30 września 2017

zanim za pół godziny opuści siebie samą, widzi, jak piękno opuszcza świat. . .

PIĘKNO ŚMIERCI

Dlaczego Anna Karenina popełnia samobójstwo? Pozornie wszystko jest jasne: od lat ludzie z jej świata odwracają się od niej; cierpi z powodu rozstania ze swym synem Siergiejem; jeśli nawet Wroński ją wciąż kocha, ona lęka się o tę miłość; jest nią zmęczona, jest nadmiernie nią poruszona, jest chorobliwie(i bez powodu) zazdrosna; czuje się jak w pułapce.Tak, to wszystko jest jasne; czy jednak jeśli tkwi się w pułapce, jest się skazanym na samobójstwo? Tylu ludzi przywykło do życia w pułapce! Nawet gdy rozumiemy głębię smutku Anny, jej samobójstwo pozostaje tajemnicą.
   Kiedy Edyp dowiaduje się strasznej prawdy o swej tożsamości, kiedy widzi Jokastę na stryczku, wydłubuje sobie oczy; od urodzenia przyczynowa konieczność prowadziła go z matematyczną pewnością ku temu tragicznemu rozwiązaniu. Ale Anna w siódmej części powieści po raz pierwszy myśli o swej możliwej śmierci bez żadnego nadzwyczajnego zdarzenia; jest piątek, na dwa dni przed samobójstwem; wzburzona po kłótni z Wrońskim, przypomina sobie nagle zdanie, które wypowiedziała w emocji jakiś czas po urodzeniu dziecka: „czemu żem ja nie umarła?", i długo się nad nim zatrzymuje. (Zauważmy: to nie ona, poszukując wyjścia z pułapki, dochodzi logicznie do myśli o śmierci: podpowiadają łagodnie wspomnienie).
   Po raz drugi myśli o śmierci nazajutrz, w sobotę:mówi sobie, że „jedynym środkiem zdolnym

złożono na marach w dużym salonie. . .

   Helmuta złożono na marach w dużym salonie. W sieni Joachim poczuł silny zapach kwiatów i wieńców: za silny jak na dziecięcą trumnę, uparta i niedorzeczna myśl, a mimo to Joachim stanął z ociąganiem w udrapowanych ciężką materią drzwiach, nie śmiał spojrzeć, patrzył w podłogę. Znał ten parkiet, znał dochodzące do progu trójkątne płytki, znal ornament,który ciągnął się dalej, Ii podążając za nim wzrokiem, tak jak w dzieciństwie starał się chodzić podług kunsztownych wzorów, dociera do skraju czarnego dywanu rozpostartego pod katafalkiem. Leży tam kilka liści, od-padłych od wieńców. Miałby ochotę znowu spróbować ornamentowego szlaku, robi parę kroków i widzi trumnę. Na szczęście nie była to trumna dziecięca; ale jeszcze wzdragał się spojrzeć swymi widzącymi oczyma w martwe oczy tego mężczyzny, w oczy, które musiały zgasnąć do cna, aby utonęła w nich twarz chłopca, być może pociągając za sobą brata, któremu oczy jednak się ofiarowały, i wyobrażeniej iż to on sam tam leży, nabrało takiej mocy, że odczul to jak wybawienie i uśmiech losu, gdy podchodząc bliżej zobaczył, iż trumna była zamknięta. Ktoś powiedział, że twarz zmarłego została zeszpecona przez ranę postrzałową. Prawie tego nie słuchał, zatrzymał się przy trumnie, położył dłoń na wieku. I w nieporadności, która ogarnia człowieka wobec • zwłok i milczenia śmierci iw której wszystko, 'co dane, rozciąga się i rozpada, a to, do czego nawykliśmy, wali się i ulegając rozkładowi kostnieje, powietrze rzednie i traci nośność,.było tak, jakby miał już nigdy nie ruszyć się sprzed katafalku, i jedynie z wielkim wysiłkiem zdołał sobie przypomnieć, że to jest duży salon i że trumna stoi w miejscu zajmowanym zazwyczaj przez fortepian, a za przeciwległym skrajem dywanu musi znajdować się kawałek parkietu, po którym jeszcze nikt nie stąpał; powoli podszedł do przodu, dotknął zakrytej kirem ściany, wyczuł pod czarną materią ramy obrazu i ramkę Krzyża Żelaznego, odzyskany fragment rzeczywistości w sposób nowy i nieomal intrygujący przeobraził śmierć w sprawę poniekąd dla tapeciarzy, połączył z rozweseleniem,że Helmuta w trumnie, przybranej tymi wszystkimi kwiatami, wtaszczono do tego pokoju jak nowy mebel, tak dalece zawęził to, co niepojęte, do granic pojętego i przywrócił niezachwianą pewność, tak dalece, że doznania tych minut — a może były to tylko sekundy? — przyniosły krzepiące poczucie spokojnej ufności.

Hermann Broch (fragment powieści Lunatycy, 1931-1932)
   
    
   

16 września 2017

ruszyć na pławiącą się w pogaństwie i zabagnioną europę. . .

Bertrand już chyba dostrzegł jego zdziwienie: Ano, widzi pan, Europa stała się dla Kościoła miejscem dość niepewnym. Natomiast Afryka! Setki milionów dusz jako surowiec dla wiary. I może pan być przekonany, że jeden ochrzczony Murzyn jest lepszym chrześcijaninem niż dwudziestu Europejczyków. Jeśli katolicyzm i protestantyzm chcą rywalizować o pozyskanie tych zagorzalców, to jest to nader zrozumiałe; tam przecież leży przyszłość wiary, tam są owi przyszli bojownicy za wiarę, którzy mają kiedyś ruszyć na pławiącą się w pogaństwie i zabagnioną Europę, niosąc pożogę w imię Chrystusa, aby w końcu pośród dymiących zgliszcz Rzymu osadzić na Piotrowym tronie czarnego papieża. — To jest Apokalipsa świętego Jana, pomyślał Pasenow; on bluźni.

Hermann Broch (fragment powieści Lunatycy, 1931-1932)
   
    
   

ciemny krzyk. . .

[...]z pewnością wyczuwa w niej coś z małego, uległego drapieżnego zwierzątka,w którego gardle kryje się ciemny krzyk, ciemny jak czeskie lasy[...]

Hermann Broch (fragment powieści Lunatycy, 1931-1932)
   
    
   

rdzeniem ... bytu. . .

[...]świadomością, jako że nawet jeśli nie jest całością ludzkiego bytu, to jednak w każdej chwili aktualizującym się rdzeniem tego bytu.


Jean-Paul Sartre 
(Byt i nicość. 
Zarys ontologii fenomenologicznej, 1943)


   

gdy pewnego razu «troska» przebywała rzekę. . .

Cura cum fluvium transiret, videt cretosum lutum
sustulitque cogitabunda atque coepit fingere.
dum deliberat quid iam fecisset, Jovis intervenit
.rogat eum Cura ut det illi spiritum, etfacile impetrat.
cui cum vellet Cura nomen ex sese ipsa imponere,
Jovis prohibuit suumque nomen ei dandum esse dictitat.
dum Cura et Jovis disceptant, Tellus surrexit simul
suumque nomen esse volt cui corpus praebuerit suum.
sumpserunt Saturnum iudicem, is sic aecus iudicat:
„tu Jovis quia spiritum dedisti, in morte spiritum,
tuque Tellus, quia dedisti corpus, corpus recipito,
Cura enim quia prima finxit, teneat quamdiu vixerit.
sed quae punc de nomine eius vobis controversia est,
homo vocetur, quia videtur esse factus ex humo".


„Gdy pewnego razu «Troska» przebywała rzekę, ujrzała gliniaste dno: w zamyśleniu podjęła grudkę i zaczęła ją formować. Medytuje właśnie nad swoim dziełem, gdy nad-chodzi Jowisz. «Troska» prosi go, by tchnął ducha w uformowany kawałek gliny. Jowisz chętnie to czyni. Gdy jednak«Troska» chce teraz nadać imię swemu wytworowi, Jowisz zabrania żądając, by temu czemuś nadać jego, Jowisza, imię.Podczas gdy «Troska» i Jowisz spierają się o imię, podnosi się także Ziemia (Tellus) życząc sobie, by wytworowi nadać jej imię, skoro to przecież ona użyczyła mu nieco swego ciała.Spierający się wezwali Saturna na sędziego. On zaś poda takie oto, słuszne zda się, rozstrzygnięcie:

[...]


Martin Heidegger (Bycie i Czas, 1927)
   
   
   

trwoga indywidualizuje. . .

Trwoga indywidualizuje i w ten sposób otwiera jestestwo jako „solus ipse”. Ten egzystencjalny „solipsyzm” wcale jednak nie umieszcza izolowanego podmiotu-rzeczy w niewinnej pustce zdarzeń (Vorkommen) pozbawionych świata, lecz właśnie w pewnym skrajnym sensie stawia jestestwo przed jego światem jako światem, a przez to je samo przed sobą samym jako byciem-w-świecie. Najbardziej pozbawionym uprzedzeń potwierdzeniem tego,że jako podstawowe położenie trwoga otwiera w taki sposób, jest znowu powszednia wykładnia jestestwa i mowa. Położenie,jak wcześniej powiedziano, ujawnia, „jak komuś jest”. W trwodze jest nam „nieswojo”. Znajduje tu wyraz swoista nieokreśloność tego, przy czym się jestestwo w trwodze znajduje: "nic" i "nigdzie". Nieswojość jednak oznacza przy tym także bycie-nie-w-swoim-domu (Nicht-zuhause-sein).Przy pierwszym fenomenalnym wskazaniu podstawowego ukonstytuowania jestestwa i podczas rozjaśnienia egzystencjalnego sensu bycia-w, odróżnionego od „wewnętrzności”w znaczeniu kategorialnym, (bycie-w zostało określone jako zamieszkiwanie przy..., zażyłość z...

Martin Heidegger (Bycie i Czas, 1927)
   
   
   

„nic” i „nigdzie”, nie oznacza nieobecności świata. . .

W „przed czym” trwogi staje się jawne owo „jest niczym i nigdzie”. Uporczywość owego wewnątrz światowego „nic”i „nigdzie” oznacza fenomenalnie: owym „przed czym” trwogi jest świat jako taki. Zupełna nieoznaczoność, która daje o sobie znać w „nic” i „nigdzie”, nie oznacza nieobecności świata, lecz stwierdza, że wewnątrz światowy byt jest w sobie samym tak zupełnie bez znaczenia, iż na gruncie owej nieoznaczoności tego, co wewnątrz światowe, narzuca się już tylko świat w swej światowości.

Martin Heidegger (Bycie i Czas, 1927)
   
   
   

prawda zgodność z ... prawda odkrytość. . .

Stare i słynne pytanie, za pomocą którego spodziewano się zapędzić logików w kozi róg [...] brzmi: «Co to jest prawdziwość?»Wyjaśnienie samej nazwy prawdziwości, że mianowicie jest ona zgodnością poznania z jego przedmiotem, darowuje się w tym pytaniu i zakłada je” .
(...) 
Prawdę (odkrytość) trzeba zawsze bytowi dopiero wydzierać. Byt jest wyrywany skrytości. Aktualna faktyczna odkrytość jest zawsze niejako rabunkiem. Czyż to przypadek, że Grecy wypowiadali się na temat istoty prawdy za pomocą negatywnego wyrażenia? Czy w takim wyrażaniu się jestestwa nie daje o sobie znać pierwotne rozumienie bycia siebie samego, rozumienie, choćby tylko przedontologiczne, tego, że bycie-w-nieprawdzie stanowi istotowe określenie bycia-w-świecie? 
(...) 
To, że prawa Newtona nie były przed Newtonem ani prawdziwe, ani fałszywe, nie może oznaczać, że nie było wtedy bytu, który one ukazują przez odkrywanie. Dzięki Newtonowi prawa te stały się prawdziwe, a z nimi byt sam w sobie stał się jestestwu dostępny. Wraz z odkrytością bytu pokazuje się on właśnie jako byt, który był już wcześniej.Takie odkrywanie jest sposobem bycia „prawdy”.

Martin Heidegger (Bycie i Czas, 1927)
   
   
   


13 września 2017

przedstawiając przeszłość w scenach. . .

Jak jednak opowiadać o przeszłych wydarzeniach i przywracać im utracony czas teraźniejszy? Sztuka powieści znalazła odpowiedź: przedstawiając przeszłość w scenach. Scena, choć opowiedziana w gramatycznym czasie przeszłym, jest ontologicznie teraźniejsza: widzimy ją i słyszymy; rozgrywa się na naszych oczach, tu i teraz.

Milan Kundera (fragment eseju Zasłona, 2005)
   
   
   

muzykę religijną grała żydowska orkiestra wystrojona w kostiumy janczarów. . .

Tureckie stroje dobrze się prezentowały na tle barokowej architektury, toteż kazano je nosić również służbie. Bogata szlachta często trzymała na swych dworach wziętych do niewoli Tatarów lub janczarów, a oprócz tego przebierała swych pokojowców za Arabów, zaś członków gwardii przybocznej za czerkieskich wojowników. W barokowej kaplicy Karola Radziwiłła w Nieświeżu muzykę religijną grała żydowska orkiestra wystrojona w kostiumy janczarów.

Adam Zamoyski 
(Polska. 
Opowieść o dziejach niezwykłego narodu 966-2008, 
2009)
   
   
   

10 września 2017

czym jest ... władza. . .

   Czym jest według pana władza?
   C.: Myślę, że władza jest czymś złym, bardzo złym. Moją postawę wobec faktu jej istnienia naznacza rezygnacja i fatalizm. Ale myślę, że jest to nieszczęście. Widzi pan,znałem ludzi, którzy dochrapali się władzy, i jest to coś strasznego. Prawie równie strasznego jak pisarz, który zdobył sławę. To jak noszenie uniformu: w uniformie nie jest się już tym samym człowiekiem; otóż zdobycie władzy jest jakby noszeniem niewidzialnego, ciągle tego samego uniformu. Zadaję sobie pytanie, dlaczego człowiek normalny,bądź na oko normalny, godzi się na przyjęcie władzy, na życie w niepokoju od rana do wieczora itd. Z pewnością dla tego, że dominacja jest rozkoszą, nałogiem. Bodaj dlatego nie znamy praktycznie przypadku dyktatora czy przywódcy absolutnego, który by dobrowolnie zrzekł się władzy; chyba jedynym takim przypadkiem, który sobie przypominam jest Sulla. Władza to coś diabelskiego: diabeł był po prostu aniołem z ambicją władzy. Pragnienie władzy to wielkie przekleństwo ludzkości.

Emil Cioran (Rozmowy, 1990)
   
   
   

w ambicji tworzenia systemów. . .

   F.S.: A także z naszą uczciwością. Nietzsche mówił, że w ambicji tworzenia systemów jest coś nieuczciwego...
   C.: Coś panu powiem a propos uczciwości. Kiedy ktoś zamierza napisać czterdziestostronicowy esej na jakikolwiek temat, wychodzi od pewnych wstępnych założeń, których pozostaje więźniem. Swoiście pojmowana uczciwość zmusza go do konsekwentnego respektowania tych założeń, do unikania sprzeczności z samym sobą. Tymczasem w trakcie pisania pojawiają się przed nim inne pokusy, a on musi je odrzucać, gdyż ściągają go z wytyczonej drogi. Jest więc zamknięty w kręgu, jaki sam sobie zakreślił. W ten sposób,pragnąc być uczciwymi, popadamy w fałsz i nieprawdomówność. Jeśli coś takiego może wystąpić w czterdziestostronicowym eseju, to cóż dopiero w systemie! W tym tkwi dramat wszelkiej ustrukturowanej refleksji; nie pozwala ona na sprzeczność. I tak wpadamy w fałsz, kłamiemy sobie, byle zachować spójność. Jeśli natomiast produkujemy fragmenty, możemy w tym samym dniu powiedzieć jakąś rzecz i jej przeciwieństwo.

Emil Cioran (Rozmowy, 1990)
   
   
   

filozofia jest możliwa już tylko jako fragment. . .

Sądzę, że filozofia jest możliwa już tylko jako fragment. W formie eksplozji. Teraz nie można już siąść i rozdział po rozdziale pisać traktat. W tym sensie Nietzsche był ze wszech miar wyzwolicielem. To on sabotował styl filo-zofii akademickiej, zrobił zamach na ideę systemu. Był wyzwolicielem, bo po nim wszystko można powiedzieć. Teraz wszyscy uprawiamy fragment, nawet gdy piszemy książki z pozoru uporządkowane. Zgadza się to ze stylem naszej cywilizacji.

Emil Cioran (Rozmowy, 1990)
   
   
   

04 września 2017

nie wyróżniając mędrców / sens. . .

Nie wyróżniając mędrców,
sprawiamy, że lud nie wiedzie sporów.
Nie ceniąc kosztowności,
sprawiamy, że lud nie kradnie.
Nie pokazując nic godnego pożądania,
sprawiamy, że serca ludu nie ulegają zmąceniu.

Dlatego Powołany rządzi tak:
Opróżnia ich serca i napełnia im ciało.
Osłabia im wolę i wzmacnia kości,
pozostawiając lud bez wiedzy
i bez pragnień,
a dba o to,
by owi wiedzący nie ośmielili się działać.
On czyni nieczynienie,
i tak wszystko trwa w porządku.

                                                          Laozi
 
 
 

03 września 2017

jedyna racja bytu przyjaźni. . .

[...]oto prawdziwa i jedyna racja bytu przyjaźni: dostarczać zwierciadło, aby ten drugi mógł obejrzeć swój dawny obraz, który bez odwiecznej wspominkowej paplaniny dwóch kumpli już dawno by się zatarł.

Milan Kundera (fragment powieści Tożsamość, 1997)
   
   
   

stalin mówi dalej: — schopenhauer był bliższy prawdy. . .

   — Najważniejszą ideą Kanta jest, towarzysze, „rzecz w sobie", co po niemiecku brzmi Ding an sich. Kant sądził, że za naszymi przedstawieniami rzeczy kryje się rzecz obiektywna, Ding, której znać nie możemy, lecz która jest jednak realna. Ale jego idea jest fałszywa. Za naszymi przedstawieniami nie kryje się nic realnego, żadna „rzecz w sobie", żadna Ding an sich.
   Wszyscy słuchają w zakłopotaniu, a Stalin mówi dalej:
   — Schopenhauer był bliższy prawdy. Jaka była, towarzysze, najważniejsza idea Schopenhauera? Wszyscy unikają kpiącego wzroku egzaminatora, który wedle swojego sławetnego zwyczaju sam odpowiada na własne pytanie:
   — Najważniejsza idea Schopenhauera, towarzysze, powiada, że świat jest niczym innym jak przedstawieniem i wolą. Oznacza to, że za światem, jakim go widzimy, nie kryje się nic obiektywnego, żadna Ding an sich, i że do tego, by przedstawienie zaczęło istnieć, by uczynić je rzeczywistym, potrzeba woli, ogromnej woli, która je narzuci.
   Żdanow nieśmiało protestuje:
   — Józefie, świat jako przedstawienie! Przez całe życie kazałeś nam twierdzić, że to kłamstwo burżuazyjnej filozofii idealistycznej!
   Stalin:
   — Jaka jest, towarzyszu Żdanow, pierwsza właściwość woli?
   Żdanow milczy i Stalin odpowiada:
   — Jej wolność. Może twierdzić co chce. Ale dajmy temu spokój. Prawdziwa kwestia brzmi następująco: jest tyle przedstawień świata, ilu jest ludzi na ziemi: w sposób nieunikniony tworzy się chaos; jak zatem chaos uporządkować? Odpowiedź jest jasna: narzucając wszystkim jedno tylko przedstawienie. A narzucić je można wyłącznie wolą, jedną ogromną wolą, wolą potężniejszą od wszelkich innych. Co czyniłem, na ile siły mi pozwalały. I zapewniam was, że pod naciskiem wielkiej woli ludzie ostatecznie zaczynają wierzyć w cokolwiek! Tak, towarzysze, w byle co! I Stalin wybuchnął śmiechem, w którym słychać było szczęście.

Milan Kundera (fragment powieści Święto nieistotności, 2014)
   
   
   

jeśli tylko daty ich urodzin są zbyt od siebie odległe. . .

[...] nawet dialog prawdziwie zakochanych w sobie ludzi, jeśli tylko daty ich urodzin są zbyt od siebie odległe, to przeplatanie się dwóch monologów, które w dużej części pozostają dla obojga niezrozumiałe.

Milan Kundera (fragment powieści Święto nieistotności, 2014)
   
   
   

czuć się winnym albo nie czuć się winnym?. . .

   Czuć się winnym albo nie czuć się winnym? Myślę, że na tym wszystko polega. Życie jest walką wszystkich ze wszystkimi. Dobrze o tym wiemy. Ale jak walka ta przebiega w mniej więcej ucywilizowanym społeczeństwie? Ludzie nie mogą przecież na swój widok tak od razu skakać sobie do gardła. Zamiast tego usiłują zrzucić na innych ciężar winy. Wygrywa ten, kto zdoła uczynić innego bardziej winnym od siebie. Przegra ten, kto wyzna swoją winę. Idziesz ulicą pogrążony w myślach. W twoim kierunku nadchodzi dziewczyna i nie patrzy na lewo ani na prawo, tak jakby była sama na świecie. Potrącacie się.I oto nadchodzi chwila prawdy. Kto na kogo nakrzyczy, a kto będzie przepraszał? To wzorcowa sytuacja:w rzeczywistości każde z nich potrąca innego i każde jest potrącane. A jednak są tacy, którzy uznają się od razu, spontanicznie, za potrącających, zatem za winnych. I są tacy, którzy od razu, spontanicznie, uznają się za potrąconych, zatem uznają swoje prawo, by rzucić oskarżenie na drugą osobę i ją ukarać. sam w podobnej sytuacji byś przepraszał czy oskarżał?

Milan Kundera (fragment powieści Święto nieistotności, 2014)
   
   
   

stalin z uchem przytkniętym do drzwi. . .

Przyjaciele, widzę to! Dyskretnie, na czubkach palców skrada się długim korytarzem, po czym przytyka ucho do drzwi i nasłuchuje. Bohaterzy politbiura krzyczą, podskakują, przeklinają go, a on słyszy ich i się śmieje. „Łgał!Łgał!”, wrzeszczy Chruszczow, jego głos rezonuje i Stalin z uchem przytkniętym do drzwi, ach, widzę,widzę go, smakuje moralne oburzenie towarzysza,śmieje się jak szalony i nawet nie próbuje poskromić swojego tubalnego śmiechu, gdyż ci w ubikacji również wrzeszczą jak opętani i w tym zgiełku nie mogą go dosłyszeć.

Milan Kundera (fragment powieści Święto nieistotności, 2014)
   
   
   

dokładane znaczenie tego słowa: narcyzm. . .

I zwróć uwagę na dokładane znaczenie tego słowa: narcyzm nie jest człowiekiem pysznym. Pyszny gardzi innymi ludźmi. Nie docenia ich. Narcyz ich przecenia, gdyż widzi w oczach każdego własny obraz i chce go upiększyć. Zatem grzecznie dba o swoje lustra. I to się dla obu was liczy: jest grzecznym gościem. Oczywiście dla mnie jest przede wszystkim snobem.

Milan Kundera (fragment powieści Święto nieistotności, 2014)
   
   
   

02 września 2017

człowiek kala i degraduje wszystko, co go otacza. . .

Nic nie jest już takie jak przedtem i jeszcze my, za naszego życia, będziemy oglądać w człowieku niesłychaną, niewyobrażalną zmianę. Chrześcijaństwo licho wzięło, ale historię także. Ludzkość poszła złą drogą. Czy to nie nieznośne, że rojowisko ludzkie wypiera wszystkie inne gatunki? W końcu staniemy się jedną wielką metropolią, takim Pére Lachaise na skalę globu.Człowiek kala i degraduje wszystko, co go otacza, i sam w ciągu najbliższych pięćdziesięciu lat będzie okrutnie doświadczony.

Emil Cioran (Rozmowy, 1990)
   
   
   

przeciwko wszystkiemu, co stało się po 1920 roku. . .

F.B.: Czy często określają pana jako „reakcjonistę"?
C.: Zawsze zgłaszam sprzeciw. Idę znacznie dalej. Henri Thomas powiedział mi kiedyś; „Pan jest przeciwko wszystkiemu, co stało się po 1920 roku”. Odparłem: „Nie, przeciwko wszystkiemu po Adamie!”

Emil Cioran (Rozmowy, 1990)
   
   
   

tylko dziwka bez klientów jest bardziej ode mnie bezrobotna. . .

F.: Lubi pan pisać?
C.: Nie znoszę, więc też napisałem bardzo mało. Przez większość czasu nie robię nic. Jestem najmniej zajętym człowiekiem w Paryżu. Chyba tylko dziwka bez klientów jest bardziej ode mnie bezrobotna.

Emil Cioran (Rozmowy, 1990)