08 grudnia 2013

ja prosiłem nawet samego siebie, bym sam sobie wybaczył to, czym byłem, co tkwiło w mej naturze. . .

Haňtio, na miłość boską, błagam cię, oto na kolanach cię proszę, opamiętaj się póki czas i nie żłop tych dzbanów piwa, i zasuwaj, i nie dręcz mnie, bo jak tak dalej pójdzie to mnie zadręczysz... Wylękniony schyliłem się i ująłem klęczącego szefa delikatnie za łokcie i prosiłem go... Niech się pan opamięta, dobry człowieku, mówię, to poniżej pańskiej godności, tak klęczeć... i podniosłem mojego szefa, czułem, że cały drży, toteż znów go prosiłem, by mi wybaczył, nie wiedziałem, co ma mi wybaczyć, ale to było w moim stylu, wciąż prosić kogoś o wybaczenie, bo ja prosiłem nawet samego siebie, bym sam sobie wybaczył to, czym byłem, co tkwiło w mej naturze... Tak oto kompletnie zmaltretowany wróciłem do piwnicy, obarczony na dobitkę poczuciem winy wobec mojego szefa, ległem na plecach w dołku, jeszcze ciepłym dołku po Cygance w turkusowej spódnicy, leżałem i wsłuchiwałem się w odgłosy z ulicy, w tę piękną muzykę konkretną, nasłuchiwałem, jak przez pięciopiętrową czynszówkę, w której mieści się ta nasza zbiornica starego papieru, nieustannie płynie gdzieś i pluszcze spuszczana woda, słyszałem pociąganie za klozetowe łańcuszki, a gdy wsłuchałem się w głąb ziemi, słyszałem całkiem wyraźnie, choć nie głośno, jak tam gdzieś przez rury i kanały przelewają się wody ściekowe i fekalia, i podczas kiedy wszystkie legiony ścierwic wyniosły się, pod betonem słyszałem kwik i tęskny pisk szczurów, bo we wszystkich kanałach miasta stołecznego Pragi wciąż jeszcze wrzały bitwy między dwoma szczurzymi klanami o to, kto będzie panem wszystkich ścieków i kanałów stolicy. Niebiosa nie są humanitarne i życie nade mną, i pode mną, i we mnie także humanitarne nie jest. Dzień dobry, panie Gauguin!

Bohumił Hrabal (fragment powieści Zbyt głośna samotność, 1978)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz