Bohumił Hrabal (fragment powieści Zbyt głośna samotność, 1978)
08 grudnia 2013
ja prosiłem nawet samego siebie, bym sam sobie wybaczył to, czym byłem, co tkwiło w mej naturze. . .
Haňtio, na miłość boską,
błagam cię, oto na kolanach cię proszę, opamiętaj się póki czas i nie żłop tych
dzbanów piwa, i zasuwaj, i nie dręcz mnie, bo jak tak dalej pójdzie to mnie
zadręczysz... Wylękniony schyliłem się i ująłem klęczącego szefa delikatnie za łokcie i
prosiłem go... Niech się pan opamięta, dobry człowieku, mówię, to poniżej pańskiej
godności, tak klęczeć... i podniosłem mojego szefa, czułem, że cały drży, toteż znów go
prosiłem, by mi wybaczył, nie wiedziałem, co ma mi wybaczyć, ale to było w moim
stylu, wciąż prosić kogoś o wybaczenie, bo ja prosiłem nawet samego siebie, bym sam
sobie wybaczył to, czym byłem, co tkwiło w mej naturze... Tak oto kompletnie
zmaltretowany wróciłem do piwnicy, obarczony na dobitkę poczuciem winy wobec
mojego szefa, ległem na plecach w dołku, jeszcze ciepłym dołku po Cygance w
turkusowej spódnicy, leżałem i wsłuchiwałem się w odgłosy z ulicy, w tę piękną
muzykę konkretną, nasłuchiwałem, jak przez pięciopiętrową czynszówkę, w której
mieści się ta nasza zbiornica starego papieru, nieustannie płynie gdzieś i pluszcze
spuszczana woda, słyszałem pociąganie za klozetowe łańcuszki, a gdy wsłuchałem się
w głąb ziemi, słyszałem całkiem wyraźnie, choć nie głośno, jak tam gdzieś przez rury i
kanały przelewają się wody ściekowe i fekalia, i podczas kiedy wszystkie legiony
ścierwic wyniosły się, pod betonem słyszałem kwik i tęskny pisk szczurów, bo we
wszystkich kanałach miasta stołecznego Pragi wciąż jeszcze wrzały bitwy między
dwoma szczurzymi klanami o to, kto będzie panem wszystkich ścieków i kanałów
stolicy. Niebiosa nie są humanitarne i życie nade mną, i pode mną, i we mnie także
humanitarne nie jest. Dzień dobry, panie Gauguin!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz