09 maja 2024

dotykam ... oczy, nos i usta znikają: niema już nic ludzkiego. . .

    Opieram się o fajansowy gzyms, przybliżam twarz do lustra, tak że go dotykam. Oczy, nos i usta znikają: niema już nic ludzkiego. Brązowe rowki z każdej strony nabrzmiałych gorączką warg, zapadliny, kretowiska. Jedwabisty biały puch pokrywa wielkie zbocza policzków, dwa włosy wychodzą z nozdrzy: to plastyczna mapa geologiczna. Ale mimo wszystko ten księżycowy krajobraz jest mi bliski. Nie mogę powiedzieć, że rozpoznaję jego szczegóły. Ale całość robi na mnie wrażenie czegoś już widzianego, co wprawia mnie w odrętwienie: powoli zaczynam zasypiać.
    Chciałbym się otrząsnąć: żywe i ostre doznanie mogłoby mnie wyzwolić. Kładę lewą rękę na policzku, ciągnę skórę; wykrzywiam twarz. Połowa twarzy naciągnięta, lewa strona ust skręca się i nabrzmiewa, odkrywając ząb: oczodół odsłania białą kulę, różową i przekrwioną skórę. Nie o to mi chodziło: wcale nie mocne i nie nowe; łagodne, lekkie, to już było! Zasypiam z otwartymi oczami, już twarz powiększa się, powiększa się w lustrze, ogromna blada aureola ześlizgująca się w światło...

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz