28 września 2015

poeta w czasie pisania. . .

Poeta w czasie pisania
to człowiek odwrócony
tyłem do świata
do nieporządku
rzeczywistości

Poeta w czasie pisania
jest bezbronny
łatwo go wtedy zaskoczyć
ośmieszyć przestraszyć

wynurzył się
wyszedł ze świata
zwierzęcego
na wędrownych piaskach
widać ślady jego ptasich
nóżek

z oddali dochodzą jeszcze
głosy słowa
ziarnisty śmiech
kobiet

ale nie wolno mu
spojrzeć
za siebie

wyrzucony na powierzchnię
pusty poniewiera się
po mieszkaniu

zakrywa twarz
na której maluje się
zdumienie
błąka uśmiech

jeszcze nie potrafi
odpowiadać
na najprostsze pytania

słyszał oddech wieczności
przyspieszony
nieregularny

listopad 1979

                               Tadeusz Różewicz
  
  
  

24 września 2015

chciałbym anioła widzieć na tym grobie. . .

Chciałbym anioła widzieć na tym grobie,
Kędy sny nasze leżą pogrzebane,
Co by mi czasem zaśpiewał o tobie,
Jak śpiewa tułacz pamiątki kochane;
Co by na chwilę pochodnią schyloną
W tę noc okropną i nierozgarnianą
Rzucił skier kilka na przyszłości fale
I blaskiem chwały ozłocił me żale.
Ach, głos twój gdyby ponad twoim czołem
Ozwał się, lecąc od dalekiej strony,
Choć raz się ozwał, wiatrami niesiony,
Ten głos twój byłby mi takim aniołem!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Przed nocą wieczną niech głos twój usłyszę,
Jak pieśń nadziei w godzinie konania,
A może wtedy ponad grobu ciszę
Wejdzie mi blady księżyc zmartwychwstania!
A jeśli, płacząc, na zgasłych źrenicach
Złożysz, jak kwiaty, twoje ciche ręce,
Grób spłonie ogniem i w stu błyskawicach
Słońc nieśmiertelnych obleją mnie wieńce...

                                                             Zygmunt Krasiński
 
 
 

23 września 2015

pan tu nie stał. . .

Pan tu nie stał, zwracam panu uwagę,
że nigdy nie stał pan za nami
murem, na stanowisku naszym też
pan nie stał, już nie mówiąc, że na naszym czele
nie stał pan nigdy, pan tu nie stał, panie,
nas na to nie stać, żeby pan tu stał
obiema nogami na naszej ziemi, ona stoi
przed panem otworem, a pan co,
stoi pan sobie na uboczu
wspólnego grobu, panie tam jest koniec,
nie stój pan w miejscu, nie stawiaj się pan, stawaj
pan w pąsach na szarym końcu, w końcu
znajdzie się jakieś miejsce i dla pana

                                                          Stanisław Barańczak 
                                                          (z tomu Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu 
                                                          / Dojść do lady (wiersze nabywcze), 1980)
   
   
   

21 września 2015

czarodziejska góra. . .

Nie pamiętam dokładnie, kiedy umarł Budberg, albo dwa, albo trzy lata temu.
Ani kiedy Chen. Rok temu czy dawniej.
Wkrótce po naszym przyjeździe Budberg, melancholijnie łagodny,
Powiedział, że z początku trudno się przyzwyczaić,
Bo nie ma tutaj ni wiosny i lata, ni jesieni i zimy.

Śnił mi się ciągle śnieg i brzozowe lasy.
Gdzie prawie nie ma pór roku, ani spostrzec, jak upływa czas.
To jest, zobaczy Pan, "Czarodziejska góra".

Budberg: w dzieciństwie domowe nazwisko.
Dużo znaczyła w kiejdańskim powiecie
Ta rosyjska rodzina, z bałtyckich Niemców.
Nie czytałem żadnej z jego prac, zanadto specjalne.
A Chen był podobno znakomitym poetą.
Muszę to przyjąć na wiarę, bo pisał tylko po chińsku.

*

Upalny październik, chłodny lipiec, w lutym kwitną drzewa.
Godowe loty kolibrów nie zwiastują wiosny.
Tylko wierny klon zrzucał co roku liście bez potrzeby,
Bo tak nauczyli się jego przodkowie.

*

Czułem, że Budberg ma rację, i buntowałem się.
Więc nie dostanę potęgi, nie uratuję świata?
I sława mnie ominie, ni tiary, ani korony?
Czyż na to ćwiczyłem siebie, Jedynego,
Żeby układać strofy dla mew i mgieł od morza,
Słuchać, jak buczą tam nisko okrętowe syreny?

Aż minęło. Co minęło? Życie.
Teraz nie wstydzę się mojej przegranej.
Jedna pochmurna wyspa ze szczekaniem fok
Albo sprażona pustynia, i tego nam dosyć,
Żeby powiedzieć yes, tak, si.
„Nawet śpiąc, pracujemy nad stawaniem się świata".
Tylko z wytrwałości bierze się wytrwałość.
Gestami stwarzałem niewidzialny sznur.
I wspinałem się po nim, i trzymał mnie.

Jaka procesja! Quelles délices!
Jakie birety i z wyłogami togi!
Mnogouważajemyj Professor Budberg,
Most Distinguished Professor Chen,
Ciemno Wielmożny Profesor Milosz,
Który pisywał wiersze w bliżej nieznanym języku.
Kto ich tam zresztą policzy. A tu słońce.
Tak, że bieleje płomień ich wysokich świec
I ileż pokoleń kolibrów im towarzyszy,
Kiedy tak posuwają się. Po czarodziejskiej górze.
I zimna mgła od morza znaczy, że znów lipiec.

1975 Berkeley

                                 Czesław Miłosz (z tomu Hymn o Perle, 1982)
 
 
 

20 września 2015

skoro już musisz krzyczeć, rób to cicho. . .

Skoro już musisz krzyczeć, rób to po cichu (ściany
mają
uszy), skoro już musisz się kochać,

zgaś światło (sąsiad
ma
lornetkę), skoro już musisz

mieszkać, nie zamykaj drzwi (władza
ma
nakaz), skoro już

musisz cierpieć, rób to we własnym domu (życie
ma
swoje prawa), skoro

już musisz żyć, ogranicz się we wszystkim (wszystko
ma
swoje granice).

                                                 Stanisław Barańczak 
                                                 (z tomu Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu / 
                                                 Kątem u siebie (wiersze mieszkalne), 1980)
 
   
   

19 września 2015

wariatka. . .

   Jej pałające spojrzenie trzyma mnie mocno jak w objęciach. Mówi słowa pomieszane ze snami. Zaprasza. Będziesz szczęśliwy, jeśli uwierzysz i zaczepisz swój wózek o gwiazdę. Jest łagodna, kiedy karmi piersią obłoki, ale gdy opuści ją spokój, biegnie nad morze i wyrzuca ramiona w niebo.
   W jej oczach widzę, jak u moich ramion stoją dwaj aniołowie: blady, złośliwy anioł Ironii i potężny, miłujący anioł Schizofrenii.

Zbigniew Herbert (z tomu Hermes pies i gwiazda, 1957)
   
   
   

ścigany. . .

Noc
wciąga mnie
w głąb.
Płynę w dłoniach jak w łodzi
Odpływam stąd.
Ukryty,
owinięty prześcieradłem,
drżę nagi
wyrzucony
na wierzch, na pościel
jak na groźny ląd.

Twarz przyklejona do szyby
jak liść.

To są kroki
to dzwonek
to zwykła rozmowa.
Uciekam od ściany do ściany
krzyczę szeptem:
jestem!

                        Tadeusz Różewicz (z tomu Niepokój, 1946)
  
  
  

12 września 2015

epizod z saint-benoît. . .

w starym opactwie nad Loarą
(wszystkie soki z drzew spłynęły tą rzeką)
przed wejściem do bazyliki
(nie jest to nartex ale kamienna alegoria)
na jednym z kapitelów
nagi Max Jacob
którego wydzierają sobie
szatan i czteroskrzydły archangelus

wynik tych zapasów
nie został ogłoszony
jeśli nie wziąć pod uwagę
sąsiedniego kapitelu

szatan trzyma mocno
oderwaną rękę Jacoba
pozwalając reszcie
wykrwawić się między
czterema niewidocznymi skrzydłami

                                Zbigniew Herbert (z tomu Napis, 1962)
  
  
  

blues kaina. . .

Czy pan Abel jest w domu? Tak proszę pana
Ale nie przyjmuje
Kontempluje w zacisznym pokoju
Jutro rano leci
na kongres prawników
do Ottawy
wygłosi tam dwa referaty
na temat: W jaki sposób zostałem zabity
Pański bilet wizytowy przekażę
jeśli pan sobie życzy

                      Tymczasem Kain
                      przycupnął w moim mianie
                      Biblijny zbrodzień

Ciągle go tropią
Serce mu kołacze jak kłódka
że jeszcze ciągle go tropią:
Konstable Tłuste kelnerki
Masażyści historii Fryzjerzy ciszy
Atletyczne dzieciaki Prorocy od siedmiu boleści
Uzgodnione wolnomyślicielstwo Zwinne kurewki
Odczytywacze duszy
Kolekcjonerzy instynktów
Ciągle mu pragną dobrać się do skóry
ludzie i osy burze i kangury

                      Nawiedza mnie wieczorem

Pot jak aureola
Włosy sięgają ramion
Zaszczuty wiekuiście nie golony
ponieważ boi się brzytwy
i wody i Pisma i psów
i zmroku i światła

                      Aż dotąd Kaina rozumiem

Ale reszta ginie we mgle 
Czy naprawdę nie zabił 
tego nie jestem pewien Każdy się wykręca 
Zasłaniały go krzaki

I przecież o to nie trudno
A co wiem to wiem i bez Kaina
Ludzie zaszczują kogo zaszczuć chcą 
W takiej nienawiści przeciw komukolwiek 
jest coś świętego 
i starszego 
niż my
I jeszcze ileż tego chamstwa 
które się wokół rozpryśnie

                      Chamstwo jest święte 
                      wynika przecież z poniżenia

Już za nim za Kainem pędzą:
Konstable Tłuste kelnerki
Masażyści historii Fryzjerzy ciszy
Atletyczne dzieciaki Prorocy od siedmiu boleści
Uzgodnione wolnomyślicielstwo
Zwinne kurewki
Odczytywacze duszy
Kolekcjonerzy instynktów 
Wrogowie nikotyny zła 
A nade wszystko 
wszelkie ludzkie kangury

Już go tłum goni
Już go dopędza 
Już go tłum ma
Potem tylko coś chrupnie
O mamo Jeszcze Ależ z niego chuchro
Panowie proszę się rozejść
I znów jak gdyby nigdy nic

Jak żyję nie spotkałem tak strachliwego zbrodniarza 
Kuli się w kłębku łachów
a kiedy mu przynoszę herbatę w termosie
zasłania okno

                      I już zaczyna bełkotać

Myślę: Biblia wcale nie wspomina że nigdy się porządnie nie nauczył mówić że smarka w rękę że chętnie liże sól że jest nieokrzesany
Jednym słowem: niewiele się różni od małpy

                      Ale ma piękne oczy

Po wielu latach tych wspólnych posiedzeń
coraz łatwiej rozumiem co mi po ciemku paple:
Ze nigdy nie zabił
Ze ongiś dawno przed nim
każdy raju mieszkaniec żył jak chciał
na deszczu gorzej
lepiej przy upale
I wywnętrzał się swobodnie z sekretów
I jadł glinę pełen prostej wzniosłości
Mięsne muchy w orchideach na organach grały
Czarnożółty wąż
trawił królika albowiem
było to ich wzajemnym przeznaczeniem
Olbrzymie rajskie rzeki
błyskały swymi zdrowymi trzewiami
raz skupione a raz rozprężone
zgodnie z prawem
Nikomu się nie śniło odróżniać dobro od zła
Zaświatów było mniej niż brudu za paznokciem
Umierająca pantera nie truchlała
że śmierć po nią wyciąga rękę

                      — — —

Pan także pije szklankę letniej wody
na czczo?
Ja daję szczyptę soli

                      — — —

Jak żyję nie spotkałem tak strachliwego zbrodniarza
Jego trwoga udziela się i mnie
Ale mówmy poważnie
Kainie czy to źle
pod wpływem nieczystego sumienia
budować wspaniałe cywilizacje
Pod wpływem poczucia niższości
stanąć na tylnych nogach
To wszystko obróci się znów przeciw sobie
To wszystko wróci znów skąd wyszło

Za kratami zoo siwy małpierz
wygrzewa się w niedzielnym słońcu
I myśli:
nie liczcie na nas

                                                                Josef Kainar
                                                                (tłum. Adam Włodek)
 

   



chytrość zabezpiecza istnienie. . .

Wygnany  został  z  raju  naiwnej  wiary  w  cesarza,  w  cnotę,  prawdę  i  sprawiedliwość  i  teraz,  milcząc  i  cierpiąc, zaczynał pojmować, że chytrość zabezpiecza istnienie świata, siłę praw oraz blask majestatu.

Joseph Roth (fragment powieści Marsz Radeckiego, 1932)
   
   
   

10 września 2015

ach, ileż mam wierszy. . .

Ach, ileż mam wierszy niedokończonych...
Wiersz, choć krótki,
łatwo zaczynać, trudno kończyć...
- Tak jak miłość.
I w wierszu człowiek jak w miłości
za grę krwią płaci.
Albo wszystko osiąga nią,
albo też wszystko traci.

                                             Július Lenko
                                             (tłum. Witold Nawrocki)
   
   
   

09 września 2015

pastel ironiczny. . .

I wszędzie złoto — na niebie, na polach
i tam na górach, i tu na topolach,
i w słodkich mgłach, co w dali się zwieszają,
i w cieniach, które w światło się wplatają,
ach, wszędzie złoto, chłodne złoto wszędzie.

A drogą krętą na wzgórza krawędzi
w srebrze pajęczyn i w złocie jesieni,
w ostatniej krasie, którą świat się mieni,
i wprost ku słońcu lśniącemu w lazurze
wlecze się żebrak w podartym kapturze...

                                                                    Jiři Wolker
                                                                    (tłum. Kazimierz A. Jaworski) 
   
   
   

sonet 20. . .

Natury ręką tyś namalowany
Jako kobieta, mych żądz pani-panie.
Kobiece ręce masz, lecz bez odmiany
Fałszywej, jaką zna kobiet kochanie
Okiem jaśniejszym niż ich wokół toczysz;
Wszystko, co ujrzą, złocą twe spojrzenia;
Mężczyzno z barwy, tysiąc barw jednoczysz,
Wzrok mężczyzn kradniesz i kobiet marzenia.
Jako kobieta zostałeś stworzony,
Ale Natura tworząc cię przysnęła
I tak zostałeś ze mną rozłączony,
Gdyż coś dodając, ciebie mi odjęła.

Lecz żeś stworzony dla kobiet radości,
Mnie kochaj, od nich bierz skarb ich miłości.

                                                               William Shakespeare
 
 
 

04 września 2015

uzbrojony anioł bramy raju. . .

   Stoją  naprzeciw  siebie  w  mamy  pokoju,  ale  dla  mamy  pokój  ten  jest  teraz  jedynie przedsionkiem  komnaty  syna;  strzeże  jej  jak  uzbrojony  anioł  bramy  raju.  Głos  gościa jest  przykry  i  budzi  w  niej  gniew.

Milan Kundera (fragment powieści Życie jest gdzie indziej, 1973)
   
   
   

tylko prawdziwy poeta wie, jak tęskno jest w zwierciadlanym domu poezji. . .

   Tylko  prawdziwy  poeta wie,  jak  tęskno  jest  w  zwierciadlanym  domu  poezji.  Za  oknem słychać  dalekie  odgłosy  strzałów,  a  serce  ściska  się  z  pragnienia,  aby  odejść;  Lermontow  zapina  guziki  wojskowego  munduru;  Byron  wkłada  do  szufladki  nocnego  stolika rewolwer;  Wolker  maszeruje  w  swych  wierszach  z  masami;  Hałas  klnie  do  rymu;  Majakowski  następuje  na  gardło  swej  pieśni;  w  zwierciadłach  szaleje  wspaniała  bitwa.  Ale uwaga!  Jeśli  poeci  przez  pomyłkę  przekroczą  granice  zwierciadlanego  domu,  zginą,  bo wiem  nie  potrafią  strzelać  i  jeśli  wystrzelą,  trafią  jedynie  w  swoją  własną  głowę.

Milan Kundera (fragment powieści Życie jest gdzie indziej, 1973)