02 kwietnia 2013

traktat teologiczny. . .

(...)

3. Nie jestem

Nie jestem i nie chcę być posiadaczem prawdy.

W sam raz dla mnie wędrowanie po obrzeżach herezji.
Żeby uniknąć tego, co nazywają spokojem wiary,
a co jest po prostu samozadowoleniem.

Moi polscy współwyznawcy lubili słowa
kościelnego obrzędu ale nie lubili teologii.

Może byłem jak mnich w śródleśnym
klasztorze, który patrząc przez okno na rozlewiska
rzeki pisał swój traktat po łacinie, w języku
niezrozumiałym dla wieśniaków w baranich kożuchach.

I co za komizm między krzywymi płotami miasteczka,
gdzie kury grzebią na środku pylnej ulicy,
deliberować o estetyce Baudelaire’a!

Przyzwyczajony zwracać się o pomoc
do Matki Boskiej, z trudem tylko ją rozpoznawałem
w Bóstwie wyniesionym na
złoto ołtarzy.
(...)

17. Dlaczego nie przyznać

Dlaczego nie przyznać, że nie postąpiłem w mojej
religijności poza Księgę Hioba?

Z tą różnicą, że Hiob uważał siebie za niewinnego, ja
natomiast obarczyłem winą moje geny.

Nie byłem niewinny, chciałem być niewinny, ale nie
mogłem.

Zesłane na mnie nieszczęście znosiłem nie złorzecząc
Bogu, skoro nauczyłem się nie złorzeczyć Bogu za
to, że stworzył mnie takim człowiekiem, nie innym.

Nieszczęście było według mnie karą za moje istnienie.

Dzień i noc zwracałem do Boga pytanie: Dlaczego?
Do końca niepewny czy rozumiem
Jego niejasną odpowiedź.



18. Gdybym nie posiadł

Gdybym nie posiadł obszernej wiedzy o tym, co
nazywa się dumą, pychą albo próżnością,

Mógłbym brać poważnie widowisko kończące się
nie tyle opadnięciem kurtyny, ile gromem z jasnego
nieba.

Ale komizm tego widowiska jest tak niezrównany,
że śmierć wydaje się niestosowną karą
dla nieszczęsnych lalek, za ich gry samochwalstwa
i wiarołomne sukcesy.

Myślę o tym ze smutkiem, siebie widząc pośród
uczestników zabawy.

I wtedy, przyznaję, trudno mi wierzyć w duszę
nieśmiertelną.
(...)

20. Granica

Śnił mi się sen o trudnej do przekroczenia granicy,
a przekroczyłem ich sporo, na przekór strażnikom
państw i imperiów.

Ten sen nie miał sensu, bo właściwie był o tym, że
wszystko dobrze, dopóki do przekroczenia granicy
nie jesteśmy zmuszeni.

Po tej stronie zielony puszysty dywan, a to są
wierzchołki drzew tropikalnego lasu, szybujemy
nad nimi my, ptaki.

Po tamtej stronie żadnej rzeczy, którą moglibyśmy
zobaczyć, dotknąć, usłyszeć,
posmakować.

Wybieramy się tam, ociągając się, niby emigranci
nie oczekujący szczęścia w dalekich krajach wygnania.


                                              Czesław Miłosz (fragmenty Traktatu Teologicznego z tomu Druga przestrzeń, 2002)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz