Nie
było słychać żadnych kroków w alei. Gdzieś w połowie
niewiadomego drzewa niewidzialny ptak siląc się
skrócić dzień zgłębiał przeciągłą nutą otaczającą samotność;
ale otrzymywał od niej odpowiedź tak jednomyślną,
odzew tak nabrzmiały ciszą i bezruchem, iż
można by rzec, że zatrzymał na zawsze chwilę, której
bieg chciał przyspieszyć. Światło padało ze stężałego
nieba tak nieubłaganie, że byłbym rad umknąć się jego
baczności; nawet drzemiąca woda, której sen ustawicznie
drażniły owady, śniąc z pewnością o jakimś urojonym
Malströmie zwiększała zamęt(...)
Marcel Proust
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu.
Tom 1: W stronę Swanna, 1913)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz