19 czerwca 2013

w poszumie wiatru hulającego na szczycie. . .

Wiatr dął tu nieoczekiwanie zimny i przewiewał mu plecy. Oparty o skałę — jadł wieczerzę. Ogień na wietrze syczał, rozchodziło się od niego przyjemne gorąco. W chwilach kiedy wiatr odbijał się od skalistej ściany i dął w żar — płomienie wychylały się ku niemu lub strzelały w górę, rozpraszając ciemności. Otaczał go rzadki las jodeł i świerków. Niektóre pnie były powykrzywiane, a gałęzie od strony wiatru suche. Gdzieniegdzie rosły brzozy i osiki. Nazbierał sporo chrustu na podściółkę, tyle nawet, że miał czym się przykryć, ale wiedział, że i tak tej nocy nie będzie spać. Gryząc chleb nastawiał uszu i wsłuchiwał się we wszelakie szmery; wytężał wzrok, aby dojrzeć coś w ciemnościach. Po zaspokojeniu głodu i zamknięciu plecaka czuł się spokojniejszy. Po długiej, męczącej wędrówce w ciągu dnia i od ciepła ogniska popadł znów w zwykłą obojętność; oparł łokcie na kolanach, twarz na dłoni i zadrzemał. Słyszał tony, jakby pochodzące z wieczności.... W poszumie wiatru hulającego na szczycie ... dźwięczała przedziwna muzyka zaświatów. Monotonny, usypiający dźwięk dochodził tu z wielkiej przestrzeni, a jezioro u stóp północnego stoku obijało się z szumem o skaliste brzegi.

Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz