31 sierpnia 2017

ludzka przygoda nie może trwać w nieskończoność ... żyjemy katastroficznie. . .

L.J.J.: W takim razie w sposób nieunikniony i naglący staje przed nami problem, jak uniknąć przekształcenia się w proroków apokalipsy. Nie chodzi mi o to, że moglibyśmy popaść w millenaryzm, wedle którego rzeczywistość jest dziejową karą za nie wiadomo jakie dawniejsze występki.Koniec końców nie możemy zerwać z techniką. Nadal jednak aktualne jest pytanie: jak z nią żyć?

C.: Ja na przykład lubię spacerować, ale w Paryżu jest to trudne. Muszę wsiąść w pociąg, żeby pojechać na wieś. Jestem więc wspólnikiem techniki

[...]

L.J.J.: Jaka jest wobec tej panoramy pańska diagnoza albo, mówiąc inaczej: gdzie czai się katastrofa?

C.: Niczego nie można ściśle wyprorokować. Nikt nie potrafi szczegółowo określić przyszłości; powiedzieć można tylko tyle, że ludzka przygoda nie może trwać w nieskończoność. Co się tyczy człowieka, jego katastrofa ma źródło w tym, że nie może on pozostawać sam. Nikt nie potrafi pozostawać sam z sobą. Obecnie wszyscy, którzy powinni żyć samotnie, pośpiesznie włączają telewizory czy radia. Sądzę, że gdyby jakiś rząd zniósł telewizję, ludzie mordowaliby się na ulicach, bo cisza okropnie by ich trwożyła. W odległych czasach żyli w o wiele ściślejszej łączności z własną jaźnią, całymi dniami i miesiącami, ale teraz nie jest to już możliwe. Dlatego można powiedzieć, że kata-strofa już nastąpiła, co znaczy, że żyjemy katastroficznie.

Emil Cioran (Rozmowy, 1990)
   
   
   

człowiek ponosi odpowiedzialność za swoją niewiedzę. . .

   - Gdyby człowiek ponosił odpowiedzialność tylko za to, czego jest świadom, głupcy byliby Z góry rozgrzeszeni z każdej winy. Tylko że, mój drogi człowiek ma obowiązek wiedzieć. Człowiek ponosi odpowiedzialność za swoją niewiedzę. Niewiedza jest winą. A zatem nic nie uwalnia pana od winy, ja zaś oświadczam panu, że w stosunku do kobiet jest pan gburem, chociaż pan temu zaprzecza.

Milan Kundera (fragment opowiadania Sympozjon, 
z tomu Śmieszne miłości, 1970)
   
   
   




po środku swego ciała ... teren świętych zakazów. . .

[...]jednakże po środku swego ciała,mniej więcej na wysokości pępka, nakreśliła surową i absolutnie nienegocjowalną linię, poniżej której rozciągał się teren świętych zakazów, teren Mojżeszowego sprzeciwu i gniewu Pana.

Milan Kundera (fragment opowiadania Edward i Bóg, 
z tomu Śmieszne miłości, 1970)
   
   
   

21 sierpnia 2017

społeczeństwo ludzkie w wielkich miastach nowożytnej epoki. . .

Przyroda mnie szybko nudzi, a nuda i mdłości to prawie to samo. Gdybym znalazł się na bezludnej wyspie, prawdopodobnie namnożyłbym bogów przychylnych albo niechętnych, mocy, potęgi tylko z nimi bym obcował.

Ależ przedmiotem mojej kontemplacji nie była przyroda. Było nią społeczeństwo ludzkie w wielkich miastach nowożytnej epoki. „Uciechy znieprawionego zwierzęcia", jak powiada Baudelaire.Zwierzęcość przebrana, maski, róż, czernidło do rzęs, przedkopulacyjne rytuały, święta powłóczystych sukien wirujących w ulicznym tańcu. Upojenie nieporównywalną z niczym śmiesznością mody, poddanie się jej, jak przemiana w kogoś innego za kulisa-mi teatru. Nie mogłem zgłębić tego żywiołu, nie mogłem objąć ni pojąć, i myśleć znaczyło poruszać się w nim, a równocześnie siebie i innych oglądać z daleka.

Czesław Miłosz (z tomu Nieobjęta Ziemia / Stół, 1984)
   
   
   

powrót do boga jest koniunkcją. . .

EPIGRAFY

A zatem cale Stworzenie jest ŻEŃSKIE i miłość Pana do Siebie samego w Stworzeniu jest miłością Mężczyzny do Kobiety, a powrót do Boga jest Koniunkcją, czyli Małżeństwem.

Z not O. Miłosza na marginesach The True Christian Religion Swedenborga

Czesław Miłosz (z tomu Nieobjęta Ziemia / Ja, On, Ona, 1984)
   
   
   

wierność polskości obraca się. . .

Polska. Dlaczego tylko co najniższe, dlaczego tylko co najwyższe, a nic pośrodku? I dlaczego wierność polskości obraca się na tej polskości szkodę, a bunt przeciwko polskości jest jej uświetnieniem?

Czesław Miłosz (z tomu Nieobjęta ziemia, 1984)
   
   
   

20 sierpnia 2017

po krużgankach elsinoru. . .

   W brudnych pończochach opuszczonych do kostek błąka się książę po krużgankach Elsinoru, z otwartą książką, bezsilnym sztyletem, więdnącym kwiatem.
   - Patrzcie, idzie biedak. Czyta.
   Ukryci za kolumną słyszą stłumione westchnienia i pomieszane słowa. Widzą, przesuwającą się chwiejnym krokiem postać księcia, który wlecze za sobą z wysiłkiem cień. Widzą także czarny płaszcz zsuwający się z ramion. Biada tym, którzy nie widzą nic więcej, którym płaszcz i cień przesłoniły człowieka.

Zbigniew Herbert (z tomu posth. Mistrz z Delft, 2008)
   
   
   

obłąkana ofelia ... obłąkany hamlet ... pewna normalność nie do przyjęcia. . .

Prawdziwie obłąkana Ofelia i nieprawdziwie obłąkany Hamlet wyrażają wielostronny bunt poety przeciwko zwyczajności świata. Istnieje bowiem pewna normalność nie do przyjęcia, normalność podła, wygodna, uległa wobec rzeczywistości, łatwo zapominająca. Jest ona powszechna dlatego, że jakieś prawo ekonomii wewnętrznej nie pozwala nam przeżyć rzeczywistości do końca, do dna, do najgłębszych odczuć i znaczeń. Ten sam instynkt zachowawczy w dziedzinie intelektualnej chroni nas przed zbytnią dociekliwością, przed ostatecznym dlaczego i po co. Hamlet jest zaprzeczeniem tej postawy.

Zbigniew Herbert (z tomu posth. Mistrz z Delft, 2008)
   
   
   

to myślenie, które przeoruje całego człowieka. . .

Dlatego monologi księcia, w których dramatyzacja myśli dochodzi do szczytu, są równie pasjonujące, jeśli nie ciekawsze niż akcja. Są tak subtelnie utkane z materii myśli, że słuchać ich można z zamkniętymi oczyma, i to z żalem, że są wypowiadane. Jeśli płytki ślad w świadomości, jaki powstaje przy recytowaniu wyuczonego wiersza albo czytaniu obcego tekstu, można nazwać "myślą myślaną", to myślenie, które przeoruje całego człowieka, które angażuje go w ten proces bez reszty, z całym poczuciem odpowiedzialności i ryzyka, aż do granic zakwestionowania samego siebie - to myślenie określić można za filozofem współczesnym jako "myśl myślącą", pełną i integralnie związaną z podmiotem. Ta bohaterska forma intelektualnego przeżywania rzeczywistości, mimo falowań, uniesień i upadków, nie ma nic wspólnego z nastrojowością, odróżnia się od niej głębią i prawdziwością.

Zbigniew Herbert (z tomu posth. Mistrz z Delft, 2008)
   
   
   

06 sierpnia 2017

dies irae. . .

W gniewu dzień, w tę pomsty chwilę,
Świat w popielnym legnie pyle:
Zważ Dawida i Sybillę.

Jakiż będzie płacz i łkanie,
Gdy dzieł naszych sędzia stanie,
Odpowiedzieć każąc za nie.

Trąba groźnym zabrzmi tonem
Nad grobami śpiących zgonem,
Wszystkich stawi nas przed tronem.

Śmierć z naturą się zadziwi,
Gdy umarli wstaną żywi,
Win brzemieniem nieszczęśliwi.

Księgi się otworzą karty,
Gdzie spis grzechów jest zawarty,
Za co świat karania warty.

Kiedy sędzia więc zasiędzie,
Wszystko tajne jawnym będzie,
Gniewu dłoń dosięże wszędzie.

Cóż mam, nędzarz, ku obronie,
Czyją pieczą się zasłonię,
Gdy i święty zadrży w łonie?

Panie w grozie swej bezmierny,
Zbawisz z łaski lud Twój wierny,
Zbaw mnie, zdroju miłosierny.

Racz pamiętać, Jezu drogi,
Żeś wziął dla mnie żywot srogi,
Nie gub mnie w dzień straszny trwogi.

Długoś szukał mnie znużony,
Zbawił krzyżem umęczony,
Niech ten trud nie będzie płony.

Sędzio pomsty sprawiedliwy,
Bądź mym grzechom litościwy,
Zanim przyjdzie sąd straszliwy.

Jęcząc, pomnąc win bezdroże,
Wstydem me oblicze gorze,
Szczędź mnie, błagam, Panie Boże.

Ty coś Marii grzech wybaczył
I wysłuchać łotra raczył,
Nie pozwolisz, bym zrozpaczył.

Choć niegodne me błaganie,
Nie daj mi, dobroci Panie,
W ognia wieczne wpaść otchłanie.

Daj mi mieszkać w owiec gronie,
Z dala kozłów, przy Twym tronie
Postaw mnie po prawej stronie.

Gdy uśmierzysz potępionych,
Srogim żarom przeznaczonych,
Weź mnie do błogosławionych.

Błagam kornie bijąc czołem,
Z sercem, co się zda popiołem,
Wspomóż mnie nad śmierci dołem.

O dniu jęku, o dniu szlochu,
Kiedy z popielnego prochu
Człowiek winny na sąd stanie.

Oszczędź go, o dobry Boże,
Jezu nasz, i w zgonu porze
Daj mu wieczne spoczywanie.
Amen

                                      (przeł. Leopold Staff)
 
 
 

dies irae. . .

Trąba dziwny dźwięk rozsieje,
ogień skrzepnie, blask ściemnieje,
w proch powrócą światów dzieje.
Z drzew wieczności spadną liście na
Sędziego straszne przyjście,
by świadectwo dać Psalmiście...

A ty, psalmisto Pański, nastrój harfę swoją
już na ostatni ton!

Grzech krwią czarną duszę plami...
Bez obrońcy staniem sami -
któż zlituje się nad nami?

Kyrie elejson!...
O Boże! Ty bądź naszą łaską i obroną!
Kyrie elejson!

01 sierpnia 2017

gondola żałobna nr 2. . .

Dwóch dziadków, teść i zięć, Liszt i Wagner, mieszka przy Canala Grande
wraz z tą niespożytą kobietą, co wyszła za króla Midasa,
który czego nie dotknie, przemienia w Wagnera.
Zielony ziąb morza przenika przez posadzki do pałacu.
Wagner jest naznaczony, znany profil Kacperka jeszcze bardziej umordowany niż dawniej,
twarz – białą flagą.
Gondola z ciężkim ładunkiem ich życia, dwa powrotne, jeden w jedną stronę.

II

Jedno z okien pałacu otwiera się i w nagłym przeciągu – czyjaś wykrzywiona twarz.
Na dole płynie gondola śmieciarzy poruszana przez dwóch jednowiosłowych bandytów.
Liszt zapisał kilka akordów tak ciężkich, że trzeba by je przekazać
Instytutowi Mineralogicznemu w Padwie do analizy.
Meteoryty!
Zbyt ciężkie by trwać w spoczynku, mogą tylko spadać i spadać w przyszłość
do czasu koszul brunatnych.
Gondola z ciężkim ładunkiem skulonych kamieni przyszłości.

III

Widok na rok 1990.

25 marca. Niepokój o Litwę.
Śniło mi się, że odwiedzam wielki szpital.
Brakowało personelu. Wszyscy byli pacjentami.

W tym samym śnie nowo narodzona dziewczynka,
która mówiła całymi zdaniami.

IV

Przy zięciu, człowieku swoich czasów, Liszt jest wyliniałym światowcem.
Ale to tylko pozór.
Głębia, która przymierza i odrzuca różne maski,
tę właśnie wybrała dla niego -
głębia, która chce przyjść do ludzi nie ukazując twarzy.

V

Wielebny Liszt zwykle sam dźwiga swój bagaż przez roztopy i upały,
a kiedy umrze, nikt nie wyjdzie po niego na stację.
Ciepła bryza bardzo uzdolnionego koniaku zabierze go w połowie misji.
Wciąż ma jakąś misję do spełnienia.
Dwa tysiące listów rocznie!
Uczniak przepisujący sto razy błędnie napisany wyraz zanim mu wolno pójść do domu.
Gondola z ciężkim ładunkiem życia, jest zwykła i czarna.

VI

Z powrotem do roku 1990.

Śniło mi się, że jadę niepotrzebnie dwieście kilometrów.
I wszystko było powiększone. Wróble wielkie jak kury
śpiewały aż uszy puchły.

Śniło mi się, że narysowałem klawisze fortepianu
na kuchennym stole. Grałem na nich, bezgłośnie.
Przyszli sąsiedzi, żeby posłuchać.

VII

Fortepian, który milczał przez całego Parsifala (ale słuchał), nareszcie
może się odezwać.
Skargi... Sospiri...
Dziś wieczorem Liszt gra ciągle na wciśniętym pedale morza,
tak że zielona potęga morza przenika przez posadzkę, wtapia się
w kamienie budynku.
Dobry wieczór, śliczna głębio!
Gondola z ciężkim ładunkiem życia, jest zwykła i czarna.

VIII

Śniło mi się, że pierwszy raz idę do szkoły i jestem spóźniony.
W klasie wszyscy nosili białe maski.
Kto był nauczycielem, trudno orzec.

                                                                                                     Tomas Tranströmer
                                                                                                     przełożył Leonard Neuger