20 marca 2013

taka nędzna przy takich ludziach jak wy, wielcy uczeni. . .

   — A pan — rzekła — czy pan nie przyjdzie do mnie kiedy na filiżankę herbaty?
   Swann powołał się na swoje prace, na studium — w rzeczywistości porzucone już od lat — nad malarzem Ver Meerem van Delft.
   — Rozumiem, że to nie dla mnie, czuję się taka nędzna przy takich ludziach jak wy, wielcy uczeni — odpowiedziała. — Byłabym jak mucha przy katedrze Notre-Dame. A jednak tak bym lubiła kształcić się, wiedzieć coś, rozumieć. Jakie to musi być zabawne szperać w książkach, grzebać się w starych papieräch — dodała z ową zadowoloną z siebie minką, jaką przybiera wykwintna kobieta utrzymując, że jej rozkoszą jest paprać się bez obawy powalania się, coś tak jak gotować samej „zawinąwszy rękawy po łokcie". — Będzie pan sobie żartował ze mnie, ale nigdy nie słyszałam o tym malarzu, który nie pozwala panu przyjść do mnie (miała na myśli Ver Meera); czy on żyje jeszcze? Czy można zobaczyć jego obrazy w Paryżu, abym sobie mogła lepiej uzmysłowić to, co pan kocha, odgadnąć trochę, co jest pod tym szerokim czołem, które tyle pracuje, w tej głowie, która — widać t o ! — bez ustanku coś rozważa; móc sobie powiedzieć: „O, on właśnie o tym myśli." Jakie by to było rozkoszne móc dzielić pańską pracę!
   Wymówił się obawą nowych przyjaźni, co nazwał — przez galanterię — obawą przed cierpieniem.

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu.
Tom 1: W stronę Swanna, 1913)
 
 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz