[...]
Nowego Boga, starym obyczajem,
Solą przyjęliśmy łez, trupów Chlebem,
Na progu czasów, co były rozstajem
Pomiędzy ziemią i pomiędzy niebem,
A które ręką kary dzisiaj jedna
Z sprawiedliwością tajna moc bezwiedna.
Świat, co się w zniszczeń rozpada obłędzie,
Bóg jak zepsute rozbiera narzędzie,
Jako dom, w którym już mieszkać nie można,
Bo budowała go dłoń nieostrożna
Na bagnie, biorąc nań, miast głazu, próchno,
I nim noc minie, wichry go rozdmuchną.
I myśl tajemna, która w mrokach drzemię,
Gniewem kilofów swych rozsadza ziemię
Na budowlanych ciosów nowe bryły...
Słuchajcie! Miłość jest uśmiechem siły,
Kiedy nienawiść — jej smutkiem, chorobą.
Sępy wyżarły w nas, co jest wątrobą,
I pozostanie nam serce jedynie.
Nie dom budujmy sobie, lecz świątynię,
Gdzie każem świętych tęsknot jasnowidom
Podpierać stropy jako kariatydom.
Oto was wzywam do wielkiej radości!
[...]
Leopold Staff (z tomu Żywiąc się w locie, 1922)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz