13 sierpnia 2023

możliwość sprawowania większej kontroli nad emocjami. . .

13.3. Regulacja emocji koncertowych - modele w skali makro

    Biologiczne dojrzewanie struktur mózgowych (zwłaszcza obszarów płatów przedczołowych), wzrost doświadczenia i refleksja nad nim dają możliwość sprawowania większej kontroli nad emocjami — efektywnej regulacji emocji. O potrzebie regulacji emocji wspominamy szczególnie przy okazji emocji nieprzyjemnych, intensywnych, nieadekwatnych do wydarzenia (a raczej naszych oczekiwań co do reakcji w tej sytuacji). Utrzymując się, mogą one przybrać postać nawykowych, zautomatyzowanych reakcji na sytuację (np. w postaci obowiązkowego lęku scenicznego) i prowadzić do zakłócenia wykonania utworu lub nawet rezygnacji z zawodu muzyka. Według wyników niektórych badań taką dezadaptacyjną, demobilizującą (por. Wolfe, 1989) tremę odczuwa 21% muzyków na poziomie podstawowej szkoły muzycznej (Kaleńska-Rodzaj, 2019),8% muzyków na poziomie szkoły II stopnia (Kaleńska-Rodzaj, 2018b),20% studentów akademii muzycznej (Paliaukiene, Kazlauskas, Eimontas, Skeryte-Kazlauskiene, 2018), 56% muzyków orkiestrowych (Kenny, Driscoll, Ackermann, 2012) i około 50% solistów (Kenny, Davis,Oates, 2004).

Chełkowska-Zacharowicz, M., Kaleńska-Rodzaj, J. (red.). (2020). Psychologia muzyki. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

   

   

   

o operacjonalizacji pomiaru samoświadomości u zwierząt. . .

Przełomem w operacjonalizacji pomiaru samoświadomości u zwierząt był pomysł Gordona Gallupa polegający na wykorzystaniu lustra do stworzenia szczególnej stymulacji zwierzęcia (Gallup, 1968, 1977). Większość badanych zwierząt reaguje na swoje odbicie w lustrze, tak jakby widziały inne zwierzę (Gallup, 1968). Oprócz człowieka, u którego zdolność rozpoznania siebie w lustrze pojawia w wieku 2 lat, pierwszym zbadanym wyjątkiem był szympans (Pan troglodytes) (Gallup, 1970). Do dzisiaj rozszerzono grupę zwierząt rozpoznających się w lustrze o inne małpy człekokształtne (oprócz goryla), a także delfiny (Tursiops truncatus) (Reiss i Marino,2001), słonie (Elephas maximus) (Płotnik, deWaal i Reiss, 2006) oraz jeden z gatunków ptaków — srokę (Pica) (Prior, Schwarz i Gunttirktin, 2008).

Neckar, J. (2018). Ewolucyjna psychologia osobowości. O Psychologicznej naturze człowieka w ujęciu darwinowskim. Warszawa: Wydawnictwo Akademickie SEDNO.

   

   

   

którzy by nie wiedzieli, że umierają. . .

    Nie ma takich umierających, którzy by nie wiedzieli, że umierają. I nie ma znaczenia, czy mają lat pięć czy dziewięćdziesiąt pięć. Kwestia nie dotyczy pytania: „Czy powiedzieć jej/jemu, że jest umierająca/umierający?”. Chodzi o to, czy potrafimy wysłuchać i wsłuchać się w to, co pacjent mówi.

    Pacjentka mówi na przykład: „Nie dożyję twoich urodzin w lipcu”. Trzeba umieć wysłuchać takiego stwierdzenia, nie zaprzeczając: „Ależ skąd, nie mów tak! Zobaczysz, wszystko będzie dobrze!”. Taka odpowiedź zerwałaby kontakt. Pacjentka zrozumiałaby, że jeszcze nie jesteś gotowy jej wysłuchać. W ten sposób zamykasz jej usta i będzie się czuła bardzo samotna.

    Ale jeżeli temat śmierci i umierania nie przeraża cię, jeżeli potrafisz dostrzec, że ta oto kobieta jest umierająca, możesz usiąść koło niej, wziąć ją za rękę i zapytać: „Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?” — albo coś podobnego.


Kübler-Ross, E. (2021). Życiodajna śmierć. O życiu, śmierci i życiu po śmierci. Poznań: Media Rodzina.

   

   

   

01 sierpnia 2023

dno głębokiego oceanu, ciche i martwe. . .

    Nagle podniosłem głowę i zobaczyłem twarz Izumi. Siedziała w taksówce, która zatrzymała się tuż przede mną. Patrzyła na mnie przez boczne okno. Taksówka stała na czerwonym świetle; moją twarz od twarzy Izumi dzielił najwyżej metr. Już nie była tą siedemnastolatką, z którą się kiedyś przyjaźniłem, lecz rozpoznałem ją natychmiast. To ta dziewczyna, którą trzymałem w ramionach przed dwudziestoma laty, pierwsza dziewczyna, z którą się całowałem. Dziewczyna, która w tamto jesienne popołudnie tak dawno temu zdjęła ubranie i zgubiła podwiązkę. Ludzie zmieniają się w ciągu dwudziestu lat, ale wiedziałem, że to ona. — Dzieci się jej boją — powiedział mi stary znajomy. Kiedy to usłyszałem, nie rozumiałem, co ma namyśli. Nie mogłem pojąć znaczenia tych słów. Ale teraz, widząc Izumi, zrozumiałem. Jej twarz była pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. Nie, to niezupełnie odpowiednie słowa. Ujmę to w następujący sposób: jak pokój, z którego usunięto wszystkie, najmniejsze nawet meble, tak jej twarz została pozbawiona wyrazu i stała się całkowicie pusta. Ani śladu uczucia; jej oblicze przypominało dno głębokiego oceanu, ciche i martwe. Zwróciła ku mnie tę kompletnie obojętną twarz. Przynajmniej wydaje mi się, że na mnie patrzyła. Jej oczy spoglądały prosto w moją stronę, lecz twarz nie zdradzała żadnej reakcji. Czy też raczej ukazywała tylko jedno: nieskończoną pustkę.

Haruki Murakami 

(Na południe od granicy, na zachód od słońca, 

国境の南、太陽の西, 1992)

   

   

   

więc tak wygląda śmierć. . .

     Nic nie mówiłem. Pewnie lubiła to robić w ten sposób. Patrzyłem na ruchy jej warg i języka i powolne ruchy ręki pod sukienką. Nagle przypomniała mi się ta Shimamoto z parkingu na kręgielni — sztywna i biała jak prześcieradło. Dobrze pamiętałem, co wtedy zobaczyłem głęboko w jej oczach. Ciemną przestrzeń, skostniałą jak podziemny lodowiec. Ciszę tak głęboką, że pochłaniała wszystkie dźwięki, nie wypuszczając ich na powierzchnię. Absolutną, całkowitą ciszę.

    Wtedy po raz pierwszy stanąłem twarzą w twarz ze śmiercią. Przedtem nie miałem o niej jasnego wyobrażenia. Ale wówczas ujrzałem ją na własne oczy, zaledwie parę centymetrów od mojej twarzy. „A więc tak wygląda śmierć”— pomyślałem. I śmierć przemówiła do mnie, oznajmiła, że pewnego dnia i na mnie przyjdzie czas. Ostatecznie każdego wchłonie ta bezdennie samotna głębia, źródło wszelkiego mroku, cisza bez echa. Kiedy patrzyłem w tę bezkresną, mroczną otchłań, czułem dławiący, duszący strach.


Haruki Murakami 

(Na południe od granicy, na zachód od słońca, 

国境の南、太陽の西, 1992)

   

   

   

jak prowadzisz, niekiedy mam ochotę chwycić kierownicę i gwałtownie skręcić. . .

 Hajime — powiedziała po chwili. — Kiedy patrzę, jak prowadzisz, niekiedy mam ochotę chwycić kierownicę i gwałtownie skręcić. Zabilibyśmy się, prawda?

— Na pewno. Jedziemy sto trzydzieści na godzinę.

— Wolałbyś ze mną nie umierać? 

— Wyobrażam sobie o wiele przyjemniejsze rodzaje śmierci — roześmiałem się. — A poza tym jeszcze nie przesłuchaliśmy tej płyty. Po to tu jesteśmy, prawda?

— Nie martw się. Nie zrobię tego. Po prostu czasami taka myśl przychodzi mi do głowy.


Haruki Murakami 

(Na południe od granicy, na zachód od słońca, 

国境の南、太陽の西, 1992)

   

   

   

zmiana kierunku: od otwartego stylu, życia. . .

    Była to zasadnicza zmiana kierunku: od otwartego stylu, życia, jakie prowadziliśmy przez siedem lat, do życia bardziej zamkniętego. Myślę, że taka otwartość przez chwilę jest dobra. W tamtym czasie odebrałem wiele ważnych nauk. To była prawdziwa szkoła. Ale nie da się prowadzić takiego życia bez końca. Tego rodzaju egzystencja jest jak szkoła — rozpoczyna się ją, można się w niej czegoś nauczyć, ale w końcu trzeba ją opuścić.

    Rozpocząłem więc nowe, proste, regularne życie.


Haruki Murakami 

(O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, 

走ることについて語るときに僕の語ること, 2007)

   

   

   

   

pełen obaw, że sam, jako osoba jest niczym. . .

Trudzi się więc pełen obaw, że sam, jako osoba jest niczym, że to dopiero jego wytwory przydadzą mu wartości— i że ten sposób zdobywania wartości jest winą, nawet jeżeli owe wytwory okażą się, w co należy wątpić, niewinne. Jeżeli człowiek jako taki nie jest wartością i chce osiągnąć wartość w taki sposób, że wartością będą jego wytwory, to winny... że nie on sam, nie osobiście jest wartością. Nad całą tą kulturą ludzi wytwarzających, produkujących, fabrykujących wisi klątwa nihilizmu albo tragizmu. albo człowiek nie jest wartością — albo jest wartością ułomną, winną... grzeszną. 

    Kultura, w której żyjemy, nie przyznaje się do podejrzenia, że człowiek jest niczym, że nie jest wartością, choć w XX wieku wielka część i zbrodni, i najwybitniejszych osiągnięć czy myśli, czy sztuki miała tę myśl na uwadze, przymierzając się jakby do niej i jej konsekwencji. A jednak człowiek wytwórca, co dzień zabijany w innym swoim niż wytwórcy człowieczeństwie, kamienowany wymaganiami, jakie stawia przed nim konieczność wytwarzania, fabrykowania, ma coraz większe wątpliwości, czy jest wartością i coraz większe trudności z ocenieniem samego siebie.


Maria Janion (Transgresje. Osoby, 1984)

   

   

   

rozebrałem się do naga, stanąłem przed dużym lustrem i obejrzałem się. . .

 Rozdział dziewiąty

I PAŹDZIERNIKA 2006 MURAKAMI CITY, PREFEKTURA NIIGATA

Który nigdy nie szedł

    Kiedyś, gdy miałem jakieś szesnaście lat i nikogo niebyło w domu, rozebrałem się do naga, stanąłem przed dużym lustrem i obejrzałem się od stóp do czubka głowy. Oglądając siebie w taki sposób, sporządziłem listę wszystkich swoich niedoskonałości, a przynajmniej tego, co za nie uznawałem. Na przykład (a to tylko przykład), miałem za gęste brwi i dziwny kształt paznokciu rąk — były to tego rodzaju rzeczy. Gdy, o ile dobrze pamiętam, doszedłem do dwudziestej siódmej niedoskonałości, zrobiło mi się niedobrze i zrezygnowałem. Oto, co wówczas pomyślałem: Jeśli tyle widocznych części mojego ciała odbiega od tego, co jest normą, kiedy zacznę roztrząsać inne swoje atrybuty — charakter, inteligencję, wytrzymałość i tym podobne — lista będzie nieskończenie długa.

    Bycie szesnastolatkiem to bardzo kłopotliwy stan. Człowiek zamartwia się drobiazgami i nie potrafi określić obiektywnie, gdzie się akurat znajduje; staje się biegły w dziwnych, bezsensownych rzemiosłach i popada w niewolę niewytłumaczalnych kompleksów. Dorastając, uczy się metodą prób i błędów dostać to, czego chce, i odrzucać to, co niepotrzebne. Gdy zaczyna się rozpoznawać własne wady i godzić z faktem niemal nieskończonej liczby niedoskonałości, najlepiej zająć się swoimi mocnymi stronami i nauczyć żyć z tym, co się ma.

    Ale to nieprzyjemne uczucie, które mi towarzyszyło, gdy jako szesnastolatek stałem przed lustrem, sporządzając listę swoich fizycznych mankamentów, jest dla mnie do tej pory czymś w rodzaju kamienia probierczego. Smutnym arkuszem kalkulacyjnym mojego życia, ukazującym, jak bardzo straty przewyższają zyski.

Haruki Murakami 

(O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, 

走ることについて語るときに僕の語ること, 2007)