Pod księżycowym niebem wystawiało rzędami swe białawe mury i proste ulice, nieskażone nigdzie czarną plamą drzewa, niezaniepokojone nigdy krokiem przechodnia czy głosem psa. Wielkie ciche miasto było wówczas tylko zbiorowiskiem masywnych i nieruchomych sześcianów, pomiędzy którymi milczące wizerunki zapomnianych dobroczyńców czy wielkich ludzi przeszłości, na wieki wciśnięte w brąz, usiłowały swymi nieprawdziwymi twarzami z kamienia czy żelaza wywołać zniekształconą wizję tego, czym był kiedyś człowiek. Te poślednie bóstwa panowały pod gęstym niebem na martwych skrzyżowaniach ulic, niewrażliwe i prostackie, dość wiernie wyobrażając nieruchome królestwo, do którego wkroczyliśmy, lub przynajmniej jego ład ostateczny, ład cmentarza, gdzie dżuma, kamień i noc zmusiły wreszcie wszelki głos do milczenia.
Albert Camus (fragment powieści Dżuma, 1947)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz