Siedziałem w kącie. Było mi zimno. Zamówiłem
jeszcze jedną szałwię. Chciało mi się spać. Walczyłem ze snem, zmęczeniem i
pustką poranka. Przez zamglone szyby patrzyłem na budzący się port,
wsłuchiwałem się w wycie syren okrętowych, krzyki tragarzy i wioślarzy.
Wpatrywałem się w ten widok, a tajemna nić, którą uprzędły morze, deszcz i mój
odjazd, gęstą siecią oplątywała moje serce.
Oczy błądziły po czarnym kadłubie wielkiego
statku, który zaledwie majaczył w mroku. Wciąż padało, potoki deszczu zacierały
granicę między niebem i błotem.
Kiedy tak wpatrywałem się w czarną sylwetkę
statku, mrok i deszcz, mój smutek zaczął przybierać realny kształt.
Nikos Kazantzakis (fragment powieści
Grek Zorba, 1946)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz