Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gulbranssen Trygve. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gulbranssen Trygve. Pokaż wszystkie posty
19 czerwca 2013
rozważa z dala od ludzi. . .
Na szczytach gór widzi się tyle tylko z małostkowości ludzkiej, ile się jej we wrażeniach z dolin i z własnych przeżyć tam ze sobą przyniesie. Ale wrażenia te rozumie się i ocenia lepiej, kiedy się je rozważa z dala od ludzi.
jaka miła rzecz taki bijący zegar!. . .
Zegar przy drzwiach kancelarii zaczął wybijać godziny srebrnym, jasnym dźwiękiem. (...) Jaka miła rzecz taki bijący zegar! Odkąd tu jest, człowiek nigdy nie czuje się całkiem samotny. Tyka, działa niestrudzenie i dokładnie wykonuje swoje zadanie, uderzenie jego przypomina bicie dzwonu. A ten napis na cyferblacie, który mu Adelajda przetłumaczyła, powinno się jako wskazanie pamiętać w każdej godzinie życia.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
w poszumie wiatru hulającego na szczycie. . .
Wiatr dął tu nieoczekiwanie zimny i przewiewał mu plecy. Oparty o skałę — jadł wieczerzę. Ogień na wietrze syczał, rozchodziło się od niego przyjemne gorąco. W chwilach kiedy wiatr odbijał się od skalistej ściany i dął w żar — płomienie wychylały się ku niemu lub strzelały w górę, rozpraszając ciemności. Otaczał go rzadki las jodeł i świerków. Niektóre pnie były powykrzywiane, a gałęzie od strony wiatru suche. Gdzieniegdzie rosły brzozy i osiki. Nazbierał sporo chrustu na podściółkę, tyle nawet, że miał czym się przykryć, ale wiedział, że i tak tej nocy nie będzie spać.
Gryząc chleb nastawiał uszu i wsłuchiwał się we wszelakie szmery; wytężał wzrok, aby dojrzeć coś w ciemnościach. Po zaspokojeniu głodu i zamknięciu plecaka czuł się spokojniejszy. Po długiej, męczącej wędrówce w ciągu dnia i od ciepła ogniska popadł znów w zwykłą obojętność; oparł łokcie na kolanach, twarz na dłoni i zadrzemał. Słyszał tony, jakby pochodzące z wieczności.... W poszumie wiatru hulającego na szczycie ... dźwięczała przedziwna muzyka zaświatów. Monotonny, usypiający dźwięk dochodził tu z wielkiej przestrzeni, a jezioro u stóp północnego stoku obijało się z szumem o skaliste brzegi.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
18 czerwca 2013
życie raz po raz łamie dumę. . .
— Tak, to boli, rani dumę — wypowiedział ważkie słowa — ale i tak życie raz po raz łamie dumę. I właśnie najlepiej je rozumiemy, gdy duma jest złamana.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
17 czerwca 2013
szedł swobodny w daleki świat. . .
Gdy już zapadał zmierzch, przeszedł z wolna, pochłonięty myślami, przez dziedziniec. Miał na sobie myśliwskie ubranie. Odetchnął pełną piersią dopiero wtedy, gdy już był za pastwiskami i daleko od dworu;
ruszył żwawym krokiem, jakby się uwolnił z oków i kajdan. Szedł swobodny w daleki świat. Uciekał od smutnych myśli i pijanych gości.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
16 czerwca 2013
jesteśmy tu tylko w podróży do krainy śmierci. . .
— Bo spostrzegłem, że ludzie tu na ziemi tak się bardzo męczą i mozolą, jakby mieli żyć wieki, a przecież pobyt nasz tutaj jest tak krótki. Jest to tylko przystanek w podróży do wieczności. To,
co tam widziałem i odczułem, jest wciąż obecne w moich myślach. Uśmiecham się więc, gdy widzę, jak się ludzie kłopoczą wielu sprawami, zamiast stale pamiętać o tym, że jesteśmy tu tylko w podróży do krainy śmierci. Bo też jest to jedyna prawda w naszym życiu, jedyna nam dostępna: życie to śmierć. Gdy człowiek stanie na tamtym szczycie i spojrzy w dół na ludzi i ich poczynania, to widzi ślepych głupców, kręcących się w kółko. I ja niegdyś zaliczałem się do nich.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
zarzucił z powrotem na ramię strzelbę i plecak i ruszył na oślep pod wiatr. . .
Lasy bjórndalskie śpiewają. Śpiewa i wiatr, i wody, i ptaki. Szemrzą wszystkie strumyki, a na drzewach gwarno, wszelkiego rodzaju i gatunku ptactwo ćwierka, śpiewa i wyciąga trele.
Młody Dag z wolna idzie po mchu leśnym. Fuzja na pasku przewieszona przez ramię, torba z prowiantem i ładownica pełna na plecach. Przed nim ciągle węszący pies to wybiega naprzód, to wraca. Pies i jego pan idą bezszelestnie. Dzień jest wiosenny. Zawiewa ciepły, łagodny wiatr południowy. Z lekka porusza drzewa i ponad nimi aż ku niebu się unosi. Daleko od dworu leżą bagna w głuszy leśnej. Bardziej na północ ziemia staje się falista i przechodzi stopniowo w zalesione, coraz wyższe wzgórza. Im wyżej, tym las rzadszy, rosną tu tylko świerki i wrzosy, a dalej ku północy rzadkie brzozy. Za tymi wzgórzami znów bagna i ubogie kamieniste pastwiska. Za pastwiskami zaczyna się świat skalistych gór.
Z wrzosowiska, gdzie Dag przysiadł, by odpocząć z psem, widział daleko w górze wysokie jodły. W blasku słonecznym na tle nieba wyglądały jak szczerozłote kolumny w świątyni. Tu w górze ipodmuchy wiatru były ostre i nie budziły łagodnego poszumu lasów nizinnych. Przynosiły mroźne tchnienie szczytów. To był prawdziwy wicher północy i wysokich gór, gdzie zima jeszcze trwała.
Młody Dag z wolna idzie po mchu leśnym. Fuzja na pasku przewieszona przez ramię, torba z prowiantem i ładownica pełna na plecach. Przed nim ciągle węszący pies to wybiega naprzód, to wraca. Pies i jego pan idą bezszelestnie. Dzień jest wiosenny. Zawiewa ciepły, łagodny wiatr południowy. Z lekka porusza drzewa i ponad nimi aż ku niebu się unosi. Daleko od dworu leżą bagna w głuszy leśnej. Bardziej na północ ziemia staje się falista i przechodzi stopniowo w zalesione, coraz wyższe wzgórza. Im wyżej, tym las rzadszy, rosną tu tylko świerki i wrzosy, a dalej ku północy rzadkie brzozy. Za tymi wzgórzami znów bagna i ubogie kamieniste pastwiska. Za pastwiskami zaczyna się świat skalistych gór.
Z wrzosowiska, gdzie Dag przysiadł, by odpocząć z psem, widział daleko w górze wysokie jodły. W blasku słonecznym na tle nieba wyglądały jak szczerozłote kolumny w świątyni. Tu w górze ipodmuchy wiatru były ostre i nie budziły łagodnego poszumu lasów nizinnych. Przynosiły mroźne tchnienie szczytów. To był prawdziwy wicher północy i wysokich gór, gdzie zima jeszcze trwała.
(...)
Dag podniósł się, wciągnął w płuca powietrze górskie, zarzucił z powrotem na ramię strzelbę i plecak i ruszył na oślep pod wiatr.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
15 czerwca 2013
wieczny jak srebro. . .
Las wraca, gdyby nawet wszystek wyrąbać! Jest wieczny jak srebro...
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
w takie noce domy żyły i poruszały się. . .
Podczas jesiennych wichrów nocami jęczały i skrzypiały stare domy. Gdy burza trzęsła nimi, zdawało się, że każda belka unosi się w górę, że cały dom się rozpada. Wszystko trzeszczało i łomotało od gwałtownych uderzeń, a potem następowała nagła i krótko cisza. W takie noce domy żyły i poruszały się.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
ze strachu zrobił w majtki, i to na oczach pana. . .
Którejś nocy zakradli się na pola smolarze z lasu i zrywali kłosy, zanim ziarno zdążyło dojrzeć. Jednego przyłapali, przyprowadzili go przed starego gospodarza. Ostro go zwymyślał i spoliczkował.
Wkrótce potem jakiś chłopiec znów popełnił to samo przestępstwo; gdy go przyprowadzili do Daga, ze strachu zrobił w majtki, i to na oczach pana. Skończyło się na pogróżce. Musiał tylko dać słowo, że więcej kraść nie będzie, raczej przyjdzie do gospodarza i powie, że matce w domu czegoś brakuje.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
wciągając w siebie ciszę nocy. . .
Długo stała nieruchomo, wciągając w siebie ciszę nocy, działało to na nią jak narkotyk; potem namyśliła się, wyprostowała i zbliżyła się do tych zaklętych drzwi. Zapukała.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
wiele książek w swoim życiu. . .
Przeczytała wiele książek w swoim życiu, więcej niż ktokolwiek z jej znajomych, studiowała nieraz mądre księgi biskupa, starała się zrozumieć i przetrawić najtrudniejsze ustępy, które pozakreślał. Znała tyle kazań i dzieł napisanych przez ludzi dla ludzi i tak wierzyła własnym umiejętnościom, zdawało się jej nawet, że rozumie się na charakterach ludzkich. Wszyscy jej znajomi w mieście, cała tamtejsza młodzież była w jej pojęciu śmiesznie płytka i bezbarwna, szablonowa.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
14 czerwca 2013
pozostawić drugiego w spokoju. . .
Dziwiła się, że nawet tak wytworna i subtelna osoba, ..., wdziera się w intymny świat jej ciała. Dlaczego człowiek nie chce, nie potrafi pozostawić drugiego w spokoju?...
Trygve Gulbranssen (fragment powieści Dziedzictwo na Björndal, 1939)
13 czerwca 2013
niewielu było zdolnych do takiego zwycięstwa. . .
Za młodych lat niejednokrotnie głowił się nad tym, co Ane Hamarrbo chciała powiedzieć, powtarzając wciąż przepowiednię, że ludzie jego rodu mają wznieść się do takich wyżyn, jakie w ogóle człowiek potrafi osiągnąć. Nie zdawał sobie sprawy, że tylko niewielu było zdolnych do takiego zwycięstwa, jakie on odniósł nad sobą w ciągu minionego roku. Wartość samego człowieka wzrosła niemało, jeśli się zważy, kim był ów dawny, mścimy i krwiożerczy dziedzic na Bjorndal, a kim obecnie stary Dag.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści A lasy wiecznie śpiewają, 1933)
który by wszystko widział i wszystko rozumiał. . .
Stary Dag mówił o pogodzie i o minionym lecie, o kwiatach' i drzewach, i o ptakach, które już odleciały. W oczach Adelajdy nikt nie był tak wielki jak ojciec Dag. W czasie tego długiego lata poznała go nieco bliżej. Zdawała się go otaczać jakaś niezawodna moc i siła, może trochę surowa, ale pełna dobroci. Gdyby to ona miała takiego ojca! Takiego, który by wszystko widział
i wszystko rozumiał, nie był wiecznie zaabsorbowany swoim własnym ja. Nie podnosiła tak wyniośle czoła, gdy stary Dag był w pobliżu, a teraz słuchała z pochyloną głową jego słów.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści A lasy wiecznie śpiewają, 1933)
bieda bowiem pozbawia człowieka swobody nie tylko w życiu doczesnym, ale i w innych jeszcze ważniejszych sprawach. . .
Świtało. Poranny wiatr niósł poszumy lasów ponad starym dworem, na podwórzu ludzie zaczęli się krzątać i przygotowywać do nowego dnia. W izbie sypialnej spoczywał władca tych szumiących lasów i pan tych krzątających się ludzi, zapatrzony w ciemny cień zasłony i starający się powiązać ze sobą w logiczną całość kilka słów, aby otrzymać jasne i proste sformułowanie swojej nowej zasady życiowej. Ale ująć to wszystko, co powiedział kapitan Klingę, jednym zdaniem — nie było takie łatwe, jak mu się zdawało.
Wreszcie znalazł to, czego szukał. Przypomniały mu się pewne słowa kapitana: tym, którzy cierpią biedę, niełatwo mówić prawdę. Zastanawiał się już nad tym dawniej, ale całkiem jasno zrozumiał wszystko dopiero na .żywym przykładzie kapitana. Dla Daga zaś, który nie mógł sobie absolutnie wyobrazić, aby miał się wypowiadać wobec kogoś nieszczerze i z bojaźnią, przykład ten stanowił ilustrację straszliwego ciężaru, jaki bieda nakłada na człowieka. Bieda bowiem pozbawia człowieka swobody nie tylko w życiu doczesnym, ale i w innych jeszcze ważniejszych sprawach. Dag myślał o tych wszystkich zadłużonych, pozbawionych wolności ludziach, z którymi stykał się w interesach i dla których był tak surowy, gdy próbowali się wykłamywać. Odtąd postanowi} obchodzić się z nimi łagodniej. Pośród tych myśli uprzytomnił sobie pierwsze przykazanie swego ojca: „Należy się starać o to, aby być niezależnym" — przestrzegał go ojciec, który
m
dążył do tego celu przez całe życie. Być niezależnym, znaczyło być wolnym nie tylko od samych długów. Teraz wiedział. Stosownie więc do poglądów ojca obowiązkiem męskim było stać się człowiekiem wolnym. Sam popełnił błędy pod tym względem:
stał się niewolnikiem pieniądza i trzymał na sobie to jarzmo w ciągu najlepszych swoich lat. Miał możność okazywania życzliwości, możność uprzyjemniania bytu tym dobrym ludziom, których Bóg wprowadził do jego domu, ale tego wszystkiego zaniedbał. Dlatego to został skazany na samotność; a przecież przykro jest żyć samotnie.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści A lasy wiecznie śpiewają, 1933)
szczerość ucieka przed pieniędzmi. . .
— Tym, którzy cierpią biedę, nie tak łatwo mówić szczerze — odparł. Głos był zgorzkniały. — Za pieniądze można kupie wszystko: ludzi, duszę, tak, nawet starego kapitana, ale nie można kupić za nie szczerych i uczciwych słów. Szczerość ucieka przed pieniędzmi.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści A lasy wiecznie śpiewają, 1933)
czyż go prawie nie miłował?. . .
Myśli jego szły dalej tym torem, aż trafiły na przykazanie, że należy kochać swoich wrogów. Dotychczas było to dla niego najbardziej niepojęte przykazanie Boże — a jednak czyż nie odczuwał w tej chwili litości dla swego najzawziętszego wroga? Czyż go prawie
nie miłował?
Trygve Gulbranssen (fragment powieści A lasy wiecznie śpiewają, 1933)
tu nie można było wystąpić ze sztucznymi wyrażeniami. . .
Tu nie można było wystąpić ze sztucznymi wyrażeniami i wytwornymi zwrotami. Opanował go jakiś nerwowy niepokój, nastrój ogarniający każdego, kto naraz natknie się na życie w j go najprostszej, nienaruszonej formie. Tutaj będzie zrozumiany tylko wtedy, gdy będzie przemawiał prostymi, wyraźnymi słowami.
Takie myśli i refleksje chodziły mu po głowie, gdy na zewnątrz dały się słyszeć kroki i otworzyły się drzwi. Pułkownik podniósł się i wyciągnął rękę na powitanie. Ciężka ręka starego Daga spoczęła w jego dłoni. Razem z Dagiem przyszedł również kapitan Klingę. Znał pułkownika z dawniejszych lat, gdy w młodości bawił raz w gościnie w Borgland.
Trygve Gulbranssen (fragment powieści A lasy wiecznie śpiewają, 1933)
12 czerwca 2013
bezradosne i bez treści. . .
Adelajda była silna w nieszczęściu, w zmartwieniu i przeciw-nościach. Dla takich powodów nigdy nie wylewała łez; ale dobre słowo... Nie przykładała nigdy najmniejszej wagi do bezsensownych pochlebstw partnerów z sali balowej — ale dobre słowo z serca płynące... Kiedyż je słyszała? Teraz, kiedy ogarnął ją taki smutny nastrój, ojciec Dag powiedział jej wiele dobrych słów w ten wieczór, który znaczył tak dużo dla nich wszystkich. Straciła panowanie nad sobą i wypłakała na łóżku w pokoju panieńskim swój bezmierny żal, żal minionych lat, które przeszły obok niej bezradosne i bez treści serca. Od czasu gdy dorosła, pierwszą osobą, która przemówiła do niej życzliwymi słowy, był człowiek o najsurowszej twarzy, jaką kiedykolwiek widziała. Jakże dziwny był ten świat, jak dziwni ludzie...
Trygve Gulbranssen (fragment powieści A lasy wiecznie śpiewają, 1933)
Subskrybuj:
Posty (Atom)