29 grudnia 2014

oboje patrzymy na ten sam księżyc. . .

Siadam w łóżku i czekam na kolejny dzwonek. Opieram się o ścianę, wbijam wzrok w jeden punkt w przestrzeni przed sobą i oddycham powoli, bezgłośnie. Sprawdzam złącza spajające jedną chwilę z następną. Telefon nie dzwoni. W powietrzu wisi bezwarunkowa cisza. Ale mi się nie śpieszy. Nie ma pośpiechu. Jestem gotowy. Mogę iść dokądkolwiek.
   Jasne?
   Jasne!
   Wstaję z łóżka. Odciągam starą, spłowiałą zasłonę i otwieram okno. Wystawiam głowę na zewnątrz i spoglądam w górę na niebo. A jakże, wisi na nim półksiężyc barwy pleśni. Dobrze. Oboje patrzymy na ten sam księżyc, w tym samym świecie. Tą samą nicią jesteśmy połączeni z rzeczywistością. Muszę tylko po cichu przyciągnąć ją do siebie.
   Rozkładam palce i patrzę na obie tonie, szukając plam krwi. Nie ma ani jednej. Żadnego zapachu krwi, żadnego śladu. Zapewne już cicho wsiąkła.

Haruki Murakami (fragment powieści Sputnik Sweetheart, 1999)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz