31 stycznia 2014

jakbyś modliła się do edisona, kiedy przepali się żarówka. . .

W dzieciństwie, podczas jednego ze spacerów z ojcem, Agnes spytała go, czy wierzy w Boga. Odpowiedział: "Wierzę w komputer Stwórcy." Odpowiedź była tak dziwna, że dziecko zachowało ją w pamięci. Dziwnym słowem był nie tylko komputer, był nim również Stwórca. Bo też ojciec nigdy nie mówił o Bogu, lecz zawsze o Stwórcy, jak gdyby rolę Boga ograniczyć chciał do wykonanej pracy inżyniera. Komputer Stwórcy: ale w jaki sposób człowiek może porozumieć się z maszyną? Zapytała więc ojca, czy zdarzyło mu się modlić. Powiedział: "To tak, jakbyś modliła się do Edisona, kiedy przepali się żarówka."

Milan Kundera (fragment powieści Nieśmiertelność, 1990)
   
   
   

dzięki radiu rozkoszuję się moimi ciągłymi przebudzeniami i zaśnięciami, cudownym rozkołysaniem między jawą a snem, tym drżeniem, które wystarcza, by zniknął żal, że przyszło się na świat. . .

Leżę w łóżku, zanurzony w słodyczy półsnu. O szóstej, w chwili pierwszego, lekkiego przebudzenia wyciągam rękę w stronę małego radia, stojącego przy poduszce, i wciskam guzik. Słyszę poranne wiadomości, ledwo odróżniając słowa, i na nowo zasypiam, toteż zdania, których słucham, przechodzą w senne majaki. To najpiękniejsza faza snu, najsłodsza chwila dnia: dzięki radiu rozkoszuję się moimi ciągłymi przebudzeniami i zaśnięciami, cudownym rozkołysaniem między jawą a snem, tym drżeniem, które wystarcza, by zniknął żal, że przyszło się na świat. Czy śnię, czy naprawdę jestem w operze, przed dwoma przebranymi za rycerzy aktorami, wyśpiewującymi prognozę pogody? Jak to się stało, że nie śpiewają o miłości? Wreszcie pojmuję, że to spikerzy; przestali już śpiewać i teraz dla żartu wpadają sobie nawzajem w słowo.

Milan Kundera (fragment powieści Nieśmiertelność, 1990)
   
   
   

uświadamiamy sobie własny wiek jedynie w kilku wyjątkowych chwilach, a przez większość czasu żyjemy bez wieku. . .

Kiedy w chwilę później chciałem powrócić do obserwacji, lekcja dobiegła końca. Kobieta w kostiumie kąpielowym szła wzdłuż basenu ku wyjściu i gdy znalazła się cztery czy pięć metrów za instruktorem, zwróciła ku niemu głowę, posłała mu uśmiech i skinęła dłonią. Ścisnęło mi się serce. Ten uśmiech i gest należały do dwudziestoletniej dziewczyny! Jej ręka wzniosła się z zachwycającą lekkością. Tak jakby w trakcie zabawy rzuciła do kochanka kolorową piłkę. Uśmiech i gest były pełne wdzięku, choć nie miały go już w sobie ani twarz, ani ciało. Był to wdzięk gestu zatopionego w ciele bez wdzięku. Lecz kobieta, nawet jeśli dobrze wiedziała, że nie jest już piękna, na chwilę o tym zapomniała. Pewną cząstką siebie wszyscy żyjemy poza czasem. Być może uświadamiamy sobie własny wiek jedynie w kilku wyjątkowych chwilach, a przez większość czasu żyjemy bez wieku.

Milan Kundera (fragment powieści Nieśmiertelność, 1990)
   
   
   

zapomnijcie o życiu. . .

„Czytajcie książki. Zapomnijcie o życiu".

John Irving (fragment powieści Świat według Garpa, 1978)
   
   
 

dwaj przyjaciele. . .

Było dwóch przyjaciół, którzy jednakże rozeszli się i równocześnie z obu końców zerwali węzeł swej przyjaźni: jeden w mniemaniu, że za mało poznano się na nim, drugi zaś w przypuszczeniu, iż za dobrze poznano się na nim, i pomylili się obaj! - gdyż żaden nie znał dostatecznie siebie samego.

Friedrich Nietzsche (fragment książki Jutrzenka. Myśli o przesądach moralnych, 1881)
 
 
 

większość ludzi myli głębię z trzeźwością, a szczerość z myślicielstwem. . .

Garp odebrał ten list jak policzek; chyba nigdy nie czuł się tak dogłębnie nie zrozumiany. Dlaczego ludzie upierają się, że skoro jesteś „komiczny", to nie możesz być jednocześnie poważny? Garp uważał, że większość ludzi myli głębię z trzeźwością, a szczerość z myślicielstwem. Wystarczy tylko robić wrażenie poważnego, żeby nim być. Przypuszczalnie inne stworzenia nie potrafią się z siebie śmiać; dla Garpa śmiech graniczył z życzliwością, a tej nigdy, nie jest za dużo. Ostatecznie jako dziecko nie miał poczucia humoru i nie był religijny — może dlatego brał komedię znacznie poważniej niż inni.

John Irving (fragment powieści Świat według Garpa, 1978)
   
   
   

podejmując w imieniu milionów decyzje. . .

   Jenny Fields miała do Garpa pretensję o „Drugi oddech rogacza". Powiedziała mu, że wybrał niewybaczalnie wąski temat bez ogólniejszego znaczenia.
    — Ma na myśli oczywiście seks — powiedział Garp. — Klasyczna historia. Kobieta, która nie wie, co to pociąg płciowy, pozwala sobie pouczać innych, co ma znaczenie ogólniejsze, a co nie. Jest jak papież, który ślubuje czystość podejmując w imieniu milionów decyzje na temat antykoncepcji. Świat jest naprawdę szalony!

John Irving (fragment powieści Świat według Garpa, 1978)
   
   
   

29 stycznia 2014

psalm XV / zagłada na ciebie / fragment. . .

Niech będzie spustoszony
Niech będzie podeptany
Niech zatracony ginie
I w poniżeniu kona

Niech wodą się rozpłynie
i wniwecz się obróci
Niech będzie jako strzała
w cięciwie połamana

Niech będzie rozproszony
wypadnie niech z pamięci
Niech będzie mu zagłada
ze świata czterech stron

Niechaj ci będzie synu, człowieku,
który źle myślisz przeciwko drugiemu,
zagłada, niechaj ci będzie synu, człowieku.

Niechaj ci będzie zagłada.

Niechaj ci będzie synu, człowieku,
który źle myślisz przeciwko drugiemu...


                                                     Jerzy Andrzejewski
   
   
   

jest się czyjąś żoną albo czyjąś dziwką. . .

Na tym sprośnym świecie — myślała — jest się czyjąś żoną albo czyjąś dziwką — albo na najlepszej drodze do stania się jednym czy drugim. A jeśli nie pasujesz do żadnej z tych kategorii, dają ci do zrozumienia,  że coś jest z tobą nie w porządku. Tylko że ze mną — myślała — wszystko jest w porządku.

John Irving (fragment powieści Świat według Garpa, 1978)
   
   
   


w gruncie rzeczy była po prostu krową przygotowaną do tego, by jej wsadzić odpowiednie urządzenie do sztucznego, zapładniania. . .

Nic bardziej mylnego. Prawdę powiedziawszy, rzuciła uniwersytet, ponieważ zaczęła podejrzewać, że rodzice posłali ją do Wellesley tylko po to, żeby ją tam skojarzyć z jakimś mężczyzną z dobrej rodziny, a w końcu wydać za mąż. Wellesley polecili jej starsi bracia, którzy zapewnili rodziców, że dziewczyn z tej uczelni nie traktuje się lekko i że są cenione na rynku matrymonialnym. Jenny uważała, że jej studia mają być tylko zawoalowaną formą wyczekiwania właściwego momentu, jak gdyby w gruncie rzeczy była po prostu krową przygotowaną do tego, by jej wsadzić odpowiednie urządzenie do sztucznego, zapładniania.

John Irving (fragment powieści Świat według Garpa, 1978)
   
   
   

rachmistrz i wędrowiec. . .

Na liczydle obłoków
Ten Który Sprawdza
dodaje ciężary Ziemi do pustek Nieba.

Z satysfakcją przypatruje się wynikowi:
zero, nic!

I zaślepia się w sobie.
A ja, liczyć nienauczony,
między obłokami chodzę po Ziemi,
po lewej stronie równania
myślę jakby nigdy nic,
po prawej stronie równiny
żyję jakby nigdy nic.

Przed sobą widzę Boski Wynik,
słoneczną spaleniznę liczb –

oślepiające Coś!

                               Piotr Matywiecki
   
   
   

25 stycznia 2014

do niezniszczalnego eonu bogów. . .

Dusza jego jest daleko. Być może, przebudzenie z wizji jest równie bolesne jak narodziny. Każdy przedmiot, jeśli wpatrzeć się weń w skupieniu, może stać się bramą prowadzącą do niezniszczalnego eonu bogów.

 James Joyce (fragment powieści Ulisses, 1922)



   

24 stycznia 2014

koledzy widzieli w wojnie coś więcej. . .

Gerhard Jäger należał do pierwszych ochotników. Ten spokojny, niezdecydowany, refleksyjny chłopiec był jakby odmieniony. Wydawał się płonąć jakimś wewnętrznym ogniem, który był jednak bardzo odległy od niepohamowanego odurzenia wojennego profesorów. On i jego koledzy widzieli w wojnie coś więcej niż tylko walkę i obronę; dla nich była ona wielkim szturmem, który miał zmieść z powierzchni ziemi przestarzałe ideały pretensjonalnie uporządkowanej egzystencji i odmłodzić starzejące się życie.

Erich Maria Remarque (fragment opowiadania Dzieje miłości Annette, 1931)
   
   
   

jak gdyby sama ziemia czuwała nad nimi i broniła ich przed rękami, które szukają. . .

   Poszukiwacze siedzą w swoich niezliczonych małych jamach i kopią jak krety. To prawda, że kości, które znajdują, są identyfikowane, gromadzone na cmentarzach, w mauzoleach, w ogromnych kamiennych grobowcach. A mimo to byłoby może lepiej, gdyby pozwolono tym żołnierzom spoczywać tam. gdzie spoczywali dotąd przez dziesięć czy dwanaście lat, gdzie wszyscy są kolegami.
   I wydaje się, jakby oni sami nie chcieli tego zmieniać. Wydaje się, jak gdyby sama ziemia czuwała nad nimi i broniła ich przed rękami, które szukają między nimi metalu i pieniędzy. Obok martwych żołnierzy śpi bowiem ich broń. I owa broń zachowała jeszcze często swoją siłę rażącą. Wystarczy jedno uderzenie motyką w ziemię. Wystarczy ostry sztych szpadla i ziemia pęka z głuchym hukiem, fruwają odłamki i śmierć wyciąga z ziemi chyżą rękę po poszukiwaczy. Wielu już zostało rozerwanych na strzępy, wielu zostało okaleczonych i co tydzień przybywa nowych. Śmierć, która kosiła najpierw żołnierzy, czuwa teraz nad grobami zabitych, a ziemia strzeże ich, jakby nie powinni leżeć we wspaniałych mauzoleach, tylko pozostać tam gdzie zginęli.
   I nad tym właśnie całunem czas się zatrzymał, wobec boleści rozpiętej między tymi horyzontami; nad tym całunem zalega milczenie, smutek i wspomnienia.

Erich Maria Remarque (fragment opowiadania Milczenie wokół Verdun, 1931)
   
   
   

13 stycznia 2014

walc. . .

Już lustra dźwięk walca powoli obraca
I świecznik kołując odpływa w głąb sal.
I patrz: sto świeczników we mgłach się zatacza,
Sto luster odbija snujący się bal.

I pyły różowe, jak płatki jabłoni,
I skry, słoneczniki chwiejących się trąb.
Rozpięte szeroko jak krzyże w agonii
Szkło ramion, czerń ramion, biel ramion i rąk.

I krążą w zmrużone swe oczy wpatrzeni,
A jedwab szeleści o nagość, ach cyt...
I pióra, i perły w huczącej przestrzeni,
I szepty, wołanie i zawrót, i rytm.

Rok dziewięćset dziesięć. Już biją zegary,
Lat cicho w klepsydrach przesącza się piach.
Aż przyjdzie czas gniewu, dopełnią się miary
I krzakiem ognistym śmierć stanie we drzwiach.

A gdzieś tam daleko poeta się rodzi.
Nie dla nich, nie dla nich napisze ich pieśń.
Do chat drogą mleczną noc letnia podchodzi
I psami w olszynach zanosi się wieś.

Choć nie ma go jeszcze i gdzieś kiedyś będzie,
Ty, piękna, nie wiedząć kołyszesz się z nim.
I będziesz tak tańczyć na zawsze w legendzie,
W ból wojen wplatana, w trzask bitew i dym.

To on wynurzony z odmętu historii,
Tak szepce ci w ucho i mówi: no patrz.
A czoło ma w smutku, w dalekich lat glorii
I nie wiesz, czy śpiewa tak walc, czy twój płacz.

Stań tutaj przy oknie i uchyl zasłony,
W olsnieniu, widzeniu, na obcy spójrz świat.
Walc pełza tu liśćmi złotymi stłumiony
I w szyby zamiecią zimowy dmie wiatr.

Lodowe pole w brzasku żółtej zorzy
W nagle rozdartej nocy się otworzy,
Tłumy biegnące wśród śmiertelnej wrzawy,
Której nie słyszysz, odgadujesz z ust.

Do granic nieba siegające pole
Wre morderstwami, krew śniegi rumieni,
Na ciała skrzepłe w spokoju kamieni
Dymiące słońce rzuca ranny kurz.

Jest rzeka na wpół lodami przykryta
I niewolnicze na brzegach pochody,
Nad siną chmurę, ponad czarne wody
W czerwonym słońcu, błysk bata.

Tam, w tym pochodzie, w milczącym szeregu,
Patrz, to twój syn. Policzek przecięty
Krwawi, on idzie, małpio uśmiechnięty,
Krzycz! W niewolnictwie szczęśliwy.

Rozumiesz. Jest taka cierpienia granica,
Za którą się uśmiech pogodny zaczyna,
I mija tak człowiek, i już zapomina,
O co miał walczyć i po co.

Jest takie olśnienie w bydlęcym spokoju,
Gdy patrzy na chmury i gwiazdy, i zorze,
Choć inni umarli, on umrzeć nie może
I wtedy powoli umiera.

Zapomnij. Nic nie ma prócz jasnej tej
sali I walca, i kwiatów, i świateł, i ech.
Świeczników sto w lustrach kołysząc się pali,
I oczy, i usta, i wrzawa, i śmiech.

Naprawdę po ciebie nie sięga dłoń żadna,
Przed lustrem na palcach unosząc się stań.
Na dworze jutrzenka i gwiazda poranna,
I dzwonią wesoło dzwoneczki u sań.

                                                  Czesław Miłosz (z tomu Ocalenie, 1945)
 
 
 
 

12 stycznia 2014

nikomu nie jestem dłużny. zniszczyłem tylko samego siebie. . .

12 lutego. Noc.
Znowu płak. Skąd w nocy ta słabość, to paskudztwo?

Goriełówka, 13 lutego 1918
Nad ranem
Mogę sobie pogratulować: wytrzymałem bez zastrzyku 14 godzin! Aż 14 godzin! Niewiarygodne! Świt mętny, białawy. Za chwilę będę całkiem zdrów.
   Po dłuższym namyśle. Wcale nie potrzebuję żadnego Bomgarda i w ogóle nikogo. Byłoby hańbą przedłużać bodaj o minutę moje życie - takie życie. Nie wolno! Środek mam pod ręką. Jak mogłem nie wpaść na to wcześniej?
   Cóż, do dzieła. Nikomu nie jestem dłużny. Zniszczyłem tylko samego siebie. I Annę. Nic na to nie poradzę.
   Czas ukoi, jak śpiewała Amneris. Przy niej życie było proste i łatwe.

Michaił Bułhakow 
(fragment książki Zapiski na mankietach / Morfina, 1927)
   
   
   

samotność to głębokie, znaczące rozważania, to kontemplacja, spokój, mądrość .. .

   Morfinista ma wielkie szczęście, którego nikt nie zdoła mu odebrać - mam na myśli umiłowanie samotności. Samotność to głębokie, znaczące rozważania, to kontemplacja, spokój, mądrość...
   Noc płynie, czarna i milcząca. Gdzieś w oddali - nagi las, za nim rzeczka, słotna jesień. Daleko, bardzo daleko pozostała nastroszona burzliwa Moskwa. Nic mnie nie obchodzi, nic nie pociąga, na nic nie mam ochoty...
   Płoń, światło mojej lampy, płoń sobie spokojnie, muszę odpocząć(...)

Michaił Bułhakow 
(fragment książki Zapiski na mankietach / Morfina, 1927)
   
   
   

11 stycznia 2014

widzieć swojego najlepszego przyjaciela w poniżeniu wobec siebie. . .

Rzeczywiście, człowiek lubi widzieć swojego najlepszego przyjaciela w poniżeniu wobec siebie; na poniżeniu przeważnie przyjaźń się opiera; i to jest stara prawda, znana wszystkim rozumnym ludziom.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Gracz, 1866)
   
   
   

w niewolę albo do wojska, a pieniądze dodają do domowego kapitału. . .

- Jaka to rosyjska myśl! - zawołał Francuz. Śmiałem się, okropnie chciałem ich rozzłościć. - A ja wolę cale życie przekoczować w kirgiskim namiocie - zawołałem - niż kłaniać się niemieckiemu bałwanowi. - Jakiemu bałwanowi ? - zawołał generał, wpadając już naprawdę w gniew. - Niemieckiemu sposobowi zdobywania majątku. Jestem tu niedługo, jednak to, co tu zdążyłem zauważyć i zbadać, wprawia w stan wrzenia moją tatarską krew. Słowo daję, nie chcę takich cnót! Zdążyłem tutaj wczoraj obejść okolicę na dziesięć wiorst dokoła. No, kubek w kubek to samo, co w niemieckich pouczających książeczkach z obrazkami: w każdym domu jest tu wszędzie własny f a t er, okropnie cnotliwy i niesłychanie uczciwy, tak uczciwy, aż strach podejść do niego. Nie mogę znieść ludzi uczciwych, do których strach podejść. Każdy taki f a te r ma rodzinę i wieczorami wszyscy czytają na głos pouczające książki. Nad domkiem szumią wiązy i kasztany. Zachód słońca, bocian na dachu i wszystko niezwykle poetyczne i wzruszające... Niechże się pan generał nie gniewa i pozwoli mi opowiedzieć jak najbardziej wzruszająco. Sam pamiętam, jak mój nieboszczyk ojciec tak samo czytał na głos wieczorem pod lipami w ogródku podobne książki... Sam mogę więc o tym sądzić, jak należy. A więc każda taka tutejsza rodzina jest w całkowitej niewoli i zależności od f a ter a. Wszyscy pracują jak woły i wszyscy duszą pieniądze jak Żydzi. Dajmy na to, że fater uciułał już tyle a tyle guldenów i liczy na starszego syna, chcąc mu przekazać rzemiosło albo ziemię; z tego powodu córka nie otrzymuje posagu i zostaje starą panną. Z tego samego powodu młodszego syna sprzedają prawie w niewolę albo do wojska, a pieniądze dodają do domowego kapitału. Naprawdę, tak się tutaj robi; rozpytywałem.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Gracz, 1866)
   
   
   

utraciły nagle w naszych oczach wszelki sens. . .

„Godzimy się z tym, że nie jesteśmy wieczni, ale nie możemy znieść tego, aby sprawy nasze i czyny utraciły nagle w naszych oczach wszelki sens. Wtedy bowiem obnaża się pustka, która nas otacza...”

Antoine de Saint-Exupéry (fragment powieści Nocny Lot, 1931)
   
   
   

śmierć męża rozpocznie się dopiero jutro - w każdym drobiazgu codziennego życia. . .

Wzruszyła lekko ramionami. Riviere zrozumiał, że to miało oznaczać: „Więc po co ta lampa, ten stół nakryty, te kwiaty, które zastanę w domu...” Kiedyś z ust młodej matki usłyszał takie zwierzenie: „Dotąd nie mogę pojąć śmierci mojego dziecka. Najbardziej ranią mnie te tysiące drobnych rzeczy, te jego ubranka, które mi wpadają w oczy, a nocą, kiedy się budzę, wzbiera wciąż we mnie ta sama tkliwość, odtąd już bezużyteczna, jak pokarm mej piersi...” I dla tej kobiety śmierć męża rozpocznie się dopiero jutro - w każdym drobiazgu codziennego życia, w każdej jej czynności odtąd nadaremnej. Z wolna opuszczać będzie Fabien jej dom. Riviere taił w sobie głębokie współczucie.

Antoine de Saint-Exupéry (fragment powieści Nocny Lot, 1931)
   
   
   

wśród zimnego rozsypiska drogocennych kamieni błąkają się nieskończenie bogaci, ale skazani na zagładę. . .

„Jest zbyt cudownie” - myślał Fabien. Błądził wśród nieprzebranego mnóstwa gwiazd, po świecie. w którym prócz niego i jego towarzysza nie było ani jednej żywej istoty. Byli obaj jak owi dwaj złodzieje z bajki, zamurowani w skarbcu, z którego już nie zdołają się wydostać. Wśród zimnego rozsypiska drogocennych kamieni błąkają się nieskończenie bogaci, ale skazani na zagładę.

Antoine de Saint-Exupéry (fragment powieści Nocny Lot, 1931)
   
   
   

08 stycznia 2014

biedni ludzie są tylko czymś, co również trzeba dopiero stworzyć. . .

   Riviere pomyślał: „Nie, jego wydalam tak brutalnie, ale wydalam złoto, za które może i nie jest on odpowiedzialny, które jednak w nim tkwi”.
    „Muszę kierować zdarzeniami - i są mi one posłuszne: stwarzam je. A ludzie, biedni ludzie są tylko czymś, co również trzeba dopiero stworzyć. Albo też usunąć ich, gdy poprzez nich wciska się zło.

Antoine de Saint-Exupéry (fragment powieści Nocny Lot, 1931)
   
   
   

07 stycznia 2014

samotność. . .

nikogo
o nią nie wiń

ona przyszła
od środka

                      Jarosław Borszewicz (z tomu Duet Zezowaty, 1981)
   
  

  
  

06 stycznia 2014

pełen chęci czynu, a potem znów zupełnie zrozpaczony. . .

Byłem bardzo zmieszany i aby odwrócić jego uwagę do historii, zapytałem go o pisarza, o którym się wówczas mówiło, a którego nic nie czytałem: o Franza Werfla.
   Witz mówił o jego liryce, nasyconej miłością do ludzi. Nie ma człowieka, w którego nie potrafiłby się wczuć. Żadna służąca nie jest dla niego za mała, żadne dziecko, ale i żadne zwierzę, jest to ktoś w rodzaju świętego Franciszka, zupełnie jakby jego imię wskazywało mu drogę. Nie jest kaznodzieją, lecz kimś, kto posiada zdolność wcielania się w każde żywe stworzenie, by przez swój przykład nauczyć nas miłości do nich
   Przyjąłem to w dobrej wierze, jak wszystko, co od niego przychodziło (do zupełnie innego, samodzielnego zdania w tej sprawie doszedłem dopiero później). Ale nie to było właściwym wydarzeniem podczas tej jazdy pociągiem. Poruszony moimi nieśmiałymi, niepewnymi i pełnymi szacunku pytaniami zaczął mówić o sobie i był przy tym tak szczery, tak pozbawiony myśli o ochronie przed zdaniem innych, że nie bez zmieszania otrzymałem obraz człowieka, który wciąż jeszcze się s t a w a ł, wcale niepewnego swojej drogi, jeszcze rzeczywiście otwartego, pozbawionego pogardy i potępienia, co tak dobrze znałem z domu. Jego słowa, których może nawet dobrze nie rozumiałem, zachowałem jako proklamację zagadkowej religii: jest pełen chęci czynu, a potem znów zupełnie zrozpaczony. Wciąż szuka i nie znajduje. Nie wie, co robić, jak żyć. Ten człowiek, który siedział przede mną, który napawał mnie taką miłością, za którym poszedłbym wszędzie na oślep, wcale nie wiedział, dokąd idzie, zwracał się to ku temu, to ku owemu, pewnie było w nim tylko to, że chciał być niepewny, pewne było w nim tylko to, że chciał być niepewny i choć tak bardzo mnie to pociągało, gdyż wynikało z jego słów, wychodziło z jego ust, było tak cudownie rozpraszające - dokąd miałbym za nim pójść?

Elias Canetti (fragment powieści autobiograficznej Ocalony język, 1977)
   
   
   

05 stycznia 2014

powstałem ze zdań. . .

Powstałem ze zdań, które mówiła mi w takich okresach.

Elias Canetti (fragment powieści autobiograficznej Ocalony język, 1977)
   
   
   

ponieważ nie znała nienawiści i pozwalała istnieć każdej rzeczy. . .

Alice nie umiała zająć stanowiska wobec wojny; ponieważ nie znała nienawiści i pozwalała istnieć każdej rzeczy tak jak każdemu człowiekowi, nie potrafiła się nią zachwycać i wcale o niej nie myślała.

Elias Canetti (fragment powieści autobiograficznej Ocalony język, 1977)
   
   
   

nieszczęsne zdanie wróciło do swego źródła. . .

Owo nieszczęsne zdanie wróciło do swego źródła i straciło przez to na sile.

Elias Canetti (fragment powieści autobiograficznej Ocalony język, 1977)
   
   
   

04 stycznia 2014

ten świat. . .

Okazuje się, że to było nieporozumienie.
Dosłownie wzięto, co było tylko próbą.
Rzeki zaraz wrócą do swoich początków,
Wiatr ustanie w krążeniu swoim.
Drzewa zamiast pączkować będą dążyć do swoich korzeni.
Starcy pobiegną za piłką,
Spojrzą w lustro i znowu są dziećmi.
Umarli przebudzą się, nie pojmujący.
Aż wszystko, co się stało, wreszcie się odstanie.
Jaka ulga! Odetchnijcie, którzyście dużo cierpieli.

                                                                  Czesław Miłosz (z tomu Na brzegu rzeki, 1994)
 
 
 

wziąłem na siebie przeprowadzenie jej przez noce. . .

(...) wyczuwałem jej rozpacz i zagrożenie, które ją otaczało. Wziąłem na siebie przeprowadzenie jej przez noce, byłem ciężarem, który się na niej wieszał, gdy nie mogła już znieść swej mąki i chciała odrzucić życie. Było to bardzo dziwne, że  w ten sposób jednocześnie przeżywałem śmierć i lęk o życie, zagrożone przez śmierć.

Elias Canetti (fragment powieści autobiograficznej Ocalony język, 1977)
   
   
   

gdyby został ... w firmie swego ojca, która go przytłaczała, stałby się innym człowiekiem. . .

Często zadawałem sobie pytanie, czy stosunki między nami układałyby się tak dalej, gdyby dłużej żył. Czy w końcu zbuntowałbym się przeciw niemu tak jak przeciw matce? Nie mogę sobie tego wyobrazić, jego obraz pozostał we mnie niezmącony i takim chcę go widzieć. Myślę, że tak bardzo cierpiał z powodu tyranii swojego ojca, którego klątwa ciążyła na nim podczas tego krótkiego okresu w Anglii, że wszystko, co mnie tyczyło, czynił ostrożnie, z miłością i rozwagą. Nie był zgorzkniały, gdyż udało mu się uciec, gdyby został w Bułgarii, w firmie swego ojca, która go przytłaczała, stałby się innym człowiekiem.

Elias Canetti (fragment powieści autobiograficznej Ocalony język, 1977)
   
   
   

kłamca. . .

"Es mentiroso" - "To kłamca"

Elias Canetti (wynotowane z powieści autobiograficznej Ocalony język, 1977)
   
   
   

a wy wszystko wiecie. . .

I tylko w jednym różnicie się od Boga - Bóg wie wszystko, a wy wszystko wiecie lepiej.

 Erich Maria Remarque
   
   
   

02 stycznia 2014

wiatraczek. . .

Wiatraczek z światła
i szczebiotu
kręci się cały boży dzień

Ten dzień jest boży
utkany z słońca i miłości
a złotym jabłkiem ziemi
włada czuła dłoń.

Wiatraczek modry
jak kokarda
miele słowa i śmiech
jakby mannę niebieskie kamienie
ucierały dla ojca i matki
na radości niepowszedni chleb.

                                          Tadeusz Różewicz (z tomu Niepokój, 1947)
 
 
 

01 stycznia 2014

wesołe bydło. . .

Dla naiwnych, pełnych wiary, ideowych hitlerowców wynaleźliśmy określenie, które zakorzeniło się już u nas na dobre: "Wesołe (lub pogodne) bydło".

Heinrich Böll 
(fragment powieści Kim wreszcie ten chłopak ma zostać? 
Kiedy wojna wybuchła. 
Kiedy wojna się skończyła, 
1962)
   
   
   

śmiech na obliczu zbawionych podobny jest niekiedy do wyrazu twarzy potępionych. . .

Śmiech jednak był często śmiechem rozpaczy, jak to się czasami widuje na średniowiecznych obrazach, gdzie śmiech na obliczu zbawionych podobny jest niekiedy do wyrazu twarzy potępionych.

Heinrich Böll 
(fragment powieści Kim wreszcie ten chłopak ma zostać? 
Kiedy wojna wybuchła. 
Kiedy wojna się skończyła, 
1962)
   
   
   

któryś na nas wstąpiłeś do sa. . .

(...)do naszych rozmaitych frywolnych wariantów różańca wprowadziliśmy zwrotkę: "Któryś na nas wstąpiłeś do SA" i zamiast: "Jej prawica pełna darów" - "Twa prawica pełna R 6".

Heinrich Böll 
(fragment powieści Kim wreszcie ten chłopak ma zostać? 
Kiedy wojna wybuchła. 
Kiedy wojna się skończyła, 
1962)
   
   
   

co określa się jako chrześcijaństwo "mieszczańskie" (mieliśmy na myśli kołtuństwo). . .

Do dziś tego nie wiem: nie byliśmy ani prawdziwymi drobnomieszczanami, ani świadomymi proletariatem, najbardziej skłanialiśmy się w stronę cyganerii; wyraz "drobnomieszczaństwo" stał się jednym z naszych klasycznych obelżywych słów. Składniki owych trzech klas - a do żadnej z nich właściwie nie należeliśmy - sprawiły, że to, co określa się jako chrześcijaństwo "mieszczańskie" (mieliśmy na myśli kołtuństwo), stało się dla nas absolutnie nie do zniesienia.

Heinrich Böll 
(fragment powieści Kim wreszcie ten chłopak ma zostać? 
Kiedy wojna wybuchła. 
Kiedy wojna się skończyła, 
1962)
   
   
   

narodowi socjaliści uzyskali właśnie od watykanu pierwszą międzynarodową aprobatę na wielką skalę.

Po objęciu władzy, podpaleniu Reichstagu i wyborach marcowych narodowi socjaliści uzyskali właśnie od Watykanu pierwszą międzynarodową aprobatę na wielką skalę. Część naszej rodziny - w tym również ja - zastanawiała się poważnie, czy nie wystąpić z Kościoła, ale stało się to teraz modne właśnie pośród "poległych w marcu" i mogło być mylnie interpretowane jako ukłon w stronę hitlerowców.

Heinrich Böll 
(fragment powieści Kim wreszcie ten chłopak ma zostać? 
Kiedy wojna wybuchła. 
Kiedy wojna się skończyła, 
1962)
   
   
   

ren, ren, ten wielki szary ren, ruchliwy i rwący. . .

Na długo nim poznałem "Podróżnego bez bagażu" Anouilha, sam chętnie bywałem takim właśnie podróżnym, i po dziś dzień jest moim (niezniszczalnym) marzeniem być nim nadal. Ręce w kieszeniach, otwarte oczy, uliczni sprzedawcy, tandeciarze, bazary, kościoły, także muzea (owszem lubiłem muzea, byłem żądny wiedzy, ale nie paliłem się do nauki), dziwki (które spotyka się w Kolonii prawie na każdym kroku), psy, koty, zakonnice, księża, mnisi - i Ren, Ren, ten wielki szary Ren, ruchliwy i rwący, nad którym mogłem przesiadywać godzinami(...)

Heinrich Böll 
(fragment powieści Kim wreszcie ten chłopak ma zostać? 
Kiedy wojna wybuchła. 
Kiedy wojna się skończyła, 
1962)
   
   
   

palenie książek, przedsięwzięcie nie tylko karygodne, lecz zarazem żałosne. . .

Odbyło się też, nie wiem już dokładnie kiedy, palenie książek, przedsięwzięcie nie tylko karygodne, lecz zarazem żałosne; wciągnięto hitlerowską flagę na maszt, ale nie pamiętam, czy ktoś wygłosił przemówienie i wyklinając tytuł po tytule i autora po autorze rzucał książki do ognia; sądzę, że mała ich kupka już uprzednio została ułożona na stosie i od tamtego czasu wiem: książki marnie się palą. Ktoś widać zapomniał poleć je benzyną.(...) Ten czy ów nauczyciel prywatnie poświęcił swego Remarque'a czy Tucholsky'ego na żer dla ogniska.

Heinrich Böll 
(fragment powieści Kim wreszcie ten chłopak ma zostać? 
Kiedy wojna wybuchła. 
Kiedy wojna się skończyła, 
1962)
   
   
   

odraza do narodowych socjalistów. . .

Dalsza przesłanka: Moja nieprzezwyciężona (i do dziś niepokonana) odraza do narodowych socjalistów nie była wyrazem oporu - oni mnie b r z y d z i l i, byli mi wstrętni, gdziekolwiek się z nimi zetknąłem: świadomie o r a z instynktownie, pod względem estetycznym o r a z politycznym, do dnia dzisiejszego nie zdołałem odkryć w narodowych socjalistach i okresie ich władzy czegokolwiek interesującego(...)

Heinrich Böll 
(fragment powieści Kim wreszcie ten chłopak ma zostać? 
Kiedy wojna wybuchła. 
Kiedy wojna się skończyła, 
1962)