27 grudnia 2015

zgasić światłość. . .

Ze względów oszczędnościowych polecam zgasić światłość wiekuistą, która mi może będzie świecić.

Julian Tuwim
 
 
 

urok płomieni. . .

Cały urok płomieni tkwi w ich zniewalającym, dziwnym pląsaniu, gdzieś poza kategoriami harmonii, proporcji i miary. Czyż niepochwytne wzloty płomienia nie są dobrym symbolem wdzięku i tragedii, naiwności i rozpaczy, rozkoszy i smutku?


Emil Cioran (fragment pisma filozoficznego Na szczytach rozpaczy, 1934)
  
   
   

możliwości umierania. . .

(...)życie utkane jest z ciągłej , niewykorzystanej możliwości umierania: pochłania ich bezbarwny holokaust historii, zbiorowa mogiła.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

literackie wyrafinowanie. . .

(...)wszelkie inne literackie wyrafinowanie początkowo wynika z potrzeby przewietrzenia słów , przykrycia ich uwiądu zręcznym wyrafinowaniem, lecz kończą się zmęczeniem, w którym umysł i słowo roztapiają się w sobie, a później ulegają rozkładowi.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

pomiędzy inteligencją i głupotą. . .

Różnica pomiędzy inteligencją i głupotą polega na umiejętnym manipulowaniu przymiotnikami, bez ich zmienności i różnorodności powstaje banał. Sam Bóg żyje jedynie dzięki przymiotnikom, które mu przypisujemy: to racja bytu teologii. Tak też człowiek nazywa za każdym razem inaczej monotonię swych nieszczęść; a usprawiedliwić się z niej przed umysłem może tylko przez namiętne poszukiwanie nowych przymiotników.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   


człowiek ... dlaczego on nie próbuje się zabić?

Za każdym razem, gdy spojrzymy na człowieka z dystansu, nasuwa się na myśl jedno i to samo pytanie: dlaczego on nie próbuje się zabić? Trudno wyobrazić sobie coś bardziej naturalnego niż samobójstwo i trudno przyjąć za 'dobrą monetę wysuwane przeciwko niemu argumenty. Kiedy dzięki poruszającej i często powracającej intuicji pojmujemy własną bezużyteczność , wręcz niepojęte staje się, dlaczego wszyscy tego nie robią. Usunąć samego siebie - ten czyn wydaje się tak prosty i tak oczywisty! Dlaczego więc zdarza się tak rzadko, dlaczego wszyscy Inni się przed nim uchylają? Dzieje się tak dlatego, że choć co prawda rozum odbiera nam chęć życia, owo nic, które przedłuża nasze działania , jest silniejsze niż wszelkie absoluty, ono jest przyczyną milczącej zmowy śmiertelnych przeciwko śmierci; jest ono nie tyle symbolem istnienia, ile samym istnieniem, jest wszystkim.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

cierpi z powodów, których błahość napawa umysł trwogą. . .

Spotykamy człowieka uwikłanego w niezbadany i niepojęty świat, widzimy go pełnego przekonań i pożądań, z których buduje ponad rzeczywistością jakieś chorobliwe konstrukcje. Stworzył całe systemy błędów i potem cierpi z powodów, których błahość napawa umysł trwogą; poświęca się dla wartości , których śmieszność jest porażająca. Czy podejmowane przez niego przedsięwzięcia można uznać za coś więcej niż tylko błahostki , a regularność jego gorączkowych trosk czy może wydać się bardziej stabilna niż architektura niedorzeczności? Dla kogoś, kto patrzy z zewnątrz, absolut każdego życia okazuje się względny, a wszystkie przeznaczenia arbitralne, choć ze swej istoty nieuniknione.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

jedynie poeta potrafi wziąć pełną odpowiedzialność za "ja". . .

A ten, kto mówi w imieniu innych, zawsze jest uzurpatorem. Politycy, reformatorzy i wszyscy ci, którzy głoszą coś , powołując się na zbiorowość , są oszustami. Jedynie kłamstwo artysty nie jest kłamstwem totalnym, gdyż on nie wymyśla nic więcej , jak siebie samego. Jeśli nie zdamy się na to, co niekomunikowalne, nie zawiesimy w pół słowa naszych niewypowiedzianych i nieukojonych niepokojów, życie stanie się tylko zgiełkiem w przestrzeni bez współrzędnych, a wszechświat geometrią, którą chwyciła epilepsja.
[...]
Jedynie poeta potrafi wziąć pełną odpowiedzialność za "ja", tylko on mówi we własnym imieniu i tylko on ma prawo to robić. Poezja, gdy staje się podatna na proroctwa i doktryny, wypacza się : "misja" dławi jej śpiew , idea powstrzymuje jej wzlot.
[...]
   I jak tu nie zwrócić się ku poezji? Jej usprawiedliwieniem - tak jak życia - jest fakt, że niczego nie dowodzi.)

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

tylko człowiek wzbudza trwałą odrazę. . .

   Pośród wszystkich stworzeń tylko człowiek wzbudza trwałą odrazę. Wstręt, który budzi zwierzę,jest przelotny, szybko się rozwiewa; tymczasem ludzie natrętnie nawiedzaj ą umysł, myśl o nich nieustannie przenika przez mur, którym ogrodziliśmy się od świata, i tylko utwierdza nas w strategii odmowy i nieprzystępowania. Po każdej wyrafinowanej rozmowie, która sama dla siebie rozkoszuje się wysokim poziomem swej kultury, można tylko zatęsknić za Saharą i pozazdrościć roślinom albo nieskończonym monologom świata zwierząt.
   Z każdym wymówionym słowem odnosimy zwycięstwo nad nicością, ale po to tylko, by lepiej znosić jej władzę.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

cierpienie ... wrażenie pełni. . .

Intensywne cierpienie zawsze stwarza wrażenie pełni i stawia świadomość w obliczu potwornej, nieuniknionej rzeczywistości[...]

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

najmniejsza odrobina przenikliwości sprowadza. . .

Czas płynie tylko " dzięki temu, że fikcyjny wszechświat zapełniają niezliczone wytwory naszej wyobraźni , gdy tymczasem nicość naszej świadomości ogołociłaby go natychmiast; najmniejsza odrobina przenikliwości sprowadza człowieka do jego pierwotnej kondycji: nagości ; najmniejsza szczypta ironii zdziera z niego śmieszne wdzianko nadziei, dzięki któremu może mylić się i tworzyć złudzenia - każda inna droga prowadzi poza życie . Nuda jest właśnie początki e m tego szlaku ... Sprawia, że czas zaczyna wydawać się nam zbyt długi - a nie odsłania przed nami końca . Obojętni na wszystko, nie znajdując na zewnątrz siebie samych nic, co moglibyśmy przyswoić , niszczejemy powoli, gdyż przyszłość nie ma już dla nas żadnej racji bytu.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

wobec obsesji śmierci. . .

Wobec obsesji śmierci zarówno wykrętne sztuczki nadziei, jak i argumenty rozumu, okazują się bezwartościowe : ich nieskuteczność wzmaga tylko chęć umierania. Jest tylko jedna "metoda", która pozwala nad tą obsesją zapanować: to doświadczyć jej aż do końca, znosząc wszystkie jej rozkosze i udręki, nie próbując jej unikać. Obsesja, której poddamy się aż do przesytu, zanika we własnym nadmiarze. Myśl, nieustannie rozwodząc się nad nieskończonością śmierci, zaczyna jej używać, zaczyna budzić w nas obrzydzenie do niej, negatywny przesyt, który niczego nie oszczędza i który, zanim nadszarpnie prestiż śmierci i ośmieszy ją, objawia przed nami całą znikomość życia.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   


25 grudnia 2015

interpretacja jako styl refleksji. . .

(...)interpretacja jako styl refleksji, odżegnujący się od iluzji posiadania wiedzy pewnej i ostatecznej, otwarty na dialog i porozumienie miedzy różnymi dyskursami.
Wynikałoby z tego, że pogłębianie umiejętności interpretacyjnych nie służy samo sobie, ale odbija się na jakości naszych związków ze światem i z innymi, a w konsekwencji wpływa zasadniczo na budowanie własnej tożsamości.

Dariusz Szczukowski, Grażyna Tomaszewska
(Sztuka interpretacji a lekcja polskiego. Uwagi wstępne.
[w:] Sztuka interpretacji. Poezja Polska XX i XXI wieku, 2014)
   
   
   

jeżeli jesteś. . .

Jeżeli jesteś, spotkasz mnie na chmurnej drodze
W niesamowitej porze, kiedy brzozy w trwodze
Drżą pod naporem wichrów, i wskażesz mi dęby,
Co miotając swych koron kędzierzawe kłęby
Uczą rozpaczliwymi swych konarów szumy
Nadaremnych wysiłków piękności i dumy,
Bohaterstwa obłędu, kiedy liści gęstwa
Wybucha triumfalną niemocą szaleństwa,
W pustce zimnej, nieczułej na ziemi i niebie,
Wśród opętańczych zmagań, co wiodą do ciebie.

Lecz niech nie znam niepogód, błyskawic i burzy,
Którym głos piorunowy groźnym echem wtórzy;
Niech mnie czeka w przystani dzień błogi i długi
Z dala od niebezpieczeństw, raf i klęsk żeglugi,
Na wygładzonej fali, wśród ciszy obłoków,
Nie znającej szarpania bezsilnego oków,
Bezrozumnego buntu, który gryzie skały,
Bym był jak trumna syty, jak cmentarz — dojrzały,
Spokojny jak trup między deskami czterema
Uroczystej nicości — jeśli ciebie nie ma.

                                                          Leopold Staff (z tomu Martwa pogoda, 1964)
 
 
 

24 grudnia 2015

zmierzch zimą. . .

Słońce zachodzi w zimnie bez przyjaciół,
Bez wyrzutów, po tym co dla nas zrobiło.
Zachodzi nie wierząc w nic.
Kiedy zaszło, słyszę, jak biegnie za nim strumyk,
Wziął ze sobą swój flecik, bo droga daleka.

                                                            William S. Merwin
   
   
  

13 grudnia 2015

pozory ... do rangi stylu. . .

Pozostają pozory: dlaczego by nie wznieść ich do rangi stylu? Na tym właśnie polega każda prawdziwie inteligentna epoka.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

cierpienie w swoje ręce, w całkowite posiadanie. . .

Wziąć cierpienie w swoje ręce, w całkowite posiadanie, i wyjść z niego, coś z niego wynieść. To jest jakieś zwycięstwo, tylko to ma sens. Nie zostaje się z pustymi rękami... Bo inaczej po co było zstępować do piekieł?

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
      

się człowiek lituje, to znaczy, że jeszcze nie zajrzał tak głęboko. . .

Kiedy się człowiek lituje, to znaczy, że jeszcze nie zajrzał tak głęboko, jeszcze nie uciekł od ludzi. Bo jeśli uciekł, to wystarczy mu to, co jest w nim samym. Ja zajrzałam nazbyt głęboko... Trudno mnie skrzywdzić. Rzadko płaczę. Śmieszą mnie wszystkie zwyczajne nieszczęścia(...)

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
      

słowa są tylko. . .

Obawiam się, że nie starczy mi talentu, żeby to przekazać. Wskrzesić. Słowa są tylko dopełnieniem naszego stanu. Naszych uczuć.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
      

wiosną było najstraszniej. . .

Wiosną było najstraszniej. Wszystko w przyrodzie się zmienia... wszystko zaczyna żyć... Lepiej nikogo nie pytać, ile zostało mu do odsiedzenia. Wiosną każdy wyrok to wieczność! Jak ptaki przelecą, to nikt nie podniesie głowy. Wiosną nie patrzy się w niebo...

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
      

12 grudnia 2015

głos. . .

Kaleczą się i dręczą
milczeniem i słowami
jakby mieli przed sobą
jeszcze jedno życie

czynią tak
jakby zapomnieli
że ich ciała
są skłonne do śmierci
że wnętrze człowieka
łatwo ulega zniszczeniu

bezwzględni dla siebie
są słabsi
od roślin i zwierząt
może ich zabić słowo
uśmiech spojrzenie


                          Tadeusz Różewicz (z tomu Niepokój, wiersze z lat 1945-1946)



ciemno... brudno... ... za kulisy. . .

To jest jak w teatrze. Z sali widzi się piękną bajkę - posprzątaną scenę, świetnych aktorów, tajemnicze światło, ale kiedy trafia się za kulisy... Od razu za kurtyną leżą kawałki jakichś desek, szmaty, niedomalowane, porzucone płótna... butelki po wódce... resztki jedzenia... Nie ma bajki. Jest ciemno... brudno... Mnie właśnie zaprowadzono za kulisy... Rozumiesz?

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
      

jak dobiegniesz do lasu. . .

Zrobisz krok - zastrzelą, a jak dobiegniesz do lasu, to rozszarpią cię dzikie zwierzęta.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
      

szczęśliwi ludzie. . .

Szczęśliwi ludzie są zawsze dziećmi. Trzeba ich chronić, są delikatni i śmieszni. Bezbronni. Tak było z nami, a jak powinno być w ogóle, tego nie wiem. Z tym tak, a z innym inaczej. Co sobie stworzysz... „Nieszczęście to najlepszy nauczyciel” - mawiała moja mama. Ale każdy woli szczęście. Nocą budziłam się z myślą: „Co ja robię?" Czułam się nieswojo, a napięcie sprawiało, że... miałam... „Masz cały czas napięty kark” - mówił do mnie. Co ja robię? Gdzie spadam? Tam jest przepaść.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
      

11 grudnia 2015

nasze melodie. . .

Były naszym domem. Potrafiliśmy je sobie gwizdać,
kręcąc się po kuchni
albo bycząc się po niedzielnym obiedzie.
Mówiły o tym, co powinniśmy lubić, lubiliśmy

je, skoczne albo smętne
poglądy na świat, który się ulatniał, aż
zupełnie go zapomnieliśmy. I nie pamiętamy. Zostaliśmy bez wyczucia
domowego ogniska, w piersiach nam już nie grają

jak czyste rachunki. A jeszcze bardziej niż o siebie
martwiliśmy się o towar, który przynieśliśmy na targ,
o roszponkę i inne sałaty,
zima kąsała, chociaż nie była syberyjska.

Ale my się kochaliśmy, naprawdę.
Nasze zabawy i pogrzeby nie były beznadziejne.
I pewnego dnia, kiedy po długim czasie znów
odeszliśmy w góry, one przyszły za nami.

W ten sposób jeszcze przez chwilę, wciąż je mieliśmy,
gdzieś na końcu języka, by dla nas śpiewały,
czego sami już nie możemy. No tak, w każdym razie nie bez trudu.
Jeszcze na śmierć sobie gwiżdżemy, byleby nie oniemieć.

                                                                                                Primož Čučnik
   
   
   

pokonałem życie. . .

(...)pokonałem życie, nie chcąc szukać dla niego rozwiązania. Ten spektakl odgrywany przez człowieka przyprawia o mdłości! Miłość to tyle, co wzajemne mieszanie śliny... Wszystkie uczucia czerpią swój absolut z marności gruczołów. Szlachectwem może być tylko zanegowanie istnienia, uśmiech, który zawisa nad pejzażami nicości.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

życie sam na sam ze sobą. . .

(...)jeszcze bardziej nieznośne jest życie sam na sam ze sobą. Nie mieszając się bowiem w sprawy innych, zaczynamy się za bardzo przejmować własnymi, aż w końcu czynimy ze swego ,ja” religię, albo też - apostołowie na opak - negujemy je: i tak każdy pada ofiarą tej samej gry.
   Rozwiązania dotyczące egzystencji są równie liczne jak czcze i bezwartościowe. Historia to wytwórnia ideałów... fantastyczna mitologia, szaleństwo hord i samotników..., to odmowa stanięcia twarzą w twarz z rzeczywistością jako taką, śmiertelne pragnienie fikcji.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

10 grudnia 2015

głos, w imię nieba, ojczyzny czy czegokolwiek innego. . .

W rozpalonym umyśle kryje się drapieżna bestia, trudno obronić się przed pazurami proroka... Gdy podnosi głos, w imię nieba, ojczyzny czy czegokolwiek innego, odsuń się od niego: ten satyr bluźniący twej samotności nie przebaczy ci, że twoje życie toczy się poza jego prawdami i poza jego uniesieniami; on chce, byś dzielił z nim jego histerię, byś uznał jego dobro, chce ci je narzucić, chce cię odmienić. Trudno spotkać na tej ziemi człowieka, który będąc we władzy jakiegoś wierzenia, nie usiłowałby przekazać go innym. Obsesja zbawienia sprawia, że coraz trudniej tu oddychać. Rozejrzyj się wokół siebie: wszędzie jakieś potwory głoszą swoje prawdy, za każdą instytucją stoi jakaś racja, wszystkie urzędy mają swój absolut jak świątynie, a administracja i jej rozporządzenia to metafizyka dla małp...
[...]
   Kiedy słyszę, jak ktoś w dobrej wierze mówi o ideałach, o przyszłości, o filozofii, jak mówi „my” z jakimś odcieniem pewności, jak powołuje się na „innych” i uważa się za wyraziciela ich pragnień - to wystarczy, bym uznał go za wroga.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

żyd. . .

Żyd przez całe życie czegoś się boi. W którąkolwiek stronę poleciałby kamień, to w Żyda zawsze trafi.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

09 grudnia 2015

ponad murem nieugiętych przekonań wznosi się sztylet. . .

Prawdziwymi przestępcami są ci, którzy ustanawiają w polityce czy w religii jakąś ortodoksję pozwalającą odróżniać wiernych od schizmatyków.
   Kiedy nie chcemy pogodzić się ze zmiennym charakterem idei, leje się krew... Ponad murem nieugiętych przekonań wznosi się sztylet; płonące pasją oczy wróżą morderstwa. Pełen zwątpienia, hamletyzujący umysł nigdy nie jest tak niebezpieczny: zło zaczyna się od odrzucenia kwietyzmu, tkwi w napięciu woli, w prometejskiej megalomanii rasy, która pęka od doskonałości i trzeszczy pod cięta} żarem swych niezachwianych przekonań, i która, wyśmiewając niepewność, lenistwo - te występki szlachetniejsze niż wszystkie jej cnoty razem wzięte - weszła na drogę zguby, w historię, w to bezwstydne połączenie apokalipsy z banałem... A wszystko z nadmiaru pewności[...]

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

zdolność do ubóstwiania. . .

Właściwa człowiekowi zdolność do ubóstwiania jest przyczyną wszelkich jego zbrodni: każdy, kto nierozumnie wielbi jakiegoś boga, będzie zmuszał innych do tego samego — gotów zabijać jeśli odmówią. Pod nietolerancją, ideologiczną nieustępliwością, prozelityzmem kryje się bestialskie podłoże entuzjazmu.

Emil Cioran (z pisma filozoficznego Zarys rozkładu, 1945)
   
   
   

06 grudnia 2015

macie własną utopię - rynek. . .

Hasło pierwszych lat rewolucji: żelazną dłonią zapędzimy ludzkość do szczęścia! Skoro partia mówi, to ja wierzę partii! Wierzę.
[...] 
Wierzyliśmy w jakieś piękne życie. Utopia... To była utopia... A wy? Macie własną utopię - rynek. Rynkowy raj. Rynek uczyni wszystkich szczęśliwymi! A to chimera! Po ulicach chodzą gangsterzy w malinowych marynarkach, mają złote łańcuchy do pępka. To karykatura kapitalizmu, zupełnie jak na obrazkach w radzieckim „Krokodylu”. Parodia! Zamiast dyktatury proletariatu - prawo dżungli: gryź tego, kto jest słabszy od ciebie, a kłaniaj się temu, kto silniejszy. Najstarsze prawo na ziemi...

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

02 grudnia 2015

997 / rozsypka. . .

Rozsypka - to nie Nagłe Zajście -
Wyrwa w podstawach życia -
Ruina jest procesem - Rozkład
Przebieg sobie wytycza -

Wpierw - Pajęczyna w kątach Duszy -
Tu i tam Kurzu Zadra -
Zgrzyt Osi - nieopanowany
Żywioł Rdzy wnet się wkrada -

Ruina ma plan - Diabeł stawia
Kolejne, wolne kroki -
Człowiek nie gaśnie nagle - Poślizg
Jest prawem Katastrofy.

                                                    Emily Dickinson
  
  
  

29 listopada 2015

a ja żyję w. . .

Jestem  Bogiem,  ta  sama  samotność,  ta  sama  pycha,  ta  sama  rozpacz,  że nie  jestem  jednym  ze  swoich  stworzeń  –  jak  wszyscy.  Wszyscy  żyją  w  moim świetle,  a  ja  żyję  w  nieznośnym  iskrzeniu  moich  mroków.

Umberto Eco (fragment powieści Wahadło Foucaulta, 1988)
   
   
   

świata terminów. . .

(...)nie  jesteś  w  stanie  uwolnić  się  od  tego  świata terminów,  w  którym  się  obracasz.

Umberto Eco (fragment powieści Wahadło Foucaulta, 1988)
   
   
   

po barach, by unicestwiać. . .

Nigdy   już  nie  ruszę  po  barach,  by  unicestwiać  nieprzyjacielskie  okręty świetlistymi pociskami,  dopóki  potwór  nie  unicestwi  ciebie.

Umberto Eco (fragment powieści Wahadło Foucaulta, 1988)
   
   
   

numinosum. . .

A  chodzi  o  to,  że  doświadczenie  Numinosum  nie  może  trwać  zbyt  długo,  gdyż  prowadzi do  pomieszania  zmysłów.

Umberto Eco (fragment powieści Wahadło Foucaulta, 1988)
   
   
   

nieruchomy przez całą wieczność punkt stały. . .

   Wiedziałem wszak,  że  Ziemia  obraca  się,  a  ja  wraz  z  nią,  i  że  Saint-Martin-des-Champs  i  cały  Paryż  wraz ze  mną,  że  wszystko  dokonuje  wspólnych  obrotów  pod  Wahadłem,  które  w  istocie  nigdy  nie zmienia  płaszczyzny  swego  ruchu,  bo  gdzieś  tam  nad  punktem  zawieszenia,  w  nieskończonym, idealnym   przedłużeniu   sznura   ku   najdalszym   galaktykom   trwa   nieruchomy   przez   całą wieczność  Punkt  Stały.
[...]
   –  To  wahadło  Foucaulta  –  oznajmił.  –  Pierwsze  doświadczenie  przeprowadzono  w  1851 roku  w  piwnicy,  potem  w  Obserwatorium,  a  potem  pod  kopułą  Panteonu,  na  sznurze  długości sześćdziesięciu  siedmiu  metrów  i  z  kulą  ważącą  dwadzieścia  osiem  kilogramów.  Wreszcie  w 1855  roku  znalazło  się  tutaj  w  zmniejszonej  postaci  i  zwiesza  się  z  tej  dziury  w  połowie krzyżowego  sklepienia.
[...]
      –  Ziemia  obraca  się,  ale  punkt  –  nie.  Jeśli  ci  się  to  podoba,  tak  już  jest,  jeśli  nie  –  nie warto  suszyć  sobie  głowy.  W  porządku?
   –  Nie  moja  sprawa. Nieszczęsna.  
   Miała  nad  głową  jedyny  stały  punkt  w  kosmosie,  jedyną  ucieczkę  od przekleństwa  panta  rei,  i  uważała,  że  to  sprawa  Jego,  nie  zaś  jej.  I  rzeczywiście,  zaraz potem  para  oddaliła  się  –  on  wykształcony  na  jakimś  podręczniku,  który  przytłumił  w  nim zdolność  do  przeżycia  zadziwienia,  ona  zaś  bierna,  niedostępna  dreszczowi  nieskończoności, a  żadne  z  nich  nie  zarejestrowało  w  swej  pamięci  przerażającego  doświadczenia,  jakim  było to  spotkanie  –  pierwsze  i  zarazem  ostatnie  –  z  Jednym,  z  Ein  Sof,  z  Niewypowiedzianym. Jakże  nie  paść  na  kolana  przed  ołtarzem  pewności?

Umberto Eco (fragment powieści Wahadło Foucaulta, 1988)
   
   
   

po końcu świata. . .

Nie  obiecuj  sobie  za  wiele  po  końcu  świata.

                                                Stanisław Jerzy Lec (Myśli  Nieuczesane, 1977)
 
 
  

28 listopada 2015

wieczność. . .

straszna
wszystkiego zdąży zabraknąć


                     Miron Białoszewski (z tomu Rozkurz, 1980)


raz dwa trzy. . .

nieboszczycy są jak pchły

                                Miron Białoszewski (z tomu Rozkurz, 1980)


w domu wczasowym / fragmenty. . .

wpadłem w dołek z rymami
syczą
ale jak się wygramolić?
no,
myśleć!
nie śpiewać

                     Miron Białoszewski (z tomu Rozkurz, 1980)
 
 
 

22 listopada 2015

zasady moralne pracowników poczty. . .

Los Angeles, Kalifornia 
1 stycznia 1970 
742 

Biuro Nadzorcze
Do wiadomości
Zarząd Poczt Stanów Zjednoczonych

ZASADY MORALNE PRACOWNIKÓW POCZTY - ETOS PRACY 

   Wszyscy zatrudnieni zobowiązani są do przestrzegania zasad moralnych (patrz § 742 regulaminu pracy) określających postępowanie pracowników Poczty (patrz § 744 tego samego regulaminu pracy). W ciągu wielu lat ciężkiej pracy urzędów pocztowych ich pracownicy udowodnili swoją gotowość do wiernej służby Narodowi tworząc wyjątkową i bezprecedensową atmosferę wokół pełnej poświęcenia pracy. Każdy pracownik Poczty może być dumny z tego, że jego osobisty wkład pracy nawiązuje do wielowiekowej tradycji służb publicznych. Każdy z nas powinien pamiętać, że uczestnicząc w tym wielkim dziele powinien się także przyczyniać do stałego rozwoju i ekspansji potencjału Poczty.
   Od wszystkich pracowników oczekuje się pełnej poświęcenia i oddania pracy na rzecz wszystkich obywateli naszego państwa, pracy niezłomnej i rzetelnej.
  Personel służb pocztowych jest zobowiązany do przestrzegania najwyższych wartości etycznych i działania na podstawie ustawy o obyczajach i moralności, respektowania prawa Stanów Zjednoczonych, a także szczegółowych instrukcji prawnych regulujących zadania i obowiązki. Na wszystkich szczeblach organizacyjnych Poczty żąda się nieskazitelnej i wyjątkowej uczciwości w wypełnianiu ustawowo określonych obowiązków. Przekazane Poczcie zadania muszą być wypełniane sumiennie i należycie. To właśnie ta Organizacja cieszy się przywilejem codziennego kontaktu z obywatelami naszego kraju, a w wielu przypadkach jest jedynym narzędziem stanowienia bliskich kontaktów między mieszkańcami a Rządem Federalnym. Dlatego każdy urzędnik tej publicznej służby musi zyskać sobie zaufanie i szacunek pracodawcy, a także klientów korzystających z usług służb pocztowych, pracując tym samym dla ciągłego polepszania reputacji wszystkich służb publicznych i Rządu Federalnego. Wszyscy urzędnicy wszystkich szczebli służb pocztowych są niniejszym zobowiązani do wnikliwego przestudiowania paragrafu 742 regulaminu pracy służb publicznych, który w przypisach reguluje podstawowe normy w zakresie osobistej odpowiedzialności za wykonywaną pracę, moralne i etyczne strony tego zagadnienia, a także ograniczenia w zakresie wszelkiej działalności politycznej każdego z pracowników Poczty.

Inspektor Odpowiedzialny
   
   
Charles Bukowski 
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści 
Listonosz, 1971)
   
   
  

tłum przedkłada. . .

Tłum przedkłada zdrowie nad chorobę, ciepło nad zimno, radość nad smutek - i skarży się, gdy chory, gdy mu zimno i smutno; mędrzec zaś wie, że przeciwieństwa są potrzebne, że zło czyni dobro przyjemnym, a głód każe cenić nadmiar. To poczucie panujących wszędzie przeciwieństw było wspólnym motywem fizyki i etyki Heraklita.

Władysław Tatarkiewicz (Historia filozofii Tom 1, 1931/1950)
   
   
  

21 listopada 2015

sekcja zabójstw pracuje bez chwili wytchnienia. . .

Zabić księdza zabić punka zabić skina
W imię ducha w imię ojca w imię syna
Zabić tego czerwonego prezydenta
Jak zabity no to może popamięta

Zabić geja zabić ciotę i lesbiję
Przecież toto nawet nie wie po co żyje
Zabić dziada zabić sukę zabić klina
Jak jest skutek to musiała być i wina

Zabić chuja co źle gwiżdże i studenta
Moczymordę bezdomnego abstynenta
Zabić Niemca i Ruskiego i Araba
Zabić Czecha (bo z Czechami nie pogadasz)

Zabić kundla zabić kota zabić ręce
I jarosza by nie bełtał w głowach więcej
W imię ducha niezłomnego zabić ciało
Zabić trumnę by z tej trumny nie śmierdziało

Zabić tego który pali (na pociechę
Niech się dowie samobójstwo że jest grzechem)
Zabić taką co ci nie da bo nie pali
Taksówkarza i Alinę z kubkiem malin

Zabić karpia zabić szczura zabić kurę
Zabić Lecha i Wojciecha i Zadurę
Zabić kurwę może kiedyś będzie święta
A o Rushdim to już chyba nie pamiętam

                                                          Bohdan Zadura
 
 
   

15 listopada 2015

jedyna wolność, jaką człowiek posiada. . .

(...)zawsze będę pamiętał naszego nauczyciela z gimnazjum, jak pouczał, że jedyną przewagą człowieka nad zwierzęciem jest to, że może umrzeć, kiedy zechce, a nie tylko wtedy, kiedy musi. Być może jest to jedyna wolność, jaką człowiek posiada niezmiennie i zawsze, wolność porzucenia życia.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

rośnie we mnie złość, i sam za sobą, jak za jakimś niebezpiecznym zwierzęciem, zatrzaskuję drzwi. . .

Nie mogę czekać ani dziesięciu, ani dwudziestu lat. Mam swoje trzydzieści, z tego jedenaście już poszło na marne. Pomimo trzydziestu lat nadal nie wiem, kim jestem, nie wiem, co to świat, niczego innego nie widziałem, tylko brud, krew i pot.
[...] 
Potrzebowałem zaledwie jednego roku, tak jak potrzeba rozbiegu, żeby skończyć... Po tym roku byłbym już na górze, nie wiem gdzie, nie wiem jak, wiem tylko, że umiałbym zacisnąć zęby i napiąć muskuły, uczyć się po dziesięć, po czternaście godzin, potem tylko jeszcze kilka podobnych lat i byłbym jak inni, zmęczony, zadowolony, pogodzony z sobą i mógłbym powiedzieć: załatwione! Już mam to za sobą! Ale dziś jeszcze nie mogę, dziś ich wszystkich, tych zadowolonych, nienawidzę, drażnią mnie tak bardzo, że muszę zaciskać w kieszeni pięści, żeby nie wtłoczyć im z powrotem do brzucha tego ich zadowolenia.
[...] 
(...)ale żeby się uczyć, na to także właściwie nie mam już siły, odkąd wiem, że nic mi to nie da, tak więc stoję w miejscu, nie posiadając akademickiego stempelka, bo nie mam pieniędzy, a ponieważ nie mam pieniędzy i do nich nie dojdę, tylko rośnie we mnie złość, i sam za sobą, jak za jakimś niebezpiecznym zwierzęciem, zatrzaskuję drzwi. Nic tak nie rozwściecza jak to, że jest się bezbronnym wobec czegoś, czego nie można pojąć, czegoś, co ustanowił człowiek, ale nie jeden, konkretny, któremu można by się rzucić do gardła.
[...] 
   – Ja zawsze mam czas. To jedyne, co mam, i to w nadmiarze, ale nie chciałbym... Nie chciałbym... – jąka.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

wmówić, że wystarczy oddychać. . .

Nie dam sobie wmówić, że wystarczy oddychać i mieć coś do jedzenia i że dzięki temu wszystko jest w porządku. W nic już nie uwierzę, w żadnego Boga i żadne państwo, w żaden sens świata, w nic, dopóki nie poczuję, że doszedłem swych praw, mego prawa do życia, i dopóki go nie dostanę, będę mówił, że mnie okradziono i oszukano. Nie odpuszczę, dopóki nie poczuję, że żyję prawdziwym życiem, a nie odpadkami, tym, co inni wyrzucą albo wyrzygają.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

prawem oddziaływania siły. . .

   – Nadęta, głupia dziewucha. – Sklepikarz Michael Pointner z takim hukiem zatrzaskuje za sobą drzwi, że mało nie pękną. – To, na co sobie pozwala ta bezczelna osoba, jest wprost niesłychane. Co za złośliwe babsko!
   – No, no, co się stało, po co zaraz te nerwy? – uspokaja go uśmiechnięty od ucha do ucha piekarz Herdlitschka, który czeka na niego przed pocztą. – Czy ktoś cię pogryzł?
   – Nie, no naprawdę! Co za bezczelność! Takiej łajdaczki jak ta nigdzie indziej się nie zobaczy. Za każdym razem czepia się o coś innego. Raz to, raz tamto jej nie pasuje. Byle tylko nas dręczyć, a jaka jest opryskliwa. Przedwczoraj nie pasowało jej, że przekaz do paczki świec wypisałem kopiowym ołówkiem zamiast atramentem, a dzisiaj mi powiada, że w ogóle nie przyjmie paczki, bo jest źle zapakowana, i że nie ma takiego obowiązku, bo to ona ponosi 136 odpowiedzialność. Do chrzanu z tym wszystkim, ależ mi odpowiedzialność!
[...]
Zgodnie z odwiecznym prawem oddziaływania siły trzeba jakoś zmniejszyć ciśnienie, a ona może uczynić to tylko z tego jednego jedynego miejsca, zza swojego żałosnego pulpitu, wyładować je na innych, wykorzystując tę odrobinę sprawowanej władzy.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

materia zawiera w sobie pewien wymiar napięcia. . .

Każda materia zawiera w sobie pewien wymiar napięcia, którego nie da się już bardziej przekroczyć, woda ma swój punkt wrzenia, metal topnienia, żywiołom duszy również nie uda się ominąć tego niepodważalnego prawa. Radość może osiągnąć taki stopień, po którym nie będzie już odczuwalna, to samo dotyczy bólu, zwątpienia, przygnębienia, wstrętu i lęku. Wypełnione po brzegi wnętrze nie wchłonie już ani jednej kropli świata więcej.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

niczym oderwany palec. . .

(...)nie słyszy wiatru, który już zaczął swój poranny obchód wokół śpiącego hotelu, czuje tylko siebie, swoją samotność w tym pokoju, w tym budynku, we wszechświecie, kawałek oddychającego, drżącego mięsa, jeszcze ciepłego niczym oderwany palec, niedorzecznego i bezsilnego. Takie mocne obumieranie od wewnątrz, odmrażanie i zamarzanie kawałek po kawałku(...)

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

na wolną wolę i jasny umysł. . .

   We wspomnieniu o Zweigu Werfel nie napisał jednak o nieszczęśliwym losie pisarza i jego rozpaczliwym czynie, lecz postąpił odwrotnie. Zestawił moc ludzkiego ducha z absurdalną decyzją o samounicestwieniu. Podkreślił, że pośród wszelkich żywych istot na tym świecie tylko człowiek jest zdolny do autodestrukcji. Po tych słowach Werfel odróżnił przyjaciela od masy „stu tysięcy” corocznych samobójców, dodając: „W przypadku Stefana Zweiga jest inaczej. Przynajmniej gdy otrzymałem tę wstrząsającą wiadomość, miałem niejasne przeczucie, że w jego czynie skrywa się jakaś tajemna wielkość”.
[...] 
(...)jego pożegnalny list do przyjaciół. [...] W swoim tekście Zweig powołuje się na wolną wolę i jasny umysł, co przypomina nieco postawę bohaterów Dziewczyny z poczty w chwili, gdy ma się rozstrzygnąć ich los.

Tomasz Małyszek (posłowie powieści Dziewczyna z poczty)
   
   
   

14 listopada 2015

naprzeciw tej niesłychanej pustki ... jest cisza, ale elementarna i potężniejsza. . .

Christine wychodzi na balkon i drży z uszczęśliwienia, że przepełniona kipiącym żarem stoi naprzeciw tej niesłychanej pustki i że jej małe ziemskie serce bije samotnie pod olbrzymim czarnym nieboskłonem. Tu także jest cisza, ale elementarna i potężniejsza niż tamta we wzniesionych ludzkimi rękoma przestrzeniach, cisza, która nie męczy, lecz koi i przynosi odprężenie. Lśniące tak jeszcze niedawno góry leżą niemo we własnym cieniu, zwinąwszy się przedtem w kłębek, niczym olbrzymie czarne kocury o fosforyzujących śnieżnych oczach, powietrze zastygło, wstrzymawszy oddech w opalizującym świetle prawie całkowicie zaokrąglonego księżyca. Ten, niczym wgnieciona żółta perła, płynie w górze pośród rozsianych wokół diamentowych gwiazd, blady, zimny blask wyłania z mgły kontury dolin. Nigdy jeszcze nie doświadczała czegoś równie mocarnego(...)

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

odkrywać, oglądać własne ciało. . .

Jakże to porywające, móc tak patrzeć na siebie, z podziwem, zachwytem, z nieznanym do tej pory uczuciem samouwielbienia, odkrywać, oglądać własne ciało, pierwszy raz zobaczyć, jak sprężyście i pięknie napina się(...)

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

strach wszystkich urzędników. . .

   – Czy już jest tak późno? – mamrocze w poczuciu winy. Odwieczny strach wszystkich urzędników, żeby się tylko nie spóźnić, już od lat nie opuszcza jej podczas snu i każe zrywać się na równe nogi wraz z dzwonkiem budzika. Zawsze pierwsze spojrzenie rzuca na zegar z pytaniem: „Czy już się spóźniłam?”. Zawsze po przebudzeniu pierwszym odczuciem jest strach, że zaniedbała jakiś obowiązek.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

tworzy różne drobne, niepozorne rzeczy. . .

(...)przesiaduje więc sam, prawie każdego wieczoru, w dwóch opustoszałych pokojach i z wielkim oddaniem w ciszy tworzy różne drobne, niepozorne rzeczy. Układa w zielnikach kwiaty, okrągłym pismem kaligrafuje pod zasuszonymi płatkami ich nazwy, łacińskie czerwonym, a niemieckie czarnym atramentem, własnoręcznie oprawia we wzorzysty karton ulubione bordowe zeszyty wydawnictwa Reclam i starannie zaostrzonym piórkiem z mikroskopijną dokładnością, prawie nie do odróżnienia, naśladuje druk na grzbietach książek. Późnym wieczorem, kiedy upewni się, że śpią już wszyscy sąsiedzi, nieco sztywno, ale z wielkim przejęciem gra na skrzypcach z własnoręcznie skopiowanych nut, najczęściej Schuberta i Mendelssohna, albo przenosi najpiękniejsze wersy i złote myśli z pożyczonych książek na karty drobnoziarnistego papieru czerpanego, które zawsze, ilekroć przekroczy kolejną setkę, spina w nowy zeszyt i oprawia w błyszczącą okładkę z kolorową etykietką. Niczym arabski kopista Koranu lubuje się, dla własnej cichej satysfakcji, bezgłośnie przechodzącej od wewnętrznego, skupionego wysiłku do widocznego ożywienia i radości, w delikatnych krągłościach ozdobnego pisma, a także w to lekko, to znowu silnie pochylonych i pnących się ku górze zawijasach; książki, dla tego skromnego, cichego, znerwicowanego człowieka, co przed swym służbowym mieszkaniem nie ma nawet ogrodu, są tym, czym kwiaty w domu, uwielbia ustawiać je rzędami na półkach w kolorowe alejki; ze staroświeckim zapałem ogrodnika strzeże każdej z nich osobno i ostrożnie, niczym coś kruchego, bierze je w wąskie, anemiczne dłonie.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

życie staje się matematyką. . .

(...)mimo że ciągle w biegu – zawsze jesteś spóźniony. Życie staje się matematyką, dodawaniem, mnożeniem, zmienia się w szalony, pogmatwany korowód cyfr i liczb, ten wir porywa z sobą w zachłanną, nienasyconą pustkę ostatni dobytek(...)

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

w takiej głowie pali się święty stos, który tylko czeka na ofiary. . .

Światu grozą trzy plagi, trzy zarazy.
Pierwsza - to plaga nacjonalizmu.
Druga - to plaga rasizmu.
Trzecia - to plaga religijnego fundamentalizmu.
Te trzy plagi mają te samą cechę, wspólny mianownik - jest nim agresywna, wszechwładna, totalna irracjonalność.
Do umysłu porażonego jedną z tych plag nie sposób dostrzec. W takiej głowie pali się święty stos, który tylko czeka na ofiary. Wszelka próba spokojnej rozmowy będzie mijać się z celem. Nie o rozmowę mu chodzi, tylko o deklaracje. Żebyś mu przytaknął, przyznał rację, podpisał akces. Inaczej w jego oczach nie masz znaczenia, nie istniejesz, ponieważ liczysz się tylko jako narzędzie, jako instrument, jako oręż. Nie ma ludzi - jest sprawa.

Ryszard Kapuściński (Imperium, 1993)
   
    
   

13 listopada 2015

osobny zeszyt: przez gabinet luster. . .

Strona 29
W cieniu imperium, z kurami, w gaciach prasłowiańskich,
Naucz się lubić swój wstyd, bo zawsze będzie przy tobie
I nie odstąpi ciebie, choćbyś zmienił kraj r nazwisko.
Twój wstyd niewydarzenia. Miękkiej sercowiny.
Skwapliwej uniżoności. Zmyślnego udania.
Pylnych dróg na równinie. Wyciętych na opał drzew.
W byłe jakim siedzisz domu,aby do wiosny.
Kwiatów nie ma w ogrodzie, bo i tak stratują.
Pierogi jesz leniwe, zupę nic na zimno.
I wiecznie upokorzony, nienawidzisz obcych.

                                       Czesław Miłosz (Osobny zeszyt 1977-1979)
 
   
 

przedśpiew radości / fragment. . .

[...]

Nowego Boga, starym obyczajem,
Solą przyjęliśmy łez, trupów Chlebem,
Na progu czasów, co były rozstajem
Pomiędzy ziemią i pomiędzy niebem,
A które ręką kary dzisiaj jedna
Z sprawiedliwością tajna moc bezwiedna.
Świat, co się w zniszczeń rozpada obłędzie,
Bóg jak zepsute rozbiera narzędzie,
Jako dom, w którym już mieszkać nie można,
Bo budowała go dłoń nieostrożna
Na bagnie, biorąc nań, miast głazu, próchno,
I nim noc minie, wichry go rozdmuchną.
I myśl tajemna, która w mrokach drzemię,
Gniewem kilofów swych rozsadza ziemię
Na budowlanych ciosów nowe bryły...
Słuchajcie! Miłość jest uśmiechem siły,
Kiedy nienawiść — jej smutkiem, chorobą.
Sępy wyżarły w nas, co jest wątrobą,
I pozostanie nam serce jedynie.
Nie dom budujmy sobie, lecz świątynię,
Gdzie każem świętych tęsknot jasnowidom
Podpierać stropy jako kariatydom.

Oto was wzywam do wielkiej radości!

[...]

                                   Leopold Staff (z tomu Żywiąc się w locie, 1922)
 
 
 

bo mercedes to nie jest marzenie. . .

Jeszcze się komunizmu nie wyrzekliśmy. Próżne nadzieje. Świat też go się nie wyrzekł. Człowiek zawsze będzie marzył o Mieście Słońca. Jeszcze chodził w skórze, jeszcze mieszkał w jaskini, a już pragnął sprawiedliwości. Niech pani sobie przypomni radzieckie pieśni i filmy... Jakie tam są marzenia! Jaka wiara... Bo mercedes to nie jest marzenie...

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

jak to jest, gdy człowiek się cieszy. . .

Jednak nic się nie porusza, wewnątrz, niczym w pozbawionym ptaków lesie, panuje głucha cisza; mając dwadzieścia osiem lat, coraz usilniej próbuje sobie przypomnieć, jak to jest, gdy człowiek się cieszy, i z przerażeniem konstatuje, że nie pamięta: bo to tak samo jak z wyuczoną niegdyś w dzieciństwie obcą mową, którą zdążyło się już zapomnieć, ale przecież wiadomo, że kiedyś się ją znało.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

strzępki, tak pocięte, że można skaleczyć nimi palce. . .

I by wreszcie odpocząć, mieć dużo, dużo czasu, a nie, jak zawsze, tylko jego porwane strzępki, tak pocięte, że można skaleczyć nimi palce? Uniknąć choć raz tego codziennego przymusu, budzika, łajdaka, który niszczy sen i ciągle popędza, każe wstawać, ubierać się, napalić w piecu, biec po mleko, po chleb, dorzucić do ognia, podstemplować, napisać, zatelefonować, a potem – po powrocie do domu – rzucić się natychmiast do prasowania, do kuchni, prać, gotować, cerować, zadbać o czystość i śmiertelnie umęczonej zapaść nareszcie w sen.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

najpierw urząd, a dopiero potem człowiek. . .

Regulamin z całą surowością zabrania urzędnikom opuszczania na dłużej służbowego pomieszczenia, prywatne sprawy, nawet te największej wagi, muszą się w godzinach pracy podporządkować naczelnej zasadzie: najpierw urząd, a dopiero potem człowiek, najpierw litera, a dopiero potem sens.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

mizernie opłacaną ... posadę na poczcie. . .

Przeto całe szczęście, że szwagier, radca dworu, w tym całym zamęcie po przewrocie wyłowił w samą porę, wprawdzie mizernie opłacaną i na głuchej wsi, posadę na poczcie dla Christine. Bądź co bądź, zawsze to bezpieczniej, gdy ma się nad głową kawałek dachu i jest gdzie odsapnąć, choć ciasny stryszek ledwie starcza do życia, raczej tylko przygotowuje do jeszcze węższej trumny.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

urzędy pocztowe w austrii. . .

   Wiejskie urzędy pocztowe w Austrii niewiele się różnią od siebie: kto widział jeden, ten zna wszystkie. Urządzone, albo raczej zunifikowane w tym samym czasie za Franciszka Józefa i z tego samego funduszu jednakowo nędznie wyposażone, wszędzie wywołują to samo ponure poczucie niechęci do państwowej instytucji i od stóp lodowca po najbardziej odległe tyrolskie wioski uparcie zachowują ową znamienną woń więziennej wilgoci, kurzu oraz stęchłych akt – dawny zapach austriackiego urzędu.

Stefan Zweig (fragment powieści Dziewczyna z poczty, ca. 1942)
   
   
   

słowa, które dają moc, i inne, które sprawiają jeszcze większe opuszczenie. . .

   Odprowadzono pojmanych, jedno milczące i przygnębione, drugie w łzach, kopiące i krzyczące niby zwierzę prowadzone na ubój. Ale ani Bernard, ani łucznicy, ani ja sam nie pojmowaliśmy, co mówiła w swoim języku wieśniaczym. Choć więc mówiła, była jak niema. Są słowa, które dają moc, i inne, które sprawiają jeszcze większe opuszczenie, a takie są właśnie słowa pospolitego języka prostaczków, albowiem Pan nie dał im biegłości w wysławianiu się w powszechnym języku wiedzy i władzy.

Umberto Eco (fragment powieści Imię Róży, 1980)
   

     

dzieci tych czasów ... będą nękane na targu kupna i sprzedaży. . .

   — I właśnie to będzie moment, kiedy — grzmiał Jorge — Antychryst dokona swojej bluźnierczej paruzji, małpa, która chce być Panem Naszym. W tych czasach (a właśnie są teraz) obalone będą wszystkie królestwa, zapanuje niedostatek, nędza i brak środków do życia, a zimy będą niezwykle mroźne. Dzieci tych czasów (a właśnie są teraz) nie będą miały nikogo, by zarządzał ich dobrami i przechował w spiżarniach pożywienie, i będą nękane na targu kupna i sprzedaży. Błogosławieni, którzy już nie będą żyli albo, żyjąc, zdołają przeżyć! Przyjdzie wówczas syn zguby, przeciwnik, który pyszni się i nadyma, ukazując liczne cnoty, by wciągnąć w pułapkę całą ziemię i wziąć górę nad sprawiedliwymi.

Umberto Eco (fragment powieści Imię Róży, 1980)
   

     

lewica nosicielką mroków. . .

Ze wszystkich stron pojawi się wówczas obrzydliwość i strapienie. Antychryst weźmie szturmem zachód i zniszczy drogi handlowe, będzie miał w dłoniach miecz i płonący ogień, a w szaleństwie gwałtu będzie palił płomieniem; jego siłą będzie bluźnierstwo, oszustwo jego dłonią, prawica ruiną, lewica nosicielką mroków.

Umberto Eco (fragment powieści Imię Róży, 1980)
   

     

10 listopada 2015

woli się raczej coś trwałego, co zwalnia od dalszego myślenia. . .

   Istnieje przecież prawda - myślimy tak, jakby to było samo przez się zrozumiałe. O rzeczach i zdarzeniach, rzeczywistościach słyszymy i wypowiadamy prawdy, które są dla nas oczywiste. Ufamy nawet, że prawda zwycięży w świecie.
   Ale zdumiewa nas to, że o wiarygodnej obecności prawdy świadczy tak niewiele. Na przykład obiegowe opinie są zwykle wyrazem potrzeby oparcia: woli się raczej coś trwałego, co zwalnia od dalszego myślenia, niż ryzyko i trud bezustannego wnikania. To, co się mówi, jest ponadto zwykle nieprecyzyjne i mimo swej pozornej jasności stanowi przede wszystkim wyraz skrywanych interesów życiowych. W życiu publicznym ludzie w tak niewielkim stopniu mogą polegać na tym, co prawdziwe, że adwokat staje się niezbędny, by prawda zwyciężyła. Pretensja do prawdy staje się orężem nieprawdy. O zwycięstwie prawdy zdają się rozstrzygać szczęśliwe zbiegi okoliczności, a nie prawdziwość jako taka. W końcu zaś wszystko musi ulec nieprzewidzianemu.
   Wszystkie te przykłady braku prawdy w psychologicznych i społecznych zjawiskach nie muszą podważać prawdziwości jako takiej, jeśli istnieje ona w sobie i daje się oddzielić od swego urzeczywistnienia. Jednak także istnienie prawdziwości w sobie może stać się wątpliwe. Doświadczenie niemożliwości zgody co do prawdy — mimo bezkompromisowej woli jasności i otwartej gotowości — właśnie tam, gdzie treść owej prawdy jest dla nas tak istotna, że wszystko zdaje się od niej zależeć, bo stanowi ona podstawę naszej wiary, może być powodem zwątpienia w prawdziwość w potocznym sensie jako coś istniejącego. Można by zatem sądzić, że prawda, o którą chodzi, ze swej natury nie daje się ująć w jednoznacznych wypowiedziach, na które zgodzie by się mogli wszyscy.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji)
   
   
   

08 listopada 2015

cóż dzisiaj. . .

                                                             Była niegdyś od morza do morza
                                                             dziś być musi od dłoni do dłoni.
                                                             Tadeusz Peiper, Powojenne wezwanie

Dzisiaj, cóż dzisiaj. Dziś być musi od teraz do zawsze.
Dziś być musi od ciała do koszuli, na grubość
pliku świeżych ulotek. Od Odry do Bugu,
z przesiadką we Frankfurcie nad Menem i dożywotnim postojem w Cleveland.
Od judasza do bliny, cztery kroki. Od zamknięcia do otwarcia oczu,
siedem godzin, od otwarcia do zamknięcia oczu, siedemdziesiąt
lat. Dziś musi być czytana od środka, od deski rzuconej
na dno ziemi do deski przywalonej grudami chmur. Dziś
wystarczy, że jest od początku do szczętu,
od niechcenia do szpiku kości, nieuchwytna,
nieobjęta, dotykalna, dotkliwa,
dziś być musi od nigdy do teraz.

                                            Stanisław Barańczak (z tomu Atlantyda
                                            / Przywracanie porządku, 1985)
 
 
   

03 listopada 2015

nazajutrz. . .

Nazajutrz po kolejnym
zbiorowym samobójstwie zawsze tak samo
idzie się rano po gazety,
zawsze tak samo bieli się świeżo
spadły śnieg albo wschodzi
czyściutkie słońce letniego poranka, zawsze
tak samo dzwonią butelki z mlekiem i
pachną rogaliki, zawsze tak
samo mała dziewczynka z tornistrem
biegnie do szkoły i potyka się, i pada,
i tłucze kolano, i jest dużo płaczu, i w tym płaczu
jest zawsze
tak wiele życia

11 II 76

                                               Stanisław Barańczak
                                               (z tomu Ja wiem, że to niesłuszne /
                                               Określona epoka, 1976)
 
 
 

spójrzmy prawdzie w oczy. . .

Spójrzmy prawdzie w oczy: w nieobecne
oczy potrąconego przypadkowo
przechodnia z podniesionym kołnierzem; w stężałe
oczy wzniesione ku tablicy z odjazdami
dalekobieżnych pociągów; w krótkowzroczne
oczy wpatrzone z bliska w gazetowy petit;
w oczy pośpiesznie obmywane rankiem
z nieposłusznego snu, pośpiesznie ocierane
za dnia z łez nieposłusznych, pośpiesznie
zakrywane monetami, bo śmierć także jest
nieposłuszna, zbyt śpiesznie gna w ślepy zaułek
oczodołów; więc dajmy z siebie wszystko
na własność tym spojrzeniom, stańmy na wysokości
oczu, jak napis kredą na murze, odważmy się spojrzeć
prawdzie w te szare oczy, których z nas nie spuszcza,
które są wszędzie, wbite w chodnik pod stopami,
wlepione w afisz i utkwione w chmurach;
a choćby się pod nami nigdy nie ugięły
nogi, to jedno będzie nas umiało rzucić
na kolana.

                                 Stanisław Barańczak 
                                 (z tomu Jednym tchem / Właściwe wnioski, 1970)
  
  
  

280 / czułam - przez mózg przechodził pogrzeb -. . .

Czułam — przez Mózg przechodził Pogrzeb —
Minuta po minucie
Kondukt szedł — szedł — i deptał we mnie
Butami zdolności czucia —

gdy wszyscy Żałobnicy siedli —
monotonne egzekwie
załomotały bębnem — Umysł
zaczął mi w końcu drętwieć —

słyszałam - jak podnoszą Skrzynie —
skrzypią ich Ołowiane Buty —
Tu rozdzwoniła się Przestrzeń,

jakby Niebiosa były Dzwonem —
Uchem — całe Istnienie —
a ja i Cisza — porzuconym
w klęsce —  samotnym Plemieniem —

a wtedy — Deska w dnie Rozumu
trzasnęła — zaczęłam spadać —
tłukąc się o krawędzie Światów —
aż je przestałam poznawać —

                                               Emily Dickinson (przeł. Stanisław Barańczak)
 
 
 

02 listopada 2015

elegie duinejskie, VIII. . .

Stworzenie widzi wszystkimi oczami
Przestwór. Jedynie nasze oczy są
jak odwrócone, zastawione gęsto
jak sidła w krąg jego wolnego wyjścia.
O tym, co jest na zewnątrz, wiemy tylko
z twarzy zwierzęcia; gdyż już małe dziecko
zmuszamy, by widziało odwróconym wzrokiem
świat form, nie Przestwór, co tak jest głęboki
w oczach zwierzęcia. I wolny od śmierci.
Widzimy tylko ją; swobodne zwierzę
ma zawsze poza sobą własny zgon,
przed sobą Boga, a gdy idzie, idzie
w całej wieczności, tak jak źródła idą.

Nie mamy nigdy, choćby przez dzień jeden,
przed sobą czystej przestrzeni, gdzie kwiaty
kwitną niezmiennie. To zawsze jest świat,
a nigdy Nigdzie bez nie: niestrzeżona
przejrzystość, którą wydycha się i wie,
wie nieskończenie i nie pragnie. Dziecko
zatraca się w igraniu, lecz budzimy
je potrząśnięciem. Lub umierający
staje się tym. Bo nikt w pobliżu śmierci
nie widzi śmierci; patrzy w osłupieniu
jak gdyby wielkim spojrzeniem zwierzęcia.
Gdyby nie zasłaniali sobie światła
kochankowie, staliby blisko tego, zdumieni...

Każdemu z nich jak gdyby z przeoczenia
otwarto przestrzeń za drugim... Lecz siebie
już nie przekroczą, znów każde jest światem.
Zawsze zwróceni ku istnieniu, tylko
odbicie wolnej widzimy przestrzeni,
przyćmione przez nas. Lub że nieme zwierzę
patrząc spokojnie na wskroś nas przeziera.
To zwie się losem: być w obliczu, wobec,
i nic prócz tego, zawsze tylko wobec.

Gdyby świadomość równa naszej była
w zwierzęciu, pewnym siebie, które zmierza
ku nam, nie ku nam idąc, zwróciłoby nas
w swoim kierunku. Ale jego byt
jest dlań nie do objęcia, nieskończony, ślepy
na własny stan, tak czysty jak jego widzenie.
I gdzie my przyszłość widzimy, tam widzi
wszystko, we wszystkim siebie, zawsze zdrowe.

A jednak w czujnym i ciepłym zwierzęciu
jest ciężar, troska wielkiej melancholii.
Bo też mu ciąży zawsze to, co nas
niekiedy obezwładnia - przypomnienie,
jakby już raz to, ku czemu dążymy,
bliżej zdarzyło się, wierniej i w związku
najtkliwszym. Tu jest wszystko oddaleniem,
a tam było oddechem. Po pierwszej ojczyźnie
druga dlań jest dwuznaczna i niepewna.
O, błogie szczęście małego stworzonka,
co trwa niezmiennie w macierzystym łonie;
o, szczęście muchy, co wciąż jeszcze lata
we wnętrzu, nawet w czas godów: gdyż wszystkim
jest łono. Spójrz, niepewna pewność ptaka,
co niemal zna podwójność swej genezy,
jakby był duszą Etruska, zmarłego,
którego proch przyjęła głąb grobowca,
ale z postacią leżącą na wieku.
I jak jest trwożne to, co latać musi,
rzuciwszy łono. I jak przerażone
sobą przeszywa powietrze, pęknięciem
na filiżance. Tak ślad nietoperza
przecina rysą porcelanę zmierzchu.

A my: widzowie, zawsze, wszędzie i ku wszystkim
rzeczom skłonieni i zawsze bez wyjścia!
Przepełnia nas. Porządkujemy. Lecz się rozpada.
Scalamy znów. I rozpadamy się sami.

Któż to nas tak odwrócił, że cokolwiek
byśmy czynili, jesteśmy w postawie
odchodzącego, kiedy na ostatnim wzgórzu,
co mu raz jeszcze całą ukaże dolinę
rodzinną, staje, ogląda się, zwleka -
tak my żyjemy żegnając się wiecznie.

                                                     Rainer Maria Rilke
 
 
 

01 listopada 2015

lekarze mnie stamtąd cofnęli... czy na pewno wiedzą, skąd cofają?. . .

No tak... chciałem... lekarze mnie stamtąd cofnęli... Czy na pewno wiedzą, skąd cofają? Oczywiście jestem ateistą, ale na starość już nie tak przekonanym. Człowiek znalazł się sam na sam z tym... z myślą, że trzeba odejść... nie wiadomo dokąd... No tak... Inne spojrzenie... taak... Na ziemię... na piach... Nie mogę spokojnie patrzeć na zwykły piasek. Dawno już jestem stary. Siedzę z kotem przy oknie.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

mieszkaliśmy w kuchni. . .

Mieszkaliśmy w kuchni... Cały kraj tak mieszkał... Siedzimy u kogoś, pijemy wino, słuchamy piosenek, rozmawiamy o wierszach. Otwarta puszka konserw, pokrajany czarny chleb. Wszyscy czują się dobrze. Mieliśmy własne rytuały: kajaki, namioty i wędrówki. Piosenki przy ognisku. Były wspólne znaki, po których rozpoznawaliśmy się nawzajem. Mieliśmy własną modę, własne kawały.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

poeta powinien być. . .

Pisał wiersze. A poeta powinien być przemarznięty i samotny.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

psi cmentarz. . .

Słyszał o takich miejscach
celebrowanego pochówku psów
kotów koni chomików i innych zwierząt
członków ludzkich rodzin.

Nie powinien więc być
zdziwiony

czy zszokowany raczej
a jednak
kiedy stanął wśród przedziwnych mogił
serce zabiło mu mocniej.

Nie spodziewał się bowiem
natrafić
w tak pięknym miejscu
zielonym
tętniącym życiem przyrody
na psów nieziemską sypialnię.

Szedł między maleńkimi
grobami
różnie oznaczonymi
zwykłymi polnymi kamieniami
skromnymi tabliczkami
próżnym przepychem krzyczącymi
płytami z marmuru
a na nich czytał imiona i słowa
ostatnie
najwierniejszemu przyjacielowi
dziękujemy że byłeś z nami
żegnaj najukochańszy
pozostaniesz
na zawsze w naszych sercach.

Przy niektórych
paliły się nawet znicze i świece
i były też zdjęcia
a na nich
urokliwe psie pyski i te oczy
te oczy przenikliwe
tak wiernie patrzące jeszcze
teraz
po ich śmierci.

                                     Ryszard Mierzejewski
     
 

27 października 2015

praca. . .

I dzisiaj znowu w strof czworokąty
Nieustępliwe rzeczy wtłaczać,
Wyginać, ciosać, przeistaczać,
Śród czterech linij – szukać piątej:

Żeby się na niej, utajonej,
(Widomej ilu śród tysiąca?)
Treść uświetliła, moc prężąca
Struny napiętej i czerwonej

Znowu przetapiać w ogniu spojrzeń
Barwy na metal dźwięku lity,
Wyczarowywać z faktów mity,
Rozkrawać słów nerwowy korzeń.

Tak! Znowu! Wciąż od nowa
Wbijać się klinem coraz srożej:
Słowami w serca, sercem w słowa
I trwać w uporze.

                               Julian Tuwim (z tomu Rzecz czarnoleska, 1926)
  
  
  

24 października 2015

za pięć dwunasta. . .

śmierć daje większe możliwości wyboru
dlatego pytamy na co umarł a nie
na co się urodził

                                    Bohdan Zadura (z tomu Kaszel w lipcu, 2000)

22 października 2015

własną prawdą góruje nad rzeczywistością. . .

(...)umysł płonie zanurzony w otchłań tego, czego dotyka w tej chwili widząc, że własnym pragnieniem i własną prawdą góruje nad rzeczywistością, którą przeżył i przeżywa. I patrzy oszołomiony na swój upadek.

Umberto Eco (fragment powieści Imię Róży, 1980)
   

     

oblicze kogoś, kto ogląda rzeczy, które nie są z tego świata. . .

(...)spojrzałem skazanemu prosto w twarz, którą czasem przesłaniał tłum przede mną. I ujrzałem oblicze kogoś, kto ogląda rzeczy, które nie są z tego świata, oblicze przywodzące mi na myśl posągi świętych w zachwyceniu wizją.

Umberto Eco (fragment powieści Imię Róży, 1980)
   

     

o rzece potężnej i majestatycznej. . .

Pomyśl o rzece potężnej i majestatycznej, która milami płynie między mocnymi wałami, i wiesz dobrze, gdzie jest rzeka, gdzie grobla, gdzie stały ląd. W pewnym miejscu rzeka, ze znużenia, wskutek tego, że płynie zbyt długo i za dużo drogi przebyła, że zbliża się do morza, które unicestwia w sobie wszystkie rzeki, sama nie wie już, czym jest. Staje się deltą. Pozostaje być może główny nurt, ale jest wiele rozgałęzień we wszystkich kierunkach, a niektóre nawet wpływają z powrotem jedno do drugiego, i nie wiadomo, co skąd płynie, a czasem, co jest jeszcze rzeką, a co już morzem...

Umberto Eco (fragment powieści Imię Róży, 1980)
   

     

17 października 2015

byt ogarniajacego

   1. BYT OGARNIAJĄCEGO

   Pierwsza odpowiedź na pytanie o byt wyrasta z następującego podstawowego doświadczenia:
   Cokolwiek staje się dla mnie przedmiotem, jest to zawsze jakiś określony byt spośród wielu i tylko pewien rodzaj bytu. Myślenie o bycie jako na przykład materii, energii, duchu, życiu itp. — próbowano tu posługiwać się wszystkimi dającymi się pomyśleć kategoriami — ukazuje mi na końcu stale, że pewien rodzaj określonego bytu, istniejącego W całości bytu, zabsolutyzowałem i uczyniłem bytem samym. Żaden poznany byt nie jest bytem jako takim.
   Żyjemy stale jakby w horyzoncie naszej wiedzy. Dążymy jednak do wyjścia poza każdy ograniczający nas i zasłaniający widok horyzont. Ale nie znajdujemy żadnego punktu, w którym ograniczający horyzont znikałby, z którego spoglądać by można na zamkniętą W sobie, pozbawioną horyzontu i dlatego do niczego innego nie odsyłającą całość. Nie znajdujemy także żadnego łańcucha punktów, których przejście (podobne opłynięciu kuli ziemskiej) oznaczałoby przejście przesz wszystkie horyzonty i ujęcie zamkniętego bytu. Byt pozostaje dla nas otwarty, pociąga nas we wszystkich kierunkach w nieskończone. To sprawia, że stale wychodzi nam naprzeciw coś iłowego jako każdorazowo określony byt.
   Tak wygląda proces naszego rozwijającego się poznania. Gdy poddajemy ów proces refleksji, pytamy o sam byt, który wraz z objawianiem się Wszystkich napotykanych przez nas przejawów, zawsze zdaje się tylko cofać. I Byt ten nazywamy Ogarniającym; nie jest on jednak horyzontem naszej -każdorazowej wiedzy, lecz czymś, co nie może być Spostrzeżone nawet jako horyzont, czymś, z czego wyłaniają się wszystkie nowe horyzonty.
   Ogarniające zawsze tylko zapowiada się — w tym co przedmiotowo obecne i w horyzontach — ale nigdy nie staje się przedmiotem. Jest czymś, co nie zjawia się samo, ale w czym zjawia się wszystko inne. Jest zarazem czymś, dzięki czemu wszystkie rzeczy nie tylko  są tym, czym zdają się bezpośrednio, ale pozostają dla nas przezroczyste.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   

w faktach byle jakiego życia. . .

Niewiara pozwala człowiekowi tkwić w faktach byle jakiego życia, zdać się na poznawalne konieczności i to, co nieuniknione, zatopić się w pesymizmie schyłku, w gasnącej świadomości. Człowiek dusi się w swoim komo określonym bycie.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   

15 października 2015

ukształtowany wedle jakiegoś powszechnego wzoru. . .

   Wszystkie ideały człowieka zawierają w sobie coś niemożliwego, bo człowiek nie może się spełnić. Nie może istnieć człowiek doskonały. Ma to istotne filozoficzne następstwa.
   1. Autentyczna wartość człowieka nie leży w gatunku czy typie, do którego się zbliża, ale w dziejowej jednostce, niepowtarzalnej, niezastąpionej. Wartość każdego człowieka uznaje się za nienaruszalną dopiero wtedy, gdy nie traktuje się ludzi jako wymiennego materiału, który ma być ukształtowany wedle jakiegoś powszechnego wzoru. Społeczny i zawodowy typ, do którego się zbliżamy, przejmujemy tylko jako rolę odgrywaną przez nas w świecie.
   2. Idea równości wszystkich ludzi jest w oczywisty sposób fałszywa, gdy chodzi o ich charaktery i uzdolnienia jako poddających się psychologicznym badaniom istot. Jest także fałszywa w odniesieniu do realiów społecznego ładu, w którym w najlepszym razie istnieć może równość szans i równość wobec prawa.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   


niemożliwość spełnienia. . .

   Skończoność jako stygmat bycia stworzonym człowiek dzieli ze zwierzętami, z wszystkim, co istnieje. Ale jego ludzka skończoność nie jest zdolna do tego zamknięcia, jakie osiąga każde zwierzę.
   Każde zwierzę jest po swojemu doskonałe, dzięki ograniczeniu znajduje spełnienie w stale pulsującym krwiobiegu istot żywych. Wydane jest wyłącznie na pastwę natury, która stale wszystko niszczy i odradza na nowo. Tylko skończoność człowieka nie znajduje spełnienia. Tylko jego skończoność prowadzi go w dzieje, w których chce stać się tym, czym może być. Otwartość jest znakiem jego wolności.
   Ta niemożliwość spełnienia wraz z jej następstwami — bezustannym szukaniem i próbowaniem (zamiast spokojnego w swej ograniczoności, nieświadomego życia w powtarzających się cyklach) — związana jest nierozdzielnie z wiedzą człowieka o niej. Spośród wszystkich istot żywych tylko człowiek wie o swej skończoności. Jako niemożliwość spełnienia jego skończoność staje się dlań czymś więcej niż tym, co wychodzi na jaw w samej tylko wiedzy o skończoności. To z zagubienia człowieka wyrastają jego zadania i możliwości. Znajduje się on w najbardziej rozpaczliwym położeniu ale przez to z jego wolności wypływa najsilniejsze: wezwanie do wzlotu. Dlatego wizje człowieka cechowali zawsze zadziwiająca sprzeczność — przedstawiano jako najnędzniejszą i najwspanialszą istotę.
   Twierdzenie, że człowiek jest istotą skończoną i mej znającą spełnienia, ma dwuznaczny charakter. Jego treść poznawcza wywodzi się z dającej się udowodnić wiedzy o skończoności człowieka. Ale w swej ogólności wskazują ono także na coś, co jest treścią wiary, z której wyrasta wolność człowieczych zadań. Podstawowe doświadczenie istoty człowieka — przekraczając wszystko, co poddaje się poznaniu — ujmuje w jedno jego niemożliwość spełnienia i nieskończone możliwości, jego związanie i przełamującą wszystko wolność.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   


13 października 2015

z którymi wiąże nas egzystencjalna komunikacja. . .

   Naszkicujmy pokrótce podstawowe rysy. Skończoność człowieka jest, po pierwsze, skończonością wszystkiego, co żyje. Jest on skazany na swoje środowisko, dostarcza mu ono pożywienia i treści jego zmysłom; wydany jest nie znającym miłosierdzia, głuchym i ślepym zjawiskom przyrodniczym; musi umrzeć.
    Skończoność człowieka wyraża się, po drugie, w tym, że zdany jest na innych ludzi i stworzony przez ludzką wspólnotę dziejowy świat. W świecie tym nie może polegać na niczym. Bogactwa gromadzą się i rozpływają. W instytucjach ludzkich rządzi nie tylko sprawiedliwość, ale też każdorazowa władza, która swą samowolę podaje za narzędzie sprawiedliwości i dlatego zawsze opiera się po części na fałszu. Państwo i wspólnota narodowa mogą unicestwiać ludzi, którzy pracowali dla nich przez całe życie. Polegać można tylko na wierności ludzi, z którymi wiąże nas egzystencjalna komunikacja, ale nie można wyliczyć jej szans. Polega się tu bowiem na czymś, co nie istnieje w świecie w obiektywny, dający się dowieść sposób. Także najbliższy człowiek może zachorować, zwariować, umrzeć.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   
 

oznacza wolność. . .

   "Głupia sprawa, Darwin ma chyba rację, pochodzimy od małpy.". "Tak — odpowiada drugi — głupia sprawa, ale chciałbym zobaczyć małpę, która po raz pierwszy zauważyła, że nie jest już małpą."
    Człowieka nie można wywieść z czegoś innego, pozostaje w bezpośrednim związku z podstawą wszystkimi rzeczy. Uprzytomnienie sobie tego oznacza wolność człowieka, która w każdym innym totalnym uzależnieni jego bytu gubi się, a zostaje całkowicie odzyskana w tej właśnie jedynej totalnej zależności.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   
 

niemożliwe jest, by dobry człowiek był prawdziwie dobry. . .

[...]niemożliwe jest, by dobry człowiek był prawdziwie dobry. Dlaczego nie? Jeśli czyni dobro, wie, że czyni dobro, a z wiedzy tej bierze się samozadowolenie i pycha. Bez autorefleksji nie jest możliwa ludzka dobroć, lecz za sprawą autorefleksji dobroć przestaje być niewinna i czysta.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   
 

grek wiedział. . .

   Grek wiedział, że żadnego człowieka przed śmiercią nie można nazwać szczęśliwym. Jest zdany na niepewny los; ludzie przemijają jak liście na drzewie. A pycha, i zapominająca o ludzkiej mierze, prowadzi do tym głębszego upadku. Ale Grek wiedział zarazem: wiek jest potęg, ale najpotężniejszy jest człowiek.

Karl Jaspers (Filozofia egzystencji, 1938)
   
   
  

burzliwe morze życia ... bez ładu i celu. . .

Cokolwiek nas bowiem na ten świat sprowadziło — czy to Bóg, czy natura, czy przeznaczenie, czy wola nasza, czy niektóre z tych czynników łącznie, czy też wszystkie razem (zagadnienie to wielce trudne do rozstrzygnięcia [...]) — ciśnięto nas na burzliwe morze życia jak gdyby bez ładu i celu.

św. Augustyn (O życiu szczęśliwym)
 
 
   
   
   
   

chleb z solą i do tego posłodzona herbata. . .

Nagłodowałam się w swoim życiu tak, że najbardziej lubię patrzeć, jak zboże dojrzewa, jak się kłosy kołyszą. Dla mnie to jak dla pani obraz w muzeum... Nawet teraz nie przepadam za białą bułką, najbardziej smakuje mi czarny chleb z solą i do tego posłodzona herbata. Poczekaj, pocierp... i znowu poczekaj, pocierp. Na wszelki ból mamy jedno lekarstwo - cierpliwość. Tak właśnie upłynęło moje życie.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

żywy, choćby i nieszczęsny, chodzi po powietrzu. . .

Po śmierci nic nie ma. Umarł, zakopali i już. A żywy, choćby i nieszczęsny, chodzi po powietrzu, po ogrodzie. Duch to duch, reszta to ziemia. Ziemia i nic więcej. Jeden umiera jeszcze w kołysce, inny doczeka się siwych włosów. Szczęśliwi ludzie nie chcą umierać... i ci... ci, których kochają, też nie chcą.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

11 października 2015

lud? jak z drewna - i sękate laski, i święte obrazki. . .

Nie wiem, jak nazwać to, co się stało w roku dziewięćdziesiątym pierwszym...
   Rewolucja czy kontrrewolucja? Nikt nawet nie usiłuje tłumaczyć, w jakim kraju żyjemy. Jaką mamy ideę poza kiełbasą? Co budujemy... Idziemy naprzód - do zwycięstwa kapitalizmu. Tak? Sto lat wyklinano u nas kapitalizm: potwór... monstrum... A teraz pękamy z dumy, że u nas będzie tak jak u innych.
[...] 
To co było u nas, to był nie komunizm, tylko stalinizm. A teraz nie ma ani socjalizmu, ani kapitalizmu. Ani modelu wschodniego, ani zachodniego. Ani imperium, ani republiki. Kręcimy się jak gówno w przeręblu.
[...]
Lud! Lud! A co lud? Lud sam o sobie powiedział, że z niego tak jak z drewna - i sękate laski, i święte obrazki. Co z niego zrobisz, to będziesz miał... Nasze życie zatacza się od baraku do burdelu. Teraz wahadło jest pośrodku...

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

słuchano chętnie pisarzy. . .

Słuchano chętnie pisarzy i aktorów, a teraz już nie. Miejsce poetów na stadionach zajęli wróżbici i energoterapeuci. I.udzie wierzą czarownikom, jak w Afryce. Nasze radzieckie życie było próbą alternatywnej cywilizacji, jeśli pani woli.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

nie masz pieniędzy - idź precz!. . .

Też coś! W telewizji nadają reklamy miedzianych wanien, wartych tyle co dwupokojowe mieszkanie. Dla kogo to jest, niech mi pani powie? Pozłacane klamki... To ma być wolność? A mały, szary człowiek jest nikim, jest zerem. Na dnie życia. A wtedy mógł napisać do gazety, pójść i poskarżyć się do komitetu dzielnicowego - na szefa albo na złą obsługę... na niewiernego męża... Były i rzeczy głupie, temu nie przeczę, ale kto dzisiaj w ogóle słucha tego szarego człowieka? Komu jest potrzebny? Pamięta pani radzieckie nazwy ulic: Metalurgów, Entuzjastów... Fabryczna, Proletariacka... Ten szary człowiek był najważniejszy... Mówi pani, że to tylko deklaracja, pozory? A teraz nawet pozorów nie zachowują. Nie masz pieniędzy - idź precz! Już cię nie ma! Zmieniają nazwy ulic: Mieszczańska, Kupiecka, Szlachecka... Widziałam nawet kiełbasę „Książęcą" a wino „Generalskie” Kult sukcesu i pieniędzy. Przetrwa silniejszy, z mocnymi bicepsami. Ale nie każdy potrafi iść, depcząc ludzi, wyrywając ochłap mięsa drugiemu. Jedni mają taką naturę, że nie potrafią, a drudzy po prostu się brzydzą.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

człowiek potrzebuje trzech rzeczy, żeby przeżyć. . .

Dystroficy, pelagrycy. Przy tacie nie wolno się było na nic skarżyć, bo wiedział, że człowiek potrzebuje trzech rzeczy, żeby przeżyć - chleba, cebuli i mydła. Trzech rzeczy... Tylko trzech... Tych ludzi już nie ma, nie ma naszych rodziców... Jeśli jacyś zostali, to powinno się ich pokazywać w muzeum, za szkłem, żeby nikt nie dotykał rękami. Ileż oni przeszli!

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

chodziło o to, że książki ludzi rozczarowały. . .

W roku dziewięćdziesiątym pierwszym...
[...]
   Z przyzwyczajenia zaglądałam do antykwariatu - spokojnie stał tam sobie komplet dwustu tomów „Biblioteki Literatury Światowej” i „Biblioteka Przygód” - ta sama pomarańczowa seria, za którą szalałam. Patrzyłam na grzbiety książek i długo wdychałam ich zapach. Były tam istne góry książek! Inteligenci wyprzedawali biblioteki. Oczywiście, wielu zubożało, ale nie dlatego pozbywano się książek z domu, nie tylko z braku pieniędzy. Chodziło o to, że książki ludzi rozczarowały. To rozczarowanie było całkowite. Pytanie: „Co teraz czytasz?” brzmiało już nieprzyzwoicie. Zbyt wiele zmieniło się w życiu, a książki o tym nie mówiły. Rosyjskie powieści nie uczą, jak osiągnąć sukces. Jak zostać bogatym... Obłomow leży na kanapie, a bohaterowie Czechowa cały czas piją herbatę i utyskują na życie... (Milknie). Chińczycy powiadają: „Nie daj Boże żyć w epoce przemian”. Mało kto z nas pozostał taki, jaki był. Przyzwoici ludzie gdzieś się pochowali. Wszędzie tylko łokcie i zęby...

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

słowo „humanista” brzmiało jak diagnoza. . .

   Podczas pierestrojki wszystko to się skończyło... Nadszedł kapitalizm... Dziewięćdziesiąt rubli stało się dziesięcioma dolarami. Za tyle nie można było wyżyć. Wyszliśmy w końcu z kuchni na ulicę i od razu widać było, że nie mamy żadnych pomysłów, żeśmy po prostu cały ów czas przesiedzieli i przegadali. Nie wiadomo skąd wychynęli całkiem inni ludzie - młodzi faceci, którzy nosili malinowe marynarki i mieli złote pierścienie na palcach. A także całkiem nowe reguły gry: masz kasę - jesteś gość, nie masz - jesteś nikim. Kogo to obchodzi, że przeczytałeś całego Hegla? Słowo „humanista” brzmiało jak diagnoza. Jedyne, co taki potrafi, to trzymać w rękach tomik Mandelsztama. Dokonano nagle mnóstwa odkryć. Inteligencja zubożała do granic nieprzyzwoitości.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

10 października 2015

może przecież odebrać sobie życie. . .

Człowiek może przecież odebrać sobie życie, dlatego że się nieszczęśliwie zakochał, czy też z obawy przed starością, albo tak, z ciekawości, bo po prostu chce poznać tajemnicę śmierci...

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

na granicy bytu i niebytu. snu. . .

Samobójstwo jest tematem nocnym; człowiek znajduje się na granicy bytu i niebytu. Snu. Chciałabym to zrozumieć, pytałam więc z natarczywością człowieka dziennego. Usłyszałam: „A nie boi się pani, że to się pani spodoba?”

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

co to znaczy kapitalizm - nierówność, ubóstwo, bezczelne bogactwo. . .

Z rozmowy ze znajomym wykładowcą uniwersytetu Pod koniec lat dziewięćdziesiątych - mówił - studenci śmiali się, kiedy im wspominałem o Związku Radzieckim; byli przekonani, że przed nimi otwiera się nowa przyszłość. Teraz to wygląda inaczej... Dzisiejsi studenci już się dowiedzieli, już poczuli, co to znaczy kapitalizm - nierówność, ubóstwo, bezczelne bogactwo; zobaczyli, jak żyją ich rodzice, którzy nic nie dostali z rozgrabionego kraju. Są więc nastawieni radykalnie. Marzą o własnej rewolucji. Noszą czerwone tiszerty z portretami Lenina i Che Guevary.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

wolność to dużo pieniędzy. . .

Dzieci: wolność to miłość; wewnętrzna wolność to wartość absolutna; człowiek nie boi się wtedy własnych pragnień; wolność to dużo pieniędzy, wtedy można mieć wszystko; wolność jest wtedy, gdy można żyć tak, żeby się nie zastanawiać nad wolnością; wolność to rzecz normalna.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   


nowe marzenia. . .

No i mamy wreszcie tę wolność! Czy takiej właśnie oczekiwaliśmy? Byliśmy gotowi umrzeć za swoje ideały Walczyć. A zaczęło się życie „jak u Czechowa”. Bez historii. Upadły wszystkie wartości poza wartością życia. Życia w ogóle. Nowe marzenia: zbudować dom, kupić dobry samochód, posadzić agrest... Wolność okazała się rehabilitacją mieszczaństwa, zazwyczaj w Rosji prześladowanego. Wolnością Jej Królewskiej Mości Konsumpcji. Majestatu masy. Masy pragnień, instynktów - utajonego życia człowieka, o którym mieliśmy tylko przybliżone wyobrażenie.

Swietłana Aleksijewicz (Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka, 2009)
   
   
   

opuszczeni w przemijaniu. . .

opuszczeni w przemijaniu
wprost w przepaście nieba
skaczą nocą jak koty

opuszczeni w przemijaniu
ukrywają ciche skargi
podksiężycowe profanacje życia

opuszczeni w przemijaniu
pomalutku cichym nokturnem
żegnają przypadkowy unikat ciała

opuszczeni w przemijaniu
już poza strunami swojej pamięci
zapatrzeni w oddalenie

opuszczeni w przemijaniu
majaczący przebudzenia
oglądają orficką twarz sufitu

opuszczeni w przemijaniu
nieprzystosowani do umierania
w siebie samych wracający

                                      Mateusz Hildebrandt
 
 
 

oświeceni duchowo słudzy. . .

Zawsze musimy pamiętać, ze za zwycięstwo zła w świecie odpowiedzialni są nie jego ślepi wykonawcy, ale przede wszystkim oświeceni duchowo słudzy dobra.

Fiodor Stiepun (To, co było, i to, co się nie spełniło)
   
   
   

wpadacie jak po ogień / gutte nacht. . .

„Wpadacie jak po ogień”,
wytyka nam od lat
z właściwym sobie chłodem
ten niewłaściwy świat.
„Po ogień” to przesada,
lecz wpadliśmy – to fakt.
”Po ogień” to przesada,
lecz upadliśmy – to fakt.
A wypaść – nie wypada:
okazać trzeba takt.
Wypadać – nie wypada:
poza tym – nie ma jak.

Niejasno nam zagraża
i mrozi w żyłach krew
gościnność gospodarza
tych lodowatych stref.
”Pokochasz Kraj i Klimat”?
Brak na tę czelność słów.
Wokoło pustka, zima
i ujadanie psów.
Nad głową eter, zima
i chirurgiczny nów.

Miał to być dłuższy pobyt,
nie na tym jednak tle.
Śnie3g przez dwie trzecie doby,
a jedna trzecia w śnie?
Nie w takiej atmosferze
miał tlen odświeżać mózg,
kłamały w bedekerze
widoczki palm i mórz.
Źle w takiej atmosferze
kącikom spierzchłych ust:
powietrze może świeże,
lecz jest w nim mróz i mus.

Ktoś nabił nas w butelkę,
czy raczej w szkło tych kul,
gdzie prószą płatki wielkie
nad kaszlem gołych pól.
Zacisnąć zatem zęby?
Zaciśnie nam je mróz.
Nie puści pary z gęby,
nie puści tchu do ust.
Zacisnąć zatem zęby?
Zaciśnie nam je mróz.
Nie puści pary z gęby,
Nie upuści tchu do ust.
Nie upuści tchu do ust.

                                    Stanisław Barańczak
                                    (z tomu Podróż zimowa.
                                    Wiersze do muzyki Franza Schuberta, 1994)