04 września 2013

księża zawsze murszeli w bezecnym nieuctwie. . .

   Gospodyni wzięła księdza w obronę.
   - Zresztą czterem takim jak pan dałby radę. W zeszłym roku pomagał naszym ludziom przy zwożeniu słomy: po sześć snopków brał naraz. Taki z niego siłacz.
   - Winszuję! - zakrzyknął aptekarz. - I posyłajże tu, człowieku, córki do spowiedzi do zuchów o takiej kompleksji. Ja, na miejscu rządu, kazałbym księżom puszczać krew co miesiąc, tak, moja pani, co miesiąc porządnie krwi upuścić w interesie publicznego bezpieczeństwa i dobrych obyczajów!
   - Milczałbyś pan lepiej, panie Homais! Co za bezbożnik z pana! Nie uznaje pan żadnej religii! Aptekarz odpowiedział:
   - Uznaję, uznaję moją własną religię i bardziej jestem na swój sposób religijny niż oni wszyscy z ich błazeństwami i kuglarskimi sztuczkami. O tak! Ja wielbię Boga. Wierzą w Istotę Najwyższą, w Stwórcę, kimkolwiek by on był, który zesłał nas tu, abyśmy spełniali obowiązki obywateli i ojców rodzin. Ale nie mam żadnej potrzeby chodzić do kościoła, całować relikwii i tuczyć z własnej kieszeni stada błaznów, którym wiedzie się lepiej niż nam. Gdyż równie dobrze można czcić Boga w lesie, w polu lub nawet, idąc wzorem starożytnych, zapatrzywszy się w sklepienie niebieskie. Bóg, mój Bóg, to Bóg Sokratesa, Franklina, Voltaire'a i Berangera. Jestem za Wyznaniem wiary wikarego z Sabaudii i za nieśmiertelnymi zasadami 89 roku! Toteż nie uznaję tego poczciwego Boga-człowieka, który przechadzając się po swym ogródku z laską w ręku, umieszcza swych przyjaciół w brzuchu wieloryba, umiera z krzykiem i zmartwychwstaje po trzech dniach; są to rzeczy same w sobie zupełnie pozbawione sensu i zresztą całkowicie sprzeczne z wszelkimi prawami fizyki. Wykazują tylko, że księża zawsze murszeli w bezecnym nieuctwie i że chcą wraz ze sobą pogrążyć w nim wszystkie ludy.

Gustave Flaubert 
(fragment powieści realistyczno-psychologicznej Pani Bovary, 1857)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz