29 czerwca 2011

bez ciebie. . .

Nudno jest tu bez ciebie. Nudno do obłędu!
Jestem jeszcze wraz z wiewiórką i pieskiem,
Piszę, czytam i palę, wciąż mam oczy niebieskie,
Lecz to wszystko tylko siłą rozpędu.


Wciąż jeszcze świt jest szary, zmierzch niebiesko -złoty,
Dzień przechodzi na jedną, noc na drugą stronę
I róże zakwitają bez wielkiej ochoty:
Bo tak są już przyzwyczajone.

A jednak świat się skończył. Czy wy rozumiecie?
Świata nie ma i ja go nie stworzę.
Czas jest równy i cichy. Lecz czekajcie... może -
Może ja jestem już na tamtym świecie?

                        Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
 
 
 

28 czerwca 2011

świat umieliśmy kiedyś na wyrywki. . .

Świat umieliśmy kiedyś na wyrywki:
- był tak mały, że się mieścił w uścisku dwu rąk,
tak łatwy, że się dawał opisać uśmiechem,
tak zwykły, jak w modlitwie echo starych prawd

Nie witała historia zwycięską fanfarą:
- sypnęła w oczy brudny piach.
Przed nami były drogi dalekie i ślepe,
zatrute studnie, gorzki chleb.

Nasz łup wojenny to wiedza o świecie:
- jest tak wielki, że się mieści w uścisku dwu rąk,
tak trudny, że się daje opisać uśmiechem,
tak dziwny, jak w modlitwie echo starych prawd.

                                           Wisława Szymborska (z niewydanego zbioru, 1945)

znowu pragnę ciemnej miłości. . .

znowu pragnę ciemnej miłości
miłości która zabija
tak o śmierć modli się
skazany

przyjdź dobra śmierci
rozrzutna bądź jak noc sierpniowa
bądź ciepła
dotknij mnie lekko

odkąd poznałam jej prawdziwe imię
przygotowuję moje serce
na ostatni urwany
wstrząs

                       Halina Poświatowska

22 czerwca 2011

robotnicy. . .

Już nie było widać naszego mostu; został na równinie i przydymiły go opary mgieł. Wtedy zrozumiałem, że most ten - jest już tylko wspomnieniem. I ci, którzy będą po nim jeździć i chodzić, nigdy nie dowiedzą się, że ten most jest tylko naszym mostem. Płakaliśmy. Płakaliśmy wszyscy; miałem wtedy dwadzieścia lat i płakałem także, choć nie za dobrze wiedziałem dlaczego. Brakowało mi czegoś, co pozwoliłoby mi zrozumieć jasno i czysto nasze łzy. Bo dziś wiem już, że często najbardziej kochamy tych ludzi, te sprawy i te rzeczy, od których bieg życia każe nam odchodzić - nieraz na zawsze.

1955

Marek Hłasko (fragment opowiadania Robotnicy, 1956)
 

20 czerwca 2011

żołnierz. . .

- W batalionie mieliśmy jednego takiego; był chłopem i marzył tylko o tym, aby powrócić i uprawiać nadal swoją ziemię. Wszyscy wiedzieli o nim, że się boi. On się bardzo bał i jego strach działał na innych; to uczucie jest zaraźliwsze od tyfusu i trudniej się potem z tego wyleczyć. Kiedyś słyszałem, jak po cichu życzono mu śmierci, i dopiero dzisiaj rozumiem, że było to okrutne; wtedy jednak pragnąłem żyć, a ten człowiek niósł w sobie śmierć. On się bał, bał się tak, że przez cały czas miał białe oczy. A przecież zginął jak bohater, ba, jak batalion bohaterów! Pewnego razu szliśmy przez wieś. Uciekali zewsząd ludzie, wozy były załadowane, pędzono bydło, wieziono starców i chorych, którzy umierali na wozach; pamiętam jednego człowieka: niósł na ramieniu pług. Odchodzili zostawiając całe domy i nietkniętą ziemię; tam, gdzieśmy się bili dotychczas, z domów nie zostało ani śladu, a ziemia była zryta po trzykroć. Tutaj pozostawała nietknięta; rosło na niej kiełkujące zboże. Rozumiesz? Cofamy się; on wiedział, że ziemię tę oddajemy na razie bez walki, a ci, którzy tu przyjdą po nas, zatrują ją i zgwałcą. Wtedy w tym żołnierzu obudził się gniew. A przecież nie był to nasz kraj, było to bardzo daleko stąd. Ten żołnierz tam został, ale bił się jak diabeł, jak sto diabłów. Pamiętam, że nazywaliśmy go Grzesiem; nawet nie wiem, jak nazywał się naprawdę...

 Marek Hłasko (fragment opowiadania Żołnierz, 1956)

namiętności. . .

Z niego już nic nie będzie, prawda? - zapytała siostra. Podeszła do doktora i pochyliła się obok niego nad umierającym. Swym ramieniem dotknęła barku lekarza i ten odsunął się.

- Nie - powiedział.

- Umrze?

- Na pewno.

- Jeszcze dziś?

- Niedługo. Godzina, może jeszcze wcześniej.

- Dlaczego on to zrobił? Jak pan myśli?

- Nic nie myślę - powiedział doktor. Wyprostował się; był wysoki i szczupły, biały fartuch dodawał zmęczenia jego ostrej twarzy. Przesunął ręką po czole: - Nigdy się tego nie dowiesz.

- Strach? - powiedziała siostra składająca strzykawki do niklowego pudełeczka. - Może się czegoś bał? Może mu coś groziło? Albo zrobił coś złego...

Patrzyła na doktora ze skupieniem; oczy miała niebieskie i czyste, bardzo duże. "Lalka - pomyślał z niechęcią. - Porcelanowa lalka..." Żachnął się.

- Chciałabyś jednym słowem wyjaśnić klęskę cudzego życia - powiedział z gniewem odwracając się do niej plecami. - To niemożliwe. Podszedł do okna i odsunął firankę; chciwie przytulił czoło do szyby i odetchnął głęboko. Widział w szybie niewyraźne odbicie swojej twarzy; wytężył wzrok i starał się dojrzeć jak najwięcej. Noc była jasna i mroźna; na środku szklanego nieba tkwił nieruchomy, dziwnie cienki księżyc; w jego blasku oszronione drzewa na szpitalnym podwórku wyglądały teatralnie i drażniąco. Wiatry mknęły w górze szlakami gwiazd, ciemna ziemia skuta była mrozem i lodem. "Jeśli się nie ociepli - pomyślał z wściekłością doktor - to wszystkich nas szlag trafi w tej dziurze". Odwrócił się i powiedział do siostry:

- Zobacz, czy jest jeszcze trochę kawy.

Marek Hłasko (fragment opowiadania Namiętności ze zbioru Pierwszy krok w chmurach, 1956)
 

17 czerwca 2011

piosenko moja. . .

Piosenko moja cicha,
Jedyne szczęście moje
Na twardym świecie!
Słodziej wiew pól nie wzdycha
Ani rozkoszniej szumią ciemnoleśne zdroje,
Ni wonniej pachnie kwiecie.

Piosenko moja słodka,
Jedyna ma miłości,
Bo mnie minęła
I nigdy już nie spotka
Tamta druga, co ziemię zmienia w Raju włości
I w Raju się poczęła.

Piosenko moja jasna,
Jedyne moje mienie
I me bogactwo!
Z tobą mi izba ciasna
Jest szersza niźli komnat królewskich sklepienie,
Niż dumne berła władztwo.

Piosenko moja prosta,
Jedyne moje zdrowie
I ducha siło!
Czym ból i losu chłosta,
Gdy przez ciebie w wieczystej odżywam odnowie
Nad zmarłych snów mogiłą?

Piosenko moja wierna,
Jedyna moja cnoto,
Bo nie mam innych...
Jak siostra miłosierna,
Ty mnie przed sądem Boga zbawisz swą tęsknotą
Spośród najbardziej winnych!

                                          Leopold Staff

16 czerwca 2011

rozstanie jest ptakiem. . .

Rozstanie jest ptakiem
który rozpostarł pióra
ode mnie do ciebie

wszystkie pióra są ciemne
wszystkie dni
bez ciebie

noce drżą
rozsypane pióra
po niebie

kiedy przyjdziesz
złote pióra zbiegną się w słońce
umrze ptak

                           Halina Poświatowska


  

no i co o niej wiesz. . .

no i co o niej wiesz
o niej która ma włosy
zaledwie sięgające stóp twoich

której oczy
powiększone kredką jak miłością
świecą na firmamencie
twego płaskiego nieba

nie dorosłeś
do pięt jej urody

i tylko gdy śpisz
przeciągając ramiona - ogromny
ona maleje nagle
by wejść
we wnętrze twojej zaciśniętej dłoni
 

                                            Halina Poświatowska

 

14 czerwca 2011

przypowieść. . .

Rybacy wyłowili z głębiny butelkę. Był w niej papier, a na nim
Takie były słowa: "Ludzie, ratujcie! Jestem tu, ocean mnie
wyrzucił na bezludna wyspę. Stoję na brzegu i czekam pomocy.
Spieszcie się, jestem tu!"
- brakuje daty. Pewnie już za późno. Butelka mogła długo
pływać w morzu- powiedział rybak pierwszy.
- i miejsce nie zostało oznaczone. Nawet ocean nie wiadomo
który- powiedział rybak drugi.
- ani za późno, ani za daleko. Wszędzie jest wyspa Tu-
- powiedział rybak trzeci.
Zrobiło się nieswojo, zapadło milczenie. Prawdy ogólne mają
to do siebie

                                                                   Wisława Szymborska(z tomu Sól, 1962)