17 sierpnia 2016

moi państwo, co to jest marzyciel?. . .

A czy wiecie, moi państwo, co to jest marzyciel? Jest to koszmar petersburski, jest to wcielony grzech, jest to tragedia, milcząca, tajemnicza, ponura, dzika, z wszelkimi niesamowitymi okropnościami, z wszelkimi katastrofami, perypetiami, zawiązkami i rozwiązaniami — mówiąc to wcale nie żartujemy. Spotykamy czasem człowieka roztargnionego, o nieokreślonym, mętnym spojrzeniu, często o bladej, pomiętej twarzy, zawsze jakby zajętego czymś niezwykle uciążliwym, jakimś karkołomnym zajęciem, niekiedy wymęczonego, wyczerpanego jakby ciężką pracą, ale w istocie nie dokonującego nic absolutnie: taki bywa marzyciel na zewnątrz. Marzyciel jest zawsze uciążliwy, bo skrajnie nierówny: to zbyt wesół, to zbyt ponury, to grubiański, to znów uważający i czuły, to egoista, to znów zdolny do najszlachetniejszych uczuć. Do pracy w urzędzie tacy panowie stanowczo się nie nadają i choć są urzędnikami, mimo to nie są do niczego zdolni i tylko ciągną swoją robotę, która w gruncie rzeczy jest niemal gorsza od bezczynności. Czują głęboką odrazę do wszelkich formalności, ale mimo to właśnie dlatego, że są ulegli, łagodni i boją się, żeby ich nie zaczepiono, sami są największymi formalistami. Ale w domu wyglądają zupełnie inaczej. Osiedlają się najczęściej na największym odludziu, w niedostępnych kątach, jakby się kryjąc w nich przed ludźmi i światem, i w ogóle zaraz przy pierwszym na nich spojrzeniu rzuca się w oczy coś wręcz melodramatycznego. Są ponurzy i nie-rozmowni w domu, zagłębieni w sobie, ale bardzo lubią wszystko, co leniwe, lekkie, kontemplacyjne, wszystko, co tkliwie działa na uczucie albo podnieca zmysły. Lubią czytać i to wszelkie książki, nawet poważne, specjalistyczne, ale zwykle po dwóch-trzech stronach przestają czytać, bo już są całkiem zaspokojeni. Ich wyobraźnia, ruchliwa, lotna, lekka, jest już podniecona, wrażenie nastrojone, i cały świat marzeń, z radościami i smutkami, z piekłem i rajem, z kuszącymi kobietami, z czynami bohaterskimi, ze szlachetną aktywnością, zawsze z jakąś gigantyczną walką, ze zbrodniami i wszelkimi okropnościami, nagle opanowuje całą istotę marzyciela. Pokój znika, przestrzeń też, czas staje w miejscu albo mknie tak szybko, że godzina jest minutą. Niekiedy całe noce upływają niepostrzeżenie w nieopisanych rozkoszach; często w kilka godzin przeżyty zostaje raj miłości lub całe życie ogromne, gigantyczne, niesłychane, cudowne jak sen, majestatycznie piękne. Jakimś niepojętym sposobem przyspiesza się puls, tryskają łzy, płoną gorączkowo blade, zroszone policzki, a gdy świt błyśnie swoim różowym światłem w okno marzyciela, jest on blady, udręczony i szczęśliwy. Pada na łóżko prawie nieprzytomny i zasypiając długo jeszcze czuje chorobliwie przyjemne, fizyczne wrażenie w sercu... Chwile wytrzeźwienia są okropne; nieszczęśnik ich nie znosi i natychmiast zażywa swą truciznę w nowych, zwiększonych dawkach. Znów książka, motyw muzyczny, jakieś wspomnienie dawne, sprzed lat z rzeczywistego życia — słowem, jedna z tysiąca przyczyn najbłahszych — i trucizna gotowa, i znów fantazja jaskrawo, wspaniale rozpościera się po wzorzystej, kapryśnej kanwie cichego, tajemniczego marzenia. Po ulicy chodzi zwiesiwszy głowę, mało zwracając uwagę na otoczenie, czasem i tu całkowicie zapominając o rzeczywistości, ale gdy coś zauważy, to najzwyklejszy drobiazg życiowy, najbłahsza, powszednia rzecz od razu przybiera dlań fantastyczny koloryt. Wzrok już ma tak nastawiony, że widzi we wszystkim fantastykę. Okiennice zamknięte w biały dzień, pokręcona stara kobieta, jakiś pan idący w jego stronę, wymachujący rękami i gadający głośno do siebie, jakich się, nawiasem mówiąc, dość często spotyka, scenka rodzinna w oknie ubogiego drewnianego domku — to już są prawie przygody.
   Wyobraźnia jest nastrojona; zaraz rodzi się cała historia, opowieść, romans... Ale nierzadko rzeczywistość wywiera na sercu marzyciela ciężkie, wrogie wrażenie, i śpieszy się on zaszyć w swoim ukochanym, najdroższym kąciku, który w istocie jest często zakurzony, niechlujny, nieporządny, brudny. Stopniowo nasz figlarz zaczyna stronić od tłumu, stronić od spraw publicznych i pomału, niepostrzeżenie zaczyna się w nim stępiać zdolność do normalnego życia. Zaczyna mu się raz po raz wydawać, że rozkosze dostarczane przez swobodną fantazję są pełniejsze, wspanialsze, czulsze od realnego życia. W końcu tkwiąc w swoim błędzie zupełnie zatraca wyczucie moralne, dzięki któremu człowiek jest zdolny ocenić całe piękno bieżącej chwili, traci wątek, przeoczą chwile rzeczywistego szczęścia i w apatii leniwie opuszcza ręce i nie chce wiedzieć, że życie ludzkie jest bezustanną samokontemplacją w naturze i w bieżącej rzeczywistości. Bywają marzyciele, którzy nawet obchodzą rocznice swych fantastycznych przeżyć. Często zwracają uwagę na daty, kiedy byli szczególnie szczęśliwi i kiedy ich fantazja igrała w najmilszy sposób, a jeżeli włóczyli się wtedy po takiej a takiej ulicy lub czytali tę a tę książkę, widzieli tę a tę kobietę, niezawodnie starają się powtórzyć to samo w rocznicę swoich wrażeń, kopiując i przypominając sobie najdrobniejsze okoliczności swego zgniłego, bezsilnego szczęścia. No i czy nie jest tragedią takie życie, czy nie jest zbrodnią i okropnością, czy nie jest karykaturą! Czy nie jesteśmy wszyscy w większym lub mniejszym stopniu marzycielami!... Życie na letnisku, pełne wrażeń zewnętrznych, przyroda, ruch, słońce, zieleń i kobiety, które latem są takie ładne i dobre — to wszystko jest nadzwyczaj pożyteczne dla chorego, dziwnego, ponurego Petersburga, w którym tak prędko ginie młodość, tak prędko więdną nadzieje, tak prędko psuje się zdrowie i tak prędko przetwarza się cały człowiek. Słońce jest u nas tak rzadkim gościem, zieleń takim skarbem i tak przywykliśmy siedzieć bez ruchu w naszych zimowych kątach, że nowe zwyczaje, zmiana miejsca i życia nie mogą nie działać na nas w arcydobroczynny sposób. Miasto natomiast jest takie wyniosłe i puste! Chociaż niektórym dziwakom podoba się w lecie więcej niż w każdej innej porze. W dodatku nasze ubogie lato jest takie krótkie; tylko patrzeć, jak zżółkną liście, przekwitną ostatnie rzadkie kwiaty, zacznie się wilgoć, mgła, nadejdzie znów niezdrowa jesień, znów zacznie pulsować poprzednie życie... Przykra perspektywa — przynajmniej teraz.

Fiodor Dostojewski (Dziennik pisarza 1847 - 1874, 1881)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz