05 listopada 2022

sen. . .

Śniło mi się, że znika treść kwiatów wątpliwa,
I że ogród, istnienia zlistwionego syt -
Ginie, szepcąc twe imię, dziewczyno wróżb chciwa -
A śmierć szarpie na strzępy twój spieszczony byt.

Ginie w złoto i jedwab przystrojone życie,
I cmentarz, gdzie rozpacza zapomniany trup -
I las znika, gdzie ślad swój wyryła niezbicie
Zwycięska rzeczywistość moich dzielnych stóp.

Znikło miasto, gdzie wrzała bezzasadna praca
I gdzie się rozbudował śmiech, niebyt i żal.
Nadaremnie się obłok - słońcu przypodzłaca:
Znikł obłok - żywot wieczny - bóstw kilka - i dal.

Lecz ja trwam, by śnić jeszcze na moglie nieba
Mrok, któremu śmierć chmurne rozczesuje brwi.
I mój pokój trwa także - dlatego że trzeba
Mieć pokój - we wszechświecie... I zamknąłem drzwi...

Świerszcz piosenką zapiecną oszołamia ciszę -
Anioł miga białawo w zaokiennej mgle -
A ja wiersz ten dla świerszczy i aniołów piszę -
I tak mi źle na tym świecie - tak mi strasznie źle!

                                                  Bolesław Leśmian (z tomu Napój cienisty / Spojrzystość, 1936)
   
   
   

piła. . .

Idzie lasem owa zmora, co ma kibić piły,
A zębami chłopców nęci i zna czar mogiły.

Upatrzyła parobczaka na schyłku doliny:
"Ciebie pragnę, śnie jedyny - dyny moje, dyny!

Pocałunki dla cię, chłopcze, w ostrą stal uzbroję,
Błysk - niedobłysk na wybłysku - oto zęby moje!

Oczaruj się tym widokiem, coś go nie widywał,
Ośnijże się tymi snami, coś ich nie wyśniwał!

Połóż głowę na tym chabrze i połóż na maku,
Pokochaj mnie w polnym znoju i w śródleśnym ćmaku!"

"Będę ciebie kochał mocą, z którą się mocuję,
Będę ciebie tak całował, jak nikt nie całuje!

Będę gardził dziewczętami, com je miał w swej woli
Bo z nich każda od miłości łka, jak od niedoli.

Chcę się ciałem przymiarkować do nowej pieszczoty
Chcę się wargą wypurpurzyć dla krwawej ochoty!

Chcę dla twojej, dla zabawy tak się przeinaczyć,
Abym mógł się na twych zębach dreszczami poznaczyć!

Zazgrzytała od rozkoszy, naostrzyła zęby:
"Idę w miłość, jak chadzałam na leśne wyręby!"

Zaszumiała ponad nimi ta wierzba złotocha -
Poznał chłopiec, czym w uścisku jest stal, gdy pokocha!

Całowała go zębami na dwoje, na troje:
"Hej, niejedną z ciebie duszę w zaświaty wyroję!"

Poszarpała go pieszczotą na nierówne części:
"Niech wam, moje wy drobiażdżki, w śmierci się poszczęści!"

Rozrzuciła go podzielnie we sprzeczne krainy:
"Niechaj Bóg was pouzbiera, ludzkie omieciny!"

Same chciały się uciułać w kształt wielce bywały,
Jeno znaleźć siebie w świecie wzajem nie umiały.

Zaczęło się od mrugania ległych w kurzu powiek -
Nie wiadomo, kto w nich mrugał, ale już nie człowiek!

Głowa, dudniąc, mknie po grobli, szukająca karku,
Jak ta dynia, gdy się dłoniom umknie na jarmarku,

Piersią, sobie przywłaszczoną, jar grabieżczo dyszy,
Uchem, wbiegłym na wierzchołek, wierzba coś tam słyszy!

Oczy, wzajem rozłączone, tleją bez połysku,
Jedno brzęczy w pajęczynie, drugie śpi w mrowisku

Jedna noga popod lasem uwija się w tańcu,
Druga włóczy się na klęczkach po zbożowym łańcu.

A ta ręka, co się wzniosła w próżnię ponad drogą,
Znakiem krzyża przeżegnała nie wiadomo kogo!

                                             Bolesław Leśmian (z tomu Łąka / ballady, 1920)
   
   
   
 

szmer wioseł. . .

Szmer wio­seł dwoj­ga w gę­stwi­nie fal, —
I szmer — i słoń­ce — i śpiew — i dal!

Tak wła­śnie trze­ba i tyl­ko tak:
Pły­nąć wbrew zie­mi — nie­bu na wspak!

Per­ły, ko­ra­le skra­dzio­ne dnu
Rzu­cać w głę­bi­nę wła­sne­go snu —

I na­słu­chi­wać — o, złu­do złud! —
Czy­li ude­rzą z ję­kiem o spód?

Łódź się od­bi­ja w fali na wznak, —
Tak wła­śnie trze­ba i tyl­ko tak!

Dwo­istą ło­dzią i tu i tam
Płyń jed­no­cze­śnie, pod­wa­kroć sam!

Dwo­istą ło­dzią w bez­mia­ry płyń,
Po­dwój­nie ko­chaj, po­dwój­nie giń!

Czwo­ro masz wio­seł, dwa ste­ry masz,
Ku wła­snej twa­rzy schy­lo­ną twarz —

Jak­byś wy­pły­nął z dwu róż­nych snów,
Aby w tym jed­nym spo­tkać się znów!

Jak­byś za­przy­siągł noce i dnie
Temu jed­ne­mu! Mój śnie, mój śnie!

                               Bolesław Leśmian (z tomu Sad rozstajny / pieśni mimowolne, 1912)
   
   
   

01 listopada 2022

podróż. . .

Idź
albo jedź niczego z sobą nie biorąc
do miasta
gdzie nikogo nie znasz
i zostań tam przez trzy dni
Kiedy poczujesz głód
poproś o chleb
kiedy poczujesz pragnienie
poproś o wodę
Śpij gdzie się da
i codziennie pytaj
dziewięciu osób o człowieka
o twoim nazwisku
i twoich kolejach życiowych

                                           Jiří Kolář
                                           tłum. Leszek Engelking