Wirujące, roztańczone wrzeciona, skaczące czółenka, szpule miotające nićmi,
bielone wapnem ściany, stalowoszare maszyny i zwijające się jak w ukropie dziewczyny
w kwiecistych spódnicach, a wszystko pokryte pajęczyną rozpędzonych białych nici
trzymających do kupy przędzalnię – obraz ten został mi na zawsze w pamięci i od czasu
do czasu coś na oddziale sprawia, że znów jawi mi się przed oczyma.
Tak. To wiem na pewno. Nasz oddział jest warsztatem naprawczym Kombinatu.
Tu, w szpitalu, usuwa się usterki nabyte w miastach, w kościołach i w szkołach. Kiedy
naprawiony wyrób powraca do społeczeństwa – zupełnie jak nowy, a czasami lepszy od
nowego – szczęście rozsadza serce Wielkiej Oddziałowej; to, co do niej trafiło jako bryła
szmelcu, jest teraz sprawną, wyregulowaną cząstką, chlubą całego zakładu i radością dla
oka. Patrzcie, jak kroczy taki wyrób po świecie: z tym przyspawanym uśmiechem pasuje
jak ulał do niewielkiej, przytulnej dzielnicy, w której właśnie rozkopano ulice, żeby
przeprowadzić rury kanalizacyjne. W niczym mu to nie wadzi. Nareszcie jest dostrojony
do otoczenia...
Ken Kesey (fragment powieści Lot nad Kukułczym Gniazdem, 1962)