16 czerwca 2013

zarzucił z powrotem na ramię strzelbę i plecak i ruszył na oślep pod wiatr. . .

   Lasy bjórndalskie śpiewają. Śpiewa i wiatr, i wody, i ptaki. Szemrzą wszystkie strumyki, a na drzewach gwarno, wszelkiego rodzaju i gatunku ptactwo ćwierka, śpiewa i wyciąga trele.
   Młody Dag z wolna idzie po mchu leśnym. Fuzja na pasku przewieszona przez ramię, torba z prowiantem i ładownica pełna na plecach. Przed nim ciągle węszący pies to wybiega naprzód, to wraca. Pies i jego pan idą bezszelestnie. Dzień jest wiosenny. Zawiewa ciepły, łagodny wiatr południowy. Z lekka porusza drzewa i ponad nimi aż ku niebu się unosi. Daleko od dworu leżą bagna w głuszy leśnej. Bardziej na północ ziemia staje się falista i przechodzi stopniowo w zalesione, coraz wyższe wzgórza. Im wyżej, tym las rzadszy, rosną tu tylko świerki i wrzosy, a dalej ku północy rzadkie brzozy. Za tymi wzgórzami znów bagna i ubogie kamieniste pastwiska. Za pastwiskami zaczyna się świat skalistych gór.
   Z wrzosowiska, gdzie Dag przysiadł, by odpocząć z psem, widział daleko w górze wysokie jodły. W blasku słonecznym na tle nieba wyglądały jak szczerozłote kolumny w świątyni. Tu w górze ipodmuchy wiatru były ostre i nie budziły łagodnego poszumu lasów nizinnych. Przynosiły mroźne tchnienie szczytów. To był prawdziwy wicher północy i wysokich gór, gdzie zima jeszcze trwała.
(...)
   Dag podniósł się, wciągnął w płuca powietrze górskie, zarzucił z powrotem na ramię strzelbę i plecak i ruszył na oślep pod wiatr.


Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz