Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Różewicz Tadeusz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Różewicz Tadeusz. Pokaż wszystkie posty

25 października 2022

domek. . .

Ja domek dla umarłych
znaleźli tu swoje
ostatnie schronienie

ruch rąk
w moją stronę
weź mnie
ze sobą weź
nie puść

zostałem otwarty
i zamieszkali
w zimnym
pustym
ciemnym

taka jest
ich
światłość wiekuista
takie grzechów odpuszczenie
ciała zmartwychwstanie

taki żywot wieczny

                          Tadeusz Różewicz (Zielona Róża, 1961)
   
   
   

17 grudnia 2018

żeby jacyś ludzie deptali mnie i obrzucali ordynarnymi wyzwiskami; czułbym. . .

   Noc coraz głębsza. Na niebie chmury i czarne, wydłużone topole. Słychać szum. Okna wygasają, ludzie kładą się spać. Nie chcę spać, boję się snu. Człowiek powinien teraz bez przerwy żyć, siedzieć z otwartymi oczami i myśleć. Jak długo można zasypiać i budzić się bez nadziei? Ja żyję i zamierzam jeszcze żyć jakiś czas, ale już mnie nie ma. Okropne uczucie. Wolałbym w tej chwili, żeby ktoś pluł na mnie, żeby jacyś ludzie deptali mnie i obrzucali ordynarnymi wyzwiskami; czułbym, że żyję. Moje istnienie muszą potwierdzić inni.

Tadeusz Różewicz (fragment opowiadania Nowa szkoła filozoficzna, 1956)


odejdę więc, nie podzieliwszy się żadną mądrością ani okrzykiem rozpaczy. . .

   Te nocne rozmyślania nie mają żadnej wartości. Nic z nich nie wychodzi. W świetle dnia nikną razem z księżycem. Czasem układałem list pożegnalny. Ale i to mi przeszło. Ponieważ naprawdę nie mam innym ludziom nic do powiedzenia. Nic mądrego ani nic rozpaczliwego. Teraz ludzie powinni odchodzić w milczeniu.Tak jest przyzwoiciej. Właściwie powinno się wymawiać tylko niezbędną do życia liczbę słów. Odejdę więc, nie podzieliwszy się żadną mądrością ani okrzykiem rozpaczy; zresztą nic mnie złego nie spotkało. Nic mi się na głowę nie wali. Odejdę, ponieważ doszedłem do wniosku, że mogę tu być jutro, a mogę też nie być.

Tadeusz Różewicz (fragment opowiadania Nowa szkoła filozoficzna, 1956)


to więc w pewnym sensie problem odległości oprawcy od ofiary. . .

   Teraz leżałem u siebie w pokoju na łóżku i myślałem. Myślałem o tym, że gdyby ustawiono w odległości stu metrów tłum ludzi,w tym „starców, kobiety i dzieci", gdyby mi dano karabin maszynowy i kazano tych ludzi wystrzelać, zrobiłbym to, nie pytając o nic. Wystarczyłoby mi, że polecenie wydał przełożony. Że ma na sobie mundur. Mnie się zdaje, że hitlerowcy byli mordercami, ale i my,ich ofiary, z oporem i bez własnej woli, zamienialiśmy się w morderców.
   Posiałbym więc kilka długich serii po tych „starcach, kobietach,dzieciach" i koniec. Myślę, że z większej odległości można wybić masę ludzi bez mdłości i zawrotów głowy... Lotnicy, którzy wygniatali całe miasta, odznaczali się przecież wśród innych żołnierzy pewną elegancją i rycerskością. Jest to więc w pewnym sensie problem odległości oprawcy od ofiary. Chodzi o to, aby krew nie obryzgała rąk i żeby nasze nogi nie plątały się we wnętrznościach ofiary.Są to raczej problemy estetyczne, higieniczne. Oczywiście nie każdy jest zdolny do walki na bagnety, do zadawania tortur. Ale każdy normalny mężczyzna jest zdolny do zadawania śmierci z pewnej odległości. Rozdzieranie własnoręcznie małego dziecka to zupełnie co innego niż strzał z odległości kilkuset metrów. Zresztą najbardziej pokojowych czasach żony ćwiartują mężów i roznoszą ich poćwiartowane ciała w walizkach po dworcach kolejowych,poczekalniach i kinach. Więc może i z tą wojną nie należy przesadzać.

Tadeusz Różewicz (fragment opowiadania Nowa szkoła filozoficzna, 1956)


 

ukrył w kwiatach armaty, panie profesorze. . .

NAUCZYCIEL Aa przypomniał sobie powiedz mi jeszcze, za co kochasz Chopina.
STARZEC I Chopin ukrył w kwiatach armaty, panie profesorze, i spopularyzował imię Polski na świecie.
NAUCZYCIEL Tak, lecz cóż odczuwasz, słuchając jego muzyki jak rok długi?
STARZEC I Odczuwam głęboką wdzięczność dla kompozytora.
NAUCZYCIEL kręci głową Jakże można mówić o tym, że nasza młodzież jest cyniczna i obojętna.

Tadeusz Różewicz (fragment dramatu Kartoteka, 1961)


 

jestem sobą. . .

SEKRETARKA A teraz?
BOHATER Teraz zawsze jestem sobą. Tak długo wędrowałem, zanim doszedłem do siebie.
SEKRETARKA Do siebie? Jak tam wygląda? Co tam jest?
BOHATER Nic. Wszystko jest na zewnątrz, są jakieś twarze, drzewa,obłoki, umarli... ale to wszystko tylko przepływa przeze mnie.Widnokrąg zamyka się. Najlepiej widzę, kiedy zamknę oczy. Z zamkniętymi oczyma widzę miłość, wiarę, prawdę...
SEKRETARKA Dziwne!
BOHATER Tak, to jest...

Tadeusz Różewicz (fragment dramatu Kartoteka, 1961)


 

27 lutego 2016

chwila

Topole jak winogrona
na starym srebrze
pochmurnego nieba

może tu zostanę
naprawdę
co mi potrzeba

tutaj jest dziewczyna
która przeszła
i ruchem najpiękniejszym
w tej chwili
na ziemi i niebie
włosy odgarnęła
spłynęły ze światłem
na strome ramiona

górą dymią
w popiele nieba

zostanę tutaj
naprawdę
nic mi nie trzeba

Cienie na ścianach
głuchych kamieniczek
i jasny cień
na balkonie

znów bije serce
co umarło w obcej
jak gwiazda Weronie

                        Tadeusz Różewicz (z tomu Srebrny kłos, 1954-1955)
 
 
 

12 grudnia 2015

głos. . .

Kaleczą się i dręczą
milczeniem i słowami
jakby mieli przed sobą
jeszcze jedno życie

czynią tak
jakby zapomnieli
że ich ciała
są skłonne do śmierci
że wnętrze człowieka
łatwo ulega zniszczeniu

bezwzględni dla siebie
są słabsi
od roślin i zwierząt
może ich zabić słowo
uśmiech spojrzenie


                          Tadeusz Różewicz (z tomu Niepokój, wiersze z lat 1945-1946)



28 września 2015

poeta w czasie pisania. . .

Poeta w czasie pisania
to człowiek odwrócony
tyłem do świata
do nieporządku
rzeczywistości

Poeta w czasie pisania
jest bezbronny
łatwo go wtedy zaskoczyć
ośmieszyć przestraszyć

wynurzył się
wyszedł ze świata
zwierzęcego
na wędrownych piaskach
widać ślady jego ptasich
nóżek

z oddali dochodzą jeszcze
głosy słowa
ziarnisty śmiech
kobiet

ale nie wolno mu
spojrzeć
za siebie

wyrzucony na powierzchnię
pusty poniewiera się
po mieszkaniu

zakrywa twarz
na której maluje się
zdumienie
błąka uśmiech

jeszcze nie potrafi
odpowiadać
na najprostsze pytania

słyszał oddech wieczności
przyspieszony
nieregularny

listopad 1979

                               Tadeusz Różewicz
  
  
  

19 września 2015

ścigany. . .

Noc
wciąga mnie
w głąb.
Płynę w dłoniach jak w łodzi
Odpływam stąd.
Ukryty,
owinięty prześcieradłem,
drżę nagi
wyrzucony
na wierzch, na pościel
jak na groźny ląd.

Twarz przyklejona do szyby
jak liść.

To są kroki
to dzwonek
to zwykła rozmowa.
Uciekam od ściany do ściany
krzyczę szeptem:
jestem!

                        Tadeusz Różewicz (z tomu Niepokój, 1946)
  
  
  

22 lipca 2015

głosy niepotrzebnych ludzi. . .

I

JEDEN Z WIELU

Ja jeden z wielu
ukryty wśród miliarda
Wstydzę się że jestem

Uczeni panowie
profesorowie Vogt Burch i inni
mówią że miliard ludzi
jest na świecie niepotrzebny
Za dużo jest ludzi
więc człowiekowi wstyd że żyje

Tyle tego
biali żółci czarni czerwoni
wszyscy chcą jeść
ubierać się oddychać kochać

Ach oni mają sny marzenia
oni mają pragnienia
oni walczą powstają
Więc co zrobimy z tym miliardem
martwią się panowie
Vogt Burch i inni
Co zrobimy z tym i z tymi

Co zrobicie
z tym chłopcem
który wkleja do szarego zeszytu
czerwony liść dębu
z tym który trzyma w dłoni jabłko
i z tym który biegnie przez łąkę
który leci przez gwiazdę śniegu
Co zrobicie z moim ojcem i matką
co zrobicie
co zrobicie z tym miliardem
niepotrzebnym.

II

KRÓL

Król Faruk wieprz
nadziany brylantami ananasami
dolarami krabami rajskimi ptakami
i innymi dziwami
których nie poznałem
nawet we śnie

Tarza się w błocie
kapitalistycznego świata
darmozjad od urodzenia do śmierci
jadający na złotych półmiskach
Król Faruk właściciel
tysiąca złotych łyżek
miliona głodnych fellachów
były właściciel piramid i Nilu
właściciel dziesięciu pałaców marmurowych
trzech jachtów itd.
Wydzielina waszego świata
obwieszona gwiazdami
i tęczami orderów


Ten jest potrzebny
ten jest bardzo potrzebny
niezastąpiony
brylant w koronie
waszego świata
jego nie przeznaczycie na śmierć
nie udusicie
nie spalicie
dobrzy panowie
uczeni panowie
pełni troski o przyszłość
miliarda robaków
on jest potrzebny i wy jesteście potrzebni
martwicie się co zrobić z nami

a wiecie co my zrobimy z wami
a wiecie co my zrobimy
a wiecie co my...

III

ZŁY DUCH

Straszono ludzi
złym duchem demonem
o imionach tak licznych
jak gwiazdy na niebie

Występował w stu maskach
ukrywał się w osobach zwierzętach i rzeczach
wodził na pokuszenie
i znikł

Widziałem go
bez maski
szedł obok mnie
dobrze ubrany i wypasiony
i mówił mówił mówił
mówił tak aż ślina
zbierała się w kącikach warg:
„Miliard ludzi jest na świecie niepotrzebny
Kiedy oni wreszcie użyją
bomby atomowej
czarni wydają podobno woń niemiłą
dla białego człowieka
Azjaci mnożą się jak króliki
W Indiach ludzie umierają jak muchy”
Na widok dzieci które przechodziły
z białymi gołąbkami na kijkach
wybuchnął śmiechem zaśmiewał się
aż z oczu wytrysła, mu krew

Szedł przez tłum
jak przez powietrze
potrącony
mruknął „bydło”
i była w tym słowie
nienawiść zimna i szczera jak złoto.

IV

WYZNANIE

Małemu chłopcu w białym ubranku
dano poznać
smak Boga
którego nie ma
I zostałem sam

Ja głupiec chciałem
połknąć świat
Ja mięso kości włosy
Ciemny podłużny kształt
Ja który wypowiedziałem
wiele słów

Mówiłem że niosę
a byłem niesiony
Mówiłem że żyję
a to była śmierć
mówiłem mówiłem.

V

KARMIĄCA ZYCIE

Jasna piękna
jak wydarzony bochen białego chleba
ma małe stopy i ręce
i włosy pachnące ziołami
i usta
ciepłe ukryte
pod wielkim czarnym liściem
nocy
cierpkie o świcie
Siedzi ze światłem w oczach
z mleczną piersią
w dłoni
siedzi w środku ciszy
w środku pokoju narodów
jest ziarnem owocu
jabłka ziemi
jabłka którym władali
królowie
jabłka które obejmuje
które obejmie doskonale
ręka ludów

Karmi nowonarodzonego
Patrzcie jak on ssie
jak ssie życie
wzrusza rączkami milczącą rzekę powietrza
niedługo otworzą się jego oczy
a potem otworzy się myśl
zamknięta jeszcze
pod pulsującą kością czaszki

Ziemio ziemio
jaka ukażesz się człowiekowi
dzisiaj urodzonemu.

1954

                                           Tadeusz Różewicz (z tomu Równina, wiersze z lat 1953-1954)
 
 
 

24 kwietnia 2015

wiedza. . .

Nic nigdy nie zostanie
wytłumaczone
nic wyrównane
nic wynagrodzone

nic nigdy


czas niczego nie uleczy
rany nie zabliźnią się
słowo nie wejdzie
na miejsce słowa

groby nie zarosną trawą
umarli umrą
i nie zmartwychwstaną

świat się nie skończy

poezja powlecze się dalej
w stronę Arkadii
albo w stronę drugą

                        Tadeusz Różewicz (z tomu Twarz trzecia, 1968)
 
 
 

08 marca 2015

nic w płaszczu prospera. . .

Kaliban niewolnik
nauczony ludzkiej mowy
czeka

z pyskiem w gnoju
z nogami w raju
obwąchuje człowieka
czeka

nic nadchodzi
nic w czarodziejskim płaszczu
Prospera
nic z ulic i ust
z ambon i wież
nic z głośników
mówi do niczego
o niczym

nic płodzi nic
nic wychowuje nic
nic czeka na nic
nic grozi
nic skazuje
nic ułaskawia

                       Tadeusz Różewicz (z tomu Nic w płaszczu Prospera, 1962)
 
 
   

01 stycznia 2015

śmierć. . .

Ściana okno
za drzwiami
głosik dziecka

za oknem ulica
tramwaj
wchodzi król Herod
diabeł śmierć

daję królowi złotówkę
i wyrzucam całe towarzystwo
za drzwi

śmierć jest
prawdziwa
ogląda się
i grozi mi palcem

                      Tadeusz Różewicz (z tomu Rozmowa z księciem, 1960)
 
 
 

26 października 2014

sobowtór. . .

Po co przychodzisz synu? Ukrył twarz.
Chcę wyspowiadać się z myśli słów i uczynków.
Poprawił się. Wysmarkał. Westchnął. Czknął.
Mów.
Nie mam nic do powiedzenia Ojcze.
Nie jestem twoim ojcem. Niszczysz siebie żeby zniszczyć
innych literacki szatanie.
J a '
Nie zaczynaj od j a bredzisz już od dwudziestu pięciu lat
zabij
Ja
Ty
Nie odpowiedziałeś na moje pytanie czego chcesz ode
mnie synu
J a nic od ciebie nie chcę
Chcesz odejść czemu siebie obrażasz chcesz już odejść
I tego już nie chcę
Pytałem czy chcesz „odejść" z tego świata
Nie j a kocham przyrodę i dziewczęta młode
Ale mając lat dwadzieścia dwa pragnąłeś się zabić amen
Tak wylot lufy przyłożyłem do skroni tam gdzie pulsuje
ta żyłka
Powiedz co cię dręczy czemu produkujesz te martwe twory
Nie chcę żyć i nie chcę odejść nie chcę mówić i nie mogę
milczeć krew
Jesteś zbyt żywy a śmiercią szantażujesz lubisz wiejską
kiełbasę
Mnie nie ma ojcze moją krew przelali inni żebyś zdechł
ojcze
Nie nazywaj mnie ojcem jestem myśliwcem czarnym
Proszę cię zostaw literaturę romantyczną w spokoju
Nie znosisz jej
Nie znoszę jej jak słońca jak
Nie porównuj nie trzeba mów z czym do mnie przychodzisz
J a
J a j a j a j a głupcze udławisz się tym słowem błaznujesz
Nienawidzę
Kogo
Siebie i małych dzieci to nie są jedyni mieszkańcy nieba
na ziemi to szatany
Po co przyszedłeś
Nie wiem nienawidzę one weszły do mojej głowy oczami
uszami ustami
Masz ranę na czole
Przeklęty crudyta ciągle czka księgami czytałem w samą
Wigilię Dziady
Płakać możesz synu?
Jeszcze tylko nad sobą nad sobą a dokoła małe szatany
aniołki i psie g...
To nie płacz a śmiać się potrafisz?
Nie wiem
Spróbuj
Tak bez przyczyny?
Spróbuj! Pośmiej się z samego siebie. To bardzo zdrowo.
Nie umiesz...
Czynię próby nieprzeliczone próby śmieję się jak zepsuta
maszyna zgrzytam syczę to nie jest śmiech to jest

                                                                                     Tadeusz Różewicz
 
 
 

tv ... spadam z milionem potępionych. . .

Gdzie lecisz? Lecę do drugiego pokoju. Będę tam oglądał odcinek nowego „serialu" TV To jest otchłań. Spadam z milionem potępionych... Ukryty. Dłubał w nosie. W uchu. W zębach. To był on. Ja.

Tadeusz Różewicz (fragment prozy Przygotowanie do wieczoru autorskiego, 1977)
   
   

w ową czarną dziurę pcha się telewizja. . .

   O: Telewizja nie jest środkiem przekazu, to jest coś więcej...
   P: Ma dobrą właściwość, można ją zawsze wyłączyć...
   O: To jeszcze jedno fałszywe złudzenie... wszystko da się przecież przerwać, wyłączyć... nie tylko telewizja... telewizja pcha się na miejsce „duszy"... „dusza" zamieniła się jakby w „czarną dziurę", tak modną teraz w astrofizyce... w ową czarną dziurę pcha się telewizja... zwróć uwagę, że w telewizji oglądasz i słuchasz czasem idiotów, kretyńskich komentarzy, podłych wierszydeł, idiotycznych piosenek... w prawdziwym życiu „z krwi i kości" nie strawiłbyś tego, ale kiedy „to" płynie z małego ekranu... bo to już nie durna paniusia albo cymbał... to jest telewizja... i proszę zwrócić uwagę, że obecnie rolnicy i robotnicy spędzają przy telewizorach więcej czasu niż tzw. „inteligencja" i „intelektualiści"... to statystyka... I dzieci!

Tadeusz Różewicz (fragment prozy Przygotowanie do wieczoru autorskiego, 1977)
   
   

nie dość, że inni się nie zgadzają na ciebie, ty również się nie zgadzasz.. . .

Kartka z roku 1958 (wypowiedź pesymisty)

   Nie zgadzam się. Nie zgadzam się. Nie zgadzam. Nie nie nie. Nie. Co? O co ci chodzi, z czym się nie zgadzasz, na co się nie zgadzasz? Co, z czym, na co? Proszę konkretnie.
   Niezgoda? Na co? Na siebie samego. Zaczynam od siebie. Rzeczywiście to kaprys i luksus w naszych czasach. Nie dość, że inni się nie zgadzają na Ciebie, ty również się nie zgadzasz. Ci, którzy zgadzają się na siebie, są w lepszej sytuacji, bronią siebie z przekonaniem, replikują. Tymczasem ja mam oczy opuszczone (jestem jak Chińczyk, którego widziałem przed sądem w Szanghaju), bo nie tylko obciążony jestem fałszywymi grzechami, które składają na mnie „oni", obciążony jestem oskarżeniami, które sam składam na siebie przed sobą. .. Mówią do mnie: jesteś czarny, jesteś smutny, jesteś pesymistą, nihilistą... jęczysz. Ale mówią jeszcze więcej: udajesz, że jesteś pesymistą, udajesz, że jęczysz... twoje jęki nie są autentyczne. Wymyśliłeś sobie rozpacz i chcesz nastraszyć, ale wiedz, że my jesteśmy pogodni i spokojni. Nie jestem więc nawet pesymistą, ale oszustem, wydaję ze siebie sztuczne, wymuszone jęki, zmuszam się do rozpaczy, ulegając chwilowej modzie literackiej i wpływom „zachodnich" książek, które zostały wydane u nas w ostatnich latach. Ponieważ „tamci" na Zachodzie tak się zachowują (no, ci egzystencjaliści, nihiliści itp.), to Ty wprawdzie jesteś zdrowy (podobno lubisz jajecznicę z kiełbasą! i filmy z Flipem i Flapem!)... ale zaczynasz jęczeć, zaczynasz małpować. Jeszcze raz ulegamy „modzie". Czarnej. Mówią. Mówią do mnie, że jestem mistyfikatorem.Jestem surowym sędzią samego siebie. W porównaniu ze mną „Oni" są sędziami łagodnymi, wyrozumiałymi, wyszukują okoliczności łagodzące. Obchodzą się ze mną uprzejmie, nazywają mnie „wybitnym poetą", który jednak nie może pojąć, nie może zrozumieć... Tak, ja jestem dla siebie surowszym sędzią. To, co „Oni" mi zarzucają, wynika z ich ślepoty, z dobrego samopoczucia, z troski o moje „dobro". Ależ ja sobie wyrzucam grzechy o wiele cięższe... pod ich ciężarem nie tylko się jęczy, ale milknie. Moją największą winą, której się nie mogę zaprzeć, jest sam fakt pisania. Nie jest się „winnym" kopiąc piłkę, skacząc o tyczce, pisząc piosenki... nie jest „winny" ani ogrodnik, ani górnik... niewinne są piękne dziewczęta i małe dzieci... zwierzęta... natomiast ludzie zwani „poetami" są zawsze winni...

Tadeusz Różewicz (fragment prozy Przygotowanie do wieczoru autorskiego, 1977)
   
   

25 października 2014

najczęściej rozmyślałem o samobójstwie. . .

   Ja: śmierć... żyjemy z nią od chwili urodzenia... czasem w młodości tęsknimy do niej... bojąc się życia. Pamiętam, że najczęściej rozmyślałem o samobójstwie w wieku lat 18, potem, kiedy miałem lat 20, i jeszcze później, mając lat 23 — to była albo czysta tęsknota, albo spowodowana przykrościami, jakich mi nie szczędziło „życie", czyli ludzie (tzw. ludzie dojrzali, starsi, na „stanowiskach").
   On: czy te uczucia są związane z twoim powołaniem, z „zawodem"? czy poezja nie jest związana z umieraniem, być może pisanie wierszy... co to znaczy „poezja jest samobójstwem" albo „niemiłosiernym zajęciem"?
   Ja: wyszedłem na balkon... po prawej ręce góry... po lewej morze, prześwitujące przez koronę dębu i kolumny cyprysów... nade mną niebo... w zeszłym tygodniu zacząłem pisać wiersz pt. Oczyszczanie wiersza z dnia powszedniego. Wstał piękny dzień.

Tadeusz Różewicz (fragment prozy Przygotowanie do wieczoru autorskiego, 1977)
   
   

24 października 2014

spermą laureatów, sztucznymi nerkami, mózgami świń, krwią bohaterów. . .

5. „Okręt obłąkanych" — szkic do poematu

Ładowny wielki statek z czerwonymi żaglami stal w Marsylii. Statek był czarny i milczący, celnicy znaleźli w ładowniach skrzynie wypełnione bijącymi jeszcze sercami młodych szympansów, spermą laureatów, sztucznymi nerkami, mózgami świń, krwią bohaterów, wątrobami słoni, embrionami zamrożonymi, głowami, włosami, aortami z plastyku, śledzionami słoni... okręt ten płynął z pewnego kraju, gdzie umiera z głodu milion ludzi... i ukryty na dnie okrętu Artur Rimbaud, zapytany o losy poezji, odpowiedział niewyraźnie:

Un lot: une dent seule
un lot: deux dents
un lot: deux dents

Tadeusz Różewicz (fragment prozy Przygotowanie do wieczoru autorskiego, 1977)