dobiegające z głośników symulowane odgłosy siorbania i mlaskania.
   Słuchając tych dźwięków, byłem naprawdę poruszony myślą, że żyję na takiej dziwnej planecie.
   - Kto wymyśla takie dźwięki? - zastanawiałem się.
   - Ja za nimi przepadam - odparła Midori.
   Były też odgłosy penisa poruszającego się w waginie. Nigdy przedtem nie zauważyłem, że takie dźwięki w ogóle istnieją. Mężczyzna ciężko dyszał, kobieta wiła się i powtarzała raczej trywialne: "Dobrze! Mocniej!". Słychać też było skrzypienie łóżka. Takie sceny ciągnęły się w nieskończoność. Na początku Midori patrzyła z zainteresowaniem, ale w końcu nawet ona się znudziła i oświadczyła, że ma dość. Wyszliśmy i wzięliśmy głęboki oddech. Po raz pierwszy w życiu powietrze w Shinjuku wydało mi się orzeźwiające.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

zaczynają żyć w społeczeństwie. . .

   - Lecz ludzie się zmieniają, prawda?
   - Chodzi ci o to, że zaczynają żyć w społeczeństwie, życie daje im w kość, upadają na duchu, dorośleją...?

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

którzy popełnili samobójstwo, kiedy doszli do pewnego etapu życia. . .

   Zrozumiałem to dopiero po dwunastu czy trzynastu latach. Pojechałem do Santa Fe w Nowym Meksyku, żeby przeprowadzić wywiad z pewnym malarzem. Siedziałem przy pizzy i piwie, obserwując piękny jak marzenie zachód słońca. Cały świat zabarwił się czerwienią. Moje dłonie, talerz, stolik, absolutnie wszystko w zasięgu wzroku poczerwieniało. Była to świeża czerwień, jakby ktoś polał świat jakimś sokiem owocowym. W świetle tego oszałamiającego zachodu nagle pomyślałem o Hatsumi. I wtedy zrozumiałem, czym było to drżenie serca, które kiedyś we mnie wywołała. Była to jakby tęsknota dzieciństwa, niezaspokojona i nigdy niemająca zostać zaspokojona. Bardzo dawno temu zgubiłem gdzieś to palące niewinne pragnienie i długo nie mogłem sobie nawet przypomnieć, że kiedyś było we mnie coś takiego. Hatsumi obudziła od dawna uśpioną część mnie. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, poczułem nagle taki smutek, że nieomal się rozpłakałem. Naprawdę, naprawdę była niezwykłą kobietą. Ktoś powinien był ją uratować. Lecz nie mogłem tego zrobić ani ja, ani Nagasawa. Hatsumi odebrała sobie życie, tak jak wielu moich znajomych, którzy popełnili samobójstwo, kiedy doszli do pewnego etapu życia, zupełnie jakby nagle przyszło im to do głowy. W dwa lata po wyjeździe Nagasawy do Niemiec wyszła za mąż za kogoś innego, a po kolejnych dwóch latach podcięła sobie żyły żyletką.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

w sztukach eurypidesa. . .

Charakterystyczną cechą jego dramatów jest to, że wszystkie wątki się plączą, bohaterowie są w pułapce. Wie pan, o co mi chodzi? Pojawiają się różne postaci, każda jest postawiona w pewnej sytuacji, ma swoje racje, wymówki i dąży do sprawiedliwości oraz szczęścia. I przez to jest w kropce. To zrozumiałe. Jest zasadniczo niemożliwe, żeby każdy osiągnął szczęście i sprawiedliwości stało się zadość. Następuje beznadziejny chaos. I jak pan myśli, jak się to wszystko kończy? To bardzo proste: na koniec pojawia się bóg i kieruje ruchem. Ty idź tam, a ty chodź tutaj, ty bądź z tym, a ty siedź na razie spokojnie. On wszystko naprawia. I wszystko zostaje rozwiązane. To się nazywa deus ex machina. W sztukach Eurypidesa bez przerwy pojawia się deus ex machina i dlatego opinie na jego temat są podzielone.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

tylko trening myślowy. . .

   - Myślenie metafizyczne, opanowanie kilku języków, na przykład.
   - A to się do czegoś przydaje?
   - Zależy komu. Jednym się przydaje, innym nie. Ale to jest w końcu tylko trening myślowy, a to, czy się przydaje, czy nie, to inna kwestia. Tak jak powiedziałem na początku.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

aż pewnego dnia nagle wyszedł i rzucił się pod pociąg. . .

Była wspaniałą starszą siostrą.
   Nikt nie wie, dlaczego popełniła samobójstwo. Tak samo jak z Kizukim. Zupełnie tak samo. Też miała siedemnaście lat, nic w jej zachowaniu nie wzbudzało podejrzeń, że może się zabić, nie zostawiła pożegnalnego listu. Identycznie, prawda?
   - Rzeczywiście - przyznałem.
   - Wszyscy mówili, że była za mądra albo książek za dużo czytała. Rzeczywiście dużo czytała. Miała masę książek, po jej śmierci przeczytałam ich sporo. To było takie smutne: jej uwagi na marginesach, zasuszone kwiaty między kartkami, listy od chłopaków. Często płakałam.
   Naoko znowu przez chwilę milczała, bawiła się trawką.
   - Należała do ludzi, którzy wszystko robią sami. Nikogo się nie radziła, od nikogo nie potrzebowała pomocy. To nie była kwestia dumy. Prawdopodobnie uważała to za oczywiste. Rodzice też przywykli do tego, że starszej córki nie muszą pilnować.
(...)
   Po śmierci siostry kiedyś podsłuchałam rozmowę rodziców. Mówili o młodszym bracie taty, który umarł dawno temu. Też był bardzo inteligentny, lecz przez cztery lata, od siedemnastego do dwudziestego pierwszego roku życia, siedział zamknięty w domu, aż pewnego dnia nagle wyszedł i rzucił się pod pociąg. I wtedy tato powiedział: "Może to dziedziczne w mojej rodzinie?".

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

nie będę mogła wrócić do poprzedniego życia. . .

- Czasami budzę się w środku nocy i tak się strasznie boję - powiedziała Naoko, przytulając się do mojego ramienia. - Boję się że tak pokręcona nie będę mogła wrócić do poprzedniego życia, będę się tu starzeć, aż spróchnieję. Na tę myśl zimno przenika mnie do szpiku kości. To straszne. Ciężko mi i zimno.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

niech tylko nadejdzie noc. . .

   - Postaram się. Ale dlaczego ty jesteś tu już siedem lat? Kiedy tak rozmawiamy, wcale nie wydaje mi się, że coś jest z tobą nie tak.
   - W dzień nie - powiedziała ponuro. - Lecz niech tylko nadejdzie noc. Toczę pianę z pyska i miotam się po podłodze.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

spokojny świat odizolowany od świata zewnętrznego. . .

   Czyste powietrze, spokojny świat odizolowany od świata zewnętrznego, regularny tryb życia, codzienny ruch - wygląda na to, że tego było mi trzeba. Bardzo przyjemnie jest móc napisać do kogoś list. To naprawdę cudowne, kiedy chcąc komuś przekazać własne myśli, można usiąść przy stole, wziąć długopis do ręki i pisać. Oczywiście, pisząc, jestem w stanie wyrazić tylko część tego, co chciałabym powiedzieć, ale to nie szkodzi. Dla mnie to szczęście, że w ogóle mam ochotę do kogoś napisać. Dlatego teraz piszę do Ciebie. Jest pół do ósmej wieczorem, po kolacji, po kąpieli. Dookoła cicho, za oknem zupełnie ciemno. Nigdzie żadnego światła. Zwykle pięknie widać gwiazdy, ale dzisiaj się zachmurzyło. Wszyscy tutaj znają się na gwiazdach i pokazują mi: to jest Panna, a to Strzelec. Zapewne dlatego, że po zachodzie słońca nie ma nic do roboty, więc chcąc nie chcąc, uczy się człowiek gwiazd. Z tego samego powodu przebywające tu osoby znają się świetnie na ptakach, kwiatach i owadach. Kiedy rozmawiam z nimi, uświadamiam sobie, jak mało wiedziałam o różnych rzeczach. To przyjemne uczucie.
    Przebywa tutaj około siedemdziesięciu osób. Do tego personel (lekarze, pielęgniarki, administracja itd.) - ponad dwadzieścia osób. Ponieważ teren jest dość spory, nie jest nas wcale dużo. A raczej należałoby powiedzieć, że jesteśmy rozrzuceni daleko od siebie. Dużo miejsca, piękna przyroda, wszyscy żyją spokojnie. Jest tak spokojnie, że czasem zdaje mi się, że to ten świat jest normalny. Ale oczywiście tak nie jest. Żyjemy tu na podstawie pewnych założeń i dlatego tak się wydaje.
(...)
(...)jesteśmy tu nie po to, żeby te nasze odchylenia zlikwidować, tylko żeby się z nimi oswoić. Jeden z naszych problemów to brak umiejętności dostrzeżenia i zaakceptowania ich. Każdy człowiek ma swój sposób chodzenia i tak samo ma swój sposób odczuwania, sposób myślenia, patrzenia na świat i niełatwo je od razu zmienić. Jeżeli robi się to na siłę, gdzieś indziej coś się może popsuć.
   To oczywiście jest bardzo uproszczone wyjaśnienie i tylko jeden z problemów, z którymi się borykamy. Mimo to zdaje mi się, że rozumiem, co chciał powiedzieć. To możliwe, że nie możemy się całkowicie pogodzić z naszymi odchyleniami. Dlatego nie potrafiąc znaleźć w sobie miejsca na rzeczywisty ból i cierpienie, które wywołują, przyjeżdżamy tu, chcąc się od nich oddalić. Dopóki tu jesteśmy, nie sprawiamy bólu innym, a oni nie mogą sprawić bólu nam. Dzieje się tak, ponieważ wiemy, że "mamy odchylenia"
   Tym właśnie różnimy się od ludzi ze świata zewnętrznego, w którym wiele osób nie zdaje sobie sprawy z własnych odchyleń. Lecz w tym naszym małym światku odchylenia są warunkiem wstępnym. My nosimy nasze odchylenia, jak Indianie noszący na głowach pióropusze, aby pokazać, do jakiego plemienia należą. I żyjemy ostrożnie, żeby nie poranić się nawzajem.
   Codziennie jemy świeżo zebrane owoce i jarzyny. Oczywiście mięso i ryby też są, ale kiedy jest się tutaj, ma się na nie coraz mniejszą ochotę. Warzywa są świeżutkie i smaczne. Zdarza się też, że idziemy do lasu i zbieramy jadalne rośliny oraz zioła.(...)
   W pozostałym czasie czytamy książki, słuchamy płyt, robimy na drutach. Nie ma tu telewizji ani radia, ale za to jest dość dobrze zaopatrzona biblioteka, są też płyty do wypożyczenia. Mają wszystko od symfonii Mahlera po Beatlesów. Zawsze sobie coś pożyczam do słuchania w pokoju.
   Wadą tego miejsca jest to, że gdy raz się tutaj przyjedzie, człowiek nie ma ochoty albo boi się wyjechać. Dopóki tu jesteśmy, czujemy się spokojni i bezpieczni. Naturalnie traktujemy swoje odchylenia. Czujemy, że się nam poprawiło. Ale nie mamy pewności, czy świat zewnętrzny też tak na to spojrzy.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

największa przyjemność bycia bogatym. . .

   - Słuchaj, wiesz, jaka jest największa przyjemność bycia bogatym?
   - Nie wiem.
   - Móc powiedzieć: "Nie mam pieniędzy". Proponuję koleżance z klasy, że może gdzieś razem pójdziemy, a ona na to: "Nie mogę, bo nie mam teraz pieniędzy". Gdyby było odwrotnie, ja czegoś takiego nie mogłabym powiedzieć. Gdybym ja tak powiedziała, znaczyłoby to, że naprawdę nie mam pieniędzy. To upokarzające. Tak samo jak piękna dziewczyna może powiedzieć: "Dziś nigdzie nie idę, bo strasznie wyglądam". Niechby brzydka spróbowała! Zostałaby wyśmiana. W takim świecie żyłam.

Haruki Murakami (fragment powieści Norwegian Wood, 1987)
    
    
   

06 lipca 2014

o tej godzinie umierają najczęściej. . .

   - Byle przetrwać tę godzinę - dyszała - tylko tę godzinę, Robby. O tej godzinie umierają najczęściej...
   Bała się godziny między nocą a świtem. Była przekonana, że u schyłku nocy tajemniczy nurt życia słabnie, prawie zanika - bała się tej godziny i nie chciała być wtedy sama. Poza tym była tak dzielna, że często musiałem zagryzać usta do krwi.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

a gdy udawało mi się. . .

Wiatr smagał mi policzki, śnieg był ciężki i oporny, ale hamowałem śmiało i wyszukiwałem coraz bardziej strome zjazdy, coraz trudniejszy teren, a gdy udawało mi się, myślałem: “Uratowana!" Wiedziałem, że to głupio z mojej strony, ale mimo to czułem radość, jakiej nie zaznawałem od dawna.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

moralność jest wynalazkiem. . .

- Zgadza się. Przepowiadała mi to wszystko moja panna matka mawiając: złego licho nie weźmie. Moralność jest wynalazkiem człowieka, a nie konsekwencją życia

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

znowu w coś wierzyć. . .

   W kącie pierwszego podwórza zbudowano z desek podium, na którym wisiało parę wielkich map gwiazdozbiorów. Przed stolikiem, zarzuconym papierami, stał człowiek w turbanie. Nad jego głową wisiał szyld: “Astrologia, chiromancja, przepowiadanie przyszłości - twój horoskop: 50 fenigów." Tłoczyła się do niego gromada ludzi. Jaskrawe światło lampy karbidowej padało na żółtą, pomarszczoną twarz wróżbity. Przemawiał do widzów, zapatrzonych w niego w milczeniu; gapili się z takim samym zagubionym, nieobecnym, czekającym na cud spojrzeniem, jakie mieli słuchacze na zebraniach z chorągwiami i orkiestrami.
   - Otto - rzekłem do Köstera, idącego przede mną. - Teraz już wiem, czego chcą ludzie. Oni wcale nie chcą polityki. Chcą natomiast religii.
   Obejrzał się.
   - Oczywiście. Chcą znowu w coś wierzyć. Wszystko jedno, w co. I dlatego właśnie są takimi fanatykami.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

współczucie jest najbardziej nieużytecznym artykułem. . .

- Współczucie jest najbardziej nieużytecznym artykułem na świecie - powiedziałem zły. - Powinna pani wiedzieć, że jest to odwrotna strona satysfakcji z czyjegoś nieszczęścia. Która to godzina?

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

niech żyje mrok!. . .

- Za to należysz do zakonu, bracie... do zakonu ludzi, którym się nie wiedzie, ludzi niezaradnych, z pragnieniami bez celu, z tęsknotą, która nic im nie daje, z miłością bez przyszłości i rozpaczą bez rozumu. - Uśmiechnął się. - Do tajnego bractwa, które raczej woli zdechnąć aniżeli robić karierę, które woli przegrać życie, roztrwonić je, zgubić, niż sfałszować nieosiągalny obraz lub o nim zapomnieć... obraz, bracie, który nosi w sercu, który wyrył się w nim nieprzemijalnie w owych dniach i nocach, kiedy nie było nic prócz nagiego życia i nagiej śmierci...(...)- Racja - wtrącił Ferdynand. - Tylko nieszczęśliwy człek wie, co to szczęście. Szczęśliwy jest manekinem instynktu życiowego. Popisuje się szczęściem, ale go nie posiada. Światło nie świeci się w świetle, jaśnieje tylko w ciemności. Za zdrowie mroku! Kto raz miał do czynienia z piorunami, temu nic po maszynie do elektrycznego masażu. Niech diabli porwą burzę! Błogosławione niech będą nasze strzępy życia! A ponieważ je kochamy, nie składajmy go na procent! Niszczmy je! Pijcie, dziatki! Są gwiazdy, które świecą co noc, chociaż rozpadły się w pył przed dziesięcioma tysiącami lat świetlnych! Pijcie, dopóki czas! Niech żyje nieszczęście! Niech żyje mrok!

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

i dla innych musiało się. . .

Dawno już nie byłem w “Internationalu" i wydało mi się dziwne, że Róża siedzi tam, obojętna jak zawsze. W moim życiu zaszło tyle zmian, zdawało mi się więc, że i dla innych musiało się wszystko zmienić.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

03 lipca 2014

podstawą wszelkiego szczęścia oraz kresem wszelkiej filozofii. . .

   - Właściwie to okropny wstyd, że człowiek chodzi po ziemi, tak strasznie mało wiedząc o niej. Nie znam nawet tych kilku głupich nazw.
   - Nie martw się, kochanie. Znacznie większy wstyd, że człowiek nie wie, po co właściwie chodzi po tej ziemi. Wobec tego kilka nazw więcej lub mniej naprawdę nic nie znaczy.
   - Takie jest twoje zdanie! Ale ja jestem przekonana, że mówisz tak tylko z lenistwa.
   Obróciłem się ku Pat.
   - Oczywiście, masz rację. Ale nad zagadnieniem lenistwa nie zastanawiano się jeszcze dostatecznie. Jest ono podstawą wszelkiego szczęścia oraz kresem wszelkiej filozofii. Chodź, połóż się przy mnie. Człowiek za mało leży. Ciągle tylko chodzi lub siedzi. Jest to stanowczo niekorzystne dla zwierzęcego dobrego samopoczucia. Dopiero kiedy człowiek leży, jest całkowicie pogodzony z sobą.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

skończone doskonałości zapomina się łatwo. . .

   - A więc czymże jesteś?
   - Ani tym, ani owym. Strzępem, fragmentem...
   - To jest najcudowniejsze. Podnieca wyobraźnię. Takie kobiety kocha się wiecznie. Skończone doskonałości zapomina się łatwo. Wartościowe także wylatują z pamięci. Tylko fragmentów się nie zapomina.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

najgorsza chorobą świata. . .

   - Najbardziej niesamowitą rzeczą na świecie, moi drodzy, jest czas. Czas. Chwila, w której żyjemy, a której przecież nigdy nie posiadamy. - Wyjął zegarek z kieszeni i podsunął Lenzowi pod nos. - To właśnie, papierowy romantyku! Tu oto jest maszyna piekielna, która idzie i tyka, niepowstrzymanie podążając swoim miarowym tykaniem naprzeciw nicości! Możesz zatrzymać lawinę, osuwanie się góry - ale tego nie zatrzymasz.
   - I nie chcę wcale zatrzymać - rzekł Lenz. - Chcę się spokojnie zestarzeć. A poza tym lubię zmiany.
   - Człowiek nie znosi tego - ciągnął Grau, nie zwracając całkiem uwagi na Lenza. - Człowiek nie potrafi znieść tego. Dlatego to zmajstrował sobie marzenie. Stare, wzruszające i beznadziejne marzenie ludzkości: wieczność.
   Gotfryd zaśmiał się.
   - Najgorsza chorobą świata, Ferdynandzie, jest myślenie. Jest bowiem nieuleczalne.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

staje się cynikiem. . .

- Nie, co najwyżej cynicznie. Człowiek wpada w melancholię, kiedy rozmyśla o życiu, a staje się cynikiem, kiedy widzi, jak sobie inni z nim radzą.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

mgła kłębiła się i cisnęła na szyby. . .

Staliśmy przy oknie, mgła kłębiła się i cisnęła na szyby, a ja czułem, że tam na ulicy czają się wszystkie przemilczane, ukryte minione sprawy, zamglone dni szarzyzny i pustki, cały brud i strzępy naszego stratowanego istnienia, bezradność, krzątanina bezsensownie zdławionego życia. A tu koło mnie, w cieniu, onieśmielająco blisko, był jej lekki oddech, niepojęta obecność, ciepłe, przejrzyste życie. Muszę je pochwycić, muszę je zdobyć...

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

01 lipca 2014

najlepszym środkiem przeciw prawu jest bezczelność. . .

   - Uwaga, tam stoi policjant!
   - Czy mam zahamować?
   - Już za późno.
   - A co się stanie, jeżeli mnie zatrzyma? Nie mam przecież prawa jazdy.
   - Wtedy wsadzą nas razem do ciupy.
   - Mocny Boże! - zawołała z przerażeniem, szukając nogą hamulca.
   - Gazu! - zawołałem. - Gazu! Przycisnąć mocno! Musimy przejechać szybko i dumnie.
    Najlepszym środkiem przeciw prawu jest bezczelność.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

za cudowną głupotę, raj utracony. . .

- Wiesz, co mam na myśli. Prostotę ducha nie przeżartego sceptycyzmem ani superinteligencją. Parsifal był głupi. Gdyby był mądry, nigdy by nie zdobył świętego Graala. W życiu zwycięża tylko głupi; mądry widzi przed sobą zbyt wiele trudności i traci pewność siebie, zanim zacznie działać. W ciężkich czasach naiwność jest najcenniejszym dobrem - czarodziejskim płaszczem, osłaniającym niebezpieczeństwa, w które supermądrze pakuje się jak w hipnozie. (...) - Nie staraj się wiedzieć za dużo, Robby! Im mniej człowiek wie, tym łatwiej mu żyć. Wiedza daje wolność, ale unieszczęśliwia. Chodź, wypijemy za naiwność, głupotę i wszystko, co się z nią wiąże - miłość, wiarę w przyszłość, marzenia o szczęściu - za cudowną głupotę, raj utracony...

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

nie należy zaczynać sprzeczki z kobietami o pobudzonych uczuciach macierzyńskich. . .

   - Niech pan zobaczy! - zawołała pod moim adresem pani Zalewska.
   Powodem zebrania było ustrojone we wstążeczki niemowlę, liczące sobie może pół roku. Pani Bender przywiozła bąka w wózku z przytułku dla dzieci. Dziecko było idealnie normalne. Ale kobiety wariowały po prostu z zachwytu na widok bachora, jakby to było pierwsze niemowlę, które przyszło na świat. Na domiar złego wydawały bulgocące dźwięki, wyczyniały dziwne znaki palcami przed oczyma małego stworzenia i składały usta w ciup, cmokając w powietrzu. Nawet Erna Bönig w swoim kimonie w haftowane smoki brała udział w tej orgii platonicznej miłości macierzyńskiej.
   - Czy to nie rozkoszny drobiazg? - spytała mnie pani Zalewska z rozanielonym wzrokiem.
   - Będzie to można ocenić dopiero za jakieś dwadzieścia albo trzydzieści lat - odparłem(...)
   - Ale niech pan się lepiej przypatrzy maleństwu - upomniała mnie pani Hasse.(...)
   - Biedny robaczek, nie wie jeszcze, co go czeka. Ciekawe, na jaką wojnę trafi, akurat kiedy dorośnie.
   - Gbur! - oburzyła się pani Zalewska. - Czy nie ma w panu cienia uczuć?
   - O wiele za dużo, droga pani. Inaczej nie przychodziłyby mi takie myśli do głowy.
(...)
Przemilczałem odpowiedź i zwiałem. Nie należy zaczynać sprzeczki z kobietami o pobudzonych uczuciach macierzyńskich. Mają za sobą moralne poparcie całego świata.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

życie zmieniało się w łkającą, rozszalałą melodię. . .

“Panu dobrze, pan jest sam", powiedział Hasse. Wszystko pięknie, kto jest sam, nie może zostać opuszczony. Ale czasem wieczorem rozpadała się sztuczna budowla, życie zmieniało się w łkającą, rozszalałą melodię, w wir pożerającej tęsknoty, pożądania, smutku i nadziei, że uda się wydobyć z tego bezsensownego ogłuszenia, z bezsensownego trajkotu wiecznej katarynki, wszystko jedno dokąd. Ach, ten żałosny głód odrobiny ciepła - czyż nie można było mieć koło siebie dwóch rąk i pochylonej twarzy? A może i to jest tylko złudzeniem, rezygnacją i ucieczką? Czy istnieje coś innego niż samotność?

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

pomnika księżycowi. . .

- To dziwne - powiedział Lenz po chwili - dlaczego stawia się pomniki wszelkim możliwym ludziom... Dlaczego nie postawi się raz pomnika księżycowi albo kwitnącej śliwie?

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

aby trafić do kieliszka. . .

- Księżyc świeci dość jasno, aby trafić do kieliszka, Gotfrydzie.

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
   
   
   

robotnice w winnicy pańskiej. . .

Obejrzałem się wokół. Oto siedziały przy stole robotnice w winnicy Pańskiej, niezawodne znawczynie mężczyzn, żołnierze miłości(...)

Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)