14 listopada 2013

o jakim bogu? nie owym z biblii, małostkowym, okrutnym, dyszącym zemstą despocie. . .

   Czemu nie - podjął Julian - jeśli jest przyszłe życie... Na honor! Jeżeli tam znajdę Boga chrześcijan, przepadłem: jest to despota przejęty myślą o zemście; jego Biblia prawi jeno o straszliwych karach. Nigdy go nie kochałem, nie chciałem nawet wierzyć, aby go ktoś kochał szczerze. Jest bez litości (przypomniał sobie ustępy z Biblii). Ukarze mnie w okropny sposób.
(...)
   Ha! Gdyby istniała prawdziwa religia... Ja, głupiec, widzę gotycką katedrę, czcigodne witraże, moje słabe serce uzmysławia sobie kapłana z tych witraży... Dusza moja zrozumiałaby go, dusza moja potrzebuje go... Znajduję jedynie niechlujnego pajaca, coś w rodzaju kawalera de Beauvoisis bez jego wykwintu...
   Ale prawdziwego kapłana, jakiegoś Massilona, Fénelona... Massilon wyświęcił księdza Dubois. Pamiętniki Saint-Simona zepsuły mi Fénelona - ale wreszcie prawdziwego kapłana... Wówczas tkliwe dusze miałyby punkt zborny. Nie bylibyśmy samotni... Ten dobry kapłan mówiłby nam o Bogu. Ale o jakim Bogu? Nie owym z Biblii, małostkowym, okrutnym, dyszącym zemstą despocie... ale o Bogu Woltera, sprawiedliwym, dobrym, nieskończonym... Kłębiły mu się w głowie ustępy z Biblii, którą umiał na pamięć... - Ale w jaki sposób, z chwilą gdy ludzie zbiorą się we trzech, uwierzyć w to wielkie imię: Bóg, po straszliwych nadużyciach, jakich dopuszczają się z nim księża?
   Żyć samotnie!... Co za męczarnia!...
   Staję się szalony i niesprawiedliwy! - zawołał Julian uderzając się w czoło. - Jestem samotny tu w więzieniu, ale nie żyłem samotnie na ziemi; miałem silne poczucie obowiązku. Obowiązek, jaki sobie nakreśliłem, źle czy dobrze pojęty... był niby pień drzewa, o które opierałem się podczas burzy, chwiałem się, wahałem. Ostatecznie, byłem tylko człowiekiem... ale nie dałem się porwać.

Stendhal (własc. Marie-Henri Beyle)
(fragment powieści Czerwone i czarne, 1831)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz