29 kwietnia 2015

nie chciał ani życia, ani śmierci. . .

Ale nagle dziwna pustka ogarnęła Atanazego: w tej chwili nie chciał ani życia, ani śmierci — chciał po prostu trwać — jedynie trwać, a nie żyć. Gdyby tak można patrząc na ten świat rozwiać się w nicość nie wiedząc o tern wcale, nie czując samego procesu rozwiewania się! Ależ tak — jutro prawie tak będzie na-pewno — szkoda tylko, że „prawie"! Na pewno. Wszystko było niepewne tylko to jedno było nienaruszalne. Chyba, że go wezmą luptowscy strażnicy, albo zje niedźwiedź. „Bytem niczem — przechodzącym cieniem i nie żałuję niczego. Widziałem świat i dosyć. Nie mogę się okłamywać, że to wszystko jest takie ważne. Odejść w porę, nawet będąc niczem, wielką jest sztuką, jeśli się niema manji samobójczej, lub raka we wątrobie, albo jeśli się nie cierpi duchowo, aż do niemożności wytrzymania, jak wtedy po śmierci Zosi. Ciekawy jestem, czy w innych warunkach mogłoby „wyjść ze mnie" co innego? Ale tego nie dowiem się — psia-krew!" Temi myślami pocieszył się znacznie. Wśród wykrotów i głazów rozpalił niewielką „watrę" i przesiedział przy niej do rana, drzemiąc czasem i myśląc niewyrażalnie. Potok bulgotał w wyżłobionych cysternach — można było w hałasie tym dosłuchać się wszystkiego: klątw, wołań o pomoc, jęków, wymyślań i miłosnych szeptów. Coś chodziło po lesie, trzeszcząc grubemi kłodami, ale przy ogniu nie bał się Atanazy nieoczekiwanego rozwiązania swego równania.

Stanisław Ignacy Witkiewicz, ps. Witkacy (fragment powieści Pożegnanie jesieni, 1927)




   
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz