Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Proust Marcel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Proust Marcel. Pokaż wszystkie posty

28 marca 2016

nazwane „niewyczerpywalnością" dzieła. . .

Geniuszowi Prousta, nawet sprowadzonemu do faktycznie stworzonych dzieł, wciąż odpowiada nieskończoność możliwych punktów widzenia, które można przyjąć wobec jego dzieła; zostanie to nazwane „niewyczerpywalnością" dzieła Prousta.

Jean-Paul Sartre 
(Byt i nicość. 
Zarys ontologii fenomenologicznej, 1943)


   

25 sierpnia 2013

nie może się zdarzyć dwa razy w życiu, ażeby być zbyt rozemocjonowanym. . .

18 maja 1888 roku 
 Czwartek wieczorem 

 Mój kochany dziadziusiu

 Apeluję do twej dobroci o sumę 13 franków, o którą chciałem zapytać pana Nathana, ale mama woli, żebym wyprosił u ciebie. Oto dlaczego. Tak bardzo musiałem zobaczyć, czy kobieta może powstrzymać mój okropny nawyk masturbacji, że papa dał mi 10 franków, bym poszedł do burdelu. Wpierw jednak, w przypływie emocji, zbiłem nocnik: 3 franki, potem zaś, wciąż w przypływie emocji, nie byłem w stanie pieprzyć. Oto więc wróciłem do punktu wyjścia i czekam, gdy godziny lecą, na 10 franków, aby sobie ulżyć, plus 3 franki na nocnik. Ale nie śmiem prosić papy o więcej pieniędzy w tak krótkim czasie, więc miałem nadzieję, że może przyjdziesz mi z pomocą w okoliczności, która – jak wiesz – jest nie tylko rzadko spotykana, lecz także wyjątkowa. Nie może się zdarzyć dwa razy w życiu, ażeby być zbyt rozemocjonowanym, by pieprzyć.

 Całuję cię tysiąckrotnie i ośmielam się z góry ci podziękować.

 Będę jutro w domu rano o 11.00. Jeśli poruszy cię moja sytuacja i odpowiesz na moje gorące prośby, mam nadzieję znaleźć cię z rzeczoną sumą. W każdym razie dziękuję za twą decyzję, która – jak wiem – wypływa z naszej przyjaźni.

Marcel
 
 
 

28 kwietnia 2013

wieczystego trwania nikt nie obiecywał. . .

Zapewne moje książki, one również, jak i moja istota cielesna, umrą kiedyś na koniec. Ale trzeba pogodzić się ze śmiercią. Akceptujemy myśl, że za dziesięć lat nie będzie nas, a za sto - naszych książek. Wieczystego trwania nikt nie obiecywał zarówno dziełom, jak i ludziom.

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 7: Czas odnaleziony, 1927) 
 
 
   

nie czułem już sił. . .

Ale miast pracować, żyłem w lenistwie, wśród hulanek i uciech, wśród choroby, kuracji i różnych manii, i dzieło moje przedsięwziąłem w wilię śmierci, nie znając rzemiosła. Nie czułem już sił, bu stawić czoła moim zobowiązaniom wobec ludzi ani też obowiązkom wobec mojej myśli oraz dzieła, a tym mniej wobec jednych i drugich.

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 7: Czas odnaleziony, 1927) 
 
 
   

cudownym udoskonaleniem życia zwierzęcego. . .

Mieć ciało to wielkie niebezpieczeństwo dla umysłu, dla życia ludzkiego i myślącego, o którym zapewne należy mówić tyle, że jest cudownym udoskonaleniem życia zwierzęcego(...) Umysł jest zamknięty w ciele niby w fortecy; fortecę niebawem zaczną oblegać ze wszech stron i umysł będzie musiał się poddać.

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 7: Czas odnaleziony, 1927) 
 
 
   



największe obawy, jak i największe nadzieje. . .

(...)gdyż największe obawy, jak i największe nadzieje nie są czymś ponad nasze siły i w końcu opanowujemy pierwsze, a urzeczywistniamy drugie.

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 7: Czas odnaleziony, 1927) 
 
 
   

27 kwietnia 2013

życie wznosi mur. . .

Tam, gdzie życie wznosi mur, inteligencja przebija wyjście(...)

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 7: Czas odnaleziony, 1927) 
 
 
   

26 kwietnia 2013

nie sposób osiągnąć w rzeczywistości tego, co tkwi w głębi nas. . .

Aż nazbyt częste doświadczenia wskazały mi, że nie sposób osiągnąć w rzeczywistości tego, co tkwi w głębi nas; że to już nie na placu Świętego Marka i nie za moją drugą podróżą do Balbec albo powrotem do Tansonville, żeby zobaczyć się z Gilbertą, odzyskałbym Czas utracony.

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 7: Czas odnaleziony, 1927) 
 
 
   

gdy odzyskiwałem równowagę. . .

W chwili jednak gdy odzyskiwałem równowagę, postawiłem stopę na płycie trochę niżej niż poprzednia wystającej i wtedy rozwiało się moje zniechęcenie ustąpiwszy miejsca szczęśliwości, jaką w różnych okresach mojego życia napełniał mnie to widok drzew, które, jak mi się zdawało, rozpoznałem w trakcie przejażdżki powozem wokół Balbec, to widok dzwonnic w Martinville, to smak magdalenki zamaczanej w herbacie i tyle innych wrażeń, o których już mówiłem, a które, jak mi się wydawał, zsyntetyzowały się w ostatnich dziełach Vinteuila. Jak w momencie, kiedy brałem do ust magdalenkę, pierzchł cały niepokój o przyszłość, pierzchło całe zwątpienie intelektualne. Te zaś niepokoje i zwątpienia, które napastowały mnie przed chwilą, dotyczące rzeczywistości literatury, znikły jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej. Choć nie przeprowadziłem żadnych nowych rozumowań, choć nie znalazłem żadnego decydującego argumentu, trudności, przed chwilą jeszcze nieprzezwyciężone, straciły wszelkie znaczenie

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 7: Czas odnaleziony, 1927) 
 
 
   

25 kwietnia 2013

ciała, które nie cofa się, lecz przybliża. . .

Tego lub owego bardziej niż odzyskanie wolności moralnej kusił mrok, co zapadł raptem na ulicach. Niektórzy nawet z owych pompejańczyków, roszeni już deszczem ognistym, zeszli w korytarze metre, ciemne niczym katakumby. Wiedzieli, owszem, że nie będą sami. Otóż ciemność, co zalewa wszystko niczym nowy żywioł, działa na niektórych w sposób nieodparcie kuszący, niweczy bowiem pierwsze stadium rozkoszy i wprowadza nas bez żadnych wstępów w dziedzinę pieszczot, dokąd zazwyczaj docieramy dopiero po pewnym czasie. Niezależnie od tego, czy przedmiot naszych pożądań stanowi kobieta czy też mężczyzna, przypuśćmy nawet - ktoś łatwy, kto nie wymagałby skomplikowanych umizgów przedłużających się do nieskończoności w salonie (przynajmniej za dnia), wieczorem (nawet na ulicy oświetlonej choćby słabo) istnieją tu przynajmniej działania wstępne, kiedy jedynie oczy pożerają winogrona zielone jeszcze i kiedy lęk, jaki budzą w nas przechodnie, a również i ktoś upragniony, przeszkadza nam tak, iż potrafimy tylko spoglądać i mówić. W ciemnościach cała ta odwieczna gra rozsypuje się w gruzy, ręce, wargi, ciała mogą pierwsze rozpocząć igraszkę. Zdołasz zawsze wytłumaczyć się ciemnością z pomyłek, jakie ciemność rodzi, jeśli zostaniesz źle przyjęty. A jeśli przyjmą cię dobrze, bezpośrednia odpowiedź ciała, które nie cofa się, lecz przybliża, daje nam o tej (lub tym), do której zwracamy się w milczeniu, pojęcie, że jest kimś pozbawionym przesądów i występnym, pojęcie, od którego wzmaga się nasza radość, że mogliśmy się wgryźć w miąższ owocu nie pożerając go wzrokiem i nie prosząc o pozwolenie. A tymczasem ciemności trwają; zatopieni tym nowym żywiołem, klienci Jupiena mniemając, iż odbyli podróż i że ściągnęli tu, by przyglądać się zjawisku naturalnemu jak przypływ albo zaćmienie i miast w rokoszy gotowej już całkiem i zadomowionej smakować w przypadkowych spotkaniach wśród nieznanego, odprawiali przy wulkanicznym pomruku bomb, u stup pompejańskiego burdelu, rytuał sekretny w mrokach katakumb.

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 7: Czas odnaleziony, 1927) 
 
 
   

24 kwietnia 2013

wśród pełni życia codziennego. . .

(...)życie bowiem zawodzi nas tak dalece, że zaczynamy w końcu wierzyć, iż literatura nie ma z nim żadnego związku, ogarnia więc nas osłupienie, jeśli widzimy, jak cenne myśli ukazane w książkach rozprzestrzeniają się, nie lękając się zagłady, spontanicznie, naturalnie, wśród pełni życia codziennego(...)

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 7: Czas odnaleziony, 1927) 
 
 
   

baptysterium i fale jordanu. . .

Widząc, że długo będę stał przez mozaiką przedstawiająca chrzest Chrystusa, moja matka, aby mnie uchronić przed chłodem panującym w baptysterium, zarzucała mi na ramiona szalik. Będąc w Balbec z Albertyną sądziłem, że uległa ona powierzchownemu złudzeniu właściwemu tylu osobom, które nie myślą jasno, gdy mi mówiła o przyjemności - według mnie najzupełniej urojonej - jaką by miała oglądając ten czy inny obraz w moim towarzystwie. Dziś jestem już pewien, że istnieje przyjemność, która polega , jeżeli nie na tym, że się widzi, to przynajmniej, że się widziało jakąś piękną rzecz razem z pewną osobą. Przyszła dla mnie taka godzina, że kiedy wspominam baptysterium i fale Jordanu, w których święty Jan zanurza Chrystusa, podczas gdy przez Piazzettą czekała na nas gondola, nie jest mi obojętne, iż w tym chłodnym półmroku stała przy mnie kobieta udrapowana w swoją żałobę, pogrążona w pełnym szacunku i entuzjastycznym skupieniu staruszki widniejącej na weneckim obrazie Carpaccia Święta Urszula, i że ta kobieta o zaczerwienionych policzkach, smutnych oczach, zasłonięta czarną woalką, na zawsze skojarzona dla mnie z tym łagodnie oświetlonym sanktuarium Św. Marka, gdzie w każdej chwili na pewno mogę ją odnaleźć, bo to miejsce dla niej zastrzeżone i niezmienne jak mozaika - jest moją matką.

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 6: Nie ma Albertyny, 1925) 
 
 
   

23 kwietnia 2013

dzieło śmierci i zapomnienia. . .

Przyjął się zwyczaj nieprzypominania go nawet przy wyrażeniach, których często używał, przy prezentach, które od niego pochodziły, i właśnie istota mająca obowiązek odmłodzić - jeżeli nie uwiecznić - pamięć o nim przyspieszała o doprowadzała do końca dzieło śmierci i zapomnienia.

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 6: Nie ma Albertyny, 1925) 
 
 
   

22 kwietnia 2013

budziłem i podejmowałem mój smutek. . .

Od chwili kiedy się budziłem i podejmowałem mój smutek w miejscu, gdziem go zostawił przed zaśnięciem, niby książkę zamkniętą na chwilę, ale odtąd mającą mi towarzyszyć aż do wieczora, wszystkie moje wrażenia, zewnętrzne, zawsze się dostrajały do jakiejś myśli o(...)

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 6: Nie ma Albertyny, 1925) 
 
 
   

21 kwietnia 2013

oddaje się wszystkie siły w przeświadczeniu, że to są ostatnie. . .

(...) wszystko zależy od tej bitwy, ale te bitwy mniej są podobne do owych dawniejszych, które trwały kilka godzin, niż do bitwy współczesnej, która nie kończy się ani jutro, ani pojutrze, ani za tydzień. Oddaje się wszystkie siły w przeświadczeniu, że to są ostatnie, jakich się będzie potrzebowało. I więcej niż rok mija nie przynosząc "rozstrzygnięcia".

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 5: Uwięziona, 1923) 
 
 
   

oprzyj się na moim ramieniu. . .

   - Niedobrze wyglądasz, kuzynie - rzekła do pana de Charlus. - Oprzyj się na moim ramieniu. Bądź pewny, że zawsze cię ono podeprze. Dosyć jest silne na to. - Potem, podnosząc dumnie oczy i spoglądając wprost na panią Verdurin i na Morela, dodała: - Wiesz, że niegdyś w Gaecie umiało ono trzymać w respekcie kanalię. Potrafi ci posłużyć za szaniec.
   I w ten sposób, prowadząc pod ranię barona i nie pozwoliwszy przedstawić sobie Morela, wyszła wspaniała siostra cesarzowej Elżbiety [Królowa Neapolu].

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 5: Uwięziona, 1923) 
 
 
   

refleks teraźniejszości. . .

(...) człowiek wyobraża sobie przyszłość jako refleks teraźniejszości rzutowanej w pustą przestrzeń, gdy ona jest wynikiem - często bardzo bliskim - przyczyn przeważnie dla nas nieuchwytnych.

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 5: Uwięziona, 1923) 
 
 
   

wołanie, którego nie przestanę już słyszeć nigdy. . .

(...) mogłem usłyszeć dziwne wołanie, którego nie przestanę już słyszeć nigdy, jaki przeznaczenie i dowód, że istnieje coś innego niż nicość, którą znalazłem we wszystkich rozkoszach i w samej miłości; coś możebnego do osiągnięcia zapewne przez sztukę; i że jeżeli życie wydawało mi się tak czcze, to przynajmniej nie wyczerpało ono wszystkiego.

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 5: Uwięziona, 1923) 
 
 
   

18 kwietnia 2013

wąska szczelina otwierająca się na beethovena i na veronese'a!. . .

(...)- zarówno homoseksualizm młodzieńców Platona, jak pasterzy Wirgiliusza - zanikł, przetrwał zaś i mnoży się jedynie homoseksualizm wrodzony, organiczny, ten, co się kryje przed innymi i maskuje przed samym sobą. I pan de Charlus byłby w błędzie nie chcąc się szczerze odrzec genealogii pogańskiej. W zamian za trochę plastycznego piękna, ileż wyższości duchowej! Pasterz Teoretyka, wzdychający do młodego chłopca, stanie się późnej równie brutalny i tępy jak inny pasterz, którego fletnia rozbrzmiewa dla Amarylis. Bo pierwszy z nich nie jest dotknięty chorobą, jest tylko posłuszny obyczajom epoki. Jedynie homoseksualizm wstydliwy, zohydzony, jest prawdziwy, jedyny, który jest zdolny wydać u tegoż osobnika wysublimowanie duchowe. Drżeniem przejmuje związek spraw fizycznych ze sprawami ducha; myśl, że drobne przemieszczenie czysto fizycznych skłonności, lekka skaza pewnego zmysłu sprawia, iż wszechświat poezji i muzyki, zamknięty dla księcia Guermantes, otwiera się dla pana de Charlus. Nie dziwi nas smak pana de Charlus w urządzaniu mieszkania ani to, że jak kobieta lubuje się w cackach; ale ta wąska szczelina otwierająca się na Beethovena i na Veronese'a!

Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 5: Uwięziona, 1923) 
 
 
   

15 kwietnia 2013

ponieważ już się nie zmienię i nie mógłbym już żyć inaczej. . .

- Wiem, jaką ci przykrość sprawię. Po pierwsze zamiast zostać tutaj, jak chciałaś, wyjeżdżam równocześnie z tobą. To jeszcze nic. Źle się czuję tutaj, wolę wracać. Ale słuchaj, nie martw się zbytnio. Więc tak. Omyliłem się, oszukałem cię mimo woli wczoraj, zastanawiałem się nad tym całą noc. Muszę koniecznie - i postanówmy to zaraz, ponieważ zdaję sobie teraz dobrze ze wszystkiego sprawę, ponieważ już się nie zmienię i nie mógłbym już żyć inaczej; muszę koniecznie ożenić się z Albertyną.
 
Marcel Proust 
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu. 
Tom 4: Sodoma i Gomora, 1922)