30 sierpnia 2019

zaluzia. . .

Przez całą drogę do Sutton Bingham, powtarzałam twoje imię –
Zaluzia, Zaluzia – by go tylko nie zapomnieć. Nigdy nie słyszałam nic
tak zmysłowego. Sposób, w jaki mówili w radiu, o twoim waniliowym zapachu,
o twoich korzeniach z gór Smoczych (być może zdarzyło mi się zdeptać cię!),
o twoich podwójnych płatkach od spodu barwionych karmazynem. I myślę sobie,
że gdy wrócę do domu, dowiem się wszystkiego o tobie.
Zamierzam kupić sadzonki i doniczki na cały okienny parapet.
Ściskam kierownicę – to zabawne, bo – NAWET CIĘ NIE WIDZIAŁAM!
To byłoby tak, jakby znów mieć w domu dziecko.

Z takim imieniem byłabyś śmiałą i rezolutną dziewczynką,
rzucającą kamieniami w totalitarystów, głoszącą prawdę o wszystkim.
Wszyscy chcieliby cię znać.
Wszyscy chcieliby być po twojej stronie.
Wszyscy chcieliby skandować twoje imię:
ZALUZIA*!

                                                                                                Annie Freud
                                                                                                tłum. Mateusz Hildebrandt





*Zaluzian (Zaluzianskya) – rodzaj roślin z rodziny trędownikowatych.



ZALUZIANSKYA

 
All along the road to Sutton Bingham, I kept saying your name –
Zaluzianskya, Zaluzianskya – so as not to forget it. I’d never heard anything
so voluptuous. The way they talked about you on the radio, your vanilla fragrance,
your origins in the Drakensberg mountains (perhaps I’d once trodden on you!),
your double-lobed petals coloured crimson on the underside. I kept thinking
when I get home, I’m going to find out everything there is to know about you.
I’m going to buy seeds and grow pots of you along all the window sills.
I gripped the steering wheel – and laughed and – I HADN’T EVEN SEEN YOU!
It would be like having a child in the house again.

With a name like that you would have been a bold revolutionary girl,
throwing stones at the totalitarians, telling the truth about everything.
Everyone would have wanted to know you.
Everyone would have wanted to be on your side.
Everyone would have wanted to call out your name:
ZALUZIANSKYA!
 
 
 

01 sierpnia 2019

cechy niezbędnej do uprawiania tego wspaniałego zawodu: hojności. . .

W rzeczywistości jednak nie wierzyłem, że Yuzu zostanie kutwą. W przeszłości często chadzałem na kurwy,czasem sam, czasem w towarzystwie kobiet, z którymi aktualnie dzieliłem życie, i uważałem, że Yuzu brakuje podstawowej cechy niezbędnej do uprawiania tego wspaniałego zawodu: hojności. Kurwa z zasady nie wybiera sobie klientów, to niepodważalny aksjomat, lecz daje rozkosz wszystkim bez różnicy i tym sposobem osiąga wielkość.

Michel Houellebecq (Serotonina, 2019)
   
   
   

pojawi się w półmroku sprzyjającym złudzeniom wzrokowym. . .

Z drugiej strony mowa potoczna, chociaż nieczysta pojęciowo,znów okazuje się mądrzejsza w swojej komunikacyjnej funkcji sieci społecznej, w której zawisa nasze życie, niż skłonny jest mniemać rygor filozoficznego języka. W swojej nie wyraźności i wieloznaczności wychodzi stale od statystycznie uchwytnych faktów, bierze je za normy, nie mówi więc o „naturalności” tak, jakby sprowadzała to słowo do pojęcia natury, lecz ma na myśli raczej to, co jest dla niej „normalne”,tzn. co dla określonej populacji w określonym punkcie czasowym staje się ilościowo normą. Skłaniam się tu do mówienia o śmierci „naturalnej” i „nienaturalnej” zarówno w sensie mowy potocznej, jak i czystości semantycznej, gdyż jeśli mamy wyrażać się zrozumiale, nie możemy zrezygnować ani z tego, ani z tego. Ta procedura, w najwyższym stopniu dyskusyjna, a przede wszystkim kpiąca sobie z wszelkiego metodologicznego porządku, sprawi, że wszystko, co będę wywodził, pojawi się w półmroku sprzyjającym złudzeniom wzrokowym: w półmroku rzeczywistości, po której się poruszamy.

Jean Améry (Podnieść na siebie rękę, 1976)
  
   
  
   

o fanatyku. . .

O fanatyku

 Zawsze i wszędzie, na wszelki sposób i przy każdej okazji należy walczyć z fanatyzmem. Z epileptyczną furią o spienionych ustach, która wydostaje się z ludzkich schowków i chce posiekać, przerobić świat. Walczyć z fanatyzmem trzeba cierpliwością, objaśnieniem, rozumem, konsekwentną.

 Sándor Márai (Księga ziół, 1943)
   
   
   

o pokusie. . .

O pokusie

Zawsze, ilekroć nachodzi cię pokusa, która obiecuje ci przyjaźń, namiętność, poufałość, przywiązanie wiedz i pamiętaj, że materiał, z którego powstaje takie przywiązanie, łatwo się psuje, ponieważ jest to materiał ludzki. Co dzisiaj jest przysięgą, jutro będzie utrapieniem, co dzisiaj jest namiętnością i pożądaniem, jutro będzie niezrozumiałym, karykaturalnym wspomnieniem, co dzisiaj jest wiernością, jutro będzie smutnym obowiązkiem. Pokusa daremnie uśmiecha się i obiecuje. Daremnie żyje w twoim sercu, aż do śmierci, pragnienie podzielenia się z kimś, całkowicie i z ufnością, twoim samotnym życiem. Nie ma na to sposobu, bo jesteś człowiekiem.Zawsze pamiętaj o tym.

 Sándor Márai (Księga ziół, 1943)
   
   
   

12 maja 2019

papierosy wzięła bez słowa. . .

   Po śniadaniu Pia podeszła do niego i splunęła mu w twarz. Niech ma za swoje.
   Mimo to Eryk wciąż się do niej zalecał.
   Dawał jej cukierki i lody, papierosy, tanie pierścionki i bransoletkę. A ona wdeptała jego cukierki w ziemię, obrzuciła go jego lodami, połamała jego bransoletkę i wyrzuciła jego pierścionki.
   Natomiast papierosy wzięła bez słowa.

Jonas Gardell (fragment powieści Dojrzewanie błazna, 1992)
   
   
   

czas nie leczy wszystkich ran. . .

   Puff i nie ma.
   Jaki Związek Radziecki? — pytają wnuki.
   Tak padają bohaterowie. Tak umierają dinozaury. Jak ich nie ma,to nie ma. Na polu bitwy znów rośnie gęsta i soczysta trawa. Czas nie leczy wszystkich ran, ale rozprasza zapach trupów.

Jonas Gardell (fragment powieści Dojrzewanie błazna, 1992)
   
   
   

nie narzekam na samotność. . .

   Poza tym nie narzekam na samotność. Lubię myśleć. Już jako mały to lubiłem. Ludzi chętnie widzę w roli publiczności. Tak jest prościej. Wiem wtedy, jak się do nich odnosić. Tutaj ja, a tam oni, jeśli wiesz, o co mi chodzi.
   Mniej więcej tak samo, jak się pisze tego typu listy.

Jonas Gardell (fragment powieści Dojrzewanie błazna, 1992)
   
   
   

rodzinę lindström najlepiej opisać, opowiadając o jej drzwiach. . .

   Rodzinę Lindström najlepiej opisać, opowiadając o jej drzwiach.
   W rodzinie Lindström panuje zwyczaj trzaskania drzwiami, kiedy się jest zdenerwowanym.
   Podczas każdego obiadu zawsze znajdzie się ktoś, kto ma powód do złości i krzyku, ktoś, kto ma prawo odsunąć od siebie talerz i z gulą w gardle trzasnąć drzwiami, żeby ci, którzy na to patrzą, zrozumieli, jacy są okropni i niesprawiedliwi. 
   Drzwi są dobre. Trzaskają z dystynkcją. Trudno nie docenić jakże dramatycznego efektu trzaśnięcia drzwiami.
   A oprócz tego: zamknięte drzwi to zamknięte drzwi. 
   Jedyną wadą jest to, że drzwi nie są w stanie długo znosić takiego obchodzenia się z nimi. Wcześniej czy później rozpadną się.
   W rodzinie Lindströmów drzwi padały jedne po drugich — jak drzewo pada pod naporem topora.
   A kiedy drzwi się rozpadną, znosi się je do garażu i zastępuje kwiecistymi kotarami.
   Niestety, kotary nie trzaskają. Kołyszą się jedynie bezładnie i cierpliwie.

Jonas Gardell (fragment powieści Dojrzewanie błazna, 1992)
   
   
   

im silniejsze było podniecenie, tym szpetniejszy staje się obiekt. . .

   — Ech! Doprawdy — rzekł książę — jest wielu ludzi, którzy zupełnie nie potrafią znieść chwili utraty złudzeń. Wydaje się, że cierpi na tym duma, gdy pokazujemy się kobiecie w stanie podobnej słabości, i że ze skrępowania, jakie wówczas odczuwamy, rodzi się odraza.
   — Nie — powiedział Curval, który brandzlował klęczącego Adonisai obmacywał Zelmirę — nie, mój drogi, duma nie ma tutaj nic do rzeczy; to obiekt, który w istocie ma tylko taką wartość, jaką przypisuje mu nasza lubieżność, okazuje się dokładnie takim, jaki jest wówczas, gdy lubieżność gaśnie. Im silniejsze było podniecenie, tym szpetniejszy staje się obiekt, gdy to podniecenie już go nie wspiera, tak jak jesteśmy mniej lub bardziej zmęczeni zależnie od ilości wykonanych działań, a ta odczuwana wówczas odraza jest tylko uczuciem nasyconej duszy, której szczęście sprawia przykrość, ponieważ ją męczy.

Donatien-Alphonse-François Markiz de Sade 
(Sto dwadzieścia dni sodomy, czyli szkoła libertynizmu, 1785)
   
  
   

większa część naszego codziennego systemu pojęciowego ma naturę metafor. . .

   Opierając się głównie na danych językowych, stwierdziliśmy, że większa część naszego codziennego systemu pojęciowego ma naturę metafor. Znaleźliśmy też sposób na to, by zapoczątkować szczegółowe badania nad tym, jak metafory kształtują nasze postrzeganie, myślenie i działanie.
   Aby dać pewne wyobrażenie o tym, co przesądza, że dane pojęcie jest metaforą, i o tym, jak kształtuje ono codzienne działania, zacznijmy od pojęcia ARGUMENTOWANIE i od metafory pojęciowej ARGUMENTOWANIE TO WOJNA. Ta właśnie metafora pojawia się w naszym codziennym języku w wielkiej rozmaitości wyrażeń:

ARGUMENTOWANIE TO WOJNA [ARGUMENT WAR]
Twoje twierdzenia nie dają się obronić. 
Zaatakował wszystkie słabe punkty mego rozumowania.
Jego uwagi krytyczne trafiły prosto w cel.
Zburzyłem jego argumentację.
Nigdy nie wygrałem z nim sporu.
Nie zgadzasz się? Dobrze, strzelaj! 
Jeżeli użyjesz tej strategii, on cię pokona.
Zbił wszystkie moje argumenty. 

   Istota sprawy polega na tym, że nie ograniczamy się jedynie do mówienia o argumentowaniu w terminach wojennych.W rzeczywistości możemy wygrywać lub przegrywać spory. Spierające się z nami osoby postrzegamy jako przeciwników.Atakujemy ich pozycje i bronimy naszych. Zdobywamy i tracimy grunt. Planujemy i stosujemy strategię. Jeżeli stwierdzimy, że naszej pozycji nie da się obronić, możemy ją porzucić i zastosować nową linię ataku. Wiele z tego, co czynimy argumentując, kształtuje się częściowo przez pojęcia związane z wojną.

George Lakoff i Mark Johnson (Metafory w naszym życiu, 1980)
   
   
   

08 maja 2019

ludzie domagają się dziś ponadto, aby władze państwowe były powoływane zgodnie z postanowieniami konstytucji, i aby wypełniały swe obowiązki w ramach konstytucyjnie wyznaczonych. . .

   79. Te ludzkie dążenia, które tu omówiliśmy, świadczą w sposób oczywisty, że w naszych czasach ludzie uświadamiają sobie coraz lepiej swoją godność, a to skłania ich zarówno do brania czynnego udziału w zarządzaniu państwem, jak do domagania się, aby ich własne i nienaruszalne prawa były szanowane przez zasady ustroju państwowego. Co więcej, ludzie domagają się dziś ponadto, aby władze państwowe były powoływane zgodnie z postanowieniami konstytucji, i aby wypełniały swe obowiązki w ramach konstytucyjnie wyznaczonych.

Jan XXIII
Angelo Giuseppe Roncalli
(fragment encykliki Pacem in Terris, 1963)
   
   
   

21 stycznia 2019

z prochu ziemi i ... niszmat chajim. . .

   Waj-jicer ha-szem Elohim et ha-adam afar min ha-adama, waj-jipachbe-apaw niszmat chajim, wa-jechi ha-adam le-nefesz chaja — recytował Elisza, gdy zobaczył dziecko. — Wtedy to Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia (niszmat chajim), przez co człowiek stał się żywą istotą (nefesz chaja).
   I oto Szor poczuł się jak Bóg.

Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe, 2014)
   
   
   

zostać swymi własnymi rzeźnikami. . .

   W melancholii tkwią ziarna ognia. Za dnia melancholicy stale się boją czegoś strasznego i są rozdzierani na sztuki jak konie podejrzeniami, lękami, strapieniem, niezadowoleniem, troskami, wstydem i udręką. Nie ma godziny, a zgoła minuty, żeby siedzieli spokojnie, lecz wbrew swej woli trapią się swoimi problemami, stale o nich myślą , nie umieją zapomnieć, melancholia dniem i nocą mieli ich duszę , żyją zatem w nieustannym umęczeniu. Wiodąc to nieszczęsne życie, w którym nie znajdują żadnej pociechy, w końcu szukają ratunku w śmierci. Nie pozostaje im nic innego, jak zostać swymi własnymi rzeźnikami i dokonać samostracenia.

Robert Barton (The Anatomy Melancholy, 1621)
   
  
  

14 stycznia 2019

jesteśmy formami, które przybiera światło. . .

Nie ma między przybiera bowiem większej różnicy. Wszyscy jesteśmy formami, które przybiera światło, kiedy tylko muśnie materię.

Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe, 2014)
   
   
   

północ ... dziurawią krople deszczu, a rozbijają ostatecznie płatki śniegu. . .

   Zauważa, że im dalej na południe, im słabsze jest chrześcijaństwo, im więcej słońca i im słodsze wino, i im więcej greckiego Fatum — tym lepiej mu się żyje. Jego decyzje nie są jego decyzjami, lecz przychodzą z zewnątrz,mają swoje miejsce w porządku świata. A skoro tak, to mniejszą ponosi się odpowiedzialność, stąd mniej tego wewnętrznego wstydu, nieznośnego poczucia winy za wszystko, co się zrobiło. Tutaj każdy czyn można naprawić, można dogadać się z bogami, złożyć im ofiarę. Dlatego da się patrzeć na swoje odbicie w wodzie z szacunkiem. I spoglądać na innych z miłością. Nikt nie jest zły, żaden morderca nie może być potępiony, ponieważ stanowi część większego planu. Można kochać tak samo kata, jak i ofiarę. Ludzie są dobrzy i łagodni. Zło, które się dzieje, pochodzi nie z nich, ale ze świata. Świat bywa zły — i to jak!
   Im bardziej zaś na północ, tym mocniej człowiek skupia się na sobie i w jakimś północnym szaleństwie (zapewne z braku słońca) przypisuje sobie zbyt wiele. Czyni się odpowiedzialnym za swoje uczynki. Fatum dziurawią krople deszczu, a rozbijają ostatecznie płatki śniegu; wkrótce znika. Zostaje niszczące każdego człowieka przekonanie, wspierane przez Władcę Północy, czyli Kościół, i jego wszechobecnych funkcjonariuszy,że całe zło jest w człowieku i nie da się go samemu naprawić. Może być tylko wybaczone. Ale czy do końca? Stąd bierze się to męczące, niszczące uczucie, że jest się zawsze winnym, od urodzenia, że tkwi się w grzechu i że wszystko jest grzechem — uczynek i poniechanie, miłość i nienawiść, słowo i sama myśl. Wiedza jest grzechem i ignorancja jest grzechem.

Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe, 2014)
   
   
   

zadrukowane kartki ... złapać i nie wypuścić. . .

   Gdy wywołują starostę, bo przyszedł lekarz na zabiegi, rozmowa schodzi na Drużbacką i Kossakowska przypomina, że jest ona poetką, czemu bardzo grzecznie dziwi się ksiądz dziekan Chmielowski, lecz po prezentowaną książeczkę chciwie wyciąga rękę. Zadrukowane kartki budzą w nim jakiś odruch trudny do opanowania — złapać i nie wypuścić, dopóki oczy nie zapoznają się, choćby pobieżnie, z całością. Tak jest i teraz, otwiera,zbliża do światła, żeby lepiej się przyjrzeć tytułowej stronie.
   — To rymy — mówi rozczarowany, ale szybko się mityguje i kiwa głową z uznaniem. Zbiór rytmów duchownych, panegirycznych, moralnych i światowych... Nie podoba mu się, że to wiersze, nie rozumie ich, ale wartość tomiku wzrasta, gdy ksiądz widzi, że wydali to bracia Załuscy.

Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe, 2014)
   
   
   

gdyby ludzie czytali te same książki, żyliby w tym samym świecie. . .

Ksiądz czuje się tak, jakby wygłaszał herezję, i właściwie nie wie, dlaczego to mówi milczącemu Żydowi. Chce, żeby tamten go wziął za przyjaciela, nie wroga. Ale czy to będzie możliwe? Może da się porozumieć,mimo że nie zna się swoich języków ani obyczajów, ani siebie nawzajem,ani swych rzeczy i przedmiotów, ani uśmiechów, gestów dłoni czyniących znaki, niczego; więc może da się porozumieć za pomocą książek? Czyto właśnie nie jest jedyna możliwa droga? Gdyby ludzie czytali te same książki, żyliby w tym samym świecie, tymczasem żyją w innych, jak ci Chińczycy, o których pisał Kircher. A są i tacy, całe mnóstwo, co nie czytają wcale, ci mają umysł uśpiony, myśli proste, zwierzęce, jak owi chłopi o pustych oczach. Gdyby on, ksiądz, był królem, nakazałby jeden dzień pańszczyzny na czytanie przeznaczyć, cały stan chłopski zagoniłby do ksiąg i od razu inaczej wyglądałaby Rzeczpospolita. Może to jest nawet kwestia alfabetu że nie istnieje tylko jeden, lecz jest ich wiele, a każdy inaczej buduje myśli. Alfabety są niczym cegły — z jednych, wypalonych i gładkich,powstają katedry, z innych, gliniastych i szorstkich, zwykłe domy. I choć łaciński z pewnością najdoskonalszy, to przecież, zdaje się, Szor nie zna łaciny.

Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe, 2014)
   
   
   

04 stycznia 2019

towary zgromadzone na rynku. gdyby potrafiły mówić. . .

Prawdą jest jednak, że kiedy istoty ludzkie przekształcają siebie w towar, czym poza trywialnością może charakteryzować się ich konwersacja? Czy towary zgromadzone na rynku. gdyby potrafiły mówić, nie rozmawiałyby o klientach, o zachowaniu personelu, o własnych nadziejach na wyższą cenę oraz o swoim rozczarowaniu, gdyby stawało się jasne, że nie będą sprzedane?
   Być może, potrzeba mówienia o sobie najbardziej skłania do trywialnych wynurzeń: stąd nigdy niekończący się temat zdrowia i choroby dzieci, podróży, sukcesu, tego, co się zrobiło, i niezliczonych codziennych rzeczy, które wyd aj ą się ważne. Ponieważ nie można mówić o sobie przez cały czas, nie narażając się na miano nudziarza, trzeba nieustannie wymieniać ten przywilej z innymi,wykazując gotowość do słuchania, jak inni mówią o sobie. Spotkania ludzi w relacjach społecznych (a również często spotkania różnych stowarzyszeń i grup) stanowią małe rynki, gdzie wymienia się swoją potrzebę mówienia o sobie[...]
[...]
   Rozmowa staje się nałogiem: „Tak długo, jak mówię, wiem, że istnieję, że nie jestem nikim, że mam przeszłość, pracę, rodzinę. I mówiąc o tym wszystkim,potwierdzam siebie. Jednak potrzebuję również kogoś. kto by mnie wysłuchał:gdybym mówił tylko do siebie. zwariowałbym". Słuchacz wytwarza iluzję dialogu,podczas gdy w rzeczywistości ma miejsce tylko monolog.
   Jednocześnie zaś złe towarzystwo to nie tylko towarzystwo ludzi trywialnych.ale przede wszystkim ludzi złych, sadystycznych i nienawistnych.

Erich Fromm (O sztuce istnienia, 1989)
   
   
   

słowa ani same w sobie, ani dzięki sobie nie mają realnego bytu. . .

Wyrażenia takie. jak „rozwój człowieka". „potencjalny rozwój", „samorealizacja". „przeżywanie versus myślenie", „tu i teraz” i wiele innych zostały zdewaluowane przez różnych pisarzy i inne grupy. a nawet weszły do samych treści reklam. Czyż bezpodstawne są moje obawy, iż czytelnik połączy pojęcia. którymi się posługuję z innymi, o wręcz przeciwnym znaczeniu, po prostu dlatego, że są to tak samo brzmiące słowa? Czyż nie byłoby właściwiej przestać mówić na ten temat w ogóle, albo przejść wyłącznie na ściśle matematycznie zdefiniowane terminy? Błagam czytelnika, aby zawsze był świadom tego. że słowa ani same w sobie, ani dzięki sobie nie mają realnego bytu, lecz jedynie w kontekście. w jakim są użyte oraz zgodnie z intencją i charakterem osób, które ich używają. Jeżeli odczytuje się je w sposób jednowymiarowy, bez głębszej perspektywy. to raczej ukrywają myśli, niż je komunikują.

Erich Fromm (O sztuce istnienia, 1989)
   
   
   

nie żałowałbym ani chwili, że pomogłem ci. . .

   — Dlaczego nie? — odpowiedział Narcyz z głęboką powagą. — Przyjacielu mój, wciąż jeszcze znasz mnie tak mało! Prawdopodobnie zniweczyłem w tobie przyszłego mnicha, a za to utorowałem ci drogę do niezwykłego losu. Nawet gdybyś jutro podpalił cały nasz piękny klasztor albo obwieścił światu jaką szaloną herezję, nie żałowałbym ani chwili, że pomogłem ci wstąpić na tę drogę.

Herman Hesse (fragment powieści Narcyz i Złotousty, 1930)
   
   
   

chwilowo celu nie ma. . .

   — Słuchaj, Złotousty! Przyjaźń nasza była dobra; posiadała cel i osiągnęła go, obudziła cię. Spodziewam się,że się nie skończyła, spodziewam się, że odnowi się jeszcze raz i ciągle będzie się odnawiała i wiodła ku nowym celom, Chwilowo celu nie ma. Twój cel jest niewiadomy,nie mogę cię ani prowadzić, ani towarzyszyć ci.

Herman Hesse (fragment powieści Narcyz i Złotousty, 1930)