27 października 2015

praca. . .

I dzisiaj znowu w strof czworokąty
Nieustępliwe rzeczy wtłaczać,
Wyginać, ciosać, przeistaczać,
Śród czterech linij – szukać piątej:

Żeby się na niej, utajonej,
(Widomej ilu śród tysiąca?)
Treść uświetliła, moc prężąca
Struny napiętej i czerwonej

Znowu przetapiać w ogniu spojrzeń
Barwy na metal dźwięku lity,
Wyczarowywać z faktów mity,
Rozkrawać słów nerwowy korzeń.

Tak! Znowu! Wciąż od nowa
Wbijać się klinem coraz srożej:
Słowami w serca, sercem w słowa
I trwać w uporze.

                               Julian Tuwim (z tomu Rzecz czarnoleska, 1926)
  
  
  

24 października 2015

za pięć dwunasta. . .

śmierć daje większe możliwości wyboru
dlatego pytamy na co umarł a nie
na co się urodził

                                    Bohdan Zadura (z tomu Kaszel w lipcu, 2000)

22 października 2015

własną prawdą góruje nad rzeczywistością. . .

(...)umysł płonie zanurzony w otchłań tego, czego dotyka w tej chwili widząc, że własnym pragnieniem i własną prawdą góruje nad rzeczywistością, którą przeżył i przeżywa. I patrzy oszołomiony na swój upadek.

Umberto Eco (fragment powieści Imię Róży, 1980)
   

     

oblicze kogoś, kto ogląda rzeczy, które nie są z tego świata. . .

(...)spojrzałem skazanemu prosto w twarz, którą czasem przesłaniał tłum przede mną. I ujrzałem oblicze kogoś, kto ogląda rzeczy, które nie są z tego świata, oblicze przywodzące mi na myśl posągi świętych w zachwyceniu wizją.

Umberto Eco (fragment powieści Imię Róży, 1980)
   

     

o rzece potężnej i majestatycznej. . .

Pomyśl o rzece potężnej i majestatycznej, która milami płynie między mocnymi wałami, i wiesz dobrze, gdzie jest rzeka, gdzie grobla, gdzie stały ląd. W pewnym miejscu rzeka, ze znużenia, wskutek tego, że płynie zbyt długo i za dużo drogi przebyła, że zbliża się do morza, które unicestwia w sobie wszystkie rzeki, sama nie wie już, czym jest. Staje się deltą. Pozostaje być może główny nurt, ale jest wiele rozgałęzień we wszystkich kierunkach, a niektóre nawet wpływają z powrotem jedno do drugiego, i nie wiadomo, co skąd płynie, a czasem, co jest jeszcze rzeką, a co już morzem...

Umberto Eco (fragment powieści Imię Róży, 1980)
   

     

17 października 2015

byt ogarniajacego

   1. BYT OGARNIAJĄCEGO

   Pierwsza odpowiedź na pytanie o byt wyrasta z następującego podstawowego doświadczenia:
   Cokolwiek staje się dla mnie przedmiotem, jest to zawsze jakiś określony byt spośród wielu i tylko pewien rodzaj bytu. Myślenie o bycie jako na przykład materii, energii, duchu, życiu itp. — próbowano tu posługiwać się wszystkimi dającymi się pomyśleć kategoriami — ukazuje mi na końcu stale, że pewien rodzaj określonego bytu, istniejącego W całości bytu, zabsolutyzowałem i uczyniłem bytem samym. Żaden poznany byt nie jest bytem jako takim.
   Żyjemy stale jakby w horyzoncie naszej wiedzy. Dążymy jednak do wyjścia poza każdy ograniczający nas i zasłaniający widok horyzont. Ale nie znajdujemy żadnego punktu, w którym ograniczający horyzont znikałby, z którego spoglądać by można na zamkniętą W sobie, pozbawioną horyzontu i dlatego do niczego innego nie odsyłającą całość. Nie znajdujemy także żadnego łańcucha punktów, których przejście (podobne opłynięciu kuli ziemskiej) oznaczałoby przejście przesz wszystkie horyzonty i ujęcie zamkniętego bytu. Byt pozostaje dla nas otwarty, pociąga nas we wszystkich kierunkach w nieskończone. To sprawia, że stale wychodzi nam naprzeciw coś iłowego jako każdorazowo określony byt.
   Tak wygląda proces naszego rozwijającego się poznania. Gdy poddajemy ów proces refleksji, pytamy o sam byt, który wraz z objawianiem się Wszystkich napotykanych przez nas przejawów, zawsze zdaje się tylko cofać. I Byt ten nazywamy Ogarniającym; nie jest on jednak horyzontem naszej -każdorazowej wiedzy, lecz czymś, co nie może być Spostrzeżone nawet jako horyzont, czymś, z czego wyłaniają się wszystkie nowe horyzonty.
   Ogarniające zawsze tylko zapowiada się — w tym co przedmiotowo obecne i w horyzontach — ale nigdy nie staje się przedmiotem. Jest czymś, co nie zjawia się samo, ale w czym zjawia się wszystko inne. Jest zarazem czymś, dzięki czemu wszystkie rzeczy nie tylko  są tym, czym zdają się bezpośrednio, ale pozostają dla nas przezroczyste.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   

w faktach byle jakiego życia. . .

Niewiara pozwala człowiekowi tkwić w faktach byle jakiego życia, zdać się na poznawalne konieczności i to, co nieuniknione, zatopić się w pesymizmie schyłku, w gasnącej świadomości. Człowiek dusi się w swoim komo określonym bycie.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   

15 października 2015

ukształtowany wedle jakiegoś powszechnego wzoru. . .

   Wszystkie ideały człowieka zawierają w sobie coś niemożliwego, bo człowiek nie może się spełnić. Nie może istnieć człowiek doskonały. Ma to istotne filozoficzne następstwa.
   1. Autentyczna wartość człowieka nie leży w gatunku czy typie, do którego się zbliża, ale w dziejowej jednostce, niepowtarzalnej, niezastąpionej. Wartość każdego człowieka uznaje się za nienaruszalną dopiero wtedy, gdy nie traktuje się ludzi jako wymiennego materiału, który ma być ukształtowany wedle jakiegoś powszechnego wzoru. Społeczny i zawodowy typ, do którego się zbliżamy, przejmujemy tylko jako rolę odgrywaną przez nas w świecie.
   2. Idea równości wszystkich ludzi jest w oczywisty sposób fałszywa, gdy chodzi o ich charaktery i uzdolnienia jako poddających się psychologicznym badaniom istot. Jest także fałszywa w odniesieniu do realiów społecznego ładu, w którym w najlepszym razie istnieć może równość szans i równość wobec prawa.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   


niemożliwość spełnienia. . .

   Skończoność jako stygmat bycia stworzonym człowiek dzieli ze zwierzętami, z wszystkim, co istnieje. Ale jego ludzka skończoność nie jest zdolna do tego zamknięcia, jakie osiąga każde zwierzę.
   Każde zwierzę jest po swojemu doskonałe, dzięki ograniczeniu znajduje spełnienie w stale pulsującym krwiobiegu istot żywych. Wydane jest wyłącznie na pastwę natury, która stale wszystko niszczy i odradza na nowo. Tylko skończoność człowieka nie znajduje spełnienia. Tylko jego skończoność prowadzi go w dzieje, w których chce stać się tym, czym może być. Otwartość jest znakiem jego wolności.
   Ta niemożliwość spełnienia wraz z jej następstwami — bezustannym szukaniem i próbowaniem (zamiast spokojnego w swej ograniczoności, nieświadomego życia w powtarzających się cyklach) — związana jest nierozdzielnie z wiedzą człowieka o niej. Spośród wszystkich istot żywych tylko człowiek wie o swej skończoności. Jako niemożliwość spełnienia jego skończoność staje się dlań czymś więcej niż tym, co wychodzi na jaw w samej tylko wiedzy o skończoności. To z zagubienia człowieka wyrastają jego zadania i możliwości. Znajduje się on w najbardziej rozpaczliwym położeniu ale przez to z jego wolności wypływa najsilniejsze: wezwanie do wzlotu. Dlatego wizje człowieka cechowali zawsze zadziwiająca sprzeczność — przedstawiano jako najnędzniejszą i najwspanialszą istotę.
   Twierdzenie, że człowiek jest istotą skończoną i mej znającą spełnienia, ma dwuznaczny charakter. Jego treść poznawcza wywodzi się z dającej się udowodnić wiedzy o skończoności człowieka. Ale w swej ogólności wskazują ono także na coś, co jest treścią wiary, z której wyrasta wolność człowieczych zadań. Podstawowe doświadczenie istoty człowieka — przekraczając wszystko, co poddaje się poznaniu — ujmuje w jedno jego niemożliwość spełnienia i nieskończone możliwości, jego związanie i przełamującą wszystko wolność.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   


13 października 2015

z którymi wiąże nas egzystencjalna komunikacja. . .

   Naszkicujmy pokrótce podstawowe rysy. Skończoność człowieka jest, po pierwsze, skończonością wszystkiego, co żyje. Jest on skazany na swoje środowisko, dostarcza mu ono pożywienia i treści jego zmysłom; wydany jest nie znającym miłosierdzia, głuchym i ślepym zjawiskom przyrodniczym; musi umrzeć.
    Skończoność człowieka wyraża się, po drugie, w tym, że zdany jest na innych ludzi i stworzony przez ludzką wspólnotę dziejowy świat. W świecie tym nie może polegać na niczym. Bogactwa gromadzą się i rozpływają. W instytucjach ludzkich rządzi nie tylko sprawiedliwość, ale też każdorazowa władza, która swą samowolę podaje za narzędzie sprawiedliwości i dlatego zawsze opiera się po części na fałszu. Państwo i wspólnota narodowa mogą unicestwiać ludzi, którzy pracowali dla nich przez całe życie. Polegać można tylko na wierności ludzi, z którymi wiąże nas egzystencjalna komunikacja, ale nie można wyliczyć jej szans. Polega się tu bowiem na czymś, co nie istnieje w świecie w obiektywny, dający się dowieść sposób. Także najbliższy człowiek może zachorować, zwariować, umrzeć.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   
 

oznacza wolność. . .

   "Głupia sprawa, Darwin ma chyba rację, pochodzimy od małpy.". "Tak — odpowiada drugi — głupia sprawa, ale chciałbym zobaczyć małpę, która po raz pierwszy zauważyła, że nie jest już małpą."
    Człowieka nie można wywieść z czegoś innego, pozostaje w bezpośrednim związku z podstawą wszystkimi rzeczy. Uprzytomnienie sobie tego oznacza wolność człowieka, która w każdym innym totalnym uzależnieni jego bytu gubi się, a zostaje całkowicie odzyskana w tej właśnie jedynej totalnej zależności.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   
 

niemożliwe jest, by dobry człowiek był prawdziwie dobry. . .

[...]niemożliwe jest, by dobry człowiek był prawdziwie dobry. Dlaczego nie? Jeśli czyni dobro, wie, że czyni dobro, a z wiedzy tej bierze się samozadowolenie i pycha. Bez autorefleksji nie jest możliwa ludzka dobroć, lecz za sprawą autorefleksji dobroć przestaje być niewinna i czysta.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   
 

grek wiedział. . .

   Grek wiedział, że żadnego człowieka przed śmiercią nie można nazwać szczęśliwym. Jest zdany na niepewny los; ludzie przemijają jak liście na drzewie. A pycha, i zapominająca o ludzkiej mierze, prowadzi do tym głębszego upadku. Ale Grek wiedział zarazem: wiek jest potęg, ale najpotężniejszy jest człowiek.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   
  

burzliwe morze życia ... bez ładu i celu. . .

Cokolwiek nas bowiem na ten świat sprowadziło — czy to Bóg, czy natura, czy przeznaczenie, czy wola nasza, czy niektóre z tych czynników łącznie, czy też wszystkie razem (zagadnienie to wielce trudne do rozstrzygnięcia [...]) — ciśnięto nas na burzliwe morze życia jak gdyby bez ładu i celu.

św. Augustyn (O życiu szczęśliwym)
 
 
   
   
   
   

chleb z solą i do tego posłodzona herbata. . .

Nagłodowałam się w swoim życiu tak, że najbardziej lubię patrzeć, jak zboże dojrzewa, jak się kłosy kołyszą. Dla mnie to jak dla pani obraz w muzeum... Nawet teraz nie przepadam za białą bułką, najbardziej smakuje mi czarny chleb z solą i do tego posłodzona herbata. Poczekaj, pocierp... i znowu poczekaj, pocierp. Na wszelki ból mamy jedno lekarstwo - cierpliwość. Tak właśnie upłynęło moje życie.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

żywy, choćby i nieszczęsny, chodzi po powietrzu. . .

Po śmierci nic nie ma. Umarł, zakopali i już. A żywy, choćby i nieszczęsny, chodzi po powietrzu, po ogrodzie. Duch to duch, reszta to ziemia. Ziemia i nic więcej. Jeden umiera jeszcze w kołysce, inny doczeka się siwych włosów. Szczęśliwi ludzie nie chcą umierać... i ci... ci, których kochają, też nie chcą.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

11 października 2015

lud? jak z drewna - i sękate laski, i święte obrazki. . .

Nie wiem, jak nazwać to, co się stało w roku dziewięćdziesiątym pierwszym...
   Rewolucja czy kontrrewolucja? Nikt nawet nie usiłuje tłumaczyć, w jakim kraju żyjemy. Jaką mamy ideę poza kiełbasą? Co budujemy... Idziemy naprzód - do zwycięstwa kapitalizmu. Tak? Sto lat wyklinano u nas kapitalizm: potwór... monstrum... A teraz pękamy z dumy, że u nas będzie tak jak u innych.
[...] 
To co było u nas, to był nie komunizm, tylko stalinizm. A teraz nie ma ani socjalizmu, ani kapitalizmu. Ani modelu wschodniego, ani zachodniego. Ani imperium, ani republiki. Kręcimy się jak gówno w przeręblu.
[...]
Lud! Lud! A co lud? Lud sam o sobie powiedział, że z niego tak jak z drewna - i sękate laski, i święte obrazki. Co z niego zrobisz, to będziesz miał... Nasze życie zatacza się od baraku do burdelu. Teraz wahadło jest pośrodku...

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

słuchano chętnie pisarzy. . .

Słuchano chętnie pisarzy i aktorów, a teraz już nie. Miejsce poetów na stadionach zajęli wróżbici i energoterapeuci. I.udzie wierzą czarownikom, jak w Afryce. Nasze radzieckie życie było próbą alternatywnej cywilizacji, jeśli pani woli.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

nie masz pieniędzy - idź precz!. . .

Też coś! W telewizji nadają reklamy miedzianych wanien, wartych tyle co dwupokojowe mieszkanie. Dla kogo to jest, niech mi pani powie? Pozłacane klamki... To ma być wolność? A mały, szary człowiek jest nikim, jest zerem. Na dnie życia. A wtedy mógł napisać do gazety, pójść i poskarżyć się do komitetu dzielnicowego - na szefa albo na złą obsługę... na niewiernego męża... Były i rzeczy głupie, temu nie przeczę, ale kto dzisiaj w ogóle słucha tego szarego człowieka? Komu jest potrzebny? Pamięta pani radzieckie nazwy ulic: Metalurgów, Entuzjastów... Fabryczna, Proletariacka... Ten szary człowiek był najważniejszy... Mówi pani, że to tylko deklaracja, pozory? A teraz nawet pozorów nie zachowują. Nie masz pieniędzy - idź precz! Już cię nie ma! Zmieniają nazwy ulic: Mieszczańska, Kupiecka, Szlachecka... Widziałam nawet kiełbasę „Książęcą" a wino „Generalskie” Kult sukcesu i pieniędzy. Przetrwa silniejszy, z mocnymi bicepsami. Ale nie każdy potrafi iść, depcząc ludzi, wyrywając ochłap mięsa drugiemu. Jedni mają taką naturę, że nie potrafią, a drudzy po prostu się brzydzą.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

człowiek potrzebuje trzech rzeczy, żeby przeżyć. . .

Dystroficy, pelagrycy. Przy tacie nie wolno się było na nic skarżyć, bo wiedział, że człowiek potrzebuje trzech rzeczy, żeby przeżyć - chleba, cebuli i mydła. Trzech rzeczy... Tylko trzech... Tych ludzi już nie ma, nie ma naszych rodziców... Jeśli jacyś zostali, to powinno się ich pokazywać w muzeum, za szkłem, żeby nikt nie dotykał rękami. Ileż oni przeszli!

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

chodziło o to, że książki ludzi rozczarowały. . .

W roku dziewięćdziesiątym pierwszym...
[...]
   Z przyzwyczajenia zaglądałam do antykwariatu - spokojnie stał tam sobie komplet dwustu tomów „Biblioteki Literatury Światowej” i „Biblioteka Przygód” - ta sama pomarańczowa seria, za którą szalałam. Patrzyłam na grzbiety książek i długo wdychałam ich zapach. Były tam istne góry książek! Inteligenci wyprzedawali biblioteki. Oczywiście, wielu zubożało, ale nie dlatego pozbywano się książek z domu, nie tylko z braku pieniędzy. Chodziło o to, że książki ludzi rozczarowały. To rozczarowanie było całkowite. Pytanie: „Co teraz czytasz?” brzmiało już nieprzyzwoicie. Zbyt wiele zmieniło się w życiu, a książki o tym nie mówiły. Rosyjskie powieści nie uczą, jak osiągnąć sukces. Jak zostać bogatym... Obłomow leży na kanapie, a bohaterowie Czechowa cały czas piją herbatę i utyskują na życie... (Milknie). Chińczycy powiadają: „Nie daj Boże żyć w epoce przemian”. Mało kto z nas pozostał taki, jaki był. Przyzwoici ludzie gdzieś się pochowali. Wszędzie tylko łokcie i zęby...

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

słowo „humanista” brzmiało jak diagnoza. . .

   Podczas pierestrojki wszystko to się skończyło... Nadszedł kapitalizm... Dziewięćdziesiąt rubli stało się dziesięcioma dolarami. Za tyle nie można było wyżyć. Wyszliśmy w końcu z kuchni na ulicę i od razu widać było, że nie mamy żadnych pomysłów, żeśmy po prostu cały ów czas przesiedzieli i przegadali. Nie wiadomo skąd wychynęli całkiem inni ludzie - młodzi faceci, którzy nosili malinowe marynarki i mieli złote pierścienie na palcach. A także całkiem nowe reguły gry: masz kasę - jesteś gość, nie masz - jesteś nikim. Kogo to obchodzi, że przeczytałeś całego Hegla? Słowo „humanista” brzmiało jak diagnoza. Jedyne, co taki potrafi, to trzymać w rękach tomik Mandelsztama. Dokonano nagle mnóstwa odkryć. Inteligencja zubożała do granic nieprzyzwoitości.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

10 października 2015

może przecież odebrać sobie życie. . .

Człowiek może przecież odebrać sobie życie, dlatego że się nieszczęśliwie zakochał, czy też z obawy przed starością, albo tak, z ciekawości, bo po prostu chce poznać tajemnicę śmierci...

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

na granicy bytu i niebytu. snu. . .

Samobójstwo jest tematem nocnym; człowiek znajduje się na granicy bytu i niebytu. Snu. Chciałabym to zrozumieć, pytałam więc z natarczywością człowieka dziennego. Usłyszałam: „A nie boi się pani, że to się pani spodoba?”

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

co to znaczy kapitalizm - nierówność, ubóstwo, bezczelne bogactwo. . .

Z rozmowy ze znajomym wykładowcą uniwersytetu Pod koniec lat dziewięćdziesiątych - mówił - studenci śmiali się, kiedy im wspominałem o Związku Radzieckim; byli przekonani, że przed nimi otwiera się nowa przyszłość. Teraz to wygląda inaczej... Dzisiejsi studenci już się dowiedzieli, już poczuli, co to znaczy kapitalizm - nierówność, ubóstwo, bezczelne bogactwo; zobaczyli, jak żyją ich rodzice, którzy nic nie dostali z rozgrabionego kraju. Są więc nastawieni radykalnie. Marzą o własnej rewolucji. Noszą czerwone tiszerty z portretami Lenina i Che Guevary.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

wolność to dużo pieniędzy. . .

Dzieci: wolność to miłość; wewnętrzna wolność to wartość absolutna; człowiek nie boi się wtedy własnych pragnień; wolność to dużo pieniędzy, wtedy można mieć wszystko; wolność jest wtedy, gdy można żyć tak, żeby się nie zastanawiać nad wolnością; wolność to rzecz normalna.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   


nowe marzenia. . .

No i mamy wreszcie tę wolność! Czy takiej właśnie oczekiwaliśmy? Byliśmy gotowi umrzeć za swoje ideały Walczyć. A zaczęło się życie „jak u Czechowa”. Bez historii. Upadły wszystkie wartości poza wartością życia. Życia w ogóle. Nowe marzenia: zbudować dom, kupić dobry samochód, posadzić agrest... Wolność okazała się rehabilitacją mieszczaństwa, zazwyczaj w Rosji prześladowanego. Wolnością Jej Królewskiej Mości Konsumpcji. Majestatu masy. Masy pragnień, instynktów - utajonego życia człowieka, o którym mieliśmy tylko przybliżone wyobrażenie.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

opuszczeni w przemijaniu. . .

opuszczeni w przemijaniu
wprost w przepaście nieba
skaczą nocą jak koty

opuszczeni w przemijaniu
ukrywają ciche skargi
podksiężycowe profanacje życia

opuszczeni w przemijaniu
pomalutku cichym nokturnem
żegnają przypadkowy unikat ciała

opuszczeni w przemijaniu
już poza strunami swojej pamięci
zapatrzeni w oddalenie

opuszczeni w przemijaniu
majaczący przebudzenia
oglądają orficką twarz sufitu

opuszczeni w przemijaniu
nieprzystosowani do umierania
w siebie samych wracający

                                      Mateusz Hildebrandt
 
 
 

oświeceni duchowo słudzy. . .

Zawsze musimy pamiętać, ze za zwycięstwo zła w świecie odpowiedzialni są nie jego ślepi wykonawcy, ale przede wszystkim oświeceni duchowo słudzy dobra.

Fiodor Stiepun (To, co było, i to, co się nie spełniło)
   
   
   

wpadacie jak po ogień / gutte nacht. . .

„Wpadacie jak po ogień”,
wytyka nam od lat
z właściwym sobie chłodem
ten niewłaściwy świat.
„Po ogień” to przesada,
lecz wpadliśmy – to fakt.
”Po ogień” to przesada,
lecz upadliśmy – to fakt.
A wypaść – nie wypada:
okazać trzeba takt.
Wypadać – nie wypada:
poza tym – nie ma jak.

Niejasno nam zagraża
i mrozi w żyłach krew
gościnność gospodarza
tych lodowatych stref.
”Pokochasz Kraj i Klimat”?
Brak na tę czelność słów.
Wokoło pustka, zima
i ujadanie psów.
Nad głową eter, zima
i chirurgiczny nów.

Miał to być dłuższy pobyt,
nie na tym jednak tle.
Śnie3g przez dwie trzecie doby,
a jedna trzecia w śnie?
Nie w takiej atmosferze
miał tlen odświeżać mózg,
kłamały w bedekerze
widoczki palm i mórz.
Źle w takiej atmosferze
kącikom spierzchłych ust:
powietrze może świeże,
lecz jest w nim mróz i mus.

Ktoś nabił nas w butelkę,
czy raczej w szkło tych kul,
gdzie prószą płatki wielkie
nad kaszlem gołych pól.
Zacisnąć zatem zęby?
Zaciśnie nam je mróz.
Nie puści pary z gęby,
nie puści tchu do ust.
Zacisnąć zatem zęby?
Zaciśnie nam je mróz.
Nie puści pary z gęby,
Nie upuści tchu do ust.
Nie upuści tchu do ust.

                                    Stanisław Barańczak
                                    (z tomu Podróż zimowa.
                                    Wiersze do muzyki Franza Schuberta, 1994)
 
 
 

waza kreteńska. . .

Ty, gron greckich wonna wargo,
murze dźwięczny, roto róż
w pochodzie mykeńskich świateł,
nie-do-statków płynna pustko
wkrąg rozsnuta.

Rozluźnienia. Ród rozwiązły
w nich się spełnia. Błędnie błyszcząc
zwierz, głaz tracą jasno cel:
smugi fiołków, łąkokwietne
stygną czaszki.

Fala bije w czyste czoła,
żar otchłannych bachanalii
znamię zniweczenia pali:
wzrost, świadomość, mózg cię woła,
spłukaj, zakurz! Dłonie chłopców,
rząd biegaczy, rozpostarty,
zagna cię do kruży wklęsłej,
gdy łeb rybi, czosnek, flety
runą różą w święto Ledy,
w spółkowanie, w płaskość, w klęskę.

                                                   Gottfried Benn (przekład Stanisław Barańczak)
   
   
   

leningrad. . .

I znów w mieście, co do krwi znajome mi jest,
Do dziecięcych obrzmiałych gruczołów, do łez.

Wróciłeś, więc spiesznymi łykami pij tran
Z leningradzkich, nad rzeką palących się lamp.

Rozpoznawaj złowrogie mgły grudnia tam, gdzie
W czarnym dziegciu jak żółtko rozbełtał się dzień...

Petersburgu, ja nie chcę umierać, nie czas -
Jeszcze przecież mój numer telefonu znasz...

Petersburgu, mam jeszcze adresy, gdzie wciąż
Zmarli na mnie czekają i słyszę ich głos.

Czyjeś kroki po schodach kuchennych się pną,
Dzwonek z mięsem wyrwany uderza mnie w skroń,

Całą noc czekam gości, aż uśpi mnie świt,
Zakutego w kajdany łańcuszków u drzwi.

grudzień 1930

                                     Osip Mandelsztam (tłum. Stanisław Barańczak)
 
 
 

zmarli w europie. . .

Gdy zbyły się ciężaru samoloty, nas
Wspólny grób wchłonął, chłopców przy kobietach;
Ani korona z cierni, ani monet blask,
Wrzeciona wież wytknięte w niebo, ani metal
Nie mogły nas ocalić. Matko, podnieś nas,
Porzuconych bezładnie w galarecie ognia:
W naszym dniu święta ziemia była nam przekleństwem,

Matko, czy się wzniesiemy w Twoim dniu w Twój kraj
Ze wszystkich miejsc, gdzie ciężki gruz poślubił zwłoki,
Które runęły obok siebie? Matko, daj
Rękę nam, przygniecionym przez kamienne bloki;
Kiedy w Dzień Wniebowzięcia Szatan na Twój kraj
Rzuca cień, Matko, wyrwij nasze ciała z ognia:
W naszym dniu święta ziemia była nam przekleństwem.

Matko, drżą moje kości, w głębi ziemi drży
Pogłos grzmotu i słyszę bek trąbki wśród zgiełku
Krwawiącej wokół rzezi. Powiedz, Mario, czy
Będę mógł unieść ciężar chłopca, tej kukiełki
Z prochu, świadectwo Diabła? Mario, ziemia drży,
Oblubienica wody, powietrza i ognia;
W naszym dniu święta ziemia jest naszym przekleństwem.

                                                                  Robert Lowell (przekład Stanisław Barańczak)
   
   
   

03 października 2015

losy wiodą. . .

   Na jednej z tablic, po prawej, znajdował się w starożytnych literach łacińskich misternie wyryty jambiczny wiersz:

Ducunt yolentem fata, nolentem trahunt. 

   „Losy wiodą tego, który się im poddaje, ciągną tego, który się opiera." Po lewej zaś ujrzałem wielkimi głoskami wdzięcznie wyrytą tę sentencję:

Wszystkie rzeczy zmierzają do swego celu.

François Rabelais (fragment powieści Gargantua i Pantagruel, 1564)
   
   
   

01 października 2015

prośba o znak. . .

Z dzieciństwa w młodość z młodości w wiek dojrzały
z dojrzałości w starość – zdumiewa się
Dlaczego nie dany mi był żaden znak
dlaczego nikt nie udzielił mi przestrogi
dlaczego żyć musiałem bez słowa zachęty
trwałem nie wiedząc kim jestem i kiedy jest mój czas
Jeżeli wszyscy dookoła byli zajęci
dlaczego wedle obietnicy nie postawiono przy mnie skrzydlatego
z laską pasterską, który mówiłby mi o świcie:
Bacz pilnie To jest właśnie dzień na który czekałeś
dzisiaj potrafisz wszystko jutro możesz utracić tę moc
Może wówczas wzniósłbym się w górę jak on
i dokonałbym dzieła które wciąż podejmuje za mnie ktoś inny
O przyjacielu – rzekła na to postać
z oczami barwy żelaza i twarzą wytartą przez lata –
Nie opuściłem cię ani na krok
i śpiewałem hymny o wyznaczonej porze
Ale głos twój nie przyłączył się do mojego

                                         Julia Hartwig (z tomu Obcowanie, 1987)