25 grudnia 2018

ukuj moją starczą chódź. . .

Ukuj moją starczą chódź - 

A gdy ją ujrzał tak w refleksach całą
To już mu wtedy brakowało mało

A gdy zobaczył to czego nie trzeba
To mu się zdało, że to rąbek nieba

A gdy ją ujrzał taką całą w groszkach
To mu się zrobiło jak po dobrych proszkach

A gdy ją ujrzał tak całkiem bez groszków
To nie trzeba mu było nawet dobrych proszków

Puć tó do mnie Dziedzko puć
Ukuj moją starczą chódź - 

                                                               Witkacy
  
  
  

17 grudnia 2018

co robiłbym bez świata. . .

co robiłbym bez tego obojętnego świata pozbawionego wyrazu
gdzie być to ledwie chwila a każda chwila leci
stacza się w pustkę w niepamięć o tym że w ogóle była
bez tej fali co w końcu
pochłania ciało i cień
co robiłbym bez tej ciszy w której ginie szeptanie
i dyszenie i szały wołające o pomoc wołające o miłość
bez tego nieba które
wznosi się ponad pyłem ciążącym mu jak balast

co robiłbym
to samo co wczoraj i co dziś
wyglądałbym przez wizjer wypatrując kogoś
kto jak ja by się błąkał i krążył z dala od życia
w przestrzeni marionetek
pośród głosów bez głosu
tłoczących się w mej kryjówce

                                                              1948

                                                           Samuel Beckett
                                                           przełożył Antoni Libera
   
   
   

żeby jacyś ludzie deptali mnie i obrzucali ordynarnymi wyzwiskami; czułbym. . .

   Noc coraz głębsza. Na niebie chmury i czarne, wydłużone topole. Słychać szum. Okna wygasają, ludzie kładą się spać. Nie chcę spać, boję się snu. Człowiek powinien teraz bez przerwy żyć, siedzieć z otwartymi oczami i myśleć. Jak długo można zasypiać i budzić się bez nadziei? Ja żyję i zamierzam jeszcze żyć jakiś czas, ale już mnie nie ma. Okropne uczucie. Wolałbym w tej chwili, żeby ktoś pluł na mnie, żeby jacyś ludzie deptali mnie i obrzucali ordynarnymi wyzwiskami; czułbym, że żyję. Moje istnienie muszą potwierdzić inni.

Tadeusz Różewicz (fragment opowiadania Nowa szkoła filozoficzna, 1956)


odejdę więc, nie podzieliwszy się żadną mądrością ani okrzykiem rozpaczy. . .

   Te nocne rozmyślania nie mają żadnej wartości. Nic z nich nie wychodzi. W świetle dnia nikną razem z księżycem. Czasem układałem list pożegnalny. Ale i to mi przeszło. Ponieważ naprawdę nie mam innym ludziom nic do powiedzenia. Nic mądrego ani nic rozpaczliwego. Teraz ludzie powinni odchodzić w milczeniu.Tak jest przyzwoiciej. Właściwie powinno się wymawiać tylko niezbędną do życia liczbę słów. Odejdę więc, nie podzieliwszy się żadną mądrością ani okrzykiem rozpaczy; zresztą nic mnie złego nie spotkało. Nic mi się na głowę nie wali. Odejdę, ponieważ doszedłem do wniosku, że mogę tu być jutro, a mogę też nie być.

Tadeusz Różewicz (fragment opowiadania Nowa szkoła filozoficzna, 1956)


to więc w pewnym sensie problem odległości oprawcy od ofiary. . .

   Teraz leżałem u siebie w pokoju na łóżku i myślałem. Myślałem o tym, że gdyby ustawiono w odległości stu metrów tłum ludzi,w tym „starców, kobiety i dzieci", gdyby mi dano karabin maszynowy i kazano tych ludzi wystrzelać, zrobiłbym to, nie pytając o nic. Wystarczyłoby mi, że polecenie wydał przełożony. Że ma na sobie mundur. Mnie się zdaje, że hitlerowcy byli mordercami, ale i my,ich ofiary, z oporem i bez własnej woli, zamienialiśmy się w morderców.
   Posiałbym więc kilka długich serii po tych „starcach, kobietach,dzieciach" i koniec. Myślę, że z większej odległości można wybić masę ludzi bez mdłości i zawrotów głowy... Lotnicy, którzy wygniatali całe miasta, odznaczali się przecież wśród innych żołnierzy pewną elegancją i rycerskością. Jest to więc w pewnym sensie problem odległości oprawcy od ofiary. Chodzi o to, aby krew nie obryzgała rąk i żeby nasze nogi nie plątały się we wnętrznościach ofiary.Są to raczej problemy estetyczne, higieniczne. Oczywiście nie każdy jest zdolny do walki na bagnety, do zadawania tortur. Ale każdy normalny mężczyzna jest zdolny do zadawania śmierci z pewnej odległości. Rozdzieranie własnoręcznie małego dziecka to zupełnie co innego niż strzał z odległości kilkuset metrów. Zresztą najbardziej pokojowych czasach żony ćwiartują mężów i roznoszą ich poćwiartowane ciała w walizkach po dworcach kolejowych,poczekalniach i kinach. Więc może i z tą wojną nie należy przesadzać.

Tadeusz Różewicz (fragment opowiadania Nowa szkoła filozoficzna, 1956)


 

ukrył w kwiatach armaty, panie profesorze. . .

NAUCZYCIEL Aa przypomniał sobie powiedz mi jeszcze, za co kochasz Chopina.
STARZEC I Chopin ukrył w kwiatach armaty, panie profesorze, i spopularyzował imię Polski na świecie.
NAUCZYCIEL Tak, lecz cóż odczuwasz, słuchając jego muzyki jak rok długi?
STARZEC I Odczuwam głęboką wdzięczność dla kompozytora.
NAUCZYCIEL kręci głową Jakże można mówić o tym, że nasza młodzież jest cyniczna i obojętna.

Tadeusz Różewicz (fragment dramatu Kartoteka, 1961)


 

jestem sobą. . .

SEKRETARKA A teraz?
BOHATER Teraz zawsze jestem sobą. Tak długo wędrowałem, zanim doszedłem do siebie.
SEKRETARKA Do siebie? Jak tam wygląda? Co tam jest?
BOHATER Nic. Wszystko jest na zewnątrz, są jakieś twarze, drzewa,obłoki, umarli... ale to wszystko tylko przepływa przeze mnie.Widnokrąg zamyka się. Najlepiej widzę, kiedy zamknę oczy. Z zamkniętymi oczyma widzę miłość, wiarę, prawdę...
SEKRETARKA Dziwne!
BOHATER Tak, to jest...

Tadeusz Różewicz (fragment dramatu Kartoteka, 1961)


 

20 listopada 2018

ale od czasu, jak u ciebie bóg pojawił się. . .

A ja, skąd wiem, co tobie twój Bóg każe zrobić. Pókiś ty sam od siebie zależał, ja wiedziałem, czego się od ciebie spodziewać, ale od czasu, jak u ciebie Bóg pojawił się, ja już nic wiedzieć nie mogę. Skąd ja wiem, co temu twojemu Bogu do głowy przyjdzie.

Stanisław Leopold Brzozowski  (Płomienie, 1908)
   
   
   

05 listopada 2018

nawet bóg nieopowiedziany czy istniałby?. . .

Toteż miliony,ba, miliardy ludzi wciąż opowiadają siebie w nadziei, że zostaną wysłuchani. Kto wie zresztą, czy te opowieści nie odraczają nawet końca świata, który by dawno się dokonał, gdyby miał kto o tym końcu opowiedzieć i kto wysłuchać. Tyle wojen, męczeństwa, cierpień, rozpaczy jakby kusiły świat, aby się skończył. Tyle nienawiści, bo często i miłość jest już zarażona nienawiścią, a świat jakby na przekór sobie wciąż istnieje. Czyto nie dziwne? Więc może każde zdarzenie musi się przejrzeć w opowieści, jeśli chce się zdarzyć? I każdy' człowiek, jeśli chce istnieć? A nawet Bóg nieopowiedziany czy istniałby?

Wiesław Myśliwski (fragment powieści Ucho Igielne, 2018)
   
   
   

przeszłość zawsze się podporządkowuje obecnie przeżywanej chwili. . .

   Szedłem za jego trumną, a we mnie przesuwały się niczym na taśmie filmowej jakieś ułomki, cząstki, okruszyny wspomnień, przywoływanych przez wyobraźnię, która pod wpływem jego śmierci kształtowała je na nowo. Któż by bowiem pamiętał, zwłaszcza z odległości lat, jak naprawdę było. Przeszłość zawsze się podporządkowuje obecnie przeżywanej chwili. A obecną chwilę ustanawiał jego pogrzeb.


Wiesław Myśliwski (fragment powieści Ucho Igielne, 2018)
   
   
   

przystosowanie jest bowiem warunkiem istnienia. . .

   — Co by mówić, to człowiek widocznie jest z plasteliny, o inaczej by tego wszystkiego nie zniósł.
   Gdy po latach zastanawiałem się nad jego słowami, bo często przypominałem sobie, co kiedyś tam powiedział, zadawałem sobie pytanie, kim był, prócz tego że był moim ojcem, i zawsze skłonny byłem przyznać mu rację. Przystosowanie jest bowiem warunkiem istnienia. Jeśli człowieka nie stać na to, płaci najczęściej cenę, która jest ponad jego miarę. Muszę powiedzieć, że ojciec jest dla mnie bardziej tajemniczą postacią niż matka, trudniejszą do rozpoznania od niej. Bonie sądzę, aby niczego nie podejrzewał w tych nagłych przypływach czułości matki, chociaż i jego wprawiały w dobry nastrój. Tylko jakie mamy prawo osądzać naszych ojców, matki? Ich tajemnice wraz z nimi umarły i nigdy nam ich nie ujawnią. Może na szczęście dla nas.

Wiesław Myśliwski (fragment powieści Ucho Igielne, 2018)
   
   
   

samotność sami sobie zadajemy jako niezgodę na świat, w którym przyszło nam żyć. . .

   — Nie jestem sam.
   Dało mi to na długo do myślenia. Być samemu, a czuć się samotnym to może zupełnie co innego? Przecież bywa,że człowiek ma żonę, dzieci, wnuki, przyjaciół, a czuje się samotny. Może samotność sami sobie zadajemy jako niezgodę na świat, w którym przyszło nam żyć? Może jej źródło kryje się w naszej bezbronności wobec tego świata? A może i wobec naszego losu, na który nie mamy wpływu?

Wiesław Myśliwski (fragment powieści Ucho Igielne, 2018)
   
   
   

może ktoś kiedyś poszerzy odpowiedzialność człowieka za sny. . .

   — Śnił mi się pan.
   — Jak? — spytałem, chociaż nie lubię snów.
   Gdy mi się coś śni, zawsze gorzej śpię. Sen powinien być jak śmierć. Nic, a po przebudzeniu zwyczajny dzień, jakby się dopiero życie zaczynało. Sny ciążą, zniechęcają, często każą się domyślać Bóg wie czego. Ba, nawet zmuszają do tropienia siebie. Tym bardziej nie lubię czyichś snów, w których się komuś śniłem. Bo co się za tym kryje, że mu się śniłem? Nie mogłem się przyśnić bez powodu, wiadomo. No, i szukaj powodów, zachodź w głowę, dręcz się, że czymś cię chce obarczyć. Ze próbuje coś zrzucić z siebie i przerzucić na ciebie, aby mu lżej było, chociaż tobie będzie ciężej. Zwłaszcza że za sny się nie odpowiada. A może powinno. Może ktoś kiedyś poszerzy odpowiedzialność człowieka za sny. Zresztą już jesteśmy na drodze ku temu. Widzą nas, gdy idziemy ulicą, słyszą nas,gdy mówimy choćby szeptem, a nawet mury naszych mieszkań nie wiadomo, czy jeszcze nas bronią. A przecież jesteśmy zrośnięci z naszymi snami, podobnie jak z myślami, słowami,uczuciami i tak dalej. Do niektórych już się dobrali. Długo więc czekać, jak się dobiorą i do naszych snów.

Wiesław Myśliwski (fragment powieści Ucho Igielne, 2018)
   
   
   

człowiek powinien się sprawdzać wobec dawnych zdarzeń. . .

   Potrzebne mi było zaświadczenie z liceum przy ponownym staraniu się o przyjęcie na studia. I przy okazji zaszedłem do Ucha Igielnego. Pierwszy raz, odkąd spadł z tych schodów.Nie, nie miałem żadnej nadziei, że ją spotkam. Nie wiem nawet, co mógłbym jej powiedzieć. Chciałem jedynie sprawdzić,jak się zachowa moja pamięć wobec tego, co tu się stało, na tych schodach. Człowiek powinien się sprawdzać wobec dawnych zdarzeń, nawet wobec bardzo dawnych, tych sprzed jego życia. A kto wie, czy również nie wobec własnych wyobrażeń'Zwłaszcza że to on mnie namówił, abym poszedł na historię.

Wiesław Myśliwski (fragment powieści Ucho Igielne, 2018)
   
   
   

może tak się umiera. . .

Uchu Igielnym, wypatrywałem, czy od strony tej doliny wyjdzie, czy od strony miasta będzie schodziła. Byłbym ją w pierwszych słowach powitał:
   — Teraz nie zmokniemy.Niestety, i tym razem nie przyszła. Do dziś najgorsze myśli nieraz mną targają, że może tak się umiera. Po prostu nie przyjdzie się, nie odpisze na list, nie podniesie się słuchawki[...]

Wiesław Myśliwski (fragment powieści Ucho Igielne, 2018)
   
   
   

każdy miałby się do czegoś przyznać. . .

   — Ale do czego mam się przyznać?
   — To nie moja sprawa, to nie ja mam się przyznać. A prawdę mówiąc, każdy miałby się do czegoś przyznać. Gdybyśmy nawet pierwszych lepszych ściągali z ulicy na przesłuchania. I może kiedyś tak będzie. Na razie mamy ograniczony zakres działań.

Wiesław Myśliwski (fragment powieści Ucho Igielne, 2018)
   
   
   

sumienia rzadko się same otwierają, a jeśli, to dopiero na starość. . .

Od tego „hmm” aż się skuliłem w sobie. W takim „hmm”może kryć się nie wiadomo co, nawet oskarżenie, na które nie ma co prawda dowodów, lecz pobrzmiewa przekonanie'że znajdą się, nie wcześniej, to później znajdą się. Później może będzie nawet łatwiej znaleźć. Ulepszą się techniki śledcze, udoskonalą metody badań, pojawi się nowa aparatur, która będzie czytać sama, bez zadawania pytań. I bez Bronki,bo nie trzeba będzie nic pisać, wyświetli się podejrzanego na ekranie. Jeśli ma duszę, będzie i duszę jak na dłoni widać. Cierpliwości, co się oddali, to się i zbliży. A tymczasem nie szkodzi pomarzyć. Przez ten czas i podejrzanemu minie lat,niejednego doświadczy, niejedno zrozumie, może kiedyś nawet z własnej woli przyjdzie i przyzna się, nie trzeba go będzie zatrzymywać, nigdzie wyjeżdżać, niczego śledzić. Będzie się siedziało za biurkiem i przyjmowało winnych jak przy składaniu podań o zapomogi czy mieszkania. Dobrać się tylko do sumień, bo jak do tej pory sumienia rzadko się same otwierają, a jeśli, to dopiero na starość. Może zamiast milicji będą tylko urzędy, biura, wydziały, to i pensje wzrosną. Milicji słabo idzie, zwłaszcza z młodymi. Młodzi to najtrudniejszy materiał do przesłuchań — kręcą, motają, wypierają się,nic dla nich kodeksy, paragrafy, im się wydaje, że młodość na wszystko pozwala. Za nic mają milicję. No, to przekonają się,kiedy będziemy drogowskazem świata.

Wiesław Myśliwski (fragment powieści Ucho Igielne, 2018)
   
   
   

kto zna dobrze wieczorną ciszę,ten wie, że się ta cisza sama wsłuchuje w człowieka, w jego milczenie, w myśli, życzenia. . .

   A gdy musiał już coś rzec, co go dręczyło, nosił się z tym zwykle do spokojnego czasu: żniwa przeczekał, orki i siewy,bo kto ma taką cierpliwość jak on, nie czasem siebie mierzy,ale spełnieniem. I tylko do wieczoru miał zaufanie, gdyż do tych paru swoich słów potrzebował ciszy niezmąconej, jaka jedynie z wieczorem nastaje, ciszy w izbie, w obejściu, we wsi,bo tylko cisza godna jest słów, tylko w ciszy słowa znaczą to,co się przez nie pragnie. A kto zna dobrze wieczorną ciszę,ten wie, że się ta cisza sama wsłuchuje w człowieka, w jego milczenie, w myśli, życzenia. W tej ciszy słychać, jak stół stoi, jak obrazy wiszą na ścianach i jak garnki obsychają na kuchni, a mleko zsiada się w gliniakach, słychać, jak mróz bierze na noc i ogień stygnie pod blachą, jak się nafta w lam-Pie z płomieniem liże, a pisklęta klują się z martwoty w opałce pod stołem. W takiej to ciszy rodzą się przeczucia, szmery przemieniają się w przestrogi, a senność w śmierć.

Wiesław Myśliwski (fragment powieści Nagi sad,1967)
   
   
   
   

wewnętrzną martwotę. . .

   Gdy mówimy o kimś, że jest żywy, to wyrażamy pogląd, iż posiada on wstępną zdolność do kreowania zmiany w swoim otoczeniu społecznym — zmiany w emocjonalnych reakcjach i działaniach innych ludzi. Wypowiadając te słowa, nie myślimy o człowieku, który gorączkowo krząta się organizując różne sprawy. Chodzi nam o aktywność zachodzącą na głębszym poziomie. Większość z nas wie, że lecząc pacjenta, który jest nieustannie zabiegany i zajęty, często odkrywamy w nim wewnętrzną martwotę. Kiedyś prowadziłem analizę kobiety, której życie było pasmem ciągłej aktywności, egzotycznych podróży i zaangażowania w różne nadzwyczajne projekty. W trakcie analizy stało się jednak jasne, że wewnątrz pozostawała martwa —aby sobie z tym radzić, musiała nieustannie uczestniczyć w ekscytujących sytuacjach.

Symington, N., (2013). Narcyzm. Nowa Teoria. Gdańsk: Wydawnictwo Imago.
   
   
   

20 września 2018

wiedza i pamięć. . .

Wszystko, co człowiek może wygrać w grze dżumy i życia, to wiedza i pamięć. Może to właśnie Tarrou nazywał wygraniem partii
   Znowu przejechało auto i pani Rieux poruszyła się na swym krześle. Rieux uśmiechnął się do niej. Powiedziała mu, że nie jest zmęczona, i zaraz potem:
   - Trzeba, żebyś wyjechał odpocząć tam, w góry.
   - Oczywiście, mamo.
   Tak, odpocznie tam. Dlaczegóż by nie? Będzie to także pretekst dla pamięci. Ale jeśli to jest właśnie wygranie partii, jak musi być trudno żyć tylko tym, co się wie i pamięta, i bez nadziei.

Albert Camus (fragment powieści Dżuma, 1947)
   
   
   

wywołać zniekształconą wizję tego, czym był kiedyś człowiek. . .

Jedyna rzecz, która wywarła wrażenie na wszystkich mieszkańcach, to wprowadzenie zaciemnienia. Od godziny jedenastej miasto pogrążone w całkowitej ciemności stawało się kamienne.
   Pod księżycowym niebem wystawiało rzędami swe białawe mury i proste ulice, nieskażone nigdzie czarną plamą drzewa, niezaniepokojone nigdy krokiem przechodnia czy głosem psa. Wielkie ciche miasto było wówczas tylko zbiorowiskiem masywnych i nieruchomych sześcianów, pomiędzy którymi milczące wizerunki zapomnianych dobroczyńców czy wielkich ludzi przeszłości, na wieki wciśnięte w brąz, usiłowały swymi nieprawdziwymi twarzami z kamienia czy żelaza wywołać zniekształconą wizję tego, czym był kiedyś człowiek. Te poślednie bóstwa panowały pod gęstym niebem na martwych skrzyżowaniach ulic, niewrażliwe i prostackie, dość wiernie wyobrażając nieruchome królestwo, do którego wkroczyliśmy, lub przynajmniej jego ład ostateczny, ład cmentarza, gdzie dżuma, kamień i noc zmusiły wreszcie wszelki głos do milczenia.

Albert Camus (fragment powieści Dżuma, 1947)
   
   
   

na drodze prawdy, skoro walczy przeciw światu. . .

   — A więc — powiedział Tarrou. — Dlaczego okazuje pan tyle poświęcenia, jeśli nie wierzy pan w Boga? Może dzięki pańskiej odpowiedzi sam potrafię odpowiedzieć.
   Nie wychodząc z cienia, doktor odparł, że dał już odpowiedź, że gdyby wierzył we wszechmogącego Boga, przestałby leczyć ludzi, zostawiając Bogu tę troskę. Ale ponieważ nikt na świecie, nawet Paneloux, choć sądzi, że w Boga wierzy, nie wierzy w niego w taki sposób, ponieważ nikt nie poddaje się całkowicie, on, Rieux, myśli, że tu przynajmniej jest na drodze prawdy, skoro walczy przeciw światu takiemu, jaki jest.

Albert Camus (fragment powieści Dżuma, 1947)
   
   
   

wiosnę sprzedaje się na targach. . .

Zmiany pór roku czyta się tylko w niebie. Wiosnę oznajmia jedynie jakość powietrza lub koszyki kwiatów, które drobni sprzedawcy przywożą z okolicy: wiosnę sprzedaje się na targach. W lecie słońce zapala zbyt suche domy i pokrywa mury szarym popiołem; wówczas można żyć tylko w cieniu zamkniętych okiennic. Jesienią natomiast potop błota. Pięknie bywa tylko zimą.

Albert Camus (fragment powieści Dżuma, 1947)
   
   
   

w burdelu jest się bliżej życia. . .

   - Bo w burdelu jest się bliżej życia niż w klasztorze - mówi Santiago.
   -Będą stawiać na nogi całe garnizony, będą śledzić poszkodowanych chłopów — powiedziała Aida. - Susza jest dla nich problemem, dlatego Że może wywołać rozruchy, a nie dlatego że Indianie umierają z głodu. To się nie mieści w głowie!


Mario Vargas Llosa (fragment powieści Rozmowa w „Katedrze”, 1969)
   
   
   

nihil admirari. . .

Ogólnie biorąc, aktualna kultura wiedzy całkowicie przyswoiła sobie postawę stoickiego nihil admirari [niczemu się nie dziwić]: choć już starożytne nauczanie mądrości wpajało swoim adeptom regułę,by już niczemu się nie dziwić, maksyma ta osiąga cel dopiero w czasach nowożytnych.

Peter Sloterdijk (Stres a wolność, 2011)
   
   
   

permanentnie prące naprzód systemy troski. . .

Moim zdaniem polityczne duże ciała zwane przez nas społeczeństwami należy w pierwszej kolejności pojmować jako pola sił integrowane przez stres, a ściślej jako samostresujące się, permanentnie prące naprzód systemy troski.

Peter Sloterdijk (Stres a wolność, 2011)
   
   
   

każdego dnia i każdej godziny ... nowe propozycje pobudzenia. . .

Pewien stały, mniej lub bardziej intensywny przepływ tematów stresu musi dbać w niej o synchronizację poszczególnych świadomości, by integrować ludność w odtwarzającej się co dnia wspólnocie troski i pobudzenia. Dlatego współczesne media informacyjne są wprost niezbędne do zapewniania spójności narodowych i kontynentalnych wspólnot stresu. Tylko te media potrafią za pomocą nieprzerwanego strumienia podaży drażniących tematów spinać rozjeżdżające się zbiorowości przeciwstawnymi napięciami. Funkcja mediów w zintegrowanym stresem wielośrodowiskowym społeczeństwie polega na tym, by ewokować i prowokować zbiorowości jako takie, każdego dnia i każdej godziny zapewniając im nowe propozycje pobudzenia — propozycje irytacji, zazdrości, arogancji,mnogość ofert nastawionych na sentymentalizm, lękliwość i niedyskrecję obywateli.


Peter Sloterdijk (Stres a wolność, 2011)
   
   
   

30 sierpnia 2018

oststni promyk nadziei. . .

Przepiłem jedyne 10 oboli
został mi tylko ostatni promyk nadziei
rzuciłem go na bufet
szynkarz nie spodziewał się takiej gratki
znał się na tym, więc poznał w lot
że nie jest to byle jaka sztuka
to nie jest troska wyrobnika
ani kalkulacja kupca
ani niepokój spadkobiercy
ale nadzieja bezwzględna i okrutna
                                            luksusowa
                                            wieloraka
                                            arystokratyczna
nadzieja niszczenia świata
i kreacja idiotycznych ogrodów

o, jak pięknie w palcach tego głupca
lśni mój ostatni promyk nadziei

                                                           1957

                                                           Andrzej Bursa
   
   
   

29 sierpnia 2018

cierpimy (?) na multifrenię. . .

Multifrenia jest terminem zaproponowanym przez Kennetha Gergena (2009). Cierpimy (?) na multifrenię, bo nasze Ja staje się coraz mniej spójne, jest rozbite na szereg różnych jego aspektów. W celu opisu multifrenii Gergen odwołuje się do jeszcze innej metafory, tj. do pojęcia zaludnionego Ja. Według niego nasze Ja jest coraz bardziej zaludnione przez osoby, z którymi się kontaktujemy, poglądy, z jakimi przychodzi nam się konfrontować, cały wachlarz stanowisk, z jakimi codziennie mamy do czynienia. Ma to związek z rozwojem współczesnych technologii, które, jak już pisaliśmy, dosłownie zanurzają nas w morzu różnych opinii, wiadomości, intensyfikują nasze kontakty z innymi osobami. Mówiąc językiem Gergena,im bardziej zaludnione jest nasze Ja, tym trudniej o jego spójność, gdyż brak czasu i wielość stanowisk nie pozwala na ich przyswojenie i zintegrowanie. Ja — w tym ujęciu — staje się pewnym konglomeratem mniej lub bardziej powiązanych przekonań, reprezentacji innych osób, odczuć.

Chrząstkowski, S., Barbaro, B. (2011). Postmodernistyczne inspiracje w psychoterapii. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego


   

człowiek skazany jest na samotne doświadczanie trwogi życia. . .

Ciągła zmiana ma też jednak swoją cenę. Hermans i Dimaggio (2007) uważają, że niepokój jest jednym ze skutków ubocznych globalizacji, w wyniku której ludzie w coraz większym stopniu mają do czynienia z bardzo różnymi perspektywami, punktami widzenia, kontekstami. Oczywiście można by dodać, że epidemie i katastrofy zawsze towarzyszyły ludzkości. Jednak postmoderniści uważają, że lęk w średniowieczu był zorganizowany w bojaźni bożej, a dziś, gdy „Bóg umarł”, człowiek skazany jest na samotne doświadczanie trwogi życia. Ta perspektywa nie jest hasłem antropologów kultury, lecz doświadczeniem jednostkowym. Oto przykład: głupieję w tym świecie. myślę, że coś jest jakieś, a za chwilę wszystko jest inaczej. naprawdę, niczego absolutnie niczego nie można być pewnym. i w ogóle czuję się okropnie. nie ma we mnie żadnych ideatów, żadnych jakichś dążeń,wszystko jest martwe i leniwe (cytuje list czytelniczki Jastrun, 2009).

Chrząstkowski, S., Barbaro, B. (2011). Postmodernistyczne inspiracje w psychoterapii. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
   
   
   

język nie tyle odzwierciedla, ile tworzy rzeczywistość. . .

Przekornie przytoczymy słowa prof. Barbary Skargi (za: Gadacz, 2001, s. 12):

Poglądy tych ludzi [tj. filozofów, którzy identyfikują się z postmodernizmem] bywają bardzo interesujące i pouczające, bo myśliciele ci są na ogół bardzo inteligentni, nie zmienia to jednak faktu, że są ideologami,a szerokiego XX-wiecznego prądu filozoficznego o nazwie postmodernizm po prostu nie ma. [...] Oryginalność tych filozofów ogranicza się właściwie do języka. 

Lecz, komentując tę sceptyczną uwagę polskiej filozofki, można by wskazać, że to, co mają do powiedzenia postmoderniści na temat języka, jest w najwyższym stopniu niebanalne. Wskazują, że język nie tyle odzwierciedla, ile tworzy rzeczywistość. Jak to wnikliwie,a zarazem poetycko ujmuje Olga Tokarczuk (2008, s. 5): [...] rzeczywistość jest czymś w rodzaju namiotu rozpiętego na stelażu z pojęć,nawyków myślenia i idei”.

Chrząstkowski, S., Barbaro, B. (2011). Postmodernistyczne inspiracje w psychoterapii. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
 
 
   

ucieczka od własnej zbędności. . .

Idea cywilizacji, postępu, kult człowieczeństwa i przyszłości to mity, za pomocą których człowiek schlebia samemu sobie, to jego ucieczka od własnej zbędności.

Emil Cioran (Dywagacje, 1945-1946)
   
   
   

wszelkie nasze problemy. . .

Dopóki nie akceptujemy śmierci, wszelkie nasze problemy są nierozwiązywalne.

Emil Cioran (Dywagacje, 1945-1946)
   
   
   

szlachetność jest sztuczna, nieprawdopodobna. . .

To, co w nas niskie, jest także najgłębsze i najszczersze. Nieskazitelna szlachetność jest sztuczna, nieprawdopodobna; w literaturze dusze to twory typu „zapchajdziura”.„Wzniosłe” wyznania przyprawiają nas o śmiertelną nudę, z chwilą jednak, gdy wślizguje się w nie odrobina autentycznej nikczemności, budzi się w nas zainteresowanie i dajemy im wiarę. — Wszystko, co wypływa z ja, powinno mieć w sobie coś niskiego.Wzniosłość jako jedyną wymówkę ma własną nieprawdziwość. Stąd jej powinowactwo ze śmiesznością.

Emil Cioran (Dywagacje, 1945-1946)
 
 
   

nic staje się bogiem. . .

Jak poprzez modlitwę Nic staje się Bogiem, tak też poprzez wyrażenie pozór staje się bytem. Słowo okrada z jej prerogatyw niezapośredniczoną nicość, w jakiej żyjemy,odbiera jej płynność i niestabilność. Jak mielibyśmy rozeznawać się w plątaninie doznań,gdybyśmy nie wtłoczyli ich w formy — w to,co istnieje? W ten sposób nadajemy im byt.Rzeczywistość to zakrzepły pozór.

Emil Cioran (Brewiarz zwyciężonych, 1941-1944)
   
   
   

23 sierpnia 2018

cywilizacja rozwija się na pustce. . .

   Ricoeur pisze: „Zrozumieć nasz czas to zdać sobie sprawę z dwóch równoczesnych zjawisk:postępu racjonalności i zaniku sensu. Ludziom dzisiaj brakuje nade wszystko uzasadnienia. Niezasadność pracy, błahość odpoczynku, relatywność seksu — oto problemy, dla których nie widać rozwiązania”. Malraux w błyskawicznym skrócie notuje: „Cywilizacja chrześcijańska rozwijała się wewnątrz chrześcijaństwa. Dziś cywilizacja rozwija się na pustce. Wiek dwudziesty pierwszy albo będzie religijny, albo nie będzie go wcale”. Kołakowski ostrzega: „Chimera nietzscheańska czy Sartrowska, tak wśród nas rozpowszechniona, według której człowiek może się całkowicie i ze wszystkiego wyzwolić — z wszelkiej tradycji i uprzednio istniejącego sensu — i która głosi, że każdy sens można zadekretować wedle własnej woli czy kaprysu, chimera ta nie tylko nie otwiera przed człowiekiem żadnej perspektywy boskiego samo stwarzania, ale zawiesza go w ciemności. być absolutnie wolnym od wszelkiego sensu... znaczy zawisnąć w próżni, czyli zwyczajnie pęknąć.

Czesław Miłosz (Ziemia Ulro, 1977)
   
   
   

najgroźniejszym niebezpieczeństwem dla człowieka jest pokusa snu i zapomnienia. . .

Heideggerowska „ziemia Ulro” posiada także inny wymiar: człowiek, zatraciwszy dogłębny kontakt z bytem, zadowala się wchłanianiem powierzchowności. Szuka czegoś nowego, nie aby zrozumieć, ale by się rozerwać — w Pascalowskim znaczeniu tego słowa. Powierzchowna ciekawość prowadzi do rozproszenia, do jałowego podniecenia. Człowiek jest „wszędzie i nigdzie”, jest zawsze la page, ag courant w ułudzie żyda aktywnego i „intelektualnego”. Błąkając się między będącymi,pragnie zapomnieć o interpelacji bytu. Heidegger, przez odnalezienie olśniewającej bliskości bytu u presokratyków i pozostając — jak sam się wyrażał — na „nadsłuchiwaniu” bytu,przyłącza się do ich przestrogi: najgroźniejszym niebezpieczeństwem dla człowieka jest pokusa snu i zapomnienia.

Czesław Miłosz (Ziemia Ulro, 1977)
   
   
   

wszyscy pożądają życia erotycznego. . .

[...] choć wszyscy pożądają życia erotycznego, to wszyscy zarazem go nienawidzą jako przyczyny swych nieszczęść, swych frustracji, zawiści, kompleksów, cierpień.

Milan Kundera (fragment powieści Tożsamość, 1997)
   
   
   

o miłosnej samotności dwóch starych osób. . .

   Na nic się zda mówić, że ją kocha i uważa za piękną, jego zakochane spojrzenie nie będzie mogło jej pocieszyć. Albowiem spojrzenie miłości jest spojrzeniem, które odosabnia. Jean-Marc myślał o miłosnej samotności dwóch starych osób, niewidzialnych dla innych: smutnej samotności zwiastującej śmierć. Nie, tym, czego Chantal potrzebuje, nie jest zakochane spojrzenie, lecz zalew spojrzeń nieznanych, grubiańskich, lubieżnych, zatrzymujących się na niej bez sympatii, bez selekcji, bez czułości ani grzeczności, nieodparcie, nieuchronnie. Te spojrzenia utrzymują ją w społeczeństwie mężczyzn. Spojrzenie miłości ją z niego wyrywa

Milan Kundera (fragment powieści Tożsamość, 1997)
   
   
   

04 czerwca 2018

instrukcja do zazen. . .

INSTRUKCJA DO ZAZEN 

   Przede wszystkim musisz usiąść, ale pewnie i tak już siedzisz.Tradycyjnie robi się to na podłodze, na poduszce zafu, ze skrzyżowanymi nogami, ale jeśli chcesz, możesz usiąść na krześle. Najważniejsze, żebyś miał dobrą postawę, nie garbił się, nie nachylał itp.
   Teraz możesz położyć dłonie na podołku i złożyć je jedna na drugiej tak, żeby grzbiet lewej ręki leżał na prawej dłoni, a koniuszki kciuków spotykały się na górze, tworząc małe kółko. Miejsce, gdzie stykają się kciuki, powinno znajdować się na jednej linii z twoim pępkiem. Jiko mówi, że takie ułożenie rąk nazywa się hokkaijoin [kosmiczna mudra] i symbolizuje cały kosmiczny wszechświat, który trzymasz na kolanach niczym wielkie, piękne jajo. Potem zwyczajnie siedzisz nieruchomo, rozluźniasz się i skupiasz na oddechu. Tylko nie przejmuj się tym za bardzo. Nie musisz myśleć o oddychaniu, ale też nie przestajesz myśleć o nim. To trochę tak, jak siedzieć na plaży i patrzeć na chlupoczące fale albo na jakieś obce dzieci bawiące się w oddali. Po prostu dostrzegasz wszystko, co się dzieje, zarówno wewnątrz,jak i na zewnątrz ciebie, włączając w to swój oddech, fale i piasek. I właściwie to wszystko.
   Wydaje się to bardzo proste, ale kiedy spróbowałam po raz pierwszy, zupełnie nie mogłam się skupić przez te moje zwariowane myśli i obsesje, a potem wszystko zaczęło mnie swędzieć i miałam wrażenie, jakby chodziły po mnie stonogi. Gdy powiedziałam o tym Jiko, kazała mi odliczać oddechy, o tak:
   Wdech, wydech. raz.
   Wdech, wydech. dwa.
   Powiedziała, że powinnam tak liczyć do dziesięciu, a potem zacząć z powrotem od jednego. A ja na to: jasne, Jiko! No i liczę,liczę, aż przychodzi mi do głowy jakaś dzika fantazja o zemście na kolegach albo nostalgiczne wspomnienie z Sunnyvale i totalnie się rozpraszam. Pewnie już się domyśliłeś, że przez to całe ADD mój umysł zawsze wierci się jak małpka i czasem nie mogę doliczyć nawet do trzech. Dasz wiarę? Nic dziwnego, że nie mogłam się dostać do przyzwoitego liceum. Ale na szczęście nie ma znaczenia, czy zazen się uda, czy nie. Jiko mówi,żeby w ogóle nie myśleć o słowie „porażka". że to całkowicie naturalne, że ludzki umysł myśli, bo taka właśnie jest jego rola,więc jeśli myśli zaczynają ci błądzić i się plątać, nie martw się.To nic takiego. Po prostu zauważasz, że to się dzieje, i odpuszczasz, to bez znaczenia i zaczynasz od samego początku.
   Raz, dwa, trzy itd. I już. Z pozoru to nic takiego, ale Jiko jest przekonana, że jeśli będziesz to robić codziennie, twój umysł się przebudzi i będziesz mógł rozwinąć swoją SUPAPAŁĘ. Na razie podchodzę do tego całkiem rzetelnie. Kiedy już się załapie, nie jest to takie trudne. Podoba mi się, że kiedy siedzisz na zafu (albo nawet jeśli nie masz go pod ręką, na przykład w pociągu, albo otoczony dzieciakami, które cię biją lub szykują się, żeby zedrzeć z ciebie ubranie... innymi słowy, niema znaczenia, gdzie się znajdujesz) i zwracasz swój umysł ku zazen, masz wrażenie, jakbyś wracał do domu. Może dla ciebie to nic wielkiego, bo zawsze miałeś dom, ale dla mnie, dla której jedynym domem było Sunnyvale, to bardzo ważne. Zazen jest nawet lepszy niż dom. Zazen to dom, którego nigdy nie możesz stracić. Robię to, bo podoba mi się to uczucie, i ufam starej Jiko, i przecież nie zaszkodzi, jeśli spróbuję popatrzeć na świat z nieco większym optymizmem, tak jak ona.

Ruth Ozeki (fragment powieści W poszukiwaniu istoty czasu, 2013)
   
   
   

las gotowy na klimatyczne zmiany ... kolaborację z czasem i miejscem. . .

   Oliver się nie przejmował. Patrzył na to z szerszej perspektywy. Przewidując wpływ ocieplenia klimatu na rodzime gatunki drzew, usiłował stworzyć las gotowy na klimatyczne zmiany na stu akrach wycinki, należących do przyjaciela botanika. Sadził tam zagajniki rodowitych gatunków — metasekwoi,sekwoi ogromnych, nabrzeżnych redwoodów, orzechów, wiązów i miłorzębów — gatunków, które rosły na tym obszarze podczas eoceńskiego maksimum termicznego, jakieś pięćdziesiąt pięć milionów lat temu.
   — Wyobraź sobie — mówił — palmy i aligatory znów panujące w okolicach Alaski!
   Było to jego najnowsze dzieło sztuki, botaniczna interwencja, którą nazywał Neoeocenem. Opisywał ją jako kolaborację z czasem i miejscem, której efektu ani on, ani nikt ze współcześnie żyjących nie zdąży zobaczyć, ale nie przeszkadzała mu ta niewiedza. Cierpliwość była częścią jego natury, akceptował też swój los krótkotrwałego ssaka, przemykającego tu i tam wśród korzeni gigantów.

Ruth Ozeki (fragment powieści W poszukiwaniu istoty czasu, 2013)
   
   
   

seminaria o rozwoju osobistym. . .

[...]w Kalifornii, gdzie rodzice moich znajomych wydawali się naprawdę dziecinni. Wszyscy chodzili na terapię, ciągle uczęszczali na seminaria o rozwoju osobistym i na warsztaty z ludzkiego potencjału, a potem wracali z nowymi dzikimi teoriami, dietami, witaminami i wizualizacjami, i rytuałami, i zasadami radzenia sobie w relacjach, które potem trenowali na swoich dzieciach, żeby podnieść ich samoocenę. Moi rodzice, będąc Japończykami, niespecjalnie przejmowali się samooceną i nie interesowała ich ta cała psychologia, chociaż tata miał znajomego, który był profesorem psychologii.

Ruth Ozeki (fragment powieści W poszukiwaniu istoty czasu, 2013)
   
   
   

usłyszeć odpowiedź. . .

   — I co mam zrobić? Przecież nic nie poradzę na problemy psychologiczne taty ani na krach na rynku internetowym, ani na beznadziejną japońską gospodarkę, ani na zdradę mojej rzekomo najlepszej przyjaciółki w Ameryce, ani na to, że znęcają się nade mną w szkole, ani na terroryzm, ani na wojnę, ani na globalne ocieplenie, ani na wymieranie gatunków,prawda?
   — So desu ne — odparła Jiko, kiwając głową, ale nadal nie odwróciła się w moją stronę. — To prawda. Nie możesz nic poradzić na te rzeczy.
   — Więc oczywiście, że jestem zła — powiedziałam z wściekłością. — Czego się spodziewałaś? Co za głupie pytanie.
   — Tak — zgodziła się. — To było głupie pytanie. Widzę, że jesteś zła, nie muszę zadawać takich głupich pytań, żeby to zrozumieć.
   — To po co pytałaś?
   Odwróciła się wolno, obracając się na kolanach, póki nie usiadła zwrócona przodem do mnie.
   — Pytałam dla ciebie — powiedziała.
   — Dla mnie?
   — Żebyś mogła usłyszeć odpowiedź.

Ruth Ozeki (fragment powieści W poszukiwaniu istoty czasu, 2013)
   
   
   

za bardzo się wysila. . .

Dla mnie przygnębiające jest to, kiedy ktoś za bardzo się wysila, a najgorsza jest sytuacja, kiedy nie tylko się wysilają, ale w dodatku wydaje im się, że ludzie dają się na to nabrać.

Ruth Ozeki (fragment powieści W poszukiwaniu istoty czasu, 2013)
   
   
   

16 marca 2018

herbata potrzebna jest do egzystowania. . .

Nagle. Ada chowa przed nim herbatę, to znaczy jawnie każe mu się odwrócić i chowa gdzieś w głębi sekretery, Żeby nie pił jej na darmo, ale na pisanie. Roman tłumaczy, że to tak nie idzie. Ze herbata potrzebna jest do egzystowania. A dopiero z egzystowania może wyniknąć pisanie.

Miron Białoszewski (Tajny dziennik wyd. 2012)
   
   
   

07 lutego 2018

poczucie koherencji / antonovsky. . .

   Poczucie koherencji ma więc, jak się wydaje,rodowód poznawczy. Dopiero w późniejszych swoich pracach (Antonovsky, 1987, 1995) autor przedstawił poczucie koherencji jako zmienną przynależną jednostce składającą się trzech komponentów. W tym nowym ujęciu poczucie koherencji zostało określone jako „globalna orientacja człowieka wyrażająca stopień, w jakim człowiek ma dojmujące, trwałe, choć dynamiczne poczucie pewności, że (1) bodźce napływające w ciągu życia ze środowiska wewnętrznego i zewnętrznego mają charakter ustrukturalizowany,przewidywalny i wytłumaczalny; (2) ma dostęp do środków, które mu pozwolą sprostać wymaganiom, jakie stawiają te bodźce; (3) wymagania te są dla niego wyzwaniem wartym wysiłku i zaangażowania” (Antonovsky, 1987, s. 19, 1995, s. 34).
   Wynika z tego, że Antonovsky zmieniał i precyzował rozumienie poczucia koherencji i w efekcie uznał, że składa się ono z trzech komponentów:poznawczego, instrumentalno-behawioralnegoi motywacyjno-emocjonalnego.

Cierpiałkowska, L., Sęk, H. (2016)  Psychologia kliniczna. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN
   
   
   

profanacja. . .

PROFANACJA

   Desakralizacja świata (Entgôtterung) jest jednym ze zjawisk charakterystycznych dla Czasów Nowożytnych. Desakralizacja nie oznacza ateizmu, lecz określa sytuację, w której jednostka, ego myślące,zastępuje Boga jako podstawę wszystkiego; człowiek może nadal żyć w wierze, klękać w kościele, modlić się przy łóżku, lecz jego pobożność będzie odtąd należała już tylko do jego świata subiektywnego. Opisawszy tę sytuację, Heidegger konkludował: „W ten oto sposób Bogowie wreszcie odeszli. Pustkę, która stąd wyniknęła, zapełnia historyczne i psychologiczne roztrząsanie mitów”
   Roztrząsać historycznie i psychologicznie mity,teksty święte, oznacza: sprofanować je. Profanacja pochodzi od łacińskiego profanum: miejsce przed świątynią, poza świątynią. Profanacją jest zatem usunięcie świętości poza świątynię, w strefę poza religijną. A że w aurze powieści niewidzialnie tkwi śmiech,profanacja powieściowa j est najgorszą z możliwych.Albowiem religia i humor nie są ze sobą zgodne.

Milan Kundera (fragment zbioru esejów Zdradzone testamenty, 1993)
   
   
   

zanim jednak człowiek mógł otrzymać prawa, musiał ukonstytuować się jako jednostka. . .

Społeczeństwo zachodnie zwykło przedstawiać siebie jako społeczeństwo praw człowieka; zanim jednak człowiek mógł otrzymać prawa, musiał ukonstytuować się jako jednostka, za taką siebie uznać i za taką zostać uznanym; nie mogłoby się to zdarzyć bez długotrwałego uprawiania sztuk europejskich,a w szczególności powieści, która naucza czytelnika ciekawości bliźniego i wysiłku zrozumienia prawd różniących się od jego własnych. W tym sensie ma rację Cioran, określający społeczeństwo europejskie jako „społeczeństwo powieści” i mówiący o Europejczykach jako „synach powieści”.

Milan Kundera (fragment zbioru esejów Zdradzone testamenty, 1993)
   
   
   

22 stycznia 2018

ptasie plotki. . .

Przyszła gąska do kaczuszki,
Obgadały kurze nóżki.
Do indyczki przyszła kurka,
Obgadały kacze piórka.
Przyszła kaczka do perliczki,
Obgadały dziób indyczki.
Kaczka kaczce wykwakała,
Co gęś o niej nagęgała.
Na to rzekła gęś, że kaczka
Jest złodziejka i pijaczka.
O indyczce zaś pantarka
Powiedziała, że plotkarka.
Teraz bójka wśród podwórka,
Że aż lecą barwne piórka.
   
                                                 Julian Tuwim