Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Flaubert Gustave. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Flaubert Gustave. Pokaż wszystkie posty

05 września 2013

liście winnej latorośli rysowały się cieniami na piasku. . .

Nazajutrz Karol usiadł na ławce w altanie. Przez drewnianą kratkę przenikało światło; liście winnej latorośli rysowały się cieniami na piasku, pachniał jaśmin, niebo było niebieskie, kantarydy brzęczały wokół kwitnących lilii i Karol dławił się jak młodzieniec od tych niejasnych tchnień miłosnych wzbierających w tym jego zbolałym sercu.

Gustave Flaubert 
(fragment powieści realistyczno-psychologicznej Pani Bovary, 1857)
   
   
   

ociekającego kroplami topiących się diamentów. . .

Nisko, tuż nad ziemią, na widnokręgu płaskich łąk wstawała purpurowa tarcza księżyca. Wzniosła się szybko między gałęziami topoli, które przesłaniały ją niekiedy niby czarną, dziurawą płachtą. Potem, olśniewająco biała, rozświetliła puste niebo i rzuciła na rzekę wielką plamę, która rozprysnęła się w nieskończoność gwiazdek; i srebrny ów blask zdawał się zwijać w głębi wód, jak bezgłowy wąż o świetlistych łuskach. Podobne to było także do olbrzymiego świecznika, ociekającego kroplami topiących się diamentów. Cicha noc rozciągała się dokoła, w gąszczu kryły się płaty cienia. Emma z przymkniętymi oczyma łowiła świeże podmuchy wiatru. Milczeli, zagubieni w marzeniach. Tkliwość dawnych dni zalała im serca, ogromna i cicha jak owa rzeka, a słodka jak won. jaśminów, i rzuciła w głąb ich wspomnień cienie dłuższe i smętniejsze od cieni nieruchomych wierzb, wydłużających się na trawie. Niekiedy jakieś nocne zwierzątko, jeż lub łasica, zaszeleściło liśćmi, wyruszając na łowy, lub też słychać było, jak dojrzałe brzoskwinie spadają z gałęzi.

Gustave Flaubert 
(fragment powieści realistyczno-psychologicznej Pani Bovary, 1857)
   
   
   

04 września 2013

taka jakaś mgła, co ją miała w głowie. . .

Była taka smutna, taka smutna, że kiedy wychodziła za próg, to jakby kto całun pogrzebowy wywiesił na drzwiach. Mówili, że jej choroba to taka jakaś mgła, co ją miała w głowie, i ani doktorzy, ani ksiądz nic na to poradzić nie mogli. Kiedy ją gorzej napadało, szła sama nad morze i strażnik celny przechodząc widział nieraz, jak płacze leżąc twarzą do ziemi.

Gustave Flaubert 
(fragment powieści realistyczno-psychologicznej Pani Bovary, 1857)
   
   
   

muzykę niemiecką. . .

- A jaką muzykę lubi pan najbardziej?
- Ach! muzykę niemiecką, tę, która skłania do marzeń.

Gustave Flaubert 
(fragment powieści realistyczno-psychologicznej Pani Bovary, 1857)
   
   
   

księża zawsze murszeli w bezecnym nieuctwie. . .

   Gospodyni wzięła księdza w obronę.
   - Zresztą czterem takim jak pan dałby radę. W zeszłym roku pomagał naszym ludziom przy zwożeniu słomy: po sześć snopków brał naraz. Taki z niego siłacz.
   - Winszuję! - zakrzyknął aptekarz. - I posyłajże tu, człowieku, córki do spowiedzi do zuchów o takiej kompleksji. Ja, na miejscu rządu, kazałbym księżom puszczać krew co miesiąc, tak, moja pani, co miesiąc porządnie krwi upuścić w interesie publicznego bezpieczeństwa i dobrych obyczajów!
   - Milczałbyś pan lepiej, panie Homais! Co za bezbożnik z pana! Nie uznaje pan żadnej religii! Aptekarz odpowiedział:
   - Uznaję, uznaję moją własną religię i bardziej jestem na swój sposób religijny niż oni wszyscy z ich błazeństwami i kuglarskimi sztuczkami. O tak! Ja wielbię Boga. Wierzą w Istotę Najwyższą, w Stwórcę, kimkolwiek by on był, który zesłał nas tu, abyśmy spełniali obowiązki obywateli i ojców rodzin. Ale nie mam żadnej potrzeby chodzić do kościoła, całować relikwii i tuczyć z własnej kieszeni stada błaznów, którym wiedzie się lepiej niż nam. Gdyż równie dobrze można czcić Boga w lesie, w polu lub nawet, idąc wzorem starożytnych, zapatrzywszy się w sklepienie niebieskie. Bóg, mój Bóg, to Bóg Sokratesa, Franklina, Voltaire'a i Berangera. Jestem za Wyznaniem wiary wikarego z Sabaudii i za nieśmiertelnymi zasadami 89 roku! Toteż nie uznaję tego poczciwego Boga-człowieka, który przechadzając się po swym ogródku z laską w ręku, umieszcza swych przyjaciół w brzuchu wieloryba, umiera z krzykiem i zmartwychwstaje po trzech dniach; są to rzeczy same w sobie zupełnie pozbawione sensu i zresztą całkowicie sprzeczne z wszelkimi prawami fizyki. Wykazują tylko, że księża zawsze murszeli w bezecnym nieuctwie i że chcą wraz ze sobą pogrążyć w nim wszystkie ludy.

Gustave Flaubert 
(fragment powieści realistyczno-psychologicznej Pani Bovary, 1857)
   
   
   

reszta świata nie miała określonego miejsca, była zagubiona, nie istniała. . .

Paryż, rozleglejszy od oceanu, lśnił przed jej oczyma skąpany w złocistym blasku. Życie, rojące się w tym mrowisku, dzieliło się jednak na odrębne części, zamykało w określonych obrazach. Emma dostrzegała jedynie dwa czy trzy, które przesłaniały jej pozostałe i które uważała za pełny wyraz całej ludzkości. Świat ambasadorów kroczył po lśniących posadzkach zwierciadlanych salonów, wokół owalnych stołów, przykrytych aksamitną serwetą ze złotymi frędzlami. Były tam suknie z trenami, wielkie tajemnice i niepokoje ukryte pod maską uśmiechów. Potem przychodził świat bladych księżniczek: wstawano tam o czwartej; kobiety, biedne anioły, nosiły halki przybrane szwajcarskim haftem, a mężczyźni, zapoznani geniusze o pozorach lekkoduchów, zajeżdżali konie dla rozrywki, spędzali sezon letni w Baden, a wreszcie, po czterdziestce, żenili się z posażnymi pannami. W gabinetach restauracyjnych, gdzie ucztuje się po północy, śmiał się w blasku świec różnobarwny tłum literatów i aktorek. Byli oni rozrzutni jak królowie, pełni szlachetnych ambicji i oszałamiających upojeń. Życie ich nie miało sobie równego, zawieszone wśród burz pomiędzy niebem a ziemią, ach! jakże było wzniosłe! Reszta świata nie miała określonego miejsca, była zagubiona, nie istniała. Zresztą im bliżej coś jej dotyczyło, tym bardziej się od tego odsuwała. Zdawało jej się, że wszystko, co ją otacza: nudna wieś, bezmyślni jej mieszkańcy, całe to przeciętne życie, jest wyjątkiem, jakimś szczególnym przypadkiem, w który wplątała się nie wiedzieć czemu, podczas gdy wokół niej, jak okiem sięgnąć, rozciąga się kraina szałów i upojeń. W pragnieniach swych nie odróżniała zmysłowego zadowolenia, które było wynikiem zbytku, od czystej radości serca ani wytwornych obyczajów od delikatności uczuć. Bo czyż miłość, jak egzotyczna roślina, nie wymaga właściwie przygotowanego gruntu i odpowiedniej temperatury? Westchnienia przy blasku księżyca, długie uściski, łzy, które spływają na rozłączające się dłonie, gorączkowe życie zmysłów, czułe tęsknoty były nieodłączne od balkonów wielkich zamków, gdzie wiedzie się życie beztroskie, od buduaru o jedwabnych zasłonach, wysłanego puszystym kobiercem, z koszami pełnymi kwiatów, z łóżkiem na wzniesieniu, nieodłączne od połysku drogich kamieni i galonów liberii.

Gustave Flaubert 
(fragment powieści realistyczno-psychologicznej Pani Bovary, 1857)