Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dostojewski Fiodor. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dostojewski Fiodor. Pokaż wszystkie posty

17 sierpnia 2016

moi państwo, co to jest marzyciel?. . .

A czy wiecie, moi państwo, co to jest marzyciel? Jest to koszmar petersburski, jest to wcielony grzech, jest to tragedia, milcząca, tajemnicza, ponura, dzika, z wszelkimi niesamowitymi okropnościami, z wszelkimi katastrofami, perypetiami, zawiązkami i rozwiązaniami — mówiąc to wcale nie żartujemy. Spotykamy czasem człowieka roztargnionego, o nieokreślonym, mętnym spojrzeniu, często o bladej, pomiętej twarzy, zawsze jakby zajętego czymś niezwykle uciążliwym, jakimś karkołomnym zajęciem, niekiedy wymęczonego, wyczerpanego jakby ciężką pracą, ale w istocie nie dokonującego nic absolutnie: taki bywa marzyciel na zewnątrz. Marzyciel jest zawsze uciążliwy, bo skrajnie nierówny: to zbyt wesół, to zbyt ponury, to grubiański, to znów uważający i czuły, to egoista, to znów zdolny do najszlachetniejszych uczuć. Do pracy w urzędzie tacy panowie stanowczo się nie nadają i choć są urzędnikami, mimo to nie są do niczego zdolni i tylko ciągną swoją robotę, która w gruncie rzeczy jest niemal gorsza od bezczynności. Czują głęboką odrazę do wszelkich formalności, ale mimo to właśnie dlatego, że są ulegli, łagodni i boją się, żeby ich nie zaczepiono, sami są największymi formalistami. Ale w domu wyglądają zupełnie inaczej. Osiedlają się najczęściej na największym odludziu, w niedostępnych kątach, jakby się kryjąc w nich przed ludźmi i światem, i w ogóle zaraz przy pierwszym na nich spojrzeniu rzuca się w oczy coś wręcz melodramatycznego. Są ponurzy i nie-rozmowni w domu, zagłębieni w sobie, ale bardzo lubią wszystko, co leniwe, lekkie, kontemplacyjne, wszystko, co tkliwie działa na uczucie albo podnieca zmysły. Lubią czytać i to wszelkie książki, nawet poważne, specjalistyczne, ale zwykle po dwóch-trzech stronach przestają czytać, bo już są całkiem zaspokojeni. Ich wyobraźnia, ruchliwa, lotna, lekka, jest już podniecona, wrażenie nastrojone, i cały świat marzeń, z radościami i smutkami, z piekłem i rajem, z kuszącymi kobietami, z czynami bohaterskimi, ze szlachetną aktywnością, zawsze z jakąś gigantyczną walką, ze zbrodniami i wszelkimi okropnościami, nagle opanowuje całą istotę marzyciela. Pokój znika, przestrzeń też, czas staje w miejscu albo mknie tak szybko, że godzina jest minutą. Niekiedy całe noce upływają niepostrzeżenie w nieopisanych rozkoszach; często w kilka godzin przeżyty zostaje raj miłości lub całe życie ogromne, gigantyczne, niesłychane, cudowne jak sen, majestatycznie piękne. Jakimś niepojętym sposobem przyspiesza się puls, tryskają łzy, płoną gorączkowo blade, zroszone policzki, a gdy świt błyśnie swoim różowym światłem w okno marzyciela, jest on blady, udręczony i szczęśliwy. Pada na łóżko prawie nieprzytomny i zasypiając długo jeszcze czuje chorobliwie przyjemne, fizyczne wrażenie w sercu... Chwile wytrzeźwienia są okropne; nieszczęśnik ich nie znosi i natychmiast zażywa swą truciznę w nowych, zwiększonych dawkach. Znów książka, motyw muzyczny, jakieś wspomnienie dawne, sprzed lat z rzeczywistego życia — słowem, jedna z tysiąca przyczyn najbłahszych — i trucizna gotowa, i znów fantazja jaskrawo, wspaniale rozpościera się po wzorzystej, kapryśnej kanwie cichego, tajemniczego marzenia. Po ulicy chodzi zwiesiwszy głowę, mało zwracając uwagę na otoczenie, czasem i tu całkowicie zapominając o rzeczywistości, ale gdy coś zauważy, to najzwyklejszy drobiazg życiowy, najbłahsza, powszednia rzecz od razu przybiera dlań fantastyczny koloryt. Wzrok już ma tak nastawiony, że widzi we wszystkim fantastykę. Okiennice zamknięte w biały dzień, pokręcona stara kobieta, jakiś pan idący w jego stronę, wymachujący rękami i gadający głośno do siebie, jakich się, nawiasem mówiąc, dość często spotyka, scenka rodzinna w oknie ubogiego drewnianego domku — to już są prawie przygody.
   Wyobraźnia jest nastrojona; zaraz rodzi się cała historia, opowieść, romans... Ale nierzadko rzeczywistość wywiera na sercu marzyciela ciężkie, wrogie wrażenie, i śpieszy się on zaszyć w swoim ukochanym, najdroższym kąciku, który w istocie jest często zakurzony, niechlujny, nieporządny, brudny. Stopniowo nasz figlarz zaczyna stronić od tłumu, stronić od spraw publicznych i pomału, niepostrzeżenie zaczyna się w nim stępiać zdolność do normalnego życia. Zaczyna mu się raz po raz wydawać, że rozkosze dostarczane przez swobodną fantazję są pełniejsze, wspanialsze, czulsze od realnego życia. W końcu tkwiąc w swoim błędzie zupełnie zatraca wyczucie moralne, dzięki któremu człowiek jest zdolny ocenić całe piękno bieżącej chwili, traci wątek, przeoczą chwile rzeczywistego szczęścia i w apatii leniwie opuszcza ręce i nie chce wiedzieć, że życie ludzkie jest bezustanną samokontemplacją w naturze i w bieżącej rzeczywistości. Bywają marzyciele, którzy nawet obchodzą rocznice swych fantastycznych przeżyć. Często zwracają uwagę na daty, kiedy byli szczególnie szczęśliwi i kiedy ich fantazja igrała w najmilszy sposób, a jeżeli włóczyli się wtedy po takiej a takiej ulicy lub czytali tę a tę książkę, widzieli tę a tę kobietę, niezawodnie starają się powtórzyć to samo w rocznicę swoich wrażeń, kopiując i przypominając sobie najdrobniejsze okoliczności swego zgniłego, bezsilnego szczęścia. No i czy nie jest tragedią takie życie, czy nie jest zbrodnią i okropnością, czy nie jest karykaturą! Czy nie jesteśmy wszyscy w większym lub mniejszym stopniu marzycielami!... Życie na letnisku, pełne wrażeń zewnętrznych, przyroda, ruch, słońce, zieleń i kobiety, które latem są takie ładne i dobre — to wszystko jest nadzwyczaj pożyteczne dla chorego, dziwnego, ponurego Petersburga, w którym tak prędko ginie młodość, tak prędko więdną nadzieje, tak prędko psuje się zdrowie i tak prędko przetwarza się cały człowiek. Słońce jest u nas tak rzadkim gościem, zieleń takim skarbem i tak przywykliśmy siedzieć bez ruchu w naszych zimowych kątach, że nowe zwyczaje, zmiana miejsca i życia nie mogą nie działać na nas w arcydobroczynny sposób. Miasto natomiast jest takie wyniosłe i puste! Chociaż niektórym dziwakom podoba się w lecie więcej niż w każdej innej porze. W dodatku nasze ubogie lato jest takie krótkie; tylko patrzeć, jak zżółkną liście, przekwitną ostatnie rzadkie kwiaty, zacznie się wilgoć, mgła, nadejdzie znów niezdrowa jesień, znów zacznie pulsować poprzednie życie... Przykra perspektywa — przynajmniej teraz.

Fiodor Dostojewski (Dziennik pisarza 1847 - 1874, 1881)
   
   
   

to francuz, to jest człowiek mądry, jak niemal każdy francuz. . .

   Pisał to Francuz, to jest człowiek mądry, jak niemal każdy Francuz, ale powierzchowny i ograniczony do absurdu, nie uznający niczego, co nie jest francuskie, ani w sztuce, ani w literaturze, ani w nauce, ani nawet w historii narodu, a przede wszystkim skłonny do gniewania się o to, że jest jakiś inny naród mający własną historię, własną ideę, własny charakter narodowy i własny rozwój. Ale jak zręcznie, oczywiście bezwiednie, spotkał się Francuz z pewnymi, nie powiem rosyjskimi, ale czczymi, abstrakcyjnymi ideami naszymi. Tak, Francuz właśnie w tym widzi rosyjskiego ducha narodowego, w czym chce go widzieć obecnie mnóstwo ludzi, to jest w martwej literze, w przeżytku, w kupie kamieni, rzekomo przypominających starodawną Ruś(...)

Fiodor Dostojewski (Dziennik pisarza 1847 - 1874, 1881)
   
   
   

jak jest pod dobrą datą, lubi różne kawały. . .

Iwan Kiryłowicz to poczciwy człowiek, tyle że jak jest pod dobrą datą, lubi różne kawały. Na przykład jego żona jest chora i wciąż się boi śmierci, a on przy ludziach zaczyna się śmiać i niby mimochodem, dla żartu, opowiada, jak to się ożeni powtórnie, gdy owdowieje. Żona hamuje się, hamuje, śmieje się z przymusem, trudno, taki już mąż ma charakter. Kiedyś się stłukł czajnik, co prawda, to prawda, ale przykro jednak, kiedy mąż zacznie przy ludziach zawstydzać ją i wypominać niezręczność. Nadeszły zapusty.

Fiodor Dostojewski (Dziennik pisarza 1847 - 1874, 1881)
   
   
   

03 lutego 2015

głębokie upojenie, polegające na uważaniu siebie za sprawiedliwego. . .

Wierz mi pan, przyjacielu, że w nieszczęściu tego rodzaju jest nawet jakieś głębokie upojenie, polegające na uważaniu siebie za sprawiedliwego i wielkodusznego i na posiadaniu prawa nazwania swego krzywdziciela łajdakiem. To upojenie nienawiścią spotyka się często u takich schillerowskich figur; ma się rozumieć, możliwe, iż potem nie miała co jeść, lecz jestem pewien, iż była szczęśliwa.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   

wierzę jeszcze, że na świecie można dobrze żyć. . .

   - Nie jest głupstwem jednostka, ja sam. Wszystko jest dla mnie, cały świat jest dla mnie stworzony. Niech pan posłucha, drogi przyjacielu, wierzę jeszcze, że na świecie można dobrze żyć. A to jest najlepsza wiara; dlatego że bez niej nie można by żyć nawet źle: trzeba by się otruć. Powiadają, iż uczynił to pewien dureń. Zafilozofował się tak, że obalił wszystko, nawet prawowitość wszystkich normalnych i przyrodzonych obowiązków człowieka, doszedł do tego, że nic mu nie pozostało: pozostało zero; uznał więc kwas pruski za najlepszą rzecz w życiu. Pan powie: to Hamlet, to groźna rozpacz, słowem, coś tak wspaniałego, że nam się nawet nigdy nie przyśniło. Ale pan jest poetą, a ja zwyczajnym człowiekiem, i dlatego powiem, że trzeba patrzeć na sprawę z najprostszego, praktycznego punktu widzenia. Ja na przykład już od dawna oswobodziłem się ze wszystkich pęt, a nawet obowiązków. Uważam się za zobowiązanego do czegoś wtedy tylko, gdy mi to przynosi jakiś pożytek. Pan nie może naturalnie tak patrzeć na rzeczy i dlatego ma pan nogi spętane, a gusty chore.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   

specjalna rozkosz. . .

Jest specjalna rozkosz w takim niespodzianym zerwaniu maski, w tym cynizmie, z jakim człowiek nagle ukazuje się innemu w taki sposób, że nie raczy się nawet wstydzić przed nim.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   


niechże porządni ludzie zobaczą, że i my. . .

Żyjemy sobie i żyjemy, nikt do nas nie przychodzi, a wszystko mamy. Niechże porządni ludzie zobaczą, że i my umiemy żyć jak ludzie.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   

pieniądze wpływają na niezależność sytuacji, niezależność sądu. . .

   - Wania, ty, jak widzę, zupełnie mnie nie rozumiesz! Mogą być nadzwyczajne potrzeby, zrozum to. W pewnych wypadkach pieniądze wpływają na niezależność sytuacji, niezależność sądu. Może teraz nie potrzebujesz, ale czy ci w przyszłości na co nie będą potrzebne?

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   

nie jedne oczy pilnują tej sprawy. . .

Niech pan będzie pewien, że nie jedne oczy pilnują tej sprawy i może rozstrzygnie się ona w sposób jak najlepszy, sama przez się, bez gwałtownych i sztucznych środków w rodzaju na przykład pojedynku.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   

ja mam wyobraźnię, a ty - rzeczywistość. . .

- No, to ja ci na to, braciszku, ot co powiem: lepiej pić! Urżnę się, położę na kanapie (a mam świetną kanapę, ze sprężynami) i myślę sobie na przykład, że jestem jakimś Homerem albo Dantem, albo jakimś Fryderykiem Barbarossą - przecież wszystko można sobie wyobrazić. No, a ty nie możesz sobie wyobrazić, że jesteś Dantem albo Fryderykim Barbarossą, po pierwsze dlatego, że chcesz być sam sobą, a po drugie dlatego, że wszelkie życzenia są ci wzbronione, bo jesteś szkapą dorożkarską. Ja mam wyobraźnię, a ty - rzeczywistość. Powiedz no szczerze i po prostu, po bratersku (jak nie, to na dziesięć lat skrzywdzisz mnie i poniżysz) - czy nie potrzeba ci pieniędzy? Mam. Nie wzdragaj się. Weź pieniądze, zapłać swoim przedsiębiorcom, zrzuć jarzmo, później zapewnij sobie cały rok życia i zabierz się do ukochanej idei, pisz wielkie dzieło! No? Co na to powiesz?

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   

25 stycznia 2015

nieodparty, straszliwy, potworny i nieubłagany. . .

   Właściwie trzeba się szczerze przyznać do wszystkiego: nie wiem, czy z powodu rozstroju nerwowego, czy pod wpływem nowych wrażeń w nowym mieszkaniu lub niedawnego przygnębienia, zacząłem pomału i stopniowo, w miarę jak nadciągała noc, zapadać w ten dziwny stan duchowy, który teraz, w czasie choroby, nocami, tak często odczuwam i który nazywam mistycznym lękiem. Jest to nieznośny, męczący strach przed czymś, czego sam nie mogę określić, przed czymś niepojętym i nie istniejącym w normalnym porządku rzeczy, ale co na pewno, może nawet w tej chwili, stanie się, jakby na urągowisko wszystkim dowodom rozumu, przyjdzie do mnie i stanie przede mną jako fakt nieodparty, straszliwy, potworny i nieubłagany. Ten strach zazwyczaj wzmaga się coraz bardziej wbrew wszelkim argumentom rozsądku, tak że wreszcie rozum, mimo że w takich chwilach nie jest jeszcze całkiem zmącony, traci wszelką odporność na wrażenia. Nie ma posłuchu, staje się niepotrzebny, i to rozdwojenie jeszcze bardziej wzmacnia bojaźliwą rozterkę oczekiwania.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   

żeby się chociaż dostać do domu obłąkanych czy co. . .

Pamiętam, że przyszło mi również na myśl, jak by to dobrze było, gdyby na skutek jakiegoś cudu czy magicznej sztuki zapomnieć wszystko, co było, co się przeżyło w ciągu ostatnich lat; zapomnieć wszystko, odświeżyć umysł i znów zacząć z nowymi siłami. Wtedy jeszcze marzyłem o tym i spodziewałem się zmartwychwstać. „Żeby się chociaż dostać do domu obłąkanych czy co - zdecydowałem wreszcie - aby przewrócić w jakiś sposób wszystko w głowie, ułożyć na nowo i wyleczyć się...” Czułem wówczas pragnienie życia i wiarę w nie!... Ale pamiętam, że się wtedy sam ze siebie roześmiałem.. Cóż bym robił po wyjściu z domu wariatów? Czy znowu pisałbym powieści?...

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   

cieszę się, że ta twoja pisanina to nie wiersze. . .

   - Autor, poeta. Jakoś to dziwne... Kiedyż to poeci wychodzili na ludzi, dosięgali wyższych rang? Wszystko gryzipiórki, ludzie niepewni.
(...)
   - Hm, słuchaj, pomimo wszystko cieszę się, że ta twoja pisanina to nie wiersze. Wiersze, bracie, to bzdury: nie sprzeczaj się, wierz mi, staremu - życzę ci jak najlepiej - czyste bzdury, daremne marnowanie czasu. Niech gimnazjaliści wiersze piszą; wiersze prowadzą waszą brać, młodzież, do domu wariatów... Dajmy na to, że Puszkin jest wielki, kto zaprzeczy. A pomimo to - wierszyki i nic więcej; coś efemerycznego... Ja zresztą czytałem go niewiele...

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   

jeżeli byłem kiedykolwiek szczęśliwy. . .

Tak! Jeżeli byłem kiedykolwiek szczęśliwy, to nie w pierwszych upajających chwilach mego sukcesu, lecz wtedy, kiedy jeszcze nikomu nie czytałem i nie pokazywałem mego rękopisu: podczas tych długich nocy pełnych entuzjastycznych nadziei i marzeń, i namiętnego ukochania pracy, kiedy zżyłem się z moją fantazją, z postaciami, które sam stworzyłem, jak z bliskimi, jak z kimś, kto rzeczywiście istnieje; kochałem je, cieszyłem się i smuciłem razem z nimi, a niekiedy nawet płakałem rzewnymi łzami nad skromnym moim bohaterem.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   

ja bym za darmo wypchał panu pański piesek. . .

   - Azorek, Azorek! - żałośnie powtarzał starzec i trącił psa laską, lecz pies nie zmienił pozycji.
   Laska wypadła z rąk starca. Nachylił się, ukląkł na oba kolana i obiema rękami podniósł pysk Azorka. Biedny Azorek! Był już martwy. Umarł, nie wydawszy głosu, u nóg swego pana, może ze starości, a może z głodu.
(...)
   - Moszna dać wypchać - powiedział ze współczuciem Miller chcąc czymkolwiek pocieszyć starca. - Moszna ślicznie wypchać; Teodor Krieger ślicznie wypcha; Teodor Krieger wielki majster od wypychania - zapewniał Miller podniósłszy z ziemi laskę i podając ją starcowi.
(...)
   - Tak, ja posiadam wielki talent, szeby wszystko wspaniale wypchać - potwierdził znowu Herr Krieger - i ja bym za darmo wypchał panu pański piesek - dodał ulegając atakowi wielkodusznego poświęcenia.
   - Nie, ja panu zapłacę za to, sze pan wypcha ten piesek! - krzyknął porywczo Adam Iwanycz Szulc, podwójnie zaczerwieniony, płonąc z kolei wielkodusznością i niewinnie uważając siebie za przyczynę wszystkich nieszczęść.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Skrzywdzeni i Poniżeni, 1861)
   
   
   

24 kwietnia 2014

zapał i uczciwe oburzenie działa na wszystkich. . .

Jest to typ specjalny, wszędzie na jedno kopyto. Są to ludzie żarliwi, łaknący sprawiedliwości i najnaiwniej, najrzetelniej przekonani o jej niezawodnej, niezbitej, a co najważniejsze, niezwłocznej możliwości. Ludzie ci nie są głupsi od innych, owszem, bywają wśród nich nader rozumni, ale zanadto są żarliwi, by mogli być sprytni i wyrachowani. We wszystkich takich wypadkach, jeżeli się i znajdą ludzie, którzy umieją zręcznie pokierować tłumem i wygrać sprawę, to stanowią oni już inny typ naturalnych przywódców ludu, typ niezmiernie u nas rzadki. Ci natomiast, o których teraz mówię, inicjatorzy i prowodyrzy, zawsze niemal przegrywają sprawę, za co też później zaludniają więzienia i katorgi. Przegrywają wskutek swej żarliwości, ale wskutek tej żarliwości mają wpływ na tłum. Inni chętnie idą za nimi. Ich zapał i uczciwe oburzenie działa na wszystkich i w końcu najbardziej nawet niezdecydowani przystają do nich. Ślepa ich wiara w sukces uwodzi najzatwardzialszych nawet sceptyków, choć niekiedy wiara ta ma tak chwiejne, tak dziecinne podstawy, aż dziw bierze, iż ktoś dał się porwać.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Wspomnienia z domu umarłych, 1862)
   
   
   

samotnie i gniewnie czekał śmierci. . .

(...)arcyprzenikliwie patrzył mi w oczy złym, przeszywającym wzrokiem. Samotnie i gniewnie czekał śmierci, nikomu nie ufając, z nikim nie pogodzony.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Wspomnienia z domu umarłych, 1862)
   
   
   

03 lutego 2014

nie jestem godny swojego cierpienia. . .

   - Porzućmy na razie; w dodatku nie może się obyć bez szlachetności z pana strony. Tak, książę, pan musi sam palcem dotknąć, żeby znów nie uwierzyć, cha, cha! Czy bardzo pan mną teraz gardzi, jak pan myśli?
   - Za co? Za to, że pan więcej od nas cierpiał i cierpi?
   - Nie, ale za to, że nie jestem godny swojego cierpienia.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Idiota, 1868)
   
   
   

11 stycznia 2014

widzieć swojego najlepszego przyjaciela w poniżeniu wobec siebie. . .

Rzeczywiście, człowiek lubi widzieć swojego najlepszego przyjaciela w poniżeniu wobec siebie; na poniżeniu przeważnie przyjaźń się opiera; i to jest stara prawda, znana wszystkim rozumnym ludziom.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Gracz, 1866)
   
   
   

w niewolę albo do wojska, a pieniądze dodają do domowego kapitału. . .

- Jaka to rosyjska myśl! - zawołał Francuz. Śmiałem się, okropnie chciałem ich rozzłościć. - A ja wolę cale życie przekoczować w kirgiskim namiocie - zawołałem - niż kłaniać się niemieckiemu bałwanowi. - Jakiemu bałwanowi ? - zawołał generał, wpadając już naprawdę w gniew. - Niemieckiemu sposobowi zdobywania majątku. Jestem tu niedługo, jednak to, co tu zdążyłem zauważyć i zbadać, wprawia w stan wrzenia moją tatarską krew. Słowo daję, nie chcę takich cnót! Zdążyłem tutaj wczoraj obejść okolicę na dziesięć wiorst dokoła. No, kubek w kubek to samo, co w niemieckich pouczających książeczkach z obrazkami: w każdym domu jest tu wszędzie własny f a t er, okropnie cnotliwy i niesłychanie uczciwy, tak uczciwy, aż strach podejść do niego. Nie mogę znieść ludzi uczciwych, do których strach podejść. Każdy taki f a te r ma rodzinę i wieczorami wszyscy czytają na głos pouczające książki. Nad domkiem szumią wiązy i kasztany. Zachód słońca, bocian na dachu i wszystko niezwykle poetyczne i wzruszające... Niechże się pan generał nie gniewa i pozwoli mi opowiedzieć jak najbardziej wzruszająco. Sam pamiętam, jak mój nieboszczyk ojciec tak samo czytał na głos wieczorem pod lipami w ogródku podobne książki... Sam mogę więc o tym sądzić, jak należy. A więc każda taka tutejsza rodzina jest w całkowitej niewoli i zależności od f a ter a. Wszyscy pracują jak woły i wszyscy duszą pieniądze jak Żydzi. Dajmy na to, że fater uciułał już tyle a tyle guldenów i liczy na starszego syna, chcąc mu przekazać rzemiosło albo ziemię; z tego powodu córka nie otrzymuje posagu i zostaje starą panną. Z tego samego powodu młodszego syna sprzedają prawie w niewolę albo do wojska, a pieniądze dodają do domowego kapitału. Naprawdę, tak się tutaj robi; rozpytywałem.

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Gracz, 1866)