13 maja 2024

idę na lep zwierciadła, przeglądam się, mam siebie dość: znów wieczność. . .

    Odrywam się od okna i chwiejąc się przebiegam przez pokój; idę na lep zwierciadła, przeglądam się, mam siebie dość: znów wieczność. Wreszcie wymykam się swojej twarzy i padam na łóżko. Patrzę w sufit, chciałbym usnąć. Spokój. Spokój. Nie czuję już prześlizgiwania się, muśnięć czasu. Widzę obrazy na suficie. Najpierw kręgi światła, a później krzyże. Migotanie. A potem tworzy się inny obraz; w głębi moich oczu, właśnie ten. Jest to wielkie zwierzę na klęczkach. Widzę jego przednie łapy i juki. Reszta jest zamglona. Jednak rozpoznaję dobrze: to wielbłąd, którego widziałem w Marrakesz, przywiązanego do głazu. Klękał i podnosił się sześć razy z rzędu; chłopcy śmiali się i podjudzali go okrzykami. 
    Przed dwoma laty było cudownie: wystarczyło tylko zamknąć oczy, wkrótce moja głowa brzęczała jak ul, widziałem twarze, drzewa, domy, Japonkę z Kamaishi, która naga myła się w beczce, martwego Rosjanina wykrwawionego przez szeroką otwartą ranę, a koło niego rozlewała się kałużą wszystka jego krew. Odnajdywałem smak kuskus, zapach oliwy, który w południe napełnia ulice Burgos, zapach kopru unoszący się na ulicach Tetuanu, gwizdanie greckich pastuchów; byłem przejęty.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

09 maja 2024

osobowość szuka powinowactwa w dziełach przeszłości. . .

    Musimy jednakże pamiętać, że sztuka ma wartość jedynie wówczas, kiedy do nas przemawia. Jej język mógłby być uniwersalny, gdyby uniwersalne były uczucia. Niedoskonałość naszej natury, siła tradycji i konwencji, a także odziedziczone Instynkty ograniczają zakres naszych możliwości rozkoszowania się sztuką. Nawet nasza indywidualność w pewnym sensie określa granice zrozumienia sztuki; nasza estetyczna osobowość szuka powinowactwa w dziełach przeszłości. To prawda, że wraz z rozwojem kultury duchowej rozszerzają się możliwości zrozumienia sztuki i potrafimy rozkoszować się nieznanymi nam dotąd sposobami wyrażania piękna.

Kakuzō Okakura (岡倉 覚三) (Księga herbaty, 1906)
   
   
   

osoba cierpi na śmiertelną nudę, która emanuje pustką i wszystkiemu odbiera znaczenie. . .

    Kiedy dziecko dorasta do wieku szkolnego, zaczyna się faza budowania ego oraz adaptacji do świata zewnętrznego, Ta faza z reguły przynosi wiele bolesnych wstrząsów. Jednocześnie dziecko zaczyna odczuwać, że jest bardzo odmienne od innych i to poczucie wyjątkowości przyczynia się do pewnej dozy smutku towarzyszącej poczuciu osamotnienia wielu młodocianych. Niedoskonałości świata poprzez zauważanie zła zarówno w sobie, jak i na zewnątrz zaczynają być świadomym problemem. Dziecko musi podjąć próbę poradzenia sobie z naglącymi (ale jeszcze niezrozumiałymi) impulsami wewnętrznymi, a także z wymaganiami świata zewnętrznego.
    Jeśli budowanie świadomości zostaje zaburzone w swym normalnym rozwoju, dzieci często w obliczu wewnętrznych lub zewnętrznych trudności wycofują się do wewnętrznej „fortecy"; a kiedy tak się dzieje, to ich sny oraz symboliczne rysunki przedstawiające materiał z nieświadomości często ujawniają motywy koliste, czworoboczne oraz „jądrowe" (o czym będzie później). Odnosi się to do wcześniej wspomnianego psychicznego jądra — witalnego centrum osobowości, z którego pochodzi cały strukturalny rozwój świadomości. To naturalne, że obraz centrum powinien pojawiać się najwyraźniej w sytuacji, gdy życie psychiczne jednostki podlega zagrożeniu. Pod kierunkiem tego centralnego jądra (na ile nam dzisiaj wiadomo) buduje się cała świadomość ego — ego będącego najwyraźniej duplikatem bądź strukturalnym odpowiednikiem pierwotnego centrum. Wiele dzieci na tym wczesnym etapie żarliwie poszukuje sensu życia, który mógłby im pomóc w radzeniu sobie z wewnętrznym oraz zewnętrznym chaosem. Jednak są również i takie dzieci, które nadal są nieświadomie unoszone przez dynamikę dziedzicznych oraz nietynkowanych, archetypowych wzorców. Ci młodzi ludzie nie zajmują się głębszym sensem życia, ponieważ zyskują natychmiastowy oraz satysfakcjonujący sens z doświadczeń związanych z miłością, przyrodą, sportem i pracą. Nie są oni bynajmniej bardziej powierzchowni; zazwyczaj niesie ich nurt życia, w którym mniej jest tarć i zaburzeń niż w przypadku ich bardziej introspektywnych rówieśników. Jeśli podróżuję samochodem lub pociągiem i nie patrzę przez okno, to tylko zatrzymywanie, ruszanie lub nagłe zakręty mówią mi o tym, że w ogóle się przemieszczam.
    Faktyczny proces indywiduacji, czyli świadomego dochodzenia do porozumienia z własnym wewnętrznym centrum (psychicznym jądrem)lub Jaźnią, generalnie zaczyna się od zranienia osobowości oraz towarzyszącego temu cierpienia. Ten inicjujący wstrząs urasta do rangi „wezwania", choć często wcale nie zostaje w ten sposób rozpoznany. Wręcz przeciwnie, ego czuje się powstrzymywane w swej woli czy pragnieniu i zazwyczaj projektuje przeszkodę na coś zewnętrznego. Ego oskarża wówczas Boga lub sytuację ekonomiczną, albo szefa, czy też małżonkę, przenosząc odpowiedzialność za wszystko, co mu przeszkadza. Możliwe też, że zewnętrznie wszystko funkcjonuje całkiem dobrze, ale pod spodem osoba cierpi na śmiertelną nudę, która emanuje pustką i wszystkiemu odbiera znaczenie.
    Wiele mitów oraz bajek symbolicznie opisuje ten inicjalny etap procesu indywiduacji opowieścią o królu, który zestarzał się lub zachorował. Inne znane nam wzorce z baśni mówią o tym, że para królewska jest bezpłodna lub że potwór wykradł wszystkie kobiety, dzieci, konie i bogactwo z królestwa; albo że demon zatrzymuje armię króla bądź jego statek, nie pozwalając mu na dalszą podróż; że ciemność zapadła nad całym królestwem, studnie wyschły, a powódź, susza czy mróz nawiedziły państwo.

Marie-Louise von Franz [w:] Carl Gustav Jung (Człowiek i jego symbole, 1964)
   
   
   

materiał jest żywym doświadczeniem naładowanym emocją, w swej istocie irracjonalnym. . .

    Wielu ludzi krytykowało podejście Junga za to, że nie prezentował systematycznie materiału dotyczącego psychiki. Ale krytycy ci zapomnieli, że sam materiał jest żywym doświadczeniem naładowanym emocją, w swej istocie irracjonalnym, podlegającym ciągłej zmianie, która nie poddaje się systematyzacji, poza być może skrajnie sztucznym tworem.
    Współczesna psychologia dotarła tutaj do tych samych granic, zjakimi skonfrontowała się mikrofizyka. Chodzi o to, że w sytuacji, gdy mamy do czynienia ze statystycznymi średnimi, racjonalny i systematyczny opis faktów jest prawdopodobny. Kiedy jednak usiłujemy opisać pojedyncze zdarzenie psychiczne, możemy jedynie przedstawić jego szczery obraz złożony z możliwie jak największej ilości punktów widzenia.

Marie-Louise von Franz [w:] Carl Gustav Jung (Człowiek i jego symbole, 1964)
   
   
   



konieczne jest pozbycie się utylitarnej postawy świadomości planującej na rzecz stworzenia przestrzeni dla wewnętrznego rozwoju osobowości. . .

    Ludzie żyjący w kulturach bezpieczniej zakorzenionych od naszej cywilizacji mają mniejszy problem ze zrozumieniem, że konieczne jest pozbycie się utylitarnej postawy świadomości planującej na rzecz stworzenia przestrzeni dla wewnętrznego rozwoju osobowości. Spotkałam kiedyś starszą panią, która w kategoriach zewnętrznego sukcesu nie osiągnęła w życiu zbyt wiele, była jednak w dobrym związku z trudnym mężem i w jakiś sposób rozwinęła dojrzałą osobowość. Kiedy poskarżyła się, że niczego w życiu nie „dokonała", opowiedziałam jej historię związaną z chińskim mędrcem Chuang-Tsy. Natychmiast to zrozumiała i poczuła wielką ulgę. Oto ta historia:
    Stolarz Shih (Kamień) w drodze do Ch'i napotkał pewne drzewo. Był to święty dąb tak wysoki, że wyglądał niczym wzgórze z koroną gałęzi na szczycie — z niektórych można by porobić łódki takie były grube; jego pień w obwodzie mierzył sto ramion, a w rzucanym przez niego cieniu mogło by się schować stado bawołów. Rozmiar drzewa był wyjątkowy do tego stopnia, że wokół zbierali niego ludzie, oddając mu hołd i kontemplując jego tość. Niedaleko drzewa ludzie zbudowali ziemny ołtarz. Tego dnia było ich tylu jak na targu, lecz stolarz zignorował to zgromadzenie i poszedł dalej. Tymczasem jego uczeń przystanął, obejrzał drzewo z podziwem, po czym wydłużył krok, aby dogonić mistrza.— Od kiedy wziąłem do ręki siekierę, by cię naśladować wiedział — nie zdarzyło mi się zobaczyć tak pięknego kawałka drewna, a ty nawet nie spojrzałeś na nie i kontynuujesz marsz bez przystanku. Dlaczego? — To drzewo jest do niczego — odparł mistrz. — Gdybyś zrobił z niego łódkę, poszłaby na dno, trumna zgniłaby natychmiast, a drzwi puściłyby żywicę. Gdybyś zrobił z niego stempel, zjadłyby go korniki. To nie jest drzewo do stolarki, nie da się go w żaden sposób użyć, dlatego mogło tak długo się ostać i tak duże urosnąć. Najbliższej nocy— chwilę po tym, jak stolarz Shih mocno zasnął— pojawił mu się we śnie święty dąb i rzekł:— Co ty sobie wyobrażasz? Pozwalasz sobie porównywać mnie do drzew użytkowych? Do cedru, sosny czy innych gatunków owocowych? Kiedy jabłka dojrzeją, jabłoń jest źle traktowana, zostaje obdarta i połamana: oto w jaki sposób rodząc, rujnuje sobie życie. Drzewa podobne do niej nie dożywają lat przeznaczonych im przez Niebo, lecz ściągają na siebie ciosy świata i umierają przedwcześnie, jak wszystkie inne stworzenia...Gdybym był do czegokolwiek przydatny, czy osiągnąłbym taką wielkość? Długo szukałem sposobu, jak stać się bezużytecznym... Dałeś się nabrać i przeszedłeś, nie zatrzymując się obok...1 znów okazało się to dla mnie korzystne... Ja i ty jesteśmy co wiesz, tak samo stworzeniami: jakim prawem osądzasz inne. Temat bezużyteczności drzewa, ty identycznie bezużyteczny i zbędny człowiecze, któremu nieustannie grozi śmierć? Nierzadko samobójcza... Obudziwszy się, stolarz Shih opowiedział swój sen uczniowi.— Jeżeli tak bardzo zależy mu na tym, aby być do niczego, dlaczego w takim razie robi za święte i ochrania ołtarz? — zapytał uczeń.— Nie mów o sprawach, o jakich ci się nawet nie śniło — odpowiedział stolarz. — Mądry dąb w ten sposób się broni. Gdyby nie był świętym drzewem, które chroni ołtarz, już dawno zostałby powalony! Jego życie jest inne niż większości drzew, więc na nic zda się osądzanie go za pomocą zwykłych kryteriów.
    Stolarz najwyraźniej zrozumiał swój sen. Pojął, że zwyczajne spełnienie własnego przeznaczenia jest największym ludzkim osiągnięciem oraz że nasze utylitarne podejście musi ustąpić w obliczu wymagań nieświadomej psyche.
    Jeśli przełożymy metaforę na język psychologiczny, wówczas drzewo będzie symbolem procesu indywiduacii, oferując naukę naszemu krótkowzrocznemu ego. Pod drzewem, które spełniało swoje przeznaczenie, znajdował się — w opowieści Czuang-Tsy — ołtarz ziemi. Był to zwyczajny surowy kamień, na którym ludzie składali ofiary lokalnemu bogu „władającemu" tą krainą. Symbol ziemnego ołtarza wskazuje na fakt mówiący o tym, że przeniesienie procesu indywiduacji do rzeczywistości wymaga poddania świadomości mocy nieświadomego zamiast myślenia kategoriami powinności lub kierowania się ogólnie poprawnymi ideami, czy też tym, co zazwyczaj się wydarza. Trzeba po prostu słuchać, żeby dowiedzieć się, czego wewnętrzna totalna Jaźń chce, abyśmy robili tu i teraz .

Marie-Louise von Franz [w:] Carl Gustav Jung (Człowiek i jego symbole, 1964)
   
   
   

suche małe drobiny; to inny czas. . .

    Zaraz będzie refren: najbardziej podoba mi się ten refren, gdy nagle rzuca się naprzód, jak urwisty brzeg w morze. W tej chwili słychać jazz; nie ma melodii, tylko nuty, miriady małych wstrząsów. Nie ma dla nich żadnej przerwy, rodzi je i niszczy nieubłagany porządek, nie pozwalając nigdy skupić się, istnieć dla siebie. Biegną, spieszą się, wlocie spadają na mnie czystym uderzeniem i giną. Dobrze byłoby je zatrzymać, ale wiem, że jeśli udałoby mi się zatrzymać jedną, pomiędzy palcami zostałby mi tylko wulgarny i omdlewający ton. Należy przyjąć ich śmierć; powinienem nawet p r a g n ą ć tej śmierci: niewiele znam wrażeń bardziej cierpkich i mocnych.
    Rozgrzewam się, zaczynam czuć się szczęśliwy. Nie maw tym jeszcze nic nadzwyczajnego, to małe szczęście w Mdłościach: rozpływa się w głębi lepkiej kałuży, w głębi n a s z e g o czasu czasu bladofioletowych szelek i wgniecionych kanapek — składa się z chwil szerokich i miękkich, rozlewających się po brzegach jak plamy z oliwy. Ledwo powstało, jest już stare, wydaje mi się, że znam je od dwudziestu lat.
    Jest także inne szczęście: na zewnątrz jest ta stalowa taśma, wąskie trwanie muzyki, która przemierza nasz czas na przestrzał i zaprzecza mu, i rozdziera na swoje suche małe drobiny; to inny czas.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

zaburzone relacje prowadzą bezpośrednio do trudności w myśleniu. . .

Ponieważ obwody rozumowania i emocji w ludzkim mózgu są ściśle powiązane, zaburzone relacje prowadzą bezpośrednio do trudności w myśleniu. Nie jest to jedyna przyczyna chaotycznego rozumowania, lecz zdecydowanie najczęstsza. Przywrócenie relacji opartych na zdrowych podstawach sprzyja mentalnemu uporządkowaniu. Nowe sposoby przetwarzania emocji wymagają nowych obwodów neuronalnych, a do stworzenia tych obwodów niezbędne są nowe doświadczenia nabyte w sprzyjającym środowisku emocjonalnym. Relacja z rodzicami jest glebą, deszczem, słońcem i cieniem-środowiskiem, w którym musi rozkwitnąć umysł dziecka. Dzieci doświadczają transformatywnych, pobudzających wzrost przeżyć przede wszystkim w kontekście rodziny.

Gabor Maté (Rozproszone umysły, 1999)
   
   
   



kora w ADD nie sprawuje dostatecznie silnej kontroli nad ośrodkami pobudzenia i powstawania emocji. . .

Na siłę synaps wpływa wiele czynników, w tym częstotliwość ich używania lub nieużywania, a także zmiany poziomów substancji chemicznych w zależności od sytuacji. Obwody mogą też zostać osłabione lub wzmocnione przez inne obwody, które zaburzają ich funkcjonowanie bądź je wspierają. Widzimy to w zespole deficytu uwagi, gdy to samo dziecko jest w stanie zająć się danym zadaniem w jednym środowisku, ale w innym otoczeniu nie może się na nim skupić. Ta sytuacyjność ADD odzwierciedla znaczenie emocji, które odgrywają zasadniczą rolę w skupianiu uwagi.
    Jak wiemy, kora w ADD nie sprawuje dostatecznie silnej kontroli nad ośrodkami pobudzenia i powstawania emocji, znajdującymi się w niższych obszarach mózgu. Doktor Benes wskazuje, że ważne powiązania między korą mózgową a tymi ośrodkami emocjonalnym i rozwijają się „nawet w szóstej dekadzie życia ( ) Sugeruje to, że ludzkie zachowanie może obejmować — przynajmniej w pewnym zakresie — stopniową integrację kognicji z emocją"

Gabor Maté (Rozproszone umysły, 1999)
   
   
   

warstwy kory w mózgach szczurów żyjących w uprzywilejowanych warunkach. . .

Sekcje zwłok wykazały, że warstwy kory w mózgach szczurów żyjących w uprzywilejowanych warunkach były grubsze, a zawarte w nich komórki nerwowe większe, bardziej rozgałęzione i lepiej ukrwione. U szczurów tych - po zaledwie trzydziestu dniach odmiennego traktowania — nawet po osiągnięciu wieku średniego wciąż rozwijały się odgałęzienia neuronalne prawie dwukrotnie dłuższe niż u ich zwyczajniej traktowanych kuzynów.

[...]

Najbardziej pocieszającym odkryciem doktor Diamond był fakt, że nawet mózgi zwierząt rozwijające się w niesprzyjających warunkach jeszcze przed urodzeniem lub celowo uszkodzone tuż po urodzeniu były w stanie skompensować zmiany strukturalne w reakcji na lepsze warunki życia. „Oznacza to — pisze badaczka — że nie wolno nam się poddawać w przypadku ludzi, którzy rozpoczęli życie w niekorzystnych okolicznościach. Wzbogacenie środowiska może sprzyjać rozwojowi ich mózgów, w zależności od skali urazów".


Gabor Maté (Rozproszone umysły, 1999)
   
   
   


dotykam ... oczy, nos i usta znikają: niema już nic ludzkiego. . .

    Opieram się o fajansowy gzyms, przybliżam twarz do lustra, tak że go dotykam. Oczy, nos i usta znikają: niema już nic ludzkiego. Brązowe rowki z każdej strony nabrzmiałych gorączką warg, zapadliny, kretowiska. Jedwabisty biały puch pokrywa wielkie zbocza policzków, dwa włosy wychodzą z nozdrzy: to plastyczna mapa geologiczna. Ale mimo wszystko ten księżycowy krajobraz jest mi bliski. Nie mogę powiedzieć, że rozpoznaję jego szczegóły. Ale całość robi na mnie wrażenie czegoś już widzianego, co wprawia mnie w odrętwienie: powoli zaczynam zasypiać.
    Chciałbym się otrząsnąć: żywe i ostre doznanie mogłoby mnie wyzwolić. Kładę lewą rękę na policzku, ciągnę skórę; wykrzywiam twarz. Połowa twarzy naciągnięta, lewa strona ust skręca się i nabrzmiewa, odkrywając ząb: oczodół odsłania białą kulę, różową i przekrwioną skórę. Nie o to mi chodziło: wcale nie mocne i nie nowe; łagodne, lekkie, to już było! Zasypiam z otwartymi oczami, już twarz powiększa się, powiększa się w lustrze, ogromna blada aureola ześlizgująca się w światło...

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

na ścianie jest biały otwór lustro ... to zasadzka. . .

    Pan de Rollebon przytłacza mnie. Wstaję. Poruszam się w tym bladym blasku; widzę, jak światło odmienia się na moich rękach i na rękawach marynarki: trudno mi wprost wyrazić, jakim napawa mnie wstrętem. Ziewam. Zapalam lampę na stole: może jej światło przezwycięży światło dzienne. Ale nie: lampa opływa zaledwie żałosną kałużą swoją podstawę. Gaszę; wstaję. Na ścianie jest biały otwór lustro. To zasadzka. Wiem, że w nią wpadnę. No taką W lustrze ukazał się szary przedmiot. Zbliżam się i spoglądam, nie mogę już odejść. 
    To odbicie mojej twarzy. Często stoję i przyglądam się mu w taki przegrany dzień. Nic nie rozumiem z tej twarzy. Twarze innych mają sens. Ale nie moja. Nie mogę nawet zdecydować, czy jest ładna, czy brzydka. Myślę, że jest brzydka, bo tak mi powiedziano. Ale nie uderza mnie to. Szczerze mówiąc, jestem nawet zdumiony, że można jej przypisywać takie właściwości, to tak jakby określać jako piękny czy brzydki kawałek ziemi lub blok skalny.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

nic mi się nie uda dobrze zrobić, może dopiero z zapadnięciem nocy. . .

    Trzecia godzina. Trzecia to zawsze za późno, albo za wcześnie, na to, co się chce robić. Dziwna pora popołudnia. A dziś zupełnie nieznośna. 
    Zimne słońce rozjaśnia kurz na szybach. Blade niebo,zmącone białością. Rano rynsztoki były zamarznięte.
    Trawię z trudem, przy kaloryferze, wiem z góry, że dzień jest stracony. Nic mi się nie uda dobrze zrobić, może dopiero z zapadnięciem nocy. To z powodu słońca; wyzłacanie wyraźnie brudne białe mgły, wiszące w powietrzu nadbudową, wlewa się do pokoju, jasne, blade, rozpościera na stole cztery matowe i fałszywe plamy.

Jean-Paul Sartre (Mdłości, 1938)
   
   
   

Formy

I. maszyny.

na drugi brzeg - tak się mówiło
poprowadzą nas - ale... tak się już nie mówi

na ekranach
lub bez nich - formy odejścia bywają jak my

            a skąd poprowadzą? z wież gęstych jak miasta - 
            a kto jest Lebrosso
            a kto jest człowiek

dokąd tak
zamknięte w krzemie
zmieniają się jedynki
w zera
być może zgasną
może coś skrzy - teologia dziś... taka jak my

II. człowiek.

i nigdy nie wystarczyło
by doświadczyć odejścia człowieka
jego umierania - 
jest mało by wierzyć

najpierw wszystkie zmysły mogły brać
potem wiara malała
dotyk słuch

pamiętam jeszcze - wzrok - 
w niedowierzaniu ma utratę

bez wiary teraz spójrz - 
coś tam migocze
obłok perfum
po wygaszonej
rozproszonej miłości

i ona, tak 
nadzieja
zmieniła imię
nazwę 
ścieżki

17 kwietnia 2024

Oliwa

mnie nie zbudowano
    tłoczono jak oliwę
    choć o barwie ostrężyny
    błyszczącej fragmentami
    osadzonej w rzeczywistości

jasnym 
brzmiało 
jedno 
życie

    w części będące w czerni
    która nie była nawet barwą
    ale siłą grawitacją 
    czasem
    dla promienia błagalnego wzroku

idę za tobą
przemierzam

marzec-maj2024