Otóż podobnie postępował Johann Wolfgang von Goethe, stary dureń. Myślicie, że nie miał ochoty się napić? Oczywiście że miał. Ale żeby samemu uniknąć upadku, zmuszał do picia wszystkich swoich bohaterów. Weźcie chociażby Fausta. Kto tam nie pije? Wszyscy piją. Faust pije i młodnieje, Zybel pije i ciągnie do Fausta. Mefistofeles nic innego nie robi, tylko pije, częstuje burszów i śpiewa im Pchłę. Spytacie: na co to było potrzebne tajnemu radcy Goethemu? Odpowiem wam: a czemuż kazał Werterowi palnąć sobie w łeb? Dlatego że istnieją dowody, iż sam był na granicy samobójstwa, żeby jednak uniknąć pokusy zmusił Wertera, żeby to zrobił za niego. Rozumiecie już? Pozostał przy życiu, ale w pewnym sensie skończył z sobą. I był w pełni zadowolony. To znacznie gorsze niż zwyczajne samobójstwo, bo jest w tym więcej tchórzostwa, egoizmu, i fałszu literackiego... Otóż on tak samo pił, jak się strzelał, ten wasz tajny radca. Mefistofeles wypije - a jemu jest dobrze, staremu sukinsynowi. Faust zaprawia - a on, stary pierdziel, już jest urąbany. Pracował ze mną na moim odcinku wujek Kola. Był taki sam - nie pił, bo się bał, że jak strzeli kielicha, to wpadnie, pójdzie w tango na tydzień, na miesiąc. Ale nas o mało co siłą nie zmuszał do picia. Nalewał nam, odchrząkiwał za nas, delektował się, łajdak, chodził jak w transie...
Tak samo jak wasz wychwalany Johann von Goethe! Schiller go częstuje, a on odmawia - a jakże! Goethe był alkoholikiem, och1apusem był wasz tajny radca, Johann von Goethe! I nawet ręce mu drżały!
Wieniedikt Jerofiejew (z poematu Moskwa-Pietuszki, 1970)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz