31 stycznia 2016

słabość do zwierząt faworytów. . .

   Aby pocieszyć Agryppinillę, ofiarowałem jej w kilka dni później bardzo cenny prezent, białego jak śnieg słowika. Był to pierwszy okaz tego rodzaju. Narcyz chcąc ją przeprosić za swe szorstkie słowa ofiarował jej gadającego kosa. Kos wymawiał słowa równie dobrze jak papuga, a słowik śpiewał nie gorzej niż jego brunatni krewniacy. Agryppinilla nie ukrywała zadowolenia. Mówiąc nawiasem, rodzina nasza miała zawsze słabość do zwierząt faworytów. August miał swego psa Tyfona, Tyberiusz swego jaszczura, Kaligula konia Incitata, siostra moja Liwilla hodowała złośliwą i lubiącą kraść małpkę, Germanik miał czarną wiewiórkę, a matka moja ulubionego wielkiego karpia. Karp ten nazywał się Lewiatan i na wołanie przypływał ze swego schronienia wśród lilii wodnych, dawał się matce karmić i głaskać. Dostała go w prezencie od Heroda Agryppy, który ofiarowując tę rybę przyczepił jej do skrzeli wysadzane klejnotami kolczyki. Matka twierdziła, że karp rozmawia z nią, otwierając i zamykając pyszczek, i że ona doskonale rozumie, co jej chce powiedzieć. Nie miałem nigdy żadnego tego rodzaju faworyta. Uważałem, że w takich wypadkach zawsze się więcej daje, niż otrzymuje, i że człowiek mimo woli skłonny jest uważać takie zwierzę za bardziej przywiązane i inteligentne, niż jest w rzeczywistości.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)