Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hrabal Bohumil. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hrabal Bohumil. Pokaż wszystkie posty

25 kwietnia 2022

człowiek jest zwierzęciem, które inteligencją musi kompensować niedostatki instynktu i ograniczonego przystosowania do życia. . .

   Pan Safranski, Kwiecieńko, kończy swoją przedmowę o Schopenhauerze następująco: „Dzikie lata filozofii ignorowały tego filozofa »wycia i zgrzytania zębów« i prastarą sztukę życia kontemplacyjnego, która chce osiągnąć Spokój. Te dzikie lata filozofii ignorowały filozofa, który wyprzedził swoją epokę, który przemyślał do końca trzy wielkie choroby ludzkiej manii wielkości. Chorobę kosmiczną: nasz świat jest jedną z niezmierzonej ilości planet  w nie mającej granic przestrzeni, gdzie istnieje pleśniowa warstwa żyjących i rozumnych istot. Chorobę biologiczną: człowiek jest zwierzęciem, które inteligencją musi kompensować niedostatki instynktu i ograniczonego przystosowania do życia. Chorobę psychologiczną: nasze świadome Ja nie jest panem we własnym domu. Oto jakie są trzy wielkie  choroby  ludzkiej  manii  wielkości...”.

Bohumil Hrabal (Listy do Kwiecieńki)
   
   
   

26 listopada 2014

nad tym tekstem jeszcze popracować. . .

(...)zacząłem czytać „Angielskiego króla", żeby widzowie mogli posmakować wdzięku czeszczyzny... bałem się tego tekstu, pociłem się, że to wszystko z mojej strony oszustwo, że powinienem był nad tym tekstem jeszcze popracować, że mnóstwo tam błędów, że może tylko niebiosa ulitują się nade mną, że może przekład Wilsona, tego, co był w Pradze i grał z Plastic People, tak że go wydalono z Pragi, jedynie ten jego przekład uczyni ten mój potoczny tekst znośnym i do przyjęcia. Zląkłem się, przeraziłem się... mój głos brzmiał nienaturalnie, zacinałem się... a potem umilkłem... wówczas Arnošt Lustig przeczytał to samo po angielsku, i znów zebrałem oklaski i nie wiedziałem, dlaczego i za co...(...)

Bohumil Hrabal (fragment powieści Zaczarowany flet, 1989)
   
   
   

udaję, że wiem, iż nic nie wiem. . .

(...)zastanawialiśmy się, jak z punktu widzenia dwudziestego wieku w sercu Europy, w Pradze i dla Pragi, dopełnić zdanie Sokratesa „Wiem, że nic nie wiem...", i tak oto to zdanie dopełniliśmy: „Ja udaję, że wiem, iż nic nie wiem..." i tak przenieśliśmy ironię Sokratesa ze starożytności przez chrześcijaństwo aż do twórczego socjalizmu...

Bohumil Hrabal (fragment powieści Zaczarowany flet, 1989)
   
   
   

21 listopada 2014

rozmiękczenie mózgu ... szczyt pustki. . .

To, co zdarzyło się mojej matce, jak piszą w akcie zgonu, że umarła na rozmiękczenie mózgu, tak ja z kolei osiągnąłem rzeczywiście szczyt pustki, i jestem tak, ale to tak sam, że właściwie znajduję się w pojedynczej celi i jestem związany w kij, i nie żyję już w czasie, ale tylko i wyłącznie w przestrzeni, której się boję i która mnie przeraża.

Bohumil Hrabal (fragment powieści Zaczarowany flet, 1989)
   
   
   

w samo jądro ciszy i spokoju. . .

(...)bałem się i nieruchomymi oczyma wpatrywałem się w samo jądro ciszy i spokoju, bogowie bowiem opuścili Ziemię i to miasto, w ten niedzielny wieczór osiągnęliśmy tę właściwą głośną samotność i szczyt pustki, osiągnęliśmy ostateczny niepokój, jaki był udziałem Kierkegaarda i Fryderyka Nietzschego.

Bohumil Hrabal (fragment powieści Zaczarowany flet, 1989)
   
   
   

jemu też pewnie świat sprawiał ból, i ból sprawiało mu jego życie. . .

Ileż to razy przechodzę na czerwonym świetle, ileż to razy przedzieram się przez potok samochodów, ale choć zadumany, nie jestem sam, jest przy mnie mój anioł stróż, mój aniołek stróż, ponieważ ten mój anioł chce, żebym był jeszcze na świecie, abym dotarł na swoje dno, abym zszedł o jeszcze jedno piętro niżej, tam gdzie jest ostateczne dno wyrzutów, dlatego sprawia mi ból cały świat i sprawia mi ból nawet ten mój anioł, ileż to razy chciałem wyskoczyć z piątego piętra, z tego mojego mieszkania, gdzie ból mi sprawia każdy pokój, ale zawsze w ostatniej chwili anioł mnie ratuje, odciąga mnie, tak chciał skoczyć z piątego piętra mój doktor Franz Kafka, tam, z Maison Oppelt, dokąd wchodzi się ze Staromiejskiego Rynku, ale pan doktor spadłby za rogiem, na ulicę Paryską, i jemu też pewnie świat sprawiał ból, i ból sprawiało mu jego życie, tak samo chciał skoczyć z piątego piętra Malte-Laurids Brigge, i jemu też w Paryżu świat sprawiał ból. Także Brigge'owi ból sprawiał cały świat, Reinerowi Marii Rilkemu również.
   A więc nazwyciężałem się, osiągnąłem szczyt pustki Nawarzyłem sobie piwa, no i teraz muszę je wypić, Konstantin Biebl wyskoczył z okna, przedtem jednak — na długo przedtem — poprosił Štyrskiego, aby mu namalował obraz człowieka wypadającego tyłem z okna, tak jak się obraca kartkę. Tak, tak I tatuś Artura Schopenhauera także skończył śmiercią samobójczą. I Seneka w Salamance również. Ale ja już nie będę wyskakiwał z okna, mój anioł stróż nie wyperswadował mi tego, ale szepnął mi, że ten, który ofiarował mi szczyt pustki, powiedział mu, że to byłoby za mało: odejść tak nazbyt łatwo, to, że ból sprawia mi cały świat, muszę przeżyć raz jeszcze, tak jak ostatni cesarz chiński, którego nie stracono, ale przez dwanaście lat prano mu mózg, aby zrozumiał to wszystko, co zrobił, aby osiągnął nie szczyt pustki, ale żeby stał się zwyczajnym człowiekiem, który chodzi robić zakupy, tak jak inni, aby się uczłowieczył.

Bohumil Hrabal (fragment powieści Zaczarowany flet, 1989)
   
   
   

budzę się, odzyskuję przytomność, sprawia mi ból całe mieszkanie. . .

Kiedy wstaję, kiedy budzę się, odzyskuję przytomność, sprawia mi ból całe mieszkanie, cały mój pokój, sprawia mi ból widok z okna, dzieci idą do szkoły, ludzie idą po zakupy, każdy wie, dokąd ma iść, tylko ja nie wiem, dokąd mógłbym pójść, ubieram się tępo, zataczam się podskakując w jednej nogawce, gdy wciągam spodnie, idę i golę się maszynką elektryczną, od iluż to już lat goląc się nie patrzę na siebie w lustrze, golę się po ciemku albo zza węgla, siedząc na krześle w przedpokoju, a kontakt jest w łazience, me lubię już na siebie patrzeć, ból sprawia mi już nawet własny wygląd, w oczach dostrzegam wczorajsze pijaństwo, nie jem nawet śniadania, a jeśli już, to tylko kawka i papieros, siedzę więc przy stole, czasami nawet załamuję nad sobą ręce i powtarzam kilka razy: Hrabalu, Bohumilu Hrabalu, a więc nazwyciężałeś się, osiągnąłeś szczyt pustki, jak nauczał mój Lao-Cy, osiągnąłem pustkę i wszystko sprawia mi ból, ból sprawia mi nawet droga do autobusu, boli mnie nawet cały ten autobus, z poczuciem winy spuszczam wzrok, boję się spojrzeć ludziom w oczy, czasami krzyżuję dłonie i nastawiam przeguby, wyciągam ręce, aby mnie ludzie aresztowali i zaprowadzili do policjantów, bo mam poczucie winy nawet z powodu tej mojej niegłośnej samotności, bo sprawiają mi ból nie tylko te schody ruchome, które porywają mnie w dół, do piekła, sprawiają mi ból nawet spojrzenia ludzi idących w górę, każdy ma dokąd iść, podczas gdy ja osiągnąłem szczyt pustki i nie wiem, dokąd miałbym pójść.

Bohumil Hrabal (fragment powieści Zaczarowany flet, 1989)
   
   
   

14 listopada 2014

po skrzypiącym, zmarzniętym śniegu wzdłuż zamarzniętej rzeki. . .

A teraz szedłem po skrzypiącym, zmarzniętym śniegu wzdłuż zamarzniętej rzeki, wiatr szeleścił w jasnej trzcinie, gile norweskie pozwoliły mi dojść do zmarzniętych krzaczków ostu i odleciały na dalsze osty, wyznaczając w powietrzu swymi ceglastoczerwonymi gardziołkami czerwone girlandy. Za zamarzniętą rzeką wznosił się czarny las. Szedłem tak w oficerkach i białych skarpetach, przemierzając okolicę, którą kocham już szósty rok, okolicę monotonną i dzięki temu przepiękną, równinę, którą można iść i już nic wokół siebie nie widzieć, tylko rozmawiać z sobą samym albo pozwolić, niech sobie dusza rozmawia z duchem i żywiołami.

Bohumil Hrabal (fragment ballady Auteczko, 1983)
   
   
   

i w cipie. . .

(...)jak masz pan pecha, to i w cipie nadziejesz się pan na gwoździa...

Bohumil Hrabal (fragment ballady Auteczko, 1983)
   
   
   

pollock ... po tym, jak namalował to, co w życiu widziałem najpiękniejszego. . .

mój ukochany Jackson Pollock, mój autor malarstwa gestu, dripping, malarz, który po tym, jak namalował to, co w życiu widziałem najpiękniejszego, po tym, jak wypił cysterny whisky i wypalił kilka ziemskich obwodów papierosów Pall Mail, zjadł kolację w barze „Cedar 5" i rozpędził gdzieś tego swojego grata tak, żeby ciałem i całą duszą zaznać tego, czego na mnie próbowało to moje nieudolne przeznaczenie, aby uderzyć tak, żeby zginąć na miejscu.

Bohumil Hrabal (fragment ballady Auteczko, 1983)
   
   
   

zupełnie mokry od potu i osłabiony rozmyślałem o niebycie. . .

W tym czasie prawie przez cały rok wstawałem mokry od potu, zataczałem się i szybko naciągałem na siebie to, co niezbędne, i wychodziłem jeszcze przed brzaskiem, spacerowałem i byłem bliski tego, co mi przepowiedziała wróżka Marzenka, która zanim umarła, zostawiła mi tutaj torbę z łyka z dwoma zielonymi okrągłymi uchwytami, wróżka Marzenka, która mi przepowiedziała, że się powieszę na wierzbie nad potokiem...
(...)


   W tamtych dniach z powodu kotów chciałem popełnić samobójstwo. Przychodziły do mojego łóżka zawsze nad ranem, dokładnie wtedy, gdy zupełnie mokry od potu i osłabiony rozmyślałem o niebycie, lecz nie przychodziły, żeby robić mi wyrzuty, siadały tylko i patrzyły na mnie, a ja w tym półśnie nie byłem w stanie odwrócić od nich oczu i wszystkie te martwe kotki i kocięta dobijały mnie samym spojrzeniem.

Bohumil Hrabal (fragment ballady Auteczko, 1983)
   
   
   

w każdej z tych przerw, tkwiła kocia głowa, pięć kocich łebków patrzyło za mną. . .

Szedłem dróżką pod świerkami, potem przez furtkę na aleję, a kiedy odwracałem się ostatni raz, zawsze widziałem to samo i zawsze się tego bałem. Między sztachetkami płotu, w każdej z tych przerw, tkwiła kocia głowa, pięć kocich łebków patrzyło za mną i życzyło sobie tego, co było już nieodwracalne, żebym wrócił i żebyśmy znów wszyscy znaleźli się w pokoiku przy ciepłym piecu... No i w Pradze zdarzało mi się, że kiedy już byłem na dnie, gdy już nie mogłem pisać i odzyskać równowagi, bo przepełniały mnie lęk i samotność, wtedy wskakiwałem do autobusu i przez cały czas godzinnej jazdy przez zasypaną śniegiem krainę paraliżowała mnie myśl, czy koty są jeszcze na świecie. Później na miękkich nogach szedłem aleją, a gdy wszystkie koty wybiegły mi naprzeciw, brałem jednego po drugim na ręce i przyciskałem sobie do czoła, tak jakoś mnie kocie futerka leczyły z tych moich kaców i chandr, przyciskałem je sobie znowu i znowu, a one o tym wiedziały i przytulały się do mnie. Potem rozpalałem w piecu, rozdawałem im kawałki mięsa i rozlewałem mleko.

Bohumil Hrabal (fragment ballady Auteczko, 1983)
   
   
   

kto miewa zły nastrój, jest wybrańcem bogów. . .

   Bywa pan w złym nastroju?
   Gdybym nie bywał, musiałbym go w sobie sprowokować. Przecież najpiękniejszy w człowieku jest zły nastrój, człowiek, który już dalej nie może, który wbrew sobie wygłasza antypaństwowe przemówienia, gdy jego mózg i wola są zablokowane, kiedy człowiek jest down i hin, nagle, gdy rozmyśla o niebycie, dostrzega promyk, i ja zdążam ku temu świeżemu obrazkowi, jakbym patrzył na dopiero co narodzone dziecko, a ludzie wokół mnie hałasują i rozprawiają, lamentują nade mną, lecz ja czuję, że jestem uratowany, że gdybym nie miał tak podłego nastroju, zostałbym wydziedziczony, odsunięty, wykreślony ze spółdzielni zrzeszającej wszystkich ludzi, którzy są albo myślą, że są odrobinę trąceni imbecylizmem, że są poetami. Kto miewa zły nastrój, jest wybrańcem bogów, taki człowiek jest w stanie odrodzić się, odmłodnieć. Gdybyśmy sięgnęli do książek medycznych, znaleźlibyśmy określenia ludzi, którzy potrafią się cieszyć i śmiać jak dzieci, a zaraz potem wpadać w zły nastrój i posępnieć! Maniak depresyjny! A pisarz, o ile nie odgrywa przedstawienia, zachowuje się zupełnie jak dziecko. Żebym się mógł rozchmurzyć, żeby mi się trochę lepiej myślało, muszę mieć naprzód bardzo zły nastrój.

Bohumil Hrabal (fragment ballady Auteczko, 1983)
   
   
   

muszę uważać, żeby nie umrzeć. . .

(...)czasem czuję, że na horyzoncie w mojej głowie rozrasta się chmura, w miarę jak potężnieje, przebijają się przez jej powłokę obrazy i ja już muszę uważać, żeby nie umrzeć, bo widzę, że to są te moje rzeźne krowy, te moje cielęta przeznaczone do zimnego wychowu, ze tam są moje rzeźne wieprzki, wszystko, co odbywa się podczas uboju, zagraża mojemu życiu...

Bohumil Hrabal (fragment ballady Auteczko, 1983)
   
   
   

tak dobry albo tak zły, że do życia nie potrzebuję żadnego poglądu. . .

   Z czego bierze się u pana tak życzliwe spojrzenie na ludzi, na świat?
   Z tchórzostwa. Jak ktoś jest mądrzejszy niż ja, grzecznie wypytuję go o to, czego nie wiem. Kiedy ktoś jest silniejszy niż ja, żeby mi nie dal po gębie, chwalę jego fizyczną sprawność i staję się jego przyjacielem. Λ kiedy ktoś jest ładniejszy niż ja, takich ludzi jest na szczęście mało w środkowej Europie, oświadczam mu, że jest wprawdzie najładniejszym człowiekiem w naszym kraju, ale że zaraz za nim jestem ja. Więc ludzie mnie lubią, a ja współczując im, staję się nimi, i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby któryś z nich nie został mną. Ale przede wszystkim tak uważnie słucham innych, że choć miałem przeciwne zdanie, utożsamiam się z takim człowiekiem, dla którego jego pogląd jest alfą i omegą jego życia. I jeszcze go utwierdzam w tym poglądzie, który być może rai szkodzi. Ja już bowiem jestem w tym tak dobry albo tak zły, że do życia nie potrzebuję żadnego poglądu. Ze mnie jest poniekąd voyeur, tylko patrzę i dziwię się temu, co widzę. Raczej dodaję odwagi do życia innym. Ja mianowicie na początku moich studiów uniwersyteckich poszedłem się zapisać na wykłady pana Fischera o Arturze Schopenhauerze i potem nie opuściłem ani jednego. Nauczyłem się tego, co było w jakiś sposób sprzężone z tym, co już miałem w genach. Za dużo nie chcieć, raczej odwrotnie. Ale wydajnie patrzeć, nawet przez zamknięte powieki introwertycznie patrzeć, widzieć. Potem zakochałem się i kocham go do dzisiaj: Ladislava Klimę... Zwycięstwo składa się wyłącznie z bicia, a wszystko jest jedynie zabawą... Stąd to moje życzliwe spoglądanie na świat, ja, tak jak mój stryj Pepin, nawet kiedy przegrywam, to nieustannie odnoszę zwycięstwo.

Bohumil Hrabal (fragment ballady Auteczko, 1983)
   
   
   

jestem na świecie tylko urlopowany przez grabarza. . .

   Lubi pan którąś ze swoich książek bardziej niż pozostałe?
   Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać. Dlatego, że lękam się jej, zupełnie tak samo jak tych książek, które wkrótce mają się ukazać. To już nie są żarty, bo ja mam ciągle wrażenie, że jestem na świecie tylko urlopowany przez grabarza, więc piszę, oddaję teksty, potem jedna korekta, jeszcze jestem na świecie?, druga korekta, co to, jeszcze nie umarłem? A potem niby uderzenia w bęben w Tragedii fatalistycznej na kotły, sygnał, a potem to, czego się najbardziej bałem i boję, ukazuje się książka, cieszyłem się do ostatniej chwili, że może wykituję, ale wyszedłem z tego, w pełni pojmuję swoją odpowiedzialność za kolejkę w księgarni, swoją odpowiedzialność za to, co tam napisałem, kogo obraziłem. Ale najbardziej lubię te książki, które wyjdą w tym czy w przyszłym roku, bo najpierw chcę z ich powodu umierać, a potem, kiedy się ukażą, zmartwychwstaję i muszę do dna wypić to piwo, którego sobie nawarzyłem.

Bohumil Hrabal (fragment ballady Auteczko, 1983)
   
   
   

09 czerwca 2014

życie jest ciągle odkrywane i kochane, chociaż staniolowy mózg płodzi pokraczne obraz. . .

   Teraz często widzę wielką gwiazdę i myślę, że to gwiazda wieczorna. A to jest języczek palnika spawarki, niebieski i tęskny płomyczek, zstąpienie Ducha Świętego, które czerwienieje przy zetknięciu z metalem. Uchylam okienko baraku i patrzę na faceta, który stoi na stercie złomu wojennego, zaciska w palcach jutrzenkę i ciągnie za sobą przewody, a z palnika pryskają świąteczne choinki. W hucie Poldi ludzie bez nadziei dźwigają zabłocone pozory. Dziwne, że życie jest ciągle odkrywane i kochane, chociaż staniolowy mózg płodzi pokraczne obrazy, a rozdeptana klatka piersiowa wypluwa nieszczęście. Nadal jest to jeszcze piękne, kiedy człowiek zostawia jadłospis, listę lokatorów i rodziny, i rusza za wspaniałą gwiazdą. Ciągle jeszcze życie jest cudowne, gdy człowiek ma iluzję, że jest zdolny na metrze kwadratowym stworzyć, cały świat. Kiedy do końca brygady brakuje sto dni, kupuje się żółty składany metr i każdego dnia odetnie się jeden centymetr, a gdy wypadnie z palców ten ostatni, człowiek przejdzie szyjką butelki gdzieś indziej, naprzeciw innym przygodom.

 Bohumil Hrabal
(z tomu Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać;
Piękna Poldi, 1966)
   
   
  

gdyby miał charakter, to by skoczył z tego okna dzwonnicy jak z trampoliny. . .

   A potem się wychylił i patrzył w dół, na podwórze składnicy i pomyślał, że gdyby miał charakter, to by skoczył z tego okna dzwonnicy jak z trampoliny, z rozbiegiem, z głową uniesioną, by wszyscy robotnicy na wszystkich piętrach konstrukcji widzieli, że to nie jest wypadek ani przypadek, a potem by poszybował głową w dół, z wyprostowanymi rękami, spadałby na podwórze, roztrzaskałby się w przegrodzie na stare żelazo o tablice generalissimusowych alej i ulic, i placów, i parków, a gdyby miał szczęście, to by się doczołgał do sterty starego papieru i tam skonał między tymi siedmioma metrami listów, które pisały praskie dzieci na konkurs radiowy: Jak upiększyć ojczyznę.

 Bohumil Hrabal
(z tomu Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać;
Zdrada luster, 1966)
   
   
  

wznieć między moimi nogami płonącą ofiarę. . .

   Pamiętam, Polu, kiedy mi powiedziałaś: Ciebie nienawidzę najmniej. W twojej ślinie czuję nieskończoną dziurę, którą drążyła miłość, w twoich zębach dotykam ściany, po której ścieka smutek. Kochany, jadłeś na kolację kiełbasę, bo na ustach mam kawałek mięsa, ale to nie szkodzi, całuj mnie ciągle, ciągle. I powtarzaj, że nawet Salomon w całej swej chwale nie był tak ubrany, że nawet ptactwo niebieskie, nawet polne kwiaty nie są tak piękne jak ja. Mów to ciągle, wznieć między moimi nogami płonącą ofiarę i rozniecaj żar w moich biodrach. I kiedy pójdziesz rano do domu i zobaczysz wiszącą w oknie suknię kobiecą, nic się nie przejmuj. To ja obejmuję przepełniony słodkim wspomnieniem dom. Podobno w balustradach można wyczuć dotykiem zagubione szpilki słońca.
   To powiedziała mi wtedy Pola i zeszła ku rzece, w której miasto chodzi na rękach. Dziwiłem się wtedy, dlaczego odwrócone samochody jeżdżą po rzece kołami do góry, jakby sunęły na płozach przymocowanych do dachów, dlaczego przechodnie kłaniają się sobie, jakby kapeluszami czerpali wodę.
   — Człowieku, gdzie znalazłeś tyle siły, by oferować te zwariowane zabawki, te szczoteczki i grzebienie, a przy tym tak obłędnie marzyć?
   A ja powiedziałem: — Polu, ty jedna zrozumiałaś słowa, którymi zatopiłem twoje usta, włosy, powietrze twoich płuc, słówka jak z popołudniówki. Polu, ty jedna zawsze odgadywałaś, kiedy skraca się knot w moich oczach, i ty jedyna zrozumiesz, co pozostanie, gdy odejdę z twarzą blaszaną i głuchą, bo tak jak ty, także i ja nigdy nie chciałem się cieszyć według recepty, nigdy, tak samo jak ty, nie chciałem nie mieć prawa do bólu i cierpienia... Ale, Polu, ty łotrzyco łotrowska i wyuzdana, dlaczego wprowadzasz w moje życie panikę, tak jak stalaktyt, jak nietoperz?

 Bohumil Hrabal
(z tomu Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać;
Zupełny Kafka, 1966)
   
   
  

gdyby pana nie ogarnęła ta chmura, piękne rzeczy by pan tworzył. . .

   Mówię do starej:
   — Czy znała pani Franciszka Kafkę?
   — Matko Święta — powiedziała — ja jestem Kafkowa Franciszka. A mój tatuś był rzeźnikiem i nazywał się Franciszek Kafka. Poza tym znałam jednego kelnera z restauracji dworcowej — powiedziała i nachyliła się, a jedyny ząb świecił jej w ustach jak wiedźmie — ale panie, jakby pan chciał coś ekstra, pan i tak nie umrze naturalną śmiercią, niech się pan każe spopielić i zapisze mi ten swój popiół, a ja będę panem czyścić widelce i noże, żeby się z panem coś ciekawego działo, tak jak z darem, jak z nieszczęściem, jak z miłością... hehehehe...— powiedziała i obracała widelcem skwierczące i pryskające tłuszczem kiełbaski.
   — Wróżę też z kart — ciągnęła dalej. — Panie, gdyby pana nie ogarnęła ta chmura, piękne rzeczy by pan tworzył... ale zmykaj, zmykaj, znowu tu jest! — wołała i otrzepywała spódnicę, i odpychała coś spod nóg.

 Bohumil Hrabal
(z tomu Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać;
Zupełny Kafka, 1966)