świat jest taki mały
świat ma tylko dwa piętra
na wyższym jesteś ty
oddychasz cężko
obok stoi wieczność
ciemna
mozolnie po schodach
odę w długiej koszuli
ocieram usta
ciepłą wilgotną ręką
zakrywam usta
za mną
idzie wieczność
obydwie
stajemy pod twoimi drzwiami
z czołem opartym
bezgłose
jak rozpięty na strunie krzyk
łapczywie chwytany oddech
liczmy raz... dwa... trzy...
świat ma tylko dwa piętra
tylko dwa
nieduże
z krążącymi gwiazdami świat
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
dlaczego tak trudno umrzeć?
Halina Poświatowska (z tomu Hymn Bałwochwalczy, 1958)
31 lipca 2012
30 lipca 2012
azylum. . .
tutaj czas zakrzepł
jak krew w żyłach umarłego
bandaże z uschłych liści
owijają stężałe ciało
doskonałego snu
nie przerywa
szum głębokich skrzydeł
ani szelest fontanny
faraon w papirusach
namalowaną twarzą
pobłaża
nagłemu kwitnieniu drzewa
na nieruchomych ścięgnach
krótkie interludia
wygrywa przelatujący wiatr
poza tym cisza
Halina Poświatowska (z tomu Oda Do Rąk, 1966)
jak krew w żyłach umarłego
bandaże z uschłych liści
owijają stężałe ciało
doskonałego snu
nie przerywa
szum głębokich skrzydeł
ani szelest fontanny
faraon w papirusach
namalowaną twarzą
pobłaża
nagłemu kwitnieniu drzewa
na nieruchomych ścięgnach
krótkie interludia
wygrywa przelatujący wiatr
poza tym cisza
Halina Poświatowska (z tomu Oda Do Rąk, 1966)
27 lipca 2012
chwila. . .
Idę stokiem pagórka zazielenionego.
Trawa, kwiatuszki w trawie
jak na obrazku dla dzieci.
Niebo zamglone, już błękitniejące.
Widok na inne wzgórza rozlega się w ciszy.
Jakby tutaj nie było żadnych kambrów, sylurów,
skał warczących na siebie,
wypiętrzonych otchłani,
żadnych nocy w płomieniach
i dni w kłębach ciemności.
Jakby nie przesuwały się tędy niziny
w gorączkowych malignach,
lodowatych dreszczach.
Jakby tylko gdzie indziej burzyły się morza
i rozrywały brzegi horyzontów.
Jest dziewiąta trzydzieści czasu lokalnego.
Wszystko na swoim miejscu i w układnej zgodzie.
W dolince potok mały jako potok mały.
Ścieżka w postaci ścieżki od zawsze do zawsze.
Las pod pozorem lasu na wieki wieków i amen,
a w górze ptaki w locie w roli ptaków w locie.
Jak okiem sięgnąć, panuje tu chwila.
Jedna z tych ziemskich chwil
proszonych, żeby trwały.
Wisława Szymborska (z tomu Chwila, 2003)
Trawa, kwiatuszki w trawie
jak na obrazku dla dzieci.
Niebo zamglone, już błękitniejące.
Widok na inne wzgórza rozlega się w ciszy.
Jakby tutaj nie było żadnych kambrów, sylurów,
skał warczących na siebie,
wypiętrzonych otchłani,
żadnych nocy w płomieniach
i dni w kłębach ciemności.
Jakby nie przesuwały się tędy niziny
w gorączkowych malignach,
lodowatych dreszczach.
Jakby tylko gdzie indziej burzyły się morza
i rozrywały brzegi horyzontów.
Jest dziewiąta trzydzieści czasu lokalnego.
Wszystko na swoim miejscu i w układnej zgodzie.
W dolince potok mały jako potok mały.
Ścieżka w postaci ścieżki od zawsze do zawsze.
Las pod pozorem lasu na wieki wieków i amen,
a w górze ptaki w locie w roli ptaków w locie.
Jak okiem sięgnąć, panuje tu chwila.
Jedna z tych ziemskich chwil
proszonych, żeby trwały.
Wisława Szymborska (z tomu Chwila, 2003)
Subskrybuj:
Posty (Atom)