Hermann Karl Hesse (fragment powieści egzystencjalnej Wilk stepowy, 1927)
02 stycznia 2013
książek przybywało stale, gdyż nie tylko znosił całe ich stosy z bibliotek, ale otrzymywał też często przesyłki pocztowe. . .
Na
ścianach zawieszono obrazy, poprzyczepiano rysunki, niekiedy wycięte z czasopism
ilustracje, które się często zmieniały. Był tam krajobraz południowy i fotografie
jakiegoś niemieckiego miasteczka, widocznie rodzinnych stron Hallera, między nimi
wisiały barwne, jasne akwarele, które - jak dowiedzieliśmy się później - sam
malował. Dalej fotografia ładnej młodej kobiety albo młodej dziewczyny. Przez jakiś
czas wisiał na ścianie syjamski Budda, którego potem zastąpiła reprodukcja Nocy
Michała Anioła, a następnie wizerunek Mahatmy Gandhiego. Książki wypełniały nie
tylko wielką szafę biblioteczną, ale były porozkładane wszędzie, na stołach, na
pięknym starym sekretarzyku, na otomanie, na krzesłach, na ziemi: książki z
papierowymi zakładkami, które się ciągle zmieniały. Książek przybywało stale, gdyż
nie tylko znosił całe ich stosy z bibliotek, ale otrzymywał też często przesyłki
pocztowe. Człowiek zamieszkujący ten pokój mógł być uczonym. Z wrażeniem tym
harmonizował snujący się wszędzie dym z cygar i porozstawiane popielniczki z
niedopałkami. Duża część książek nie była jednak treści naukowej. Ogromną
większość stanowiły dzieła pisarzy wszystkich epok i wszystkich narodów. Przez
jakiś czas leżało na tapczanie, na którym często spędzał całe dni, sześć grubych
tomów dzieła z końca osiemnastego wieku pod tytułem Podróż Zofii z Kłajpedy do
Saksonii. Znać było, że często zaglądał do zbiorowych wydań Goethego, Jean Paula,
Novalisa, a także Lessinga, Jacobiego i Lichtenberga. W kilku tomach
Dostojewskiego tkwiło mnóstwo zapisanych kartek. Na dużym stole między tą masą
książek i pism stał często bukiet kwiatów, tam też poniewierała się stale zakurzona
kaseta z akwarelami, obok niej popielniczki, oraz - czego nie należy przemilczeć -
różne butelki z trunkami. Butelka w słomianej plecionce była najczęściej napełniona
czerwonym włoskim winem, które przynosił z pobliskiego małego sklepiku, czasem
pojawiała się też flaszka burgunda albo malagi, a pękata butelka wiśniówki,
opróżniona - jak zauważyłem - w bardzo krótkim czasie niemal całkowicie, znikła w
kącie pokoju i tam pokryła się kurzem z nie umniejszającą się już resztką zawartości.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz