28 listopada 2012

ponad muszlami spiętrzonymi w zimnym, kamiennym moździerzu. . .

A teraz jego skarbiec na złoto. Zakłopotana dłoń Stefana przesunęła się ponad muszlami spiętrzonymi w zimnym, kamiennym moździerzu: trąbiki sfałdowane i te płaskie jak pieniążki, trąbiki i muszle lamparcie: a ta skręcona jak turban emira, a ta: koncha świętego Jakuba. Zbiór starego pielgrzyma, umarły skarb, puste muszle. Suweren upadł, lśniący i nowy, na miękką, włochatą serwetę.
- Trzy, powiedział pan Deasy, obracając w dłoni swój mały skarbczyk. Bardzo poręcznie mieć coś takiego. Widzi pan. Tu są suwereny. Tu szylingi, sześciopensówki, półkorony. A tu korony. Widzi pan. Wytrząsnął z niego dwie korony i dwa szylingi.
- Trzy i dwanaście, powiedział. Myślę, że uzna pan to za słuszne.
- Dziękuję panu, powiedział Stefan, zgarniając pieniądze z wstydliwym pośpiechem i wsuwając je do kieszeni spodni.
- Nie ma za co dziękować, powiedział pan Deasy. Zarobił je pan. Dłoń Stefana, znowu wolna, powróciła do głuchych muszli. To także symbole piękna i siły. Ten ciężar w mojej kieszeni. Symbole zbrukane chciwością i skąpstwem.

James Joyce (fragmenty powieści Ulisses, 1922)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz