03 listopada 2021

księdzu markowi wittbrotowi. . .

Co mogłem opowiedzieć?
Historię wiecznie nieobecnych mężczyzn,
Przegranych wojen, poronień w podróży,
Domów, które zmieniały właścicieli
Jak epoka krój sukien albo kapelusza. (...)
Mnie ocaliła Babka Maria: Godzinami opowiadała,
Jak piękne były ogrody, jaka uroda drzew...
Inni gonili na sportowe wiece,
Kupowali telewizory, grali w toto–lotka.

Zapomnieć. Odrzucić. Ojciec nad miarką wódki
Upiera się przy widmach, bije pięściami w skronie,
To musi mieć swoje granice – woła,
A matka jest umęczona. Nie wie co robić. Płacze.

Potem wnoszono meble i wynoszono,
Starsi ludzie umierali coraz częściej,
Dzieci bez adresu grały szkiełkiem w klasy,
Asfalt zastąpił bruki. Ktoś mówił o Bogu
Ale nie zawsze z największym uznaniem... (...)

                                                             Paweł Huelle
   
   
   

los. . .

nie urodziłam drzew
ani szyszki
nawet myszy
jak deszcz mijam
bez śladu
łzy
na kamieniu
mój los przydrożny
toczy się kołem
piątym
u wozu

               Agata Tuszyńska

   

   

  

07 października 2021

trwanie. . .

Zbyt smutne by to powiedzieć.
Drzewa oszukują. Tymczasem w blasku tylko idą wody.
Tylko ziemia jest twarda.
Albowiem ciało jest snem
gdy się na nie patrzy, koszmarem gdy się je czuje.
Wizją gdy się przed nim ucieka.
Kamieniem gdy się je śni.
Zamilcz wraz ze skałą - i śpij.

                                  Vicente Alexandre

                                  przełożył Piotr Sobolczyk

   

   

   

26 września 2021

przyjazd na pogrzeb. notatki do reportażu. . .

I Witryna.

Powiedzmy Vogelburg. Miasto z wyprodukowanych śmieci.
A tu - nasz przyjaciel, brat.
Ostatni mieszkaniec kamienicznej witryny przy ul. Współczucia;
niewielkiego domu człowieka, na tej krótkiej ulicy.

Postać ludzka w naszych oczach,
jest jak na scenie,
we własnej biografii - tylko jest.

II Manekin.

Co może być w głowie, która milczy?
Trzepot skrzydeł?
Płacz dziecka?
Epizod dramatu?
Kto pomoże odgadnąć imiona wiatrów
tworzących wypukłość czoła?

III Cmentarz przed ceremonią.

Jest listopad,
trzymam w ręku pudełko zapałek.
W pudełku
uśmiechnięta śpi wyobrażona prawda,
zdolna rozpalić naszą wątłą myśl
o wieczności.

IV Pogrzeb manekina.

Wykopany realizm jest pusty,
- niewidoczne kubity informacji
atomy pierwiastków, wiedza -
w starych dekoracjach
ścian gliny i ziemi.
Piorun korzenia,
za swą stałość - niemy.

Na linach unosi się to co
nic nie waży.

          Nic, co nigdy nie miało wagi.
          Tym bardziej unosi się,
          jak Bóg nad czarnymi wodami.

Tylko w plastikowym oku,
jak owad wykrwawiony w bursztynie
- pęcherzyk powietrza -
przestrzeń po wyparowanej łzy stwórcy,
przestrzeń po prawdziwym życiu.

                                     Mateusz Hildebrandt
   
   
   

23 września 2021

o pewnej sztuce. . .

W sztuce tracenia nie jest trudno się wyszkolić;
tak wiele rzeczy zdaje nosić się z zamiarem
zniknięcia, że gdy znikną, to już tak nie boli.


Trać jakąś rzecz każdego dnia. Nie bój się trwonić
pieniędzy, gubić kluczy, pędzić dni na marne.
W sztuce tracenia nie jest trudno się wyszkolić.

Naucz się tracić więcej, szybciej i do woli:
nazwy, imiona, i te miejsca, w które miałeś
kiedyś pojechać. Nic z tych strat cię nie zaboli.

Zgubiłam gdzieś zegarek po matce. A z moich
trzech domów już sprzedałam ostatni (lub prawie).
W sztuce tracenia nie jest trudno się wyszkolić.

Straciłam dużo więcej: prócz miast ulubionych -
własną dziedzinę, rzeki dwie, ląd z oceanem.
Tęsknię za nimi, lecz to prawie już nie boli.

Nawet gdy stracę ciebie (głos z nutką ironii
i gesty, które kocham), to i tak nie skłamię.
W sztuce tracenia nie jest trudno się wyszkolić,
choć może się wydawać, że (Napisz!) to boli.

Elizabeth Bishop
tłum. Paweł Tomanek
   
   
   

droga elizabeth. . .

         The art of losing isn’t hard to master;(…) 
         I lost my mother’s watch. 
                                                       Elizabeth Bishop 

                        dla R.B.

Droga Elizabeth,
kto ci dał tyle siły, żeby iść po ziemi,
skoro kieszenie masz puste,
bez kluczy do zgubionego domu,
gdzie wieszak po płaszczu kołysze powietrze
i ja,
patrzę na ten wieszak.

Patrzę też na niedomkniętą szufladę.
Czyżbyś w końcu znalazła zegarek
po matce?
Wiem, że z łzą złości szukałaś go.
Jaki czas poszukiwany na nim odnalazłaś?

Dokąd teraz idziesz, tak nieznośnie lekka;
i czy tam, jak zawsze tu znajdziesz
ulubione krzesło przy stole,
by załamać na nim ręce i pomyśleć?

A jeśli, to za dużo by mieć i strzec przed stratą,
czy choć ołówek i kolano, by napisać?

Napisz to!

Bo albo słowa od ciebie,
albo długie po tobie milczenie,
którego nie da się stracić.

                                       Mateusz Hildebrandt
 
 
   

potwierdza on nieobecność boskości. . .

   Dzisiaj, kiedy znamy biologiczną naturę wirusa, tylko potwierdza on nieobecność boskości. Odkrywamy jakiego stopnia to, co żywe, jest bardziej skomplikowane i trudniejsze do uchwycenia niż nasze wyobrażenia na jego temat.
[...]
   Wirus jest lupą, która powiększa charakter naszych sprzeczności i ograniczeń. Jest zasadą rzeczywistości, która puka do drzwi zasady przyjemności. Towarzyszy mu śmierć. Bo okazało się, że śmierć, którą eksportowaliśmy wraz z wojnami, głodem i zniszczeniem, o której myśleliśmy, że ogranicza się do kilku innych wirusów i do nowotworów (przejawiających zresztą niemal wirusową ekspansywność) — czyha na nas tuż za rogiem. No patrzcie! Więc jesteśmy ludźmi, nieopierzonymi istotami dwunożnymi, obdarzony-mi językiem, ale z pewnością ani nadludzkimi, ani trans ludzkimi. Zbyt ludzcy, arcyludzcy? A może czas pojąć) że nigdy tacy nie będziemy?

Jean-Luc Nancy (Arcyludzki wirus, 2020)
   
   
   

metafizyczną namiastką morza. . .

Czas jest metafizyczną namiastką morza. Myślisz o czasie tylko wtedy, kiedy musisz przezwyciężyć tęsknotę za morzem.

Emil Cioran (Zmierzch wszelkiej myśli, 1940)
   
   
   

jest ... objawieniem ciszy ... słowo zagubienie. . .

Religia jest złagodzonym objawieniem ciszy, osłodzoną lekcją nihilizmu sączonego w nas jej szeptami, przefiltrowanymi przez naszą trwogę i ostrożność. W ten sposób cisza sadowi się na antypodach życia.

Ilekroć przychodzi mi na myśl słowo zagubienie, kojarzy mi się ono z człowiekiem. I zawsze wówczas czuję, jakby góry zdrzemnęły się na moim czole.

Emil Cioran (Zmierzch wszelkiej myśli, 1940)
   
   
   

co znaczy „medytacja”. . .

Wszystkie myśli zdają się jękami glisty rozdeptywane przez anioły.

Nie zrozumiesz, co znaczy „medytacja”, jeśliś nie nawykł do słuchania ciszy. Jej głos to zachęta do wyrzeczenia. Wszelka inicjacja religijna jest pogrążeniem się w jej głębiny. Tajemnicę Buddy zacząłem pojmować, gdy dopadł mnie lęk przed ciszą. Milczenie kosmosu mówi ci tyle rzeczy, że z tchórzostwa rzucasz się w objęcia tego świata.

Emil Cioran (Zmierzch wszelkiej myśli, 1940)
   
   
   

nigdzie ... nigdy. . .

 Świat to tylko bezmierne Nigdzie. Dlatego nigdy nie będziesz miał dokąd pójść...

Emil Cioran (Zmierzch wszelkiej myśli, 1940)
   
   
   

poezja to. . .

 Poezja to tylko narzędzie dla żałobnego narcyzmu.

Emil Cioran (Zmierzch wszelkiej myśli, 1940)
   
   
   

w sobie żałobę. . .

 Od narodzin noszę w sobie żałobę — po tym świecie.

Emil Cioran (Zmierzch wszelkiej myśli, 1940)
   
   
   

bóg ... w przerażającej nicości. . .

Myśl o Bogu jest barierą dla samobójstwa, ale nie dla śmierci. Wcale nie rozjaśnia mroku, którego chyba musiał zlęknąć się Bóg, kiedy w przerażającej nicości chciał zmacać sobie puls...

Emil Cioran (Zmierzch wszelkiej myśli, 1940)
   
   
   

możesz powiedzieć, że wszechświat nie ma żadnego sensu. . .

Spokojnie możesz powiedzieć, że wszechświat nie ma żadnego sensu. Nikt się nie obrazi. 
   Spróbuj jednak rzec to samo o kimś, o kimkolwiek, a zaprotestuje lub nawet będzie usiłował cię ukarać. 
   Tacy jesteśmy wszyscy; wypisujemy się z ogólnej zasady, bezwstydnie kreując się na coś odrębnego, wyjątkowego. Jeśli wszechświat nie ma sensu, to czy można wobec kogokolwiek uchylić moc tego wyroku? 
   Oto i cały sekret życia: nie ma ono żadnego sensu, ale każdy z nas znajduje go dla siebie. 

   Samotność nie mówi ci, że jesteś jeden, lecz że jesteś jedyny.

Emil Cioran (Zmierzch wszelkiej myśli, 1940)
   
   
   

przyszłość była dla mnie wielkim ciężarem. . .

Jak już wielokrotnie mówiłem, przyszłość była dla mnie wielkim ciężarem. Od samego początku życie przytłaczało mnie poczuciem obowiązku. I choć wiadomo było, że ja tyle obowiązków spełnić nie jestem w stanie, życie prześladowało mnie z powodu ich niewypełniania. Wydawało mi się, że śmierć byłaby dla mnie prawdziwym wybawieniem i że byłby to z mojej strony swoisty życiowy unik. Doktryna śmierci, popularna podczas wojny, była mi bliska.

Yukio Mishima (Wyznanie Maski, 1949)

   

   

   

wrażenie, że do mnie należy cały świat. . .

Miałem wrażenie, że do mnie należy cały świat. I nic w tym dziwnego, bo nigdy nie czujemy bardziej, że to jest właśnie nasza, całkowicie nasza podróż, niż wtedy, kiedy jesteśmy w wirze przygotowań do niej. Później pozostaje nam już tylko unicestwić to przeświadczenie.

Yukio Mishima (Wyznanie Maski, 1949)

   

   

   

doświadczałem uczucia pustki na widok morskiej pełni. . .

     Uwielbienie, jakie budziła we mnie samotność przepełniająca życie Omiego — ta samotność zrodzona z pęt, które nałożyło na niego życie — sprawiło, że chciałem dzielić z nim tę samotność; teraz, gdy doświadczałem uczucia pustki na widok morskiej pełni, pustki, która powierzchownie przypominała jego osamotnienie, chciałem jej zakosztować, tak jak on to robił.

Yukio Mishima (Wyznanie Maski, 1949)

   

   

   

w zboka wszyscy bawili się u nas tradycyjnie w pierwszej i drugiej klasie. . .

   W zboka wszyscy bawili się u nas tradycyjnie w pierwszej i drugiej klasie szkoły średniej i, jak to zwykle bywa z prawdziwą zabawą, bardziej niż grę przypominała ona jakąś chorobę. Bawiliśmy się w nią w południe, na oczach wszystkich. Gdy jeden z nas przypadkiem zamyślił się, drugi, stojący gdzieś z boku, natychmiast namierzał cel i wyciągał rękę. Jeśli udało mu się złapać, to wygrywał i uciekając, krzyczał z daleka:
- On ma wielkiego, on ma wielkiego!


Yukio Mishima (Wyznanie Maski, 1949)

   

   

   

ale „czas”, na powrót, jak chwasty, rozplenił się między nami. . .

Powróciły wszystkie bolesne wspomnienia. Było mi ciężko z tym, że Kusano, wykazując się dobrą wolą, nigdy ani słowem nie wspomniał o mojej pośredniej odmowie poślubienia Sonoko. Chciałem mieć jakiś dowód, że choć trochę z tego powodu cierpiała; pragnąłem znaleźć jakikolwiek ekwiwalent mojego własnego nieszczęścia. Ale „czas”, na powrót, jak chwasty, rozplenił się między nami i nie było już mowy o jakichkolwiek uczuciach, które nie byłyby zabarwione dumą, próżnością czy rozsądkiem.


Yukio Mishima (Wyznanie Maski, 1949)

   

   

   

najwcześniejsze doznanie olfaktoryczne. . .

   Zapach żołnierskiego potu — podobny do zapachu morskiej bryzy, jak złotawe gorące powietrze unoszące się nad plażą — ten zapach wpadał w moje nozdrza i upajał mnie. Jest to chyba moje najwcześniejsze doznanie olfaktoryczne. Nie miało ono wtedy oczywiście nic wspólnego z doznaniami seksualnymi, ale powoli rozbudzało we mnie silny zmysłowy pociąg do takich rzeczy jak los żołnierzy, tragizm ich zawodu, śmierć, dalekie kraje, które mieli zobaczyć...


Yukio Mishima (Wyznanie Maski, 1949)