Thomas Mann (fragment powieści Czarodziejska góra, 1924)
16 lutego 2013
kto nie pali, dobrowolnie pozbawia się, że tak powiem, najlepszej cząstki życia. . .
— Tego nie pojmuję! — rzekł Hans Castorp. — Nie pojmuję, jak można nie
palić; kto nie pali, dobrowolnie pozbawia się, że tak powiem, najlepszej cząstki
życia, w każdym razie wielkiej przyjemności! Budząc się już się cieszę, że w ciągu
dnia będę mógł palić, a przy jedzeniu znów się na to cieszę, a nawet mogę powiedzieć,
oczywiście z pewną przesadą — że jem tylko po to, aby później zapalić. Ale
dzień bez tytoniu byłby dla mnie szczytem szarzyzny, byłby dniem zupełnie pustym
i bez żadnego powabu, a gdybym musiał sobie rano powiedzieć: dzisiaj nie ma nic
do palenia — sądzę, że nie znalazłbym wcale odwagi, żeby wstać, słowo daję, że
zostałbym w łóżku. Bo widzisz: jeżeli się ma dobrze palące się cygaro — naturalnie,
nie powinno mieć dodatkowego dopływu powietrza ani źle ciągnąć, bo to jest
nad wyraz przykre — jeżeli się więc ma przy sobie dobre cygaro, to jest się właściwie
kompletnie bezpiecznym i literalnie nic się nie może przytrafić. Zupełnie tak samo, jak kiedy się leży nad morzem — leży się wtedy właśnie nad morzem i nie
pragnie się niczego więcej, ani pracy, ani rozrywki... Chwała Bogu, że pali się na
całym świecie; o ile wiem, wszędzie, dokąd los może człowieka zapędzić, palenie
jest znane. Nawet odkrywcy bieguna zaopatrują się obficie w tytoń na czas swoich
wypraw, i to mi zawsze sprawiało przyjemność, kiedy o tym czytałem. Bo przecie
może się zdarzyć, że kogoś spotyka wielkie niepowodzenie, przypuśćmy na przykład,
że mnie powodzi się fatalnie; otóż dopóki miałbym swoje cygaro, mógłbym to
przetrzymać — cygaro pomogłoby mi znieść wszystko.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz